Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jasper Fforde
‹Ostatni Smokobójca›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOstatni Smokobójca
Tytuł oryginalnyThe Last Dragonslayer
Data wydania20 lutego 2013
Autor
PrzekładBartosz Czartoryski
IlustracjeRobert Sienicki
Wydawca Sine Qua Non
CyklKroniki Jennifer Strange
ISBN978-83-63248-63-5
Format320s. 140×205mm
Cena34,90
Gatunekdla dzieci i młodzieży, fantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ostatni Smokobójca

Esensja.pl
Esensja.pl
Jasper Fforde
« 1 2 3 »

Jasper Fforde

Ostatni Smokobójca

• • •
Zapukałam do drzwi domu z czerwonej cegły, stojącego na krawędzi wioski. Otworzył mi rumiany jegomość w średnim wieku.
– Pan Digby? Nazywam się Jennifer Strange, jestem z Kazam, zastępuję Pana Zambiniego. Rozmawialiśmy wcześniej przez telefon.
Zlustrował mnie wzrokiem z góry na dół.
– Nie jest pani przypadkiem trochę za młoda?
– Mam szesnaście lat – powiedziałam przyjaźnie.
– Szesnaście?
– No… za dwa tygodnie będę miała szesnaście.
– Czyli ma pani piętnaście?
Przetrawiłam jego słowa.
– To szesnasty rok mojego życia.
Pan Digby zmrużył oczy.
– Nie powinna być pani teraz w szkole?
– Jestem ubezwłasnowolniona umową uprawniającą mnie do pełnienia obowiązków menedżera Kazam – odparłam tak elokwentnie, jak tylko potrafi łam, usiłując nie zwracać uwagi na pogardę żywioną w stosunku do mnie przez wolnych ludzi.
Wychowałam się pod okiem Siostrzeństwa, które sprzedało mnie przed czterema laty do Kazam. Miałam przed sobą jeszcze dwa lata bezpłatnej pracy na rzecz firmy, zanim będę mogła choćby złożyć podanie o zmianę mojego statusu, co wreszcie, pewnego dnia, po wypełnieniu tony papierów i paru latach użerania się z biurokratami, zaowocuje moją wolnością.
– Umowa, nie umowa – odparł niezrażony pan Digby – ale gdzie jest Pan Zambini?
– Jest obecnie niedysponowany – wyjaśniłam, próbując brzmieć jak najbardziej dojrzale – i tymczasowo przejęłam jego obowiązki.
– Tymczasowo przejęła pani jego obowiązki? – powtórzył. – Czemu pani, a nie któreś z nich?
Chodziło mu o oczekujących w samochodzie magów.
– Biurokracja jest dla maluczkich – rzekła Lady Mawgona tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Mam za dużo na głowie, a papierologia nie wpływa dobrze na moje problemy z przerzedzającą się grzywą – powiedział Kosz Towny.
– Mamy całkowite zaufanie do Jennifer – dodał Mag Moobin, który doceniał moją pracę bardziej niż większość. – Zresztą znajdy dojrzewają szybciej. Możemy już zacząć?
– Sam nie wiem – odparł pan Digby po dłuższej pauzie, przyglądając się nam z miną wyrażającą poważne wątpliwości co do naszego profesjonalizmu.
A jednak nie odprawił nas z kwitkiem i zdjął z wieszaka płaszcz i kapelusz.
– Będzie zrobione do szóstej, jak ustaliliśmy?
Potwierdziłam, a pan Digby przekazał mi klucze. Szerokim łukiem ominął Kwarkostwora, usadowił się na przednim fotelu swojego auta i odjechał. Kiedy chodzi o magię, przypadkowi obywatele nie powinni szwendać się w pobliżu. Nawet zwyczajny czar zawiera w sobie ładunek zbędnej magii, który może spowodować poważne spustoszenie, jeśli wymknie się spod kontroli i trafi na przypadkowego gapia czy przechodnia. Nie to, żeby kiedykolwiek przydarzyło się coś naprawdę złego; jednemu facetowi z nosa wyrosła broda, inny zaczął kwiczeć jak świnia, a ktoś tam jeszcze sikał na niebiesko, tego typu rzeczy. Efekty uboczne szybko ustępowały, ale to jednak czarny PR, zaś procesów sądowych boimy się jak ognia.
– Okej – powiedziałam do mojego wesołego tria – to zaczynajcie.
Trójka magów spojrzała na mnie, a potem na zwyczajny dom na przedmieściach.
– Niegdyś przyzywałam burze – westchnęła Lady Mawgona.
– Jak my wszyscy – powiedział Moobin.
– Kwark – podsumował Kwarkostwór.
Odsunęłam się od nich, gdy między czarodziejami rozgorzała dyskusja nad miejscem, od którego powinni zacząć. Żadne z nich nigdy wcześniej nie zmieniało instalacji elektrycznej za pomocą czarów, lecz po przeszukaniu zaklęć w języku aramejskim odkryliśmy, że jest to wykonalne, a do tego wcale nie takie trudne – jedynym warunkiem było połączenie magicznych sił całej trójki. To Pan Zambini wpadł na pomysł wkroczenia na rynek budowlano-remontowy. Pozbywanie się kretów z podwórek, zmniejszanie przedmiotów, aby mieściły się w składzikach i magazynach przemysłowych, i znajdowanie zgubionych rzeczy to łatwizna, ale stawki za taką robotę nie były oszałamiające. Za to wymiana instalacji to zupełnie inna bajka.
W przeciwieństwie do zwykłych elektryków nie musimy kuć tynków. Żadnego bałaganu, żadnych problemów i wszystko zrobione w zaledwie kilkanaście godzin. Usiadłam w swoim volkswagenie, żeby mieć dostęp do radia. Każdy telefon do biura zostanie przekierowany tutaj. Funkcja menedżera Kazam była powiązana ze stanowiskami recepcjonistki, księgowej i kasjerki. Musiałam więc opiekować się czterdziestoma pięcioma czarodziejami, dbać o budynek, w którym wszyscy rezydowali, i wypełniać niekończące się formularze, których wymagał Akt Mocy Magicznych (poprawiony w roku 1966), obejmujący najmniejszy nawet czar. Powodów, dla których robię to, co robię, było kilka: po pierwsze, Wielki Zambini nie mógł stać na czele Kazam, gdyż zaginął; po drugie, jestem częścią tej firmy, odkąd ukończyłam dwanaście lat, i znam czarodziejski biznes od podszewki; po trzecie, nikt inny nie był zainteresowany.
Zapiszczało radio.
– Agencja Kazam – powiedziałam radosnym tonem – mogę w czymś pomóc?
– Mam nadzieję – rozległ się bojaźliwy, nastoletni głos. – Zrobicie coś, żeby pokochała mnie Patty Simcox?
– Proponuję kwiaty.
– Kwiaty?
– Ano kwiaty. Potem kino, parę żartów. Kolacja, tańce. Płyn po goleniu?
– Płyn po goleniu?
– Aha. Golisz się?
– Raz w tygodniu – odparł nastolatek – ale już mam tego dość. Niech pani słucha, myślałem, że łatwiej będzie…
– … jasne, moglibyśmy coś zrobić, ale to nie byłaby Patty Simcox. Oczywiście mała cząstka dawnej Patty gdzieś tam będzie tkwiła, lecz poczujesz się jak na randce z manekinem krawieckim. Z miłością się nie zadziera. Moja rada jest taka: spróbuj tradycyjnego sposobu.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza, lecz chłopak jedynie przetrawiał tę myśl.
– Jakie to mają być kwiaty?
Dałam mu parę rad i poleciłam kilka dobrych restauracji. Podziękował i odłożył słuchawkę.
Spojrzałam na Maga Moobina, Lady Mawgonę i Kosz Townego, którzy okrążali dom. Bo w czarowaniu wcale nie chodzi o mamrotanie zaklęć i machanie rękami – wszystko polega raczej na odpowiednim podejściu do problemu i ułożeniu magicznych inkantacji tak, aby efekt był najlepszy z możliwych, a dopiero potem wymachuje się łapskami.
Trójka czarodziejów nadal była w tak zwanej „fazie przygotowań” – pod tym terminem kryło się wgapianie w ściany, picie herbatki, dyskusje, kłótnie, kolejne dyskusje i herbatki, i jeszcze więcej gapienia się.
Znowu zapiszczało radio.
– Jenny? Tu Perkins.
Młokos Perkins był jednym z najmłodszych czarodziejów zatrudnionych w Kazam. Został przez nas zwerbowany w momencie, kiedy cieszyliśmy się krótkotrwałym okresem finansowej stabilności i odbywał u nas praktykę. Specjalizował się w Zdalnej Perswazji, ale nie szło mu zbyt dobrze. Kiedyś usiłował zaszczepić nam cieplejsze uczucia do swojej osoby, wysyłając nam podprogową wiadomość o treści: „Jeśli ja nie jestem cool, to kto jest?”, lecz coś mu się pomieszało i zdradził nam telepatycznie, że często oszukuje w Scrabble. Potem dziwił się, kiedy ktoś na niego patrzył i kiwał smutno głową. Traktowaliśmy to jako zabawną wpadkę, aż wreszcie nam się znudziło, ale on podchodził do całej sprawy niezwykle poważnie. Ponieważ byliśmy mniej więcej w tym samym wieku, dogadywaliśmy się całkiem nieźle, zresztą lubiłam go, choć nigdy nie miałam pewności, czy to szczera sympatia, czy też została wygenerowana magicznymi sugestiami. Pomimo jego częstych zaproszeń do kina, na herbatę tudzież na spacer do rafinerii, gdzie mogliśmy podpatrzeć płonące gazy o zachodzie słońca, nigdy nie zbliżyłam się do niego bardziej niż na odległość pośpiesznie wypowiedzianego: „Cześć!”.
– Hej, Perkins – powiedziałam do odbiornika – wyprawiłeś Patricka do pracy?
– Już prawie, ale chyba znowu jedzie na marcepanie.
Nie była to dobra informacja. Patrick z Ludlow był Poruszycielem. Może nie grzeszył intelektem, ale był miłym i uprzejmym człowiekiem obdarzonym niespotykaną mocą panowania nad grawitacją. Zarabiał na życie przestawianiem źle zaparkowanych samochodów na zlecenie miejskiej straży. Wymagało to od niego sporego wysiłku, dlatego spał po czternaście, a nawet dwadzieścia cztery godziny, zaś sprawa uzależnienia od marcepanu to rzecz, o której wolałabym nie rozmawiać.
– Co poza tym?
– Siostrzeństwo przysłało twojego zastępcę. Co mam z nim zrobić?
Zastanawiałam się, kiedy to się wreszcie stanie. Siostrzeństwo co cztery lata dostarczało do Kazam jakąś znajdę, gdyż wyuczenie kogoś zawodu wymagało nieprzeciętnych zdolności koniecznych na stanowisku Menedżera Sztuk Tajemnych, a niewielu się do tego nadawało. Sharon Zoiks była czwarta, ja jestem szósta, a ten nowy będzie siódmy. O piątce nie rozmawiamy.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Nie będzie kolejnego Pottera
— Magdalena Kubasiewicz

Tegoż twórcy

Kryminał bardzo literacki
— Michał Foerster

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.