Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Paul Kearney
‹Drugie imperium›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDrugie imperium
Tytuł oryginalnySecond Empire
Data wydania14 grudnia 2004
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
CyklBoże Monarchie
ISBN83-89004-68-2
Format282s. 115×185mm
Cena25,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Drugie imperium

Esensja.pl
Esensja.pl
Paul Kearney
1 2 »
Prezentujemy fragment powieści Paula Kearneya „Drugie imperium”. Objęta patronatem Esensji książka, będąca czwartym tomem cyklu „Boże Monarchie” ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Paul Kearney

Drugie imperium

Prezentujemy fragment powieści Paula Kearneya „Drugie imperium”. Objęta patronatem Esensji książka, będąca czwartym tomem cyklu „Boże Monarchie” ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Paul Kearney
‹Drugie imperium›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDrugie imperium
Tytuł oryginalnySecond Empire
Data wydania14 grudnia 2004
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
CyklBoże Monarchie
ISBN83-89004-68-2
Format282s. 115×185mm
Cena25,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Jedenaście
Wojsko przebudziło się w czarnej porze przedświtu. W lodowatej ciemności, potykając się, klnąc i zabijając zdrętwiałe ręce żołnierze zakładali pancerze i pogryzali suchary. Corfe, Marsch i Andruw znad kubka wina obserwowali budzącą się armię.
– Wysyłajcie kurierów – przypomniał Corfe, szczękając zębami. – Nawet jeśli nie będziecie mieli żadnych nowin, poinformują mnie o waszej pozycji. I, na miłość boską, nie pakujcie się w nic większego, dopóki nie dociągnę do was z głównymi siłami.
– W porządku – odparł Andruw. – Nie ucz ojca dzieci robić.
– Niech ci będzie.
Corfe niechętnie rozstawał się z Katedralnikami i oddawał ich pod czyjąś komendę – nawet pod komendę Andruwa. Zaczynał rozumieć, że jego ranga nie tylko wiąże się z przywilejami, ale przede wszystkim wymaga poświęceń. Pożegnał się z Marschem i Andruwem i odprowadził ich wzrokiem, gdy w słabym brzasku jechali ku obozowisku konnicy. Chwilę później Katedralnicy zaczęli szykować konie, a po półgodzinie wyjechali z obozu długim, milczącym szeregiem. Pierwsze promienie słońca rozświetlały właśnie niskie chmury na horyzoncie.
Późnym porankiem reszta armii – łącznie jakieś sześć i pół tysiąca ludzi – rozciągnięta w długą na półtorej mili kolumnę maszerowała już na wschód. Corfe jechał w straży przedniej, w otoczeniu około piętnastu kirasjerów – niedobitków regimentu kawalerii z Wału Ormanna. Jego trębacz, Cerne, uparł się, że z nim zostanie, Andruw zaś uroczyście przydzielił mu jeszcze sześcioosobową straż przyboczną złożoną z barbarzyńców. Za tą nieliczną grupką konnych maszerowało pięciuset torunnańskich arkebuźników, dalej dwa tysiące Fimbrian Formia i trzy tysiące arkebuźników pod dowództwem Ranafasta. Kolumnę zamykała karawana, licząca około sześciuset powolnych, wrednych, ciężko obładowanych mułów pod eskortą dalszego tysiąca torunnańskich strzelców.
Przez pierwsze kilka mil zdarzało im się jeszcze dostrzec na horyzoncie przemykających Katedralników: czarną smugę w szarym, ponurym krajobrazie. Około południa weszli jednak na bardziej pofalowany teren; długie, kamieniste grzbiety przegradzały im drogę, spowalniając marsz i zasłaniając widok na wschód. Wczesny popołudniem chmury nieco się rozproszyły i rozległe plamy światła przesuwały się po ziemi w miejscach, gdzie słońce wyjrzało zza postrzępionych obłoków. Na wschodnim widnokręgu czarne słupy wznosiły się pod niebo i zakrzywiały ostro, osiągnąwszy wysokość, na której wiał silniejszy wiatr: to były dymy z płonących miast nad Searilem. Żołnierze wpatrywali się w nie z zaciętymi twarzami. Milczący ludzki wąż z mozołem posuwał się naprzód.
Rozbili obóz w cieniu wysokiego skalnego żebra. Corfe wystawił straże na jego szczycie, a pozostałym żołnierzom pozwolił rozpalić ogniska; od wschodu i południa osłaniały ich wybrzuszenia terenu. Zrobiło się przeraźliwie zimno. Chmury zniknęły na dobre i na niebie płonęły miriady gwiazd. Największe z nich mrugały czerwonym i błękitnym światłem.
O północy przybył kurier od Andruwa. Dzielącą ich odległość przebył w pięć godzin. Katedralnicy rozbili obóz sześć mil na południowy zachód od rzeki. Nie rozpalili ognisk. Znieśli po drodze trzy bandy merduckich szabrowników, nie ponosząc żadnych strat, a następnego dnia zamierzali skręcić na południowy wschód i posuwać się równolegle do Searilu. Nieopodal znajdowała się Berrona, spore miasto, którego Merducy jeszcze nie złupili. Sądząc jednak po coraz liczniejszych oddziałach, jakie Andruw napotykał na swojej drodze, większe siły nieprzyjaciela musiały znajdować się w pobliżu i było mocno wątpliwe, aby chciały zrezygnować z tak smakowitego kąska.
Kiedy kurier jadł szybką kolację, kirasjerzy oporządzili jego konia i przyprowadzili mu świeżego. Siedząc przy ognisku, Corfe przygotował odpowiedź. Kazał Andruwowi zrobić rekonesans w okolicy Berrony jednym, najwyżej dwoma szwadronami, resztę trzymając z dala od wroga. Sam z głównymi siłami zamierzał ruszyć w stronę miasta forsownym marszem i rankiem połączyć się z kawalerią. Od Berrony dzieliło ich około trzydziestu pięciu mil, więc zapowiadał się ciężki dzień, ale wiedział, że żołnierze to wytrzymają. A potem się zobaczy.
Jeżeli chciał sprowadzić armię do Torunnu w jakim takim stanie, zdolną do walki, miał teraz ostatnią szansę, by wydać bitwę większym siłom merduckim. Za dwa, najdalej trzy dni będzie musiał albo zarządzić odwrót, albo jeszcze bardziej ograniczyć i tak skąpe racje żywnościowe. W tym drugim wypadku konie zaczęłyby padać z głodu, a do tego nie chciał dopuścić.
Zmęczonego kuriera wyprawiono w drogę powrotną. Przy odrobinie szczęścia powinien dotrzeć do Andruwa przed świtem, pokonawszy siedemdziesiąt mil w ciągu jednej nocy. Corfe nie miał pojęcia, w jaki sposób wyszukuje drogę po ciemku, w obcym i pofałdowanym terenie. On i Andruw wzięli ze sobą mapy tych okolic, ale już na miejscu przekonali się, że są żałośnie nieaktualne. Leżąca w cieniu Thurianu północ Torunny zawsze była krainą dzikszą i bardziej niebezpieczną niż południowa część królestwa. Było tu mało dróg i jeszcze mniej miast, ale pod względem strategicznym północne rubieże kraju dorównywały ważnością obu rzekom: Searilowi i Torrinowi. I w przyszłości, gdyby nadarzyła się okazja, Corfe zamierzał coś z tym fantem zrobić. Najchętniej ufortyfikowałby Przesmyk Torrinu i zbudował solidne drogi do stolicy, żeby móc szybko przerzucać wojsko. Bo do tej pory Torunna za bardzo polegała na pozostałościach fimbriańskiego państwa: Wał Ormanna, Aekir, Torunn i łączące je trakty były spuścizną dawno nieistniejącego imperium. Najwyższy czas, żeby Torunnanie sami zaczęli budować.

Armia jeszcze przed świtem zwinęła obóz. Corfe w eskorcie Katedralników wysforował się do przodu, zostawiając główne siły pod dowództwem Ranafasta. Mijali pojedyncze gospodarstwa, ograbione i spalone przez merduckich maruderów, a raz trafili na kościół, który z niewyjaśnionych przyczyn ostał się nietknięty, chociaż było widać, że przez dłuższy czas służył Merdukom jako stajnia. Na dziedzińcu do osmolonego słupa przywiązane były spalone zwłoki dwóch mężczyzn; zwęglone kikuty nóg ginęły w stosie popiołu. Corfe kazał ich pogrzebać.
W południe zatrzymali się i czekali, aż dołączy do nich piechota. Wypatrując na wschodnim widnokręgu oznak życia, Corfe żuł soloną wołowinę i zagryzał ją sucharami. Barbarzyńcy rozmawiali w swoim języku i przemawiali cicho do koni.
Kiedy w oddali pojawił się samotny jeździec, rozmowy ucichły. Pędził na złamanie karku, skulony w siodle, i za każdym razem, kiedy koń potknął się na kamienistym gruncie, szarpnięciem wodzy podnosił mu łeb. To był jeden z Katedralników; zbroja lśniła na nim jak świeżo przelana krew. Chwilę później zatrzymał się przed Corfem. Wierzchowiec ciężko robił bokami, parskał pianą, nozdrza miał rozdęte i zaczerwienione. Żołnierz zeskoczył z siodła i podał Corfe’owi tubę z meldunkiem.
– Od… Ondruwa… – wysapał.
– Dobrze się spisałeś. Cerne! Dajcie mu wody. Zajmijcie się jego koniem i dajcie mu świeżego.
Corfe odwrócił się i wytrząsnął z tuby postrzępiony zwój papieru.

Armia merducka obozuje pięć mil na południe od Berrony. Około piętnastu tysięcy ludzi, plus dwa tysiące konnych w straży przedniej. Wszyscy lekkozbrojni. Zajęliśmy pozycje półtorej mili na północ od miasta, ale wycofamy się trzy mile dalej, żeby uniknąć wykrycia. Wygląda na to, że dziś po południu wkroczą do Berrony. Mieszkańcy nie wiedzą ani o nich, ani o nas. Kiedy możecie dołączyć?
Andruw Cear-Adurhal
Pułkownik, dowódca zwiadu

Wyczuł w słowach Andruwa rozpaczliwe, choć nie wyrażone wprost błaganie: pułkownik chciał ocalić Berronę przed merduckim najazdem. Do połączenia sił mogło jednak dojść dopiero po zmroku, a Corfe nie chciał wysyłać piechoty, która przeszła trzydzieści pięć mil, do nocnego ataku na miasto, w którym nieprzyjaciel miałby znaczącą przewagę liczebną. Co gorsza, nie mógł nawet pozwolić Andruwowi ostrzec mieszkańców. Gdyby wyszło na jaw, że w pobliżu kręci się torunnańska armia, rano Merducy byliby gotowi na odparcie szturmu.
Trudno. Berrona będzie musiała bronić się sama.
Kiedyś by zaryzykował – w tych dawnych czasach, kiedy nie miał jeszcze generalskich szlifów i ryzykował niewiele więcej niż własne życie. Gdyby jednak teraz poniósł poważne straty, cała Torunna byłaby zgubiona. Kiedy odpisywał Andruwowi, twarz miał zaciętą i bladą jak płótno.

Zostańcie na nowych pozycjach. Pod żadnym pozorem nie wchodźcie w kontakt z wrogiem. Piechota dołączy do was dzisiaj. Rano zaatakujemy.
Corfe Cear-Inaf
Naczelny wódz armii Torunny

To było wszystko. Czuł się paskudnie, wręczając kurierowi tubę; w pewnej chwili miał nawet ochotę zawrócić go z drogi i zmienić rozkaz, ale już było za późno. Barbarzyńca zmienił się w maleńki punkcik na horyzoncie i wkrótce zniknął im z oczu.
Stało się. Skazał mieszkańców Berrony na noc w piekle.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Listopad 2004
— Tomasz Kujawski, Eryk Remiezowicz

Cisza przed burzą
— Tomasz Kujawski

Krótko, ale dynamicznie
— Tomasz Kujawski

Martin, Erikson i... Kearney
— Tomasz Kujawski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.