WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Kot na sznurku |
Data wydania | 6 czerwca 2014 |
Seria | Biblioteka Klubu Esensji |
Gatunek | fantastyka, groza / horror, humor / satyra, obyczajowa |
WWW | Polska strona |
Zobacz czytniki w | Skąpiec.pl |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Cena, której zażądała NyhtAgnieszka HałasCena, której zażądała NyhtMłodzieniec spojrzał z ukosa na Faivrin. Z odległości kilku kroków czuł jej konwaliowe perfumy. Był ciekaw, dla kogo ufryzowała jasne włosy i wpięła w nie błękitną kokardę. Czy dla młodego d’Erbina z sąsiedniego majątku? Komuś pewnie już przyrzeczono jej rękę. Mógłby zapytać o to Sandora, ale wiedział, co ojciec odpowie – że trzeba było pisać listy, interesować się, co słychać u siostry, a nie teraz się dowiadywać poniewczasie. – A ciotka Kerstin jak się miewa? – zagadnął od niechcenia, bo zaintrygowało go, jak loki i kokardy dają się pogodzić z opinią rzeczonej. Kerstin, owdowiała i bezdzietna szwagierka Sandora, sprowadziła się doń krótko po śmierci siostry, żeby Deuvenowi i Faivrin zastępować matkę. Była osobą kostyczną, surową i wychowywała ich żelazną ręką, póki części jej obowiązków nie przejął dobroduszny, nieco szalony preceptor Bonardi. – Prawda, przecież ty nie wiesz… – Faivrin posmutniała. – Ciocia nie żyje. Zmarła zeszłej jesieni. Znów zapadło kłopotliwe milczenie. Ostry podmuch wiatru targnął zeschłymi listkami głogów. – Wracajmy, bo zmarzniesz – powiedział młodzieniec. Gdy szli z powrotem, podał siostrze ramię, bo jej trzewiczki ślizgały się na mokrej ziemi. Nie zauważył szybkiego, taksującego spojrzenia, jakim go objęła. – Nie martw się, ojcu gniew szybko przejdzie – rzuciła, po czym zachichotała. – Ożeń się, to wszystko ci wybaczy. Chciałby doczekać wnuków, które będą nosić jego nazwisko. Deuven aż przystanął. – Ożenić się! – Faivrin rozwarła usta, zaskoczona goryczą w jego głosie. – Dziewczyno, pomyśl chwilę. Kto zgodzi się wydać córkę za adoptowanego szlacheckiego bękarta? – Nie sądziłam, że akurat tobie może zależeć na posagu czy pięknym nazwisku – powiedziała Fai po chwili milczenia. Deuven po raz drugi miał ochotę walnąć pięścią w mur. – Tu nie o to chodzi, czy mnie zależy. Dobrze, powiedzmy, że poślubię miłą pannę, sierotę bez posagu, bo żaden rodzic, który ma do przehandlowania lepszą partię, nie zmarnuje jej na małżeństwo ze mną, pojmujesz? Wszyscy będą mówić, że poszła za farbowanego de Raguesa, bo chodziło jej tylko o nazwisko i majątek, i będą mieli rację. Jego lepsza nie chciała, jej lepszy nie chciał, idź krzywe do krzywego, to wszyscy będą zadowoleni. A ojciec niewątpliwie byłby zachwycony, że potomstwo z takiego związku nosi jego nazwisko. – Myślę… – zaczęła Faivrin, ale brat nie dał jej dokończyć. – Nie chciałbym tego zrobić swoim dzieciom. Potrafisz pojąć chociaż tyle? – Przesadzasz. – A ty jesteś naiwna. Czytasz romanse do poduszki i myślisz sobie… Ech. Nie znalazła na to odpowiedzi, więc tylko posłała mu spojrzenie zranionej sarny. Deuven, dla którego wzmianka o ożenku była jak naruszenie zastarzałego wrzodu, zaklął półgłosem. – Nie wyrażaj się tak przy mnie – skarciła go Faivrin. – Nie jestem twoim kompanem od butelki. – Nie. Jesteś gąską, co ma koronki pod ogonem i pstro w główce. – Powtórzę ojcu, co mi powiedziałeś – zagroziła, głównie dlatego, że nie chciała, aby brat czuł się zwycięzcą w tej wymianie zdań. – Że jesteś gąską? – Nie. To, co mówiłeś o ożenku. – Proszę bardzo, tylko nie wiem, po co, bo już to wszystko ode mnie usłyszał. – Kiedy? – Kilka lat temu. Kiedy jeszcze studiowałem w Ponte Auria. Teraz to Faivrin przystanęła. – Powiedziałeś mu w twarz takie rzeczy? – Powiedziałem mu prawdę. Co więcej, wyobraź sobie, że przyznał mi rację. Zamilkła, jeszcze bardziej zaskoczona. Chciała zapytać, o co w takim razie pokłócili się dwa lata wcześniej, ale nie miała śmiałości. Wrócili pod bramę. Minęła ich służąca, idąca do strumienia z niecką bielizny. Rzuciła Deuvenowi zaciekawione spojrzenie, chyba go nie rozpoznała. – Po co przyjechałeś? – zapytała wreszcie Faivrin, bo nie mogła wytrzymać przedłużającego się milczenia. – Żeby się utwierdzić w przekonaniu, że to ty powinnaś odziedziczyć Hain-Rague – palnął, nagle zniecierpliwiony, żałując, że w ogóle musiał tu się zjawić. – Ach, daj mi spokój, idź i zajmij się czymś. Chusteczkę pohaftuj. Odszedł prędko w stronę stajni i nie zobaczył, jak przybrana siostra ukradkiem ociera łzy. • • • W jadalni panowała cisza, przerywana jedynie trzaskaniem ognia i szczękaniem sztućców. Ochmistrzyni i służąca, które podawały do stołu, co rusz wymieniały znaczące spojrzenia. Faivrin melancholijnie patrzyła na brata. Deuven jadł bez słowa, nie podnosząc głowy. Sandor również milczał ponuro, ze zmarszczonym czołem. Kiedy Herta podała mu porcję schabu ze śliwkami, zaatakował pieczeń nożem i widelcem z taką zawziętością, jakby mścił się za zniewagę. Obiad dłużył się w nieskończoność. W końcu na stole pojawiły się placek z konfiturami i karafka miodu. Sandor, spróbowawszy ciasta, pochwalił je z nikłym uśmiechem. Ukroił sobie drugi kawałek i przez chwilę zdawało się, że atmosfera stanie się lżejsza. Ale wtedy weszła Herta z dziwnie wystraszoną miną i szepnęła coś swemu panu. Ten wyszedł, a po chwili wrócił ze zmienioną twarzą. – Niechbym dorwał tego egzorcystę, pasy bym kazał drzeć ze śmierdzącego oszusta – wycedził głosem dygocącym z wściekłości. – Złe wróciło?! – wykrzyknęła Faivrin, zrywając się z miejsca. – Nie żyje troje ludzi w Gęsiej Łące. Ten tkacz, co chorował na płuca, jego żona i syn. Zginęli w nocy. Zarządca dopiero co przywiózł wiadomość. – Teraz? – zdziwił się Deuven. – Czemu nie rano? – Chata stoi na skraju wsi, mieszkali tylko we trójkę, bo starszy syn już żonaty i gospodaruje na swoim. Sąsiadka tam poszła jakoś popołudniem. Zastukała do drzwi i zdziwiła się, że uchylone, a wewnątrz cicho. Jak weszła, to zobaczyła, że nie żyją. – Sandor popatrzył na ścienny zegar i zmełł w zębach przekleństwo. – Pojadę tam jutro skoro świt. – To ja też – powiedział młodzieniec. Jego przybrany ojciec w pierwszej chwili spojrzał niechętnie, ale kiwnął głową. Choć przez dwa lata nie mieli z sobą kontaktu, Deuven nie został nigdy formalnie wydziedziczony, nadal przypadała mu w spadku większa część dóbr. Kłopoty dzierżawców były również jego kłopotami. • • • Całość opowiadania znajduje się w antologii „Kot na sznurku”, dostępnej dla członków „Klubu Esensji”. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner