Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Świrski
‹Tytuł zastępczy czyli Pan Zbyszek i początki kapitalizmu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTytuł zastępczy czyli Pan Zbyszek i początki kapitalizmu
Data wydania6 grudnia 2004
Autor
Wydawca E-cons
ISBN83-921696-9-7
Format216s. 150×210mm
Cena25,—
Gatunekhumor / satyra, obyczajowa
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Tytuł zastępczy czyli Pan Zbyszek i początki kapitalizmu

Esensja.pl
Esensja.pl
Prezentujemy fragment powieści Macieja Świrskiego (Szczura Biurowego) „Tytuł zastępczy czyli Pan Zbyszek i początki kapitalizmu”. Książka zaczęła się na portalu Gazety Wyborczej, na Forum w dziale Dilbertoza – stąd też i nickname Szczur Biurowy. Po prostu – gdzieś tam w biurze, po godzinach narodziła się ta historia. Z kilku postów na forum, po zapytaniach czytelników, powstała strona internetowa www.szczurbiurowy.com, a potem książka, która jest wydawana całkowicie poza oficjalnymi strukturami, jako prywatne przedsięwzięcie autora, zupełnie off.

Maciej Świrski

Tytuł zastępczy czyli Pan Zbyszek i początki kapitalizmu

Prezentujemy fragment powieści Macieja Świrskiego (Szczura Biurowego) „Tytuł zastępczy czyli Pan Zbyszek i początki kapitalizmu”. Książka zaczęła się na portalu Gazety Wyborczej, na Forum w dziale Dilbertoza – stąd też i nickname Szczur Biurowy. Po prostu – gdzieś tam w biurze, po godzinach narodziła się ta historia. Z kilku postów na forum, po zapytaniach czytelników, powstała strona internetowa www.szczurbiurowy.com, a potem książka, która jest wydawana całkowicie poza oficjalnymi strukturami, jako prywatne przedsięwzięcie autora, zupełnie off.

Maciej Świrski
‹Tytuł zastępczy czyli Pan Zbyszek i początki kapitalizmu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTytuł zastępczy czyli Pan Zbyszek i początki kapitalizmu
Data wydania6 grudnia 2004
Autor
Wydawca E-cons
ISBN83-921696-9-7
Format216s. 150×210mm
Cena25,—
Gatunekhumor / satyra, obyczajowa
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
W czasie, gdy walczył z samochodem, minęło Boże Narodzenie. Komuniści pozwolili ludziom pójść na pasterkę i nie było wtedy Godziny - pewnie sami chcieli mieć rodzinne święta zamiast pilnować tego obozu.
Pan Zbyszek nie miał wiele do roboty - taksówka nie działała, nie mógł nikogo wozić. W telewizornię nie mógł patrzeć, bo jak widział Tumanowicza albo Woźniaka ubranych w mundury (bez stopni, widać nie zasłużyli), to od razu miał dość. Dzień przed Sylwestrem na Okęciu słychać było niepokojący warkot silników. Jakoś nieprzyjemnie to wróżyło. Samoloty startowały nisko przy ziemi. Pan Zbyszek wybrał się nawet na Aleję Krakowską, na początek pasa startowego, tam gdzie są obniżone latarnie, żeby zobaczyć, co właściwie tak startuje i warczy. Gdy wysiadł z tramwaju i zaczął iść wzdłuż płotu lotniska, zobaczył w oddali szare cielska samolotów, a jeden z nich właśnie startował z brzuchem przy ziemi tuż ponad latarniami. Warkot silników przekręcał wnętrzności. Antonow przeleciał, a czerwone gwiazdy na skrzydłach przesunęły się nad przechodniami jak kosa. Polecieli. Pocieszające było to, że odlatują, a nie przylatują.
Przy Alei Krakowskiej był sklep z częściami samochodowymi i Pan Zbyszek chciał zapytać, czy dostanie oringi do uszczelnienia przewodów chłodnicy do merca. Sklep był prywatny, właściwie nie sklep, ale taka budka drewniana przyklejona do ściany przedwojennej kamienicy, z jednym okratowanym oknem i stalowymi drzwiami. Przez brudne szybki w oknie ledwie było widać wystawione kolorowe opakowania po częściach, z angielskimi napisami, spłowiałe od światła. Na szybach były przyklejone nalepki ze znakami firmowymi VW, Mercedesa i Audi, obok Texaco i stare logo Toyoty. Była też nalepka VISA i American Express. Kiedyś zawędrował w to miejsce pewien Niemiec, któremu okradli samochód - nic wielkiego, jedynie wycieraczki. Chciał płacić kartą i zdziwił się, gdy go pogonili. Pytał się dlaczego w takim razie wisi nalepka Visa - usłyszał, że to tak dla ozdoby. A co najśmieszniejsze - mówili prawdę.
Pan Zbyszek chciał kupić oringi, ale miał jeszcze jeden interes - procentomierz. Rzecz nie do zdobycia, ale tutaj powinien być - jeden z klientów Pana Zbyszka zaopatrywał się tu w akcesoria destylacyjne. Poza tym można tu było wymienić pożyteczne informacje z dziedziny względem tego, co i owszem.
Procentomierza tym razem nie było. Przed sylwestrem wszystkie wyszły, bo ludzie pędzili na potęgę. Co robić w długie zimowe wieczory, gdy nie można nigdzie wyjść z powodu czyhających na ulicy zomowców? Telewizji nie da się oglądać, bo w środku wilcy straszą. Można albo się upić, albo knuć. Knucie najlepiej wychodzi, jeśli jest umiarkowanie podlane i dlatego Pan Zbyszek odczuwał ciśnienie popytu: gdziekolwiek nie poszedł do swoich klientów, wszyscy go pytali o podlewacz. Diagnoza była prosta: wszyscy knuli. Nawet się tego po nich nie spodziewał, ale widać poziom wnerwienia w narodzie się zwiększył, jak zobaczyli Jaruzela w telewizorni.
Tak więc przed sylwestrem można było zarobić jeszcze parę złotych na dostawie środków niezbędnych do knucia, a przy tym atrakcyjność towarzyska osobnika posiadającego środki knuciopędne bardzo wzrastała. A że dobry handlowiec zaprzyjaźnia się ze swoimi klientami - Pan Zbyszek z niektórymi był bardzo zaprzyjaźniony. Wobec czego czuł się w obowiązku właściwie zaopatrzyć te wojenno-sylwestrowe imprezy - przynajmniej kilku swoich klientów.
Zacier w piwnicy dojrzał, szybciej niż się spodziewał, widocznie przy odmierzaniu składników coś mu się pomyliło, a może w piwnicy było cieplej niż przewidział zbiorowy autor przepisu.
Pan Zbyszek zapalił gaz pod bańką z zacierem i przytupując z niecierpliwości czekał na efekt destylacji. Płomień palił się na niebiesko, dwudziestolitrowy zbiornik nagrzewał się powoli. Po godzinie, gdy termometr pokazywał 80 stopni, a Pan Zbyszek po raz setny odczytywał temperaturę, rozległ się huk i przez szparę rozszczelnionego wieka zbiornika zaczął wybryzgiwać rozgrzany zacier. Siła odrzutu była tak duża, ze stalowa kana, wytrącona z równowagi zaczęła wirować wokół osi jak bąk. Pan Zbyszek odskoczył szczęśliwie unikając poparzeń, ale ta jego piwniczna bania Herona wyrzucała drogocenny zacier.
Chwycił szczotkę i zepchnął buzująca bombę zacierową z gazu. Spadła z palnika i przewróciła się na bok. Szybko ją podniósł, żeby przez szczelinę nie wylała się reszta.
Błąd technologiczny był prosty - nie było zaworu bezpieczeństwa, a rurka destylacyjna zatkała się, gdy zacier zaczął dochodzić do wrzenia, tym bardziej, że wzrosło ciśnienie.
Opar fermentacji unosił się w całej piwnicy. Wszystkie szczury piwniczne były zdrowo podcięte, do tej pory taka okazja im się nie zdarzyła. Gorzej z sąsiadami. Pan Zbyszek wyszedł na zewnątrz przez swoje zamaskowane wejście - węszył jak chart, przeleciał wzdłuż i w poprzek resztę podziemia a potem wyszedł na klatkę schodową - nie było śladu zapachu. Ten schron był genialnym wynalazkiem - przecież musiał wytrzymać wojnę chemiczną - jeszcze gorsze smrody. Wrócił z powrotem i zaczął głowić się jak przywrócić maszynkę do działania.
Do przetkania spirali posłużyła stalowa linka od hamulca rowerowego. Zawór bezpieczeństwa zrobił z zaworu do kotła centralnego ogrzewania, który został się po fachowcach z zeszłego lata.
Maszyneria działała, można było zrobić z tego, co pozostało po awarii jakiś konkretny użytek. Ponowny rozruch odbył się bez wypadku. Udało mu się utrzymać stałą temperaturę 89-97 stopni. Do butelki po mleku przyjemnie kapało. Pan Zbyszek spróbował - nastojaszczyj spirt. Uszy sztywniały, nos się wydłużał. Można z tym iść do klienta. Nakapało mu tylko półtora litra, bo reszta się zmarnowała podczas prób technicznych. Postanowił iść na na imprezę, a nie handlować. Mieli iść z żoną, ale się pokłócili, bo jego całymi dniami nie było w domu, taksówką nie jeździł, tylko latał za interesami, a ona chciała żeby coś wspólnie robić, jak to kobieta. A on rozwijał interes i nie mógł sobie pozwolić na chwile relaksu.
Zrobił karmel (cukier na patelni aż do zbrązowienia) i zabarwił bimber. Dolał trochę wody, bo był za mocny. Wygrzebał z szafy butelkę po Jasiu Wędrowniczku, taką z uchwytem. Wlał do środka. Pasowało pod kolor. Mógł iść - miał gościńca.
Telefonów nie było, poszedł w ciemno, pamiętając, że klient zapraszał go do siebie do domu na Służewiec nad Dolinką. Pamiętał adres, tuż przy samie, wejście obok skrzynek z butelkami na mleko. Długi, 10 piętrowy blok z balkonami wspierającymi się na wspólnym filarze dla jednego pionu. Były tam dwie klatki schodowe z dwiema windami w każdej, połączone korytarzami na każdym piętrze. Pan Zbyszek dotarł tam po 8 wieczór i pamiętał, że klient mówił, że mieszka na czwartym piętrze - niestety numer mieszkania jakoś mu się ulotnił. Szedł tym czwartym piętrem w mżącym świetle słabych żarówek, pomiędzy ścianami pomalowanymi sraczkowatą farbą olejną i nasłuchiwał odgłosów zza drzwi. Zabawa się rozkręcała. Tu Krzysztof Krawczyk - nie, chyba ten klient nie wyglądał na fana. Tam Lennon. Nie, dalej. Genesis. Głos Petera Gabriela w wyciągniętej frazie, a w tle riff gitarowy skrobiący do kości. OK., można wejść.
Nacisnął dzwonek, drzwi się otworzyły. Na progu stał wysoki brodacz z czarnym zarostem aż po oczy. Śmiał się, w ręku trzymał butelkę żytniówki. W głębi mieszkania tłoczyli się goście, ktoś niósł tacę z malutkimi kanapeczkami, ktoś otwierał butelkę. Dym. Ale nie tak śmierdzący jak z ekstra mocnych albo klubowych. Marlboro. Wiadomo - święto.
koniec
3 grudnia 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.