Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Terence M. Green
‹Cień z Ashland›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCień z Ashland
Tytuł oryginalnyShadow of Ashland
Data wydania14 grudnia 2004
Autor
PrzekładBeata Hrycak
Wydawca Zysk i S-ka
ISBN83-7298-625-8
Format236s. 125×183mm
Cena29,90
Gatunekkryminał / sensacja / thriller, obyczajowa
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Cień z Ashland

Esensja.pl
Esensja.pl
Terence M. Green
1 2 3 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Terence’a M. Greena zatytułowanej „Cień z Ashland”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.

Terence M. Green

Cień z Ashland

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Terence’a M. Greena zatytułowanej „Cień z Ashland”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.

Terence M. Green
‹Cień z Ashland›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCień z Ashland
Tytuł oryginalnyShadow of Ashland
Data wydania14 grudnia 2004
Autor
PrzekładBeata Hrycak
Wydawca Zysk i S-ka
ISBN83-7298-625-8
Format236s. 125×183mm
Cena29,90
Gatunekkryminał / sensacja / thriller, obyczajowa
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Dla mojego brata Rona, którego zawsze będzie nam wszystkim brakowało
1932-1993

Podziękowania
Wyrażanie wdzięczności, które towarzyszy publikacji książki, to coś, co czynię z ogromnym upodobaniem. To forma powiedzenia tym wszystkim, którzy udzielili mi swego wsparcia i zachęty, którzy nakłaniali mnie do pisania, że nasza wiara w sens tej pracy została nagrodzona.
Pragnę, by podziękowania przyjęli: Canada Council oraz Ontario Arts Council; Doug Gibson, Linda Williams, Paul Stuewe; Rob Sawyer, Andrew Weiner, Lou Fisher, Ken i Judy Luginbuhl, Bill, Judy i Brigid Kaschuk, Joe i Pam Zarantonello; George Wolfford, Rick Conley, Harold Freedman, Bert Cowan, Bruce Gillespie, Carol Bonnett, Phyllis Gotlieb, Douglas Barbour oraz Don Hutchison.
Specjalne podziękowania niech przyjmą: moja agentka Shawna McCarthy oraz mój wydawca David Hartwell, którzy uwierzyli w tę opowieść na tyle, by przekazać ją w wasze ręce.
Jak zwykle serdecznie dziękuję mojej rodzinie: Merle za wszystko oraz Conorowi i Owenowi za wszystko to, czego nie mogła dać mi Merle. (Conor zasługuje tym razem na specjalne wyróżnienie za pomoc w zakończeniu powieści; jest lepszym pisarzem, niż mu się wydaje).
Jednakże bez Jacka ta opowieść by nie powstała.
Bez matki zaś nie poznałbym nigdy tej historii.

I

Iluzja, Temperament, Następstwo, Pozory, Zaskoczenie,
Rzeczywistość, Podmiotowość – oto nici na krosnach
czasu, oto władcy życia. Nie śmiem zakładać, że podam
ich porządek, ale wskażę je, gdy odnajdę
je na swój sposób.
Ralph Waldo Emerson, Experience

1
Moja matka zmarła 14 marca 1984 roku. Ta śmierć była nieuchronna – to jedna z tych rzeczy, których nie sposób uniknąć – i choć można się było jej spodziewać, doznałem wstrząsu. Wraz z nią odszedł spory kawał przeszłości. Spory kawał mojej przeszłości.
Było, minęło.
Trafiła do szpitala tuż przed Bożym Narodzeniem. Szybko postępująca miażdżyca, powtarzające się udary oraz upośledzający sprawność fizyczną artretyzm właściwie pozbawiły ją możliwości samodzielnego poruszania się. Miała siedemdziesiąt cztery lata.
Mnie stuknęła czterdziestka. Wkrótce skończę czterdzieści jeden lat.
Ale to jedynie puste liczby. Nigdy nie mogłem pojąć, co mierzą liczby, zwłaszcza w odniesieniu do Czasu. Teraz rozumiem jeszcze mniej.

Podobno zmarła wskutek niewydolności krążenia.
Kiedy odwiedziłem ją w styczniu, majaczyła. Przejąłem się tak bardzo, że nie zdołałem powstrzymać łez. W szpitalnej sali stały jeszcze trzy inne łóżka, jednak dopiero teraz dociera do mnie fakt, że zupełnie nie pamiętam, kto je zajmował. Przypominam sobie jedynie, jak tamtego dnia wstałem i zasunąłem zasłony wokół łóżka matki, abyśmy mogli zostać sami, żebym mógł trzymać ją za rękę.
Szponiaste palce miała zgięte w sposób charakterystyczny dla podeszłego wieku, cienka skóra jej dłoni obciągała kościste kłykcie. Ranki i powierzchowne ślady po nowotworze skóry pokrywały przedramię.
Ale jej oczy… Niepokoiły mnie właśnie te oczy – szkliste, spoglądające nerwowo, przerażone, których błękit rozmywał się, jakby rozcieńczono go wodnym rozcieńczalnikiem…
– Był tutaj Jack – poinformowała mnie.
Zmarszczyłem czoło.
– Jack?
– I mój ojciec. – Pokiwała głową. Jej oczy rzucały niespokojne spojrzenia.
Bacznie przyjrzałem się twarzy matki. Jack był jej bratem. Nie widziała go od mniej więcej pięćdziesięciu lat. Jej ojciec zmarł trzydzieści lat temu.
– Był tutaj Jack – powtórzyłem wreszcie jej słowa.
Z przejęciem skinęła głową. Jej oczy ani na chwilę nie przestawały posyłać gorączkowych, niepewnych spojrzeń. Chwyciła moją dłoń.
– Prosiłam, żeby nie odchodził.
Ze zrozumieniem przytaknąłem skinieniem głowy.
– Ale mimo to poszedł.
Kolejny przytakujący ruch głową; pauza.
– Zawsze był z niego dobry chłopak. Oboje byliśmy grzecznymi dziećmi. Nigdy nie wpakowaliśmy się w żadne tarapaty. Zawsze robiliśmy, co nam kazano.
Czułem na swej dłoni kruche kości jej ręki, obserwowałem, jak jej spojrzenie skacze gorączkowo z miejsca na miejsce, widziałem taką matkę, jakiej dotąd nie znałem.
– Dał mi to.
Dłoń, którą trzymałem, otworzyła się i wypadła z niej świeża czerwona róża. Uświadomiłem sobie, że to maligna. Matka mogła znaleźć tę różę gdziekolwiek.
– Jutro przyjdzie znowu.
Kiwnąłem głową.
Miała rozbiegane oczy.

Wróciłem tam nazajutrz. Obłęd minął. Zamiast majaków powitały mnie zwieszone z butelki przy łóżku rurki, które wiły się i ginęły w ramieniu matki.
– Jak się dzisiaj czujesz?
Usiadłem, ująłem ją za rękę.
– Dobrze. – Odpowiedziała cicho, bez emocji.
Jej oczy, jak zauważyłem, patrzyły spokojniej. Zdobyłem się na uśmiech.
– Jak ci się to wszystko podoba?
Pozorując dokładne oględziny sali, wskazałem otwartą ręką na otaczające nas przedmioty: łóżka z ręcznymi korbkami, szeleszczącą białą pościel, szare kafle na podłodze, plastikowe bransoletki na nadgarstki. Matka uśmiechnęła się. Powróciła z krainy, w której znajdowała się wczoraj.
– Nie chcę umierać – rzekła. – Nikt nie chce umierać. Ale – dodała – żyć w ten sposób też nie chcę.
Skinąłem głową, pocieszony klarownością jej odpowiedzi. Rozumiała, co się dzieje, nie widziała rozwiązania, wyraziła to w prostych słowach.
Ile zostało czasu?
– Kogo chciałabyś widzieć? Czy jest ktoś, z kim chciałabyś się zobaczyć?
Spokojnie skupiła na mnie wzrok.
– Och, tak.
– Kto?
– Jack – odparła.

2
Rodzice wprowadzili się do swego domu w północnym Toronto w 1929 roku. W owych czasach, wiem to z opowieści, wszędzie wokół rozpościerały się łąki, a w połowie drogi do następnej ulicy płynął strumyk.
Łąki znikły, nikt już nie jest dzisiaj pewien, którędy dokładnie przepływał strumyk. Większość zgodnie uważa, że strumyk toczy swe wody pod obsługującym stację metra miejskim parkingiem, na miejscu którego ma powstać nowy komisariat policji. Ojciec mieszka tam nadal. Samotnie.
Tamtego popołudnia w drodze ze szpitala pojechałem do domu, w którym dorastałem, domu, który opuściłem dwadzieścia lat temu. Rzeczywiście, wyglądał jak miejsce zamieszkane przez starszego samotnego człowieka – złuszczona farba na okapie dachu, drzwi z aluminiowej siatki podziurawione i przeżarte korozją, śnieg z podjazdu nieodgarnięty.
Wiedziałem, że go zastanę. On jest tam zawsze.

– Opowiedz mi o Jacku.
Ojciec zapalił papierosa trzymanego w prawej ręce. Lewą wcisnął za pasek, co było jego zwyczajem. Miał już na karku osiemdziesiątkę. Ze zdumieniem patrzyłem na jego białe włosy, niepewne, chwiejne ruchy, grube soczewki okularów.
– Przepadł jak kamień w wodzie – odparł.
– Wiem.
– Wyjechał w latach trzydziestych.
Skinąłem głową. Siedzieliśmy naprzeciw siebie przy zielonym stole kuchennym.
– Dlaczego wyjechał? Co się wydarzyło?
Ojciec zaciągnął się głęboko papierosem, po czym wypuścił powoli dym.
– Co mówiła matka?
– Niewiele. Spytałem, kogo chciałaby zobaczyć. Powiedziała: Jacka. Nic więcej.
Pokiwał głową.
– Sprawy nigdy nie zostały rozstrzygnięte. I w tym rzecz. A trzeba je wyjaśnić, bo inaczej nigdy nie odejdą do przeszłości.
Czekałem.
– Co się stało? – spytałem ponownie. – Nikt mi o tym nie wspominał.
Ojciec milczał przez chwilę.
– Do końca nie wiem – rzekł.
Zapalił kolejnego papierosa. Nadszedł czas zwierzeń, rozumiał to.
– Widzisz, było ich tylko dwoje. Margaret i Jack, nikogo więcej. Jack był dwa lata młodszy, urodził się w tysiąc dziewięćset jedenastym. Mieszkaliśmy wszyscy przy Berkeley Street. Tak poznałem twoją matkę. Sąsiadowaliśmy ze sobą. – Uśmiechnął się, coś sobie przypominając. – Jesteśmy małżeństwem już od pięćdziesięciu czterech lat.
– Wiem – odpowiedziałem z uśmiechem.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Kiedy forma przerasta treść
— Aleksandra Winnik

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.