WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Ściana Burz |
Tytuł oryginalny | The Wall of Storms |
Data wydania | 11 kwietnia 2017 |
Autor | Ken Liu |
Przekład | Agnieszka Brodzik |
Wydawca | Sine Qua Non |
Cykl | Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu |
Seria | SQN Imaginatio |
ISBN | 978-83-7924-649-6 |
Format | 768s. 135×210mm; oprawa twarda |
Cena | 54,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Ściana BurzKen Liu
Ken LiuŚciana BurzRozległ się trzask. Miecz złamał się w pół, a dziewczyna wylądowała na podłodze, przygnieciona ciałem mężczyzny. Wciąż trzymała w ręku połówkę swojej broni, a nigdzie nie dało się dostrzec nawet kropli krwi. Ten z blizną roześmiał się i rzucił drugą część miecza do paleniska, gdzie pomalowane srebrną farbą drewno zaraz zajęło się ogniem. – Kto tu jest prawdziwym oszustem? – zakpił. – Swój pozna swego, co? A teraz mi za to zapłacisz. – Podszedł do wciąż ogłuszonej dziewczyny niczym wilk zbliżający się do ofiary. Teraz, gdy rąbek jej szaty zadarł się, mężczyzna zobaczył, że jej lewa noga została umieszczona w swego rodzaju uprzęży, podobnej do tych noszonych przez weteranów, którzy na wojnie potracili członki. – Czyli jesteś też bezużyteczną kaleką. – Splunął na nią, podniósł prawą nogę obutą w ciężki skórzany bucior i wycelował w głowę. – Ani mi się waż! – krzyknął Phyro. – Tylko jej dotknij, a pożałujesz! Mężczyzna z blizną zatrzymał się i odwrócił w stronę trójki dzieciaków w kącie. Timu i Théra gapili się na młodszego brata. – Mistrz Ruthi zawsze powtarza, że prawdziwy moralista musi stawać po stronie potrzebujących – oznajmił obronnym tonem Phyro. – Więc nagle postanowiłeś, że czas zacząć słuchać mistrza Ruthiego? – jęknęła Théra. – Wydaje ci się, że jesteśmy w pałacu, otoczeni przez strażników, którzy nas obronią? – Przepraszam, ale nie mogłem pozwolić, by kalali imię taty! – szepnął zawziętym tonem Phyro. – Uciekajcie, oboje! – krzyknął Timu. – Ja go zatrzymam. – Zamachał cienkimi rękami, niepewny, co właściwie z nimi począć. Przyjrzawszy się trójce „bohaterów”, mężczyzna z blizną wybuchnął śmiechem. – Zajmę się wami, bachory, jak już skończę z tą tutaj. – Odwrócił się i pochylił, żeby sięgnąć po sakwę podróżną przyczepioną do przepaski dziewczyny. Théra omiotła wzrokiem wnętrze karczmy: niektórzy klienci stali przyciśnięci do ścian, próbując trzymać się jak najdalej od miejsca bójki, inni powoli wycofywali się w stronę drzwi. Nikt nie zamierzał przeszkadzać mężczyźnie w kradzieży – a może i czymś gorszym. Théra złapała Phyro za uszy, zanim zdążył czmychnąć, odwróciła go twarzą w swoją stronę, a potem przystawiła czoło do jego czoła. – Auć! – syknął chłopiec. – Musisz to robić? – Timu jest odważny, ale nie poradzi sobie w walce – powiedziała. Phyro pokiwał głową. – Chyba że mówimy o pojedynku w zapisywaniu najbardziej nieznanych logogramów. – Właśnie. Czyli musimy coś zrobić, ty i ja. – Szybko wyszeptała mu do ucha plan. Phyro wyszczerzył zęby. – Jesteś najlepszą starszą siostrą. Timu, wciąż kręcąc się niepewnie, pchnął ich oboje w stronę wyjścia, lecz ani myśleli uciekać. – No, już was tu nie ma! – popędzał. Mężczyzna z blizną przeglądał właśnie zawartość sakwy wyrwanej dziewczynie, która leżała nieruchomo u jego stóp. Może wciąż nie odzyskała przytomności po tym pierwszym ciosie. Phyro skoczył i zniknął w tłumie klientów. Tymczasem Théra wspięła się na stół. – Hej, ciociu Phiphi, ciociu Kiro, ciociu Jizan! – zawołała, wskazując trzy kobiety zbliżające się do drzwi. Zatrzymały się i spojrzały na nieznajomą dziewczynkę, zdumione, że mała zna ich imiona. – Znacie ją? – zapytała Phiphi. Jizan i Kira pokręciły głowami. – Siedziała przy stoliku obok – odpowiedziała szeptem Kira. – Mogła nas podsłuchiwać. – Czy nie powtarzacie mi ciągle, że nie mogę się dawać rozstawiać po kątach, jeśli po wyjściu za mąż chcę mieć spokój w domu? – ciągnęła dalej Théra. – Skoro wszyscy mężczyźni uciekają z podkulonymi ogonami, może wy, ciotki, pomożecie mi dać nauczkę temu prostakowi? Olbrzym z blizną spoglądał to na Thérę, to na trzy kobiety, nie wiedząc, co się właściwie dzieje. Dziewczynka nie zamierzała dać mu czasu na rozpracowanie tej sytuacji. – Och, kuzynko Ro! Widzę, że jesteśmy tu całą rodziną. Dlaczego tak się boimy tego bęcwała? – Bynajmniej – odpowiedział głos z tłumu. Wydawał się młody, dziewczęcy. A chwilę potem z cienia niedaleko drzwi pofrunęła czarka i trafiła w tego z blizną, oblewając go aromatyczną, gorącą herbatą. – A niech mnie, tyle nas tutaj, że moglibyśmy go utopić w samej ślinie! Ciociu Phiphi, ciociu Kiro, ciociu Jizan, no dalej! Klienci zmierzający ku wyjściu przystanęli. Wywołane z imienia kobiety gapiły się na mężczyznę z blizną, który wyglądał jak zmokła kura. Następnie popatrzyły po sobie i wyszczerzyły zęby w uśmiechu. Chwilę później w powietrze poleciały trzy kufle i wylądowały na twarzy intruza. Mężczyzna wrzasnął z wściekłości. – A teraz coś ode mnie! – Théra porwała ze stołu dzban wina ryżowego i cisnęła nim w głowę olbrzyma. Nie trafiła i naczynie rozbiło się o palenisko; wino zasyczało w ogniu. Dowodzenie tłumem to delikatna sprawa. Czasami wystarczyło tylko dać przykład, żeby stado bojaźliwych owiec zmieniło się w watahę wilków. Będąc pod wrażeniem postawy kobiet, mężczyźni popatrzyli po sobie znacząco. Nagle wstąpiła w nich odwaga. Nawet gawędziarz Tino, tak uległy jeszcze chwilę wcześniej, rzucił w oszusta swoim niedopitym piwem. Czarki, filiżanki, dzbany i kufle frunęły z różnych stron na mężczyznę z blizną, który osłaniał głowę rękami i próbował się uchylać, wrzeszcząc z bólu. Małżeństwo prowadzące przybytek skakało tu i tam, błagając ludzi, by nie niszczyli ich mienia, ale było już za późno. – Zapłacimy wam – zawołał Timu, próbując przekrzyczeć tłum, nie miał jednak pewności, że właściciele go usłyszeli. Oszust oberwał wielokrotnie, więc zapewne dorobi się paru nowych blizn. Krew płynęła z rozcięć na jego twarzy, był przemoczony herbatą, winem i piwem. Zdawszy sobie sprawę, że nikogo już tutaj nie przestraszy, splunął z nienawiścią na Thérę i postanowił dać nogę, zanim tłum rozochoci się jeszcze bardziej i spróbuje go powalić. Wrzucił sakiewkę w ogień, po czym, przepychając się łokciami, ruszył do wyjścia. Ludzie, wciąż będąc pod wrażeniem jego postawnej sylwetki i siły, usuwali mu się z drogi. Wypadł na zewnątrz niczym wilk przegoniony z dala od watahy przez stado psów gończych i zaraz zostało po nim tylko kilka wirujących w powietrzu płatków śniegu. Biesiadnicy kręcili się po karczmie, klepiąc się nawzajem po plecach i gratulując sobie odwagi. W świętowaniu nie uczestniczyli jedynie właściciele, którzy uzbrojeni w miotłę, wiadro i szmatę sprzątali pobojowisko. Phyro przepchnął się przez tłum i stanął obok siostry. – Trzasnąłem go tą pierwszą czarką prosto w szyję – pochwalił się. – Dobra robota, „Kuzynko Ro” – odparła Théra z uśmiechem. Gawędziarz Tino i właściciele przybytku przyszli podziękować trójce dzieciaków za ich heroiczny czyn – a w przypadku tych drugich także upewnić się, że naprawdę za wszystko zapłacą. Pozostawiając Timu, żeby zajął się kwiecistym językiem wzajemnych podziękowań, uprzejmej skromności i obietnic, Théra i Phyro podeszli do pobitej dziewczyny, żeby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Została ogłuszona przez pierwszy potężny cios, ale poza tym niewiele jej dolegało. Pomogli jej wstać i podali czarkę z ciepłym winem ryżowym. – Jak się nazywasz? – Zomi Kidosu – powiedziała słabym, zawstydzonym głosem. – Pochodzę z Dasu. – Jesteś prawdziwą cashima? – zapytał Pyro, wskazując na złamany drewniany miecz. – Hudo-tika! – Théra była zażenowana niegrzecznym pytaniem młodszego brata. – No co? Jeśli miecz nie jest prawdziwy, może jej ranga również. Młoda kobieta nie odpowiedziała. Wpatrywała się w palenisko, gdzie druga część jej broni została spalona na popiół. – Moja przepustka… Moja przepustka… – Jaka przepustka? – zapytał Phyro. Zomi nie przestawała mamrotać pod nosem, jakby nie usłyszała słów chłopca. Théra przyjrzała się zniszczonym butom dziewczyny i połatanej szacie; jej wzrok zatrzymał się na moment na misternie skonstruowanej uprzęży wokół jej lewej nogi. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego, nawet u cesarskich lekarzy, którzy pracowali nad wyleczeniem urazów u najbardziej zaufanych strażników jej ojca. Zauważyła zgrubiałe opuszki prawego kciuka, palca wskazującego i środkowego, a także z tyłu palca serdecznego. Zobaczyła okruchy wosku i plamy atramentu pod paznokciami. „Dziewczyna jest daleko od domu, a ostatnio bardzo, bardzo intensywnie ćwiczyła pisanie”, pomyślała. – Oczywiście, że to prawdziwa cashima – oznajmiła na głos. – Przyjechała tutaj na Wielki Egzamin. Ten głupiec spalił jej przepustkę do Sali Egzaminacyjnej! |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wyścig zbrojeń w wydaniu wschodnim
— Dawid Kantor
Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Dmuchawce, latawce i wiatr historii
— Beatrycze Nowicka