Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Kochański
‹Mageot›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMageot
Data wydania2002
Autor
Wydawca MAG
ISBN83-89004-22-4
Format288s.
Cena25,-
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Mageot

Esensja.pl
Esensja.pl
Krzysztof Kochański
« 1 2 3 »

Krzysztof Kochański

Mageot

– Kacie, uważaj na skazańca - rozkazał książę. - Jesteś gotów?
– Jestem - odparł kat. Ostrze swego miecza skierował na Czeladnika, klękającego przed drewnianym pniakiem.
– Chciałem oglądać miecze, a nie zawijające je sukno - powiedział Czeladnik. - Sądziłem…
– Wiem - przerwał mu książę i uniósł dłoń w geście przyzwolenia. - Maro, rozwiń je!
Sekretarz odrzucił sukno. Do połowy wysunął miecze ze skórzanych pochew.
Twarz skazańca odprężyła się. - Dziękuję ci, panie - rzekł do księcia. - Jesteś szlachetnym władcą.
Pan Wermontu przymrużył gniewnie powieki.
– Do dzieła, kacie - ponaglił.
– Do dzieła - powtórzył cicho Czeladnik Mageota. - Nie pomyl się, ścinogłowcu, wykonaj robotę jednym cięciem, a będę ci wdzięczny. - Przyłożył policzek do szorstkiej powierzchni pnia.
Człowiek w kapturze wzniósł miecz w górę, trzymając go oburącz. Siła muskularnych ramion ściągnęła stalowe ostrze w dół. Z głuchym stukiem głowa Czeladnika Mageota potoczyła się po deskach i znieruchomiała. Nieopodal korpus podrygiwał w pośmiertnych drgawkach, wylewając krew z uciętej szyi. Stojący najbliżej widzowie poczęli odsuwać się od szafotu, bardziej wrażliwi odwracali głowy, ale byli i tacy, na których widok ten nie tylko wywarł przykrego wrażenia, lecz wręcz ekscytował, ciesząc swą makabrycznością.
Kat wytarł miecz i opuścił platformę. Wykonał swoje zadanie.
Mylił się wszakże ten, kto sądził, iż koniec to widowiska.
Pierwszy przemianę zauważył sam Pan Wermontu. Twarz zastygła mu wpół słowa, oczy zaokrągliły się ze zdumienia, w jednej chwili stężały wszystkie mięśnie, jakby skuł je lód… Pozbawiony głowy trupi korpus Czeladnika znieruchomiał wreszcie, lecz zdawał się nie być martwy; działo się z nim coś niezwykłego, nierealnego; coś nie mogło się dziać! Krew przestała płynąć, rana na szyi zabliźniła się i poczęła pęcznieć. Odrażająca różowa tkanka przyrastała do karku, rosnąc w oczach, falując w bezkształtnej, gęstej jak glina masie. Zauważyli to i inni. Po chwili ciszy tłum zawył. Pełne przerażenia i paniki wołania zagłuszały pytania ludzi stojących dalej i nie mogących zobaczyć tego, co działo się na szafocie.
Przemiana ogarnęła również zsiniałą głowę Czeladnika. Pulsujące mięso, żywa, twarda galareta, przetaczała się po deskach, ciągnąc za sobą głowę skazańcza. Tu przyrost masy był jeszcze szybszy.
Tłum jeszcze nie uciekał, jeszcze cofał się niespokojnie, przygniatając i depcząc słabszych i mniejszych. Skupieni wokół szafotu strażnicy stali oniemiali, miecze w ich rękach drgały chaotycznie, a oni jakby zapomnieli, że jest to narzędzie walki o obrony. Książe Grademieun wciąż nie mógł się poruszyć. Paraliż przykuł go do krzesła, przygniótł ciało do oparcia. Czuł strach, przeistaczający się w przerażenie, gdy zrozumiał, co dzieje się naprawdę: ciało Czeladnika odbudowywało głowę… A głowa…? Nie! DWÓCH?!
Czeladnik Mageota powstał, z trudem utrzymując się na nogach. Chwiał się, lecz nie tracił równowagi. Kula na jego szyi wciąż jeszcze formowała się, między oczami uwypuklał się nos, niżej wargi nabrzmiewały czerwienią. Przestąpił zakończone głową truchło szamoczące się pod jego nogami i przypadł do leżących na skraju szafotu mieczy. Wyszarpnął jeden z pochwy i zamachnął się w absolutnym milczeniu. Wyglądał teraz prawie jak przed wykonaniem wyroku - głowa traciła swój upiorny wygląd. Na twarzy już można było odczytać nienawiść i zaciętość. Zaatakował strażników, tych, którzy nie uciekli jeszcze w popłochu. Nie była to trudna walka; może paraliżował ich strach, a może to zmartwychwstaniec rzucał na nich jakiś urok.
W międzyczasie rynek opustoszał. mieszkańcy Wermontu umknęli w panice, pozostawiając kilka stratowanych ciał. Uciekła również świta, która towarzyszyła księciu w loży. Niektórzy połamali sobie kończyny, zeskakując w pośpiechu z trybuny.
Samotny książę Grademieun z niemocą obserwował poczynania Czeladnika Mageota. Krzesło, na którym spoczywał, zdawało się tworzyć z nim jedną całość, od której nie był zdolny się odłączyć. nagle spojrzenia księcia i zmartwychwstańca spotkały się. Przez ciało Czeladnika przebiegł dreszcz, zeskoczył z szafotu i jął wspinać się na trybunę, warcząc niczym dziki zwierz. Zlany krwią miecz w jego dłoni błyskał przeznaczeniem wyroku.
Wtedy Pan Wermontu odzyskał wreszcie wolę poruszania się. Przemógł słabość i z nieoczekiwaną energią skoczył na nogi. Już ściskał swój miecz. Był gotów, gdy Czeladnik Mageota przesadził ostatnią balustradę loży.
– Precz! - krzyknął, cofając się o krok. - Przecz!
Czeladnik zaatakował, dysząc ciężko. Zgrzytnęły stalowe ostrza. Książę ponownie cofnął się i dotknął plecami końcowej belki loży. Widząc to, Czeladnik uspokoił się, spowolnił ruchy, pewien, iż ofiara mu nie umknie.
Nieoczekiwanie na trybunie pojawił się ktoś trzeci. Miecz, który na szafocie pozbawił głowy Czeladnika Mageota, zatoczył okrąg, ze świstem przecinając powietrze.
– Dobrze wykonałem robotę - syknął kat. - Cięcie było jedno, możesz być mi wdzięczny, szatanie! - Jednym ruchem zrzucił z głowy kaptur, odsłaniając pokrytą zarostem twarz.
Czeladnik zawahał się. Przez chwilę stał nieruchomo, ważąc decyzję. Nagle odwrócił się i jednym skokiem opuścił wysoką trybunę. Zatrzymał się przed szafotem. Na deskach dobiegała końca przemiana odrastającej od głowy mięsnej bryły. Różowa masa formowała korpus i kończyny, kształtowała się w ludzkie ciało. Głowa niewątpliwie była żywa, oczy poruszały się niespokojnie, wyrażając niecierpliwość. Człowiecze truchło ożyło, u rąk i nóg wykształcały się palce, pojawiały się zarysy paznokci.
Książę i kat obserwowali to z góry, niepewni co czynić, niepewni czy Czeladnik do nich nie powróci. Z radością przyjęli więc nieoczekiwany zwrot wydarzeń. Oto jedną z uliczek nadciągali konni. Kopyta biły o bruk, zwiastując księciu nadzieję ocalenia.
Jeźdźcy wpadli na rynek. Zaskoczone widokiem trupów i odorem krwi konie rozbiegły się spłoszone, unosząc strażników, którzy szybko jednak opanowali zwierzęta i zmusili je do posłuchu.
– Formować szyk! - krzyknął dowódca grupy, ciągnąc silnie cugle swego niespokojnego kasztana.
Strażnicy byli gotowi. Od tych, którzy uciekli z rynku, wiedzieli co się tutaj wydarzyło i nie przeraził ich widok uzbrojonego Czeladnika Mageota i spoczywającej u jego stóp bliźniaczej człowieczej ruiny.
2.
– Mageot! - krzyknęła postać leżąca na deskach szafotu. - Uważaj na nich! Wytrzymaj jeszcze trochę! Jeszcze trochę!
Gdy książę Grademieun usłyszał ten okrzyk, jego twarz poszarzała, jakby padł na nią jakiś nagły cień. Nie mógł uwierzyć, że sobowtór krzyczącego kiwa głową na znak potwierdzenia. Mageot! Miał w rękach nie Czeladnika Mageota, lecz jego samego. Miał, i zmarnował szansę. Pozwolił mu się wymknąć!
Odepchnął stojącego obok kata i ze złością wbił głownię miecza w drewnianą balustradę. Lęk odszedł, a jego miejsce zajęła wściekłość.
– Brać go! - zawołał w kierunku jeźdźców. - Brać obu! To nie Czeladnik, to Mageot!
Błąd. Brzmienie imienia człowieka - maga sam w sobie był magią i wprowadził w szyk konnych wahanie. Byli odważni i dobrze przeszkoleni, gotowi walczyć z każdym i przeciw każdemu. Ale przeciw samemu diabłu…?
– Naprzód! - zawołał odważnie dowódca, wysuwając się na czoło grupy. Spiął konia ostrogami i ruszył, ściskając rękojeść miecza. Rozpędzone zwierzę wskoczyło na platformę szafotu.
Zginął pierwszy. Cios Mageota rozpłatał mu czaszkę. Koń poniósł zlane krwią ciało, z nogą uwięzioną w strzemieniu, trzaskając nim o bruk. Pozostali strażnicy krążyli wokół podestu, najwyraźniej zdeprymowani utratą dowódcy.
Mageot pochylił się nad leżącym sobowtórem, chwycił pod ramiona i pomógł wstać. Nagi mężczyzna szybko pozyskiwał fizyczną sprawność; po chwili zdołał już poruszać się o własnych siłach. Uniósł - nie bez wysiłku - drugi, przywieziony przez książęcego sekretarza miecz. Teraz również on gotów był do walki.
– Z koni! - rozkazał książę Grademieun, opuszczając w pośpiechu lożę. Kat, niczym najwierniejszy sługa, podążył za nim.
Strażnicy zeskoczyli z siodeł, posłuszni rozkazowi.
– Teraz! To nasza ostatnia szansa - rzekł nagi Mageot. Jego odbicie, wciąż milcząc, przytaknęło w skupieniu.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Drzazga w pamięci
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Mała Esensja: Idealny pierwszy kontakt
— Marcin Mroziuk

Sztuczni ludzie-nieludzie i potwory
— Konrad Wągrowski

Za dużo postmodernizmu w mieście
— Agnieszka Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.