Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Kochański
‹Mageot›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMageot
Data wydania2002
Autor
Wydawca MAG
ISBN83-89004-22-4
Format288s.
Cena25,-
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Mageot

Esensja.pl
Esensja.pl
Krzysztof Kochański
1 2 3 »
Przedstawiamy fragment powieści wydanej przez wydawnictwo MAG.

Krzysztof Kochański

Mageot

Przedstawiamy fragment powieści wydanej przez wydawnictwo MAG.

Krzysztof Kochański
‹Mageot›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMageot
Data wydania2002
Autor
Wydawca MAG
ISBN83-89004-22-4
Format288s.
Cena25,-
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Nazywam się Mageot
1.
Kat stał na rynkowej platformie, nieruchomy i niemy. Z założonymi na piersiach rękami, z mieczem przy pasie, obserwował przez wycięcia kaptura zgromadzonych wokół szafotu ludzi. Jego postawa wynikała z konieczności chwili, pozwalała na osiągnięcie nieodzownego w tym zawodzie skupienia, a kaptur umożliwiał zachowanie anonimowości wobec widzów i skazańca.
Kat był jednym z dwóch, którzy przybyć musieli, aby mogło odbyć się oczekiwane przez tłum widowisko. Drugim był Czeladnik Mageota, ale jego sprowadzał tu przymus, przybywał z woli wyroku prawa. Ze spętanymi rękami, prowadzony przez trzech uzbrojonych strażników, szedł wolno w kierunku miejsca, które wkrótce miało być końcem jego życia. Głowę niósł uniesioną wysoko, twarz miał bez wyrazu, pozornie obojętną.
Tłum - gwarny i niespokojny - milkł, czyniąc przejście skazańcowi i jego eskorcie, i zamykał się za nimi niczym brama nie mająca otworzyć się już nigdy.
Czeladnik Mageota wszedł na szafot. Platformę otaczał kordon strażników, z których tylko co trzeci zwrócony był przodem do skazańca; pozostali obserwowali zgromadzonych mieszczan. Podobny kordon, lecz dużo liczniejszy, stał na obrzeżach rynku. Między tymi pierścieniami - z kamieniem w osobie Czeladnika Mageota - znajdowała się loża zajmowana przez Pana Wermontu i jego świtę. Książę spoczywał na ogromnym krześle, z bogato rzeźbionym oparciem. Był sam, jego małżonka, słynna z urody Niterte, pozostała w swoich komnatach, gdyż nigdy nie cieszyły jej krwawe widowiska, a ponadto - jak głosiła plotka - w pewnym czasie darzyła przychylnością człowieka, który okazał się być Czeladnikiem Mageota.
Książę Grademieun uniósł w górę rękę i rozkrzyczany tłum przycichł. Kilku spóźnialskich umilkło natychmiast, gdy szczęk wysuwanych z pochew mieczy strażników zwrócił im uwagę na gest władcy. Grademieun zawsze znajdował posłuch wśród mieszkańców miasta Wermont. Był tyranem, władzę odziedziczył po ojcu i bez względu na okoliczności zamierzał w przyszłości przekazać ją swojemu synowi, jedynakowi liczącemu obecnie sześć lat. Jedynym sposobem pozyskania względów księcia Grademieun było posłuszeństwo; pospadało już wiele głów, które nie mogły pojąć tego prostego faktu. Prawdą jest, że droga obrana przez księcia nie zawiodła go, jak dotychczas. Był silny, nie posiadał przeciwników politycznych ani nikogo, kto zdolny byłby odebrać mu dzierżoną buławę władzy. Może poza Mageotem, ale ten sługa szatana czynił zakusy i na inne miasta, przebywał prawdopodobnie daleko stąd (nikt nie wiedział gdzie), a jego szpiedzy czy nawet Czeladnicy musieli kończyć jak ten oto, ukrywający się wcześniej pod maską przyjaciela.
Mageotowi również nie można było odmówić siły, być może był najsilniejszym z ludzi, lecz na szczęście był Mageotem, czyli człowiekiem obcującym z magią, a zwykły człowiek bał się, często nienawidził magii. Magia to inny świat, a świat obcy rzeczywistości jest jak padół śmierci. Swoisty to paradoks, że siła, która czyniła Mageota potężnym, była przeszkodą w osiągnięciu władzy. Lud, przerażony samym pojęciem „magia”, szukał obrony przed nią u tyrana, a nigdy odwrotnie. Książę Grademieun potrafił zabiegać, aby te zakorzenione poczynania nie ulegały zmianie.
Na szafot wszedł herold. Stanął lękliwie przy samym brzegu podestu i rozłożył kopiał z wyrokiem. Czytał, wrzeszcząc chrapliwie, a tłum zgodnie potakiwał podczas przerw, które herold czynił dla zaczerpnięcia oddechu.
Czeladnik Mageota ożywił się. W jego oczach błysnęły jaśniejsze iskry; energicznym ruchem odchylił w bok głowę i wbił pełne pogardy spojrzenie w człowieka czytającego wyrok. Słuchał w milczeniu. Milczał, gdy herold oznajmiał ile domostw i zagród spłonęło z jego winy, ilu ludzi zmarło dręczonych nieznaną zarazą, ile padło bydła, ile plonów zmarniało na polach, które skaził swoją obecnością. Milczał do końca, nawet wówczas, gdy herold lżył magie i Mageota.
Ten brak protestu zebrany na rynku tłum odebrał jako strach, rezygnację i oznakę niemocy. Wielu poczęło wysuwać się do przodu, podchodząc pod sam szafot i rzucając niewybredne obelgi. Czeladnik Mageota znosił to spokojnie, a nawet uśmiechnął się nieznacznie, gdy ktoś wyszydzał jego zdolności. „Niech cię ratuje twoja magia! Dlaczego twój pan cię nie ratuje?!”
Książę Grademieun ponownie nakazał spokój.
– Nadeszła twoja kolej, kacie - rzekł, nie bez satysfakcji. Nie wątpił, że taka nauczka, utrata Czeladnika, odstraszy od Wermontu nie tylko innych Czeladników, ale i samego Mageota.
– Ręce! - nakazał kat, wyjmując nóż spod fałd sukmany. Ostrze przecięło więzy i rzemienie opadły na deski szafotu. Stojący wokół zbrojni chwycili za miecze. Skazaniec nie mógł nic uczynić, a jednak cień strachu przemknął przez rynek. Nigdy dotąd nie tracono Czeladnika Mageota, nigdy żadnego nawet nie sądzono, byli nieuchwytni. Tym większy był tryumf Pana Wermontu, tym większa demonstracja jego siły. Publiczne ścięcie, z zachowaniem wszelkich dotyczących zdrajców i morderców reguł, było taką właśnie demonstracją.
– Panie Wermontu! - Głos Czeladnika Mageota brzmiał donośnie i niczym ostrze sztyletu uciął wszelki gwar. Wiele twarzy pobladło, gdyż krew spłynęła z nich pod wpływem zaskoczenia.
– Słucham cię, Czeladniku. - Książę Grademieun nie należał do tych, na których wołanie skazańca zrobiło wrażenie.
Miecze zadrgały w dłoniach przybocznej straży, a i kat chwycił mocniej swe narzędzie, wietrząc jakiś podstęp.
Czeladnik Mageota przygarbił się.
– O ile znam obyczaje - powiedział nie podnosząc głowy - każdemu skazanemu przysługuje przed śmiercią drobne życzenie. Czy wobec mnie robisz wyjątek, panie?
Książę zmarszczył brwi.
– Jest to zwyczajne, publiczne wykonanie wyroku - oznajmił. Mówił nie tyle do Czeladnika, ile do wszystkich obecnych. - Nie jesteś wyjątkiem i nigdy żaden Czeladnik nim nie będzie. Obowiązują cię wszelkie reguły, a zatem i przywileje… Jakie masz życzenie?
Tłum zaszemrał. Odwaga i stanowczość księcia budziła podziw, jednak wielu wolałoby, aby Pan Wermontu był mniej konsekwentny. Legenda magii była legendą strachu. Po cóż igrać ze strachem?
– Posiadałem dwa miecze - rzekł Czeladnik. - Pamiętają je zapewne ci, którzy widywali mnie, gdy byłem jeszcze wolny. Są dla mnie czymś szczególnym i dlatego z nimi pragnę rozstać się ze światem. Czy byłoby to możliwe, Panie Wermontu?
– Naro! - książę przywołał swego sekretarza.
– Słucham cię, panie.
– Gdzie one są?
– Wszystkie należące do Czeladnika przedmioty znajdują się w jego dawnej kwaterze, zapieczętowanej i strzeżonej.
– Udaj się po nie.
Sekretarz zamachał w przerażeniu rękami. - Ośmielę się zauważyć…
– Przynieś je! Mają być tu za chwilę!
– Tak jest! - Sekretarz zniknął, zabierając ze sobą dwóch strażników.
Książę Grademieun spoglądał na skazańca, usiłując odgadnąć jego zamiary. Czyżby jeszcze się nie poddał? Czyżby na coś liczył? Nie, to niemożliwe… Raczej przed śmiercią chce jeszcze upokorzyć jego, Pana Wermontu. Liczy na brak odwagi!
– Nie sądzisz chyba, że pozwolę ci wziąć te miecze do ręki? - rzucił w stronę Czeladnika pytanie.
– Nie , panie - odrzekł Czeladnik. - Umierając, chcę jedynie spoglądać na oręż, który był częścią mego życia. Nic nadto.
– Cóż słyszę? O ile wiem, nie byłeś wojownikiem.
– To prawda, jestem tylko sługą. Ale wojownikiem jest moja dusza i będzie nim zawsze, nawet po mojej śmierci.
– Bluźnisz!
– Przekonasz się, panie…
Książę Grademieun roześmiał się głośno. Zawtórowało mu kilka głosów z jego świty. Tłum jednak milczał.
– Twoją głowę każę wbić na włócznię, obnosić po całym Wermoncie, a potem rzucić psom na pożarcie. O ile zechcą jeść taka padlinę - zawołał książę, nie przestając się śmiać. - Ale ty się o tym nie przekonasz.
– Wola władcy jest prawem - odparł Czeladnik z nieoczekiwaną pokorą.
Od wschodniego skraju rynku dobiegł hałas. Nadjeżdżał konno, eskortowany przez strażników, książęcy sekretarz. Siedział w siodle sztywno, przed sobą trzymał zawinięte w sukno miecze. Przed platformą zeskoczył z konia, którego jeden ze strażników odprowadził na bok; zwierzęta wyczuwały obecność śmierci i nie mogły przebywać w bezpośredniej bliskości szafotu.
– Oto miecze - rzekł sekretarz, kładąc pakunek na brzegu podestu. Przez chwilę przytrzymał go jeszcze, patrząc bacznie na Czeladnika, gotowy w każdej chwili zabrać broń z powrotem.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Drzazga w pamięci
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Mała Esensja: Idealny pierwszy kontakt
— Marcin Mroziuk

Sztuczni ludzie-nieludzie i potwory
— Konrad Wągrowski

Za dużo postmodernizmu w mieście
— Agnieszka Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.