Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 13 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Janny Wurts
‹Klątwa Upiora Mgieł›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKlątwa Upiora Mgieł
Tytuł oryginalnyCurse of the Mistwraith
Data wydania7 marca 2006
Autor
Wydawca ISA
CyklWojny Światła i Cienia
ISBN83-7418-088-9
Format640s. 135×205mm; obwoluta
Cena39,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Klątwa Upiora Mgieł

Esensja.pl
Esensja.pl
Janny Wurts
1 2 3 37 »
Zamieszczamy pięć rozdziałów powieści Janny Wurts „Klątwa Upiora Mgieł”. Powieśc, będąca pierwszym tomem cyklu „Wojny Światła i Cienia”, ukaże się nakładem wydawnictwa ISA.

Janny Wurts

Klątwa Upiora Mgieł

Zamieszczamy pięć rozdziałów powieści Janny Wurts „Klątwa Upiora Mgieł”. Powieśc, będąca pierwszym tomem cyklu „Wojny Światła i Cienia”, ukaże się nakładem wydawnictwa ISA.

Janny Wurts
‹Klątwa Upiora Mgieł›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKlątwa Upiora Mgieł
Tytuł oryginalnyCurse of the Mistwraith
Data wydania7 marca 2006
Autor
Wydawca ISA
CyklWojny Światła i Cienia
ISBN83-7418-088-9
Format640s. 135×205mm; obwoluta
Cena39,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Prolog
Wojny Światła i Cienia miały miejsce podczas trzeciej ery świata Athery, najbardziej niespokojnej i rozdartej konfliktami w całej historii. W owym czasie Arithon, nazywany Mistrzem Cieni, trwał z Panem Światła w pięćsetletnim konflikcie, krwawym i tragicznym. Jeżeli wierzyć kanonom wiary, zrodzonym właśnie w tamtych latach, Pan Światła był wcieleniem boga, a Mistrz Cieni sługą zła, wysłannikiem mrocznych sił. Archiwa świątynne potwierdzają z niekwestionowaną mocą taką właśnie wersję tamtych wydarzeń.
Istnieją jednakże dowody wskazujące na to, że Mistrz wcale nie sprzymierzył się z ciemnością. Zachowały się fragmenty manuskryptów, w których religia Światła opisywana jest jako oszustwo, a Arithon jako święty mistyk.
Ponieważ prawda leży gdzieś między legendami a teologią, mędrcy przez wieki medytowali nad daleką przeszłością i za sprawą wizji przywoływali wydarzenia tamtych dni. Wbrew oczekiwaniom, konflikt nie rozpoczął się na schodach rady w Etarze, ani nawet na ziemi Athery. Wszystkie wizje sięgały do wydarzeń na bezkresnych oceanach rozszczepionego świata Dascen Elur.
Oto kronika, którą spisali mędrcy. I niechaj każdy, kto ją przeczyta, sam zdecyduje o tym, kogo ogłosić posłańcem dobra, kogo zaś sługą zła.
Przez pustkowia karthańskich mórz
Leopard żeglował jak cień.
Król S’Ilessid przeklął s’Ffalenna,
Co rabował w nocy i w dzień
Zwrotka z ballady z Dascen Elur

I. Jeniec
Długa szalupa przecinała wody zabarwione krwistą czerwienią blasku zachodzącego słońca. W zasięgu wzroku nie było skrawka lądu. Łódź znalazła się w odległości jednej ligi od macierzystego okrętu, czyli w najdalszym punkcie patrolowanego morza, delikatnie kołysząc się na grzbietach fal.
– Wstrzymać wiosła! – zawołał szorstko bosman siedzący u steru.
Jego załoga, wyczerpana minioną bitwą, wykonała rozkaz. Cztery pary wioseł uniosły się w górę, rzucając cień na wodę, na której pływały plamy oleju i dymiące kawałki drewna, pozostałe po spalonych okrętach.
– Rozbitkowie na sterburcie. – Bosman wskazał w stronę dwóch postaci, które kurczowo trzymały się kłębowiska pływających desek. – Szybko, ustalcie ich położenie.
Jeden z mężczyzn wypuścił z ręki wiosło i złapał ręczny kompas. Łódź przechyliła się na fali, a pozostali marynarze zgarbili się nad wiosłami i podjęli wysiłek. Pióra biły nierówno o morską wodę, kiedy mężczyźni rozpędzali ciężką szalupę, pchaną w przeciwnym kierunku przez wiatr.
Bosman nabrał powietrza do płuc, chcąc zganić podwładnych za opieszałość, ale się powstrzymał. Jego ludzie byli zmęczeni, tak jak i on. Chociaż wielokrotnie już brali udział w bitwach, które znaczyły krwawym śladem przebieg śmiertelnego sporu między piratami z Amrothu i Karthanu, ostatnia potyczka była inna niż poprzednie. Z floty liczącej siedemnaście jednostek aż siedem uzbrojonych w pełni okrętów padło w starciu z jedną tylko brygantyną, która pływała pod znienawidzoną banderą z symbolem leoparda. Bosman zaklął i oparł się chorobliwej chęci rozpamiętywania strat. I tak mieli szczęście, że w ogóle zwyciężyli. Kapitanem pokonanej brygantyny był przecież nie kto inny, jak tylko Arithon s’Ffalenn, nazywany czarnoksiężnikiem i Mistrzem Cieni.
Pod kilem przewaliła się kolejna fala. Kołysząc się w górę i w dół na grzbietach wodnych gór, dziób szalupy wznosił się wysoko, by po chwili opaść ciężko w dolinę między dwoma wzgórzami morskiej wody. Bosman, lękając się, że nie odnajdzie rozbitków na wzburzonym morzu, kazał człowiekowi z kompasem zająć miejsce na dziobie łodzi. Potem krzyknął kilka słów zachęty, podczas gdy jego wioślarze starali się utrzymać prosty kurs pomiędzy pływającymi szczątkami drewna, lin i żagli, które niczym zdradliwe rafy wynurzały się nagle z wody. Załoga wiosłowała w martwej ciszy. Nawet odgłos zwłok ocierających się o dno łodzi ich nie powstrzymał. Wszyscy, którzy uszli cało z bitwy, byli teraz oszołomieni przeżytym koszmarem ognia, czarów i ciemności, jaki Arithon rozpętał tuż przed końcem bitwy.
Łódź zbliżyła się do rozbitków. Bosman, owiany nagle chmurą czarnego dymu, niesionego wiatrem, tarł dłońmi piekące oczy. Tylko jeden z pływaków wydawał się przytomny. Trzymał się kurczowo zbielałymi palcami kawałka drewna, a za nim, smagany morskimi falami, unosił się bezwładnie drugi marynarz. Był przewiązany w pasie, chociaż pęta były poluzowane, jakby jego druh, widząc bliską pomoc, próbował go niezdarnie uwolnić.
– Przestańcie wiosłować! Czy twój przyjaciel jest ranny? – zwrócił się szorstko bosman do człowieka w wodzie.
Rozbitek podniósł na niego niewidzące, mętne oczy, ale nie odpowiedział. Najprawdopodobniej zimna woda pozbawiła go sił. Wyczerpany widokiem drogo okupionego zwycięstwa i akcją ratunkową, bosman stracił cierpliwość.
– Wciągnijcie go do łodzi. I tego drugiego też, o ile jeszcze oddycha.
Marynarze zaczepili wiosła o pływający szczątek drewna, żeby uspokoić nieco ruchy łodzi. Inni wychylili się za burtę i zaczęli wciągać na wpół utopionego rozbitka na pokład.
Ten zareagował z nieoczekiwaną szybkością i obryzgał swych wybawicieli morską wodą.
Najbliższy marynarz, oślepiony słona cieczą, zawył i rzucił się do przodu. Jego ręka zamknęła się na mokrych włosach mężczyzny. Ten błyskawicznie odwrócił się przodem do napastnika. Odbił się od drewnianych szczątków, zanurkował, a po chwili się wynurzył, trzymając w ręku obnażoną stal. Wioślarz cofnął się z okrzykiem zaskoczenia i bólu; na jego nadgarstku widać było ranę, spod której prześwitywała kość.
– Na Atha, to Karthanin! – zawołał ktoś.
Załoga szalupy poderwała się gwałtownie. Wioślarze na lewej burcie bez zastanowienia podnieśli wiosła niczym pałki i wzięli odwet na rozbitku. Ciosy, jeden po drugim, spadały na głowę wrogiego marynarza. Krew trysnęła mu z nosa i ust. Uderzony boleśnie w ramię, cofnął się. Uścisk na rękojeści sztyletu osłabł i mężczyzna wypuścił go z dłoni. Broń wpadła w głębinę, migocząc. Karthański marynarz, bez jednego przekleństwa, rzucił się gwałtownie, zamachał rękami i wreszcie zanurzył się pod wodę, wepchnięty w otchłań przez ziejących nienawiścią wrogów.
– Marynarze do wioseł! – głos bosmana wreszcie przywrócił spokój na wściekle podskakującej łodzi. Mężczyźni usiedli na swoich miejscach, mamrocząc pod nosem, podczas gdy morska woda obmywała dulki na bakburcie z czerwonych śladów krwi. Ich dowódca, zbyt zmęczony, by chociażby zakląć, podał rannemu wioślarzowi kawałek szarfy. Potem wskazał drugiego, wciąż nieprzytomnego rozbitka, przywiązanego do drewnianych szczątków. Dym już się rozwiał i wszyscy bez trudu dostrzegli, że karthański pies jeszcze oddycha.
– Wciągnijcie go na pokład. Król z pewnością zechce go przesłuchać, więc uprzedzam, obchodźcie się z nim ostrożnie.
Marynarze, którzy przysięgali lojalność pirackim królom, rzadko dawali się wziąć żywcem do niewoli. Załoga, prócz rannego, który opatrywał na rufie nadgarstek, uważnie wykonała swe zadanie, wyciągając z morza ostatniego rozbitka z karthańskiej brygantyny i rzucając go na dno łodzi, twarzą do dołu. Bosman przypatrywał się swej zdobyczy z pewnym niesmakiem. Mężczyzna – bez butów, drobnej budowy ciała, odziany jedynie w połataną żeglarską tunikę – nie wyglądał na nikogo znacznego. Uwagę przykuwał tylko srebrny pierścień, który nosił na palcu lewej dłoni. Bosman pomyślał, że jego ludzie, po wielogodzinnych trudach, za które nikt nawet im nie podziękuje, zasługują na jakąś nagrodę.
– Marny łup – zauważył. Pochylił się, złapał rozbitka za nadgarstek i zaczął szarpać pierścień, próbując ściągnąć go z palca, ciągle napuchniętego od wody.
– Odetnij go – podsunął marynarz, który trzymał się za zraniony nadgarstek.
Na wojnie nie było miejsca na uprzejmości. Bosman wyjął nóż do cięcia lin. Ujął dłoń nieprzytomnego i oparł ją o ławkę przy sterze. Podniósł ostrze do góry. W tej chwili łódź podskoczyła na fali. Promień zachodzącego słońca zamigotał w głębi szmaragdowego oka pierścienia.
Bosman wciągnął głośno powietrze. Odrzucił nóż od siebie, jakby ten palił mu dłoń, gdyż pierścień, który właśnie zamierzał ukraść, nie był zrobiony ze srebra, ale z czystego białego złota. A w kamieniu wyryto delikatny symbol leoparda, tak nienawistnie znajomy.
– A niech mnie, to s’Ffalenn! – zszokowany i niepewny bosman wyprostował się na ławce. Widział, jak pali się brygantyna wroga, a jej kapitan leży martwy na tylnym pokładzie. Ale rzut oka na czarne włosy, z których wciąż żałośnie kapała woda, spływając do zęzy, zadawał kłam tym obserwacjom. Nagle dłoń i kamień zostały brutalnie wyszarpnięte z jego rąk, kiedy jeden z marynarzy bezceremonialnie przewrócił jeńca na plecy.
W gasnącym świetle dnia ostre rysy twarzy i wysokie łuki brwiowe, typowe dla rodu s’Ffalennów, były dla wszystkich widoczne niczym odlane z brązu. Nie mogło być mowy o pomyłce. Marynarze Amrothu pojmali właśnie samego Mistrza Cieni, w dodatku żywego.
Wioślarze cofnęli się, przerażeni. Kilku wykonało zabobonne gesty, by odstraszać zło, a jeden z najbliżej siedzących wyjął sztylet.
1 2 3 37 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.