Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anita Harton
‹Granice Raju›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGranice Raju
Data wydania7 października 2005
Autor
Wydawca superNOWA
ISBN83-7054-176-3
Format260s.
Cena25,50
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Granice Raju

Esensja.pl
Esensja.pl
Anita Harton
« 1 2

Anita Harton

Granice Raju

Jacek zaklął pod nosem i zabrał się za przeglądanie poczty. Od razu odłożył na bok czerwono-zielone gazetki z pobliskiego hipermarketu Imperator, które kusiły nadzwyczajnymi promocjami na komplety „super trwała deska do prasowania + klej biurowy gratis”, oraz ulotki reklamujące szybki kredyt od zaraz, bez pośredników. Nad jedną z nich zawahał się przez chwilę. Z błękitnego gładkiego papieru patrzyła budząca zaufanie twarz znanego lekarza kardiologa. Obok napisane było: „Serdecznie polecam” i niewyraźny lekarski podpis. Jacek uniósł wysoko do góry brwi.
– Co ma ten facet do kredytu? – mruknął. – Chyba że ktoś zawału dostanie, jak zobaczy pieprzone odsetki.
Następna była odbita niedbale na ksero kartka polecająca „nadzwyczaj skuteczne japońskie ziółka na odchudzanie”, pod którą leżała elegancka, wydrukowana na drogim lśniącym papierze publikacja. Jacek powoli wziął ją do ręki, nie wierząc własnym oczom. Na samej górze pozłacaną czcionką biegł ozdobny napis: „Kurier Policyjny – wydawnictwo Komendy Wojewódzkiej”, pod którym umieszczono zdjęcie uśmiechniętego biskupa, jeszcze bardziej uśmiechniętego prezydenta miasta i najbardziej uśmiechniętego komendanta wojewódzkiego, wszystkich w strojach galowych, wznoszących zgodnie toast szampanem musującym w smukłych kieliszkach. Za nimi na długim stole piętrzyły się wymyślnie ułożone potrawy. Jacek szybko przekartkował błyszczące pisemko. „Na dorocznym balu policjanta bawili się przedstawiciele najlepszych jednostek…”, „W ramach corocznej wymiany z zaprzyjaźnionym niemieckim miastem przyjechali do nas koledzy…”, „Rzecznik policji z dumą informuje, że wskaźniki przestępczości spadły w naszym województwie o 15% w ciągu ostatniego roku. Ten niewątpliwy sukces zawdzięczamy rozpoczętej w kwietniu zeszłego roku akcji monitoringu ulic, który obejmuje w tej chwili większą część centrum. Kamery zamontowane zostały…”
Kurwa – pomyślał Jacek. – Skąd się ten facet wziął? Z Hollywood, pieprzony kamerzysta jeden. Jak chcesz zobaczyć spadające wskaźniki przestępczości, to zapraszam do Raju, ty dupku.
Z wściekłością cisnął gazetą o ścianę i wyciągnął z kieszeni papierosy. Odruchowo otworzył okno i do pokoju wleciało znów zimne jesienne powietrze, pachnące gnijącymi liśćmi, które wymieszało się z zapachami gotującego się jedzenia dolatującymi z kratki wentylacyjnej na ścianie pokoju.
Kiedyś w zamiast posterunku policji mieściła się tutaj pralnia, ale szybko okazało się, że ktokolwiek budował blok, spieprzył kompletnie całą wentylację. Mydlinami śmierdziało aż do dziesiątego piętra, a wszystkie domowe zapachy z kuchni i toalet opadały w dół, nadając wypranej tu pościeli niepowtarzalną woń gotowanej kapusty i gówna. Sprawa wyszła tuż po oddaniu do użytku bloku i wezwany ze spółdzielni prezes do spraw techniczno-administracyjnych, którego zmuszono do wdychania wyziewów w pralni i poza pralnią, nerwowo poprawiając okulary powiedział „Zajmiemy się tym, proszę napisać podanie”. Przez dziesięć lat nikt jednak sprawą się nie zajmował, a kolejne komisje sanitarne, wzywane na zmianę przez mieszkańców i kierownictwo pralni, przyjeżdżały, spisywały protokół i odjeżdżały, informując, że tego typu działania nie leżą w zasadzie w zakresie ich kompetencji. Mieszkańcy bloku i pracownicy pralni przyzwyczaili się powoli do nieustannego smrodu, ograniczając się do cichej wojny podjazdowej, polegającej na wypisywaniu na ścianach słów powszechnie uznawanych za obelżywe, a kiedy smród się nasilał – do przebijania opon samochodów oraz podrzucania martwych szczurów pod drzwi. Trwało tak aż do czasu niezapomnianego wydarzenia znanego pod nazwą „Pierwszego cudu pralnianego”, kiedy to na ścianie budynku pojawiła się długa rysa, ciągnąca się od piwnic aż do trzeciego piętra. Wezwana inspekcja budowlana stanowczo stwierdziła, że rysa spowodowana jest drganiami pochodzącymi z maszyn pracujących w pralni, i zaleciła natychmiastowe zamknięcie zakładu, co większość mieszkańców uznała za czysty cud i objawienie Ducha Świętego, który zesłał chwilową pomroczność jasną na panów inspektorów, nie dostrzegających siatki podobnych rys na innych okolicznych budynkach, gdzie nie było nie tylko pralni, ale nawet fryzjera dla psów. Pralnia została więc zlikwidowana, a cuchnący lokal władze miasta przekazały w dyspozycję wojewódzkiej komendy policji, która urządziła tu posterunek dzielnicowy nr 21.
Gdzieś z głębi posterunku dobiegło do uszu Jacka głośne trzaśnięcie drzwi i odgłosy szarpaniny.
– Gdzie z łapami, ty policyjny chuju – wrzasnął jakiś głos, po czym nastąpił dźwięk, jakby coś ciężkiego uderzyło o ścianę.
Jacek szybko ruszył w stronę, skąd dobiegały odgłosy.
Na korytarzu szarpało się dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich był mocno zbudowanym młodym chłopakiem z krótkimi, pofarbowanymi na czerwonawy kolor włosami. Ubrany w workowate militarne spodnie, które zwisały mu prawie do kolan, i bluzę z kapturem, z napisem „Hool’s Crew” na plecach, niezgrabnie starał się trafić pięścią drugiego, drobnej budowy blondyna w sportowej tandetnej kurtce z czterema wąskimi paskami biegnącymi na rękawach. Jednak ten poruszał się za szybko. Podskakując pociesznie na krzywych, chudych nóżkach, unikał każdego ciosu pięści młodego czekając na moment, kiedy tamten się odsłoni. Wtedy błyskawicznie walnął go w żołądek i kiedy chłopak zwinął się z bólu, wykręcił mu rękę do tyłu, przypłaszczając twarzą do ściany.
– Mówiłem ci już, że jesteś aresztowany – wysapał.
– Odpierdol się, ty mundurowa wszo – wybełkotał młody, próbując jednocześnie wypluć kawałki tynku, które wpadły mu do ust, kiedy zarył zębami o ścianę. – Fuck you.
– Sam się fakuj, ty fakolcu jeden – powiedział piskliwym głosem blondyn, jeszcze mocniej wykręcając mu rękę. – Po polskiemu masz gadać, patriotycznie.
– Możesz mi possać – odparł przyciśnięty do ściany młody i jęknął z bólu. Dalszą konwersację uniemożliwiło mu kolejne brutalne uderzenie szczęką o ścianę.
– Nie obrażaj funkcjonariusza – warknął blondyn. – Bo pokażę ci zaraz takie karate, że…
W tym momencie dostrzegł stojącego w drzwiach Jacka.
– Dzień dobry, panie komendancie – wyszczerzył zęby.
– Cześć, Krzysiu – powiedział Jacek. – Co tu jest grane?
Krzysiu zrobił zadowoloną minę.
– Melduję, że złapałem przestępcę, panie komendancie. Bezczelny typ. Kradł radio z samochodu prosto przed posterunkiem.
– Pierdol się – odezwał się młody, próbując uwolnić się z jego uścisku. – Policyjne gnoje.
Krzysiu od niechcenia walnął go w ucho i młody znów wydał okrzyk bólu.
– Zamknijmy klienta, panie komendancie. Wychowawczo. Żeby przynajmniej bluzgać się oduczył.
Jacek spojrzał na niego w zamyśleniu. Dobry pomysł, Krzysiu – przeszło mu przez głowę. Tyle, że najpierw musimy wyprosić szanownych kolegów bezdomnych, którym popieprzył się nasz areszt z pięciogwiazdkowym hotelem.
W tym momencie młody, korzystając z chwili nieuwagi Krzysia, szarpnął się, obrócił i kopnąć go boleśnie w kostkę.
Krzyś jęknął i lekko rozluźnił uścisk. Młody zaczął znów bluzgać i wykręcać się na wszystkie strony. Za plecami Jacka odezwał się głośny dźwięk telefonu.
– Krzysiu, idź odebrać – powiedział szybko Jacek. – A ja zajmę się kolegą.
Krzysiu wzruszył ramionami.
– Jak tam pan chce, panie komendancie. – Pchnął młodego w kierunku Jacka. – Proszę mu dać solidny wpierdol, za te bluzgi.
Z kieszeni wyciągnął malutkie lusterko i palcami przeczesał włosy, które rozwichrzyły mu się w czasie szarpaniny.
– Wie pan, co mi jedna panna powiedziała, jak byłem w sobotę na dyskotece, panie komendancie? – powiedział, studiując w lusterku swój profil. – Że jakbym miał wąsy, to wyglądałbym zupełnie jak Małysz.
Schował lusterko i zniknął w głębi posterunku. Jacek odwrócił się do młodego, patrzącego na niego spode łba.
– Idziemy na spacer – rzucił.
– Gdzie? – Młody nie ruszył się z miejsca.
– Całkiem bliziutko – odparł Jacek, chwytając go za ramię. – Nie bój się, koledzy nie zobaczą, jak włóczysz się z policyjną wszą za rączkę.
– Nigdzie nie idę. – Młody walną pięścią w ścianę, aż posypał się tynk.
– Założysz się? – Jacek chwycił go drugą ręką za kark i pchnął w stronę drzwi. – I nie niszcz, synku, państwowej własności.
Wyszli na pomazaną graffiti klatkę schodową. Ze ściany smętnie wystawały resztki drutów, do których kiedyś przymocowana była gaśnica, a drzwi z dykty prowadzące do zsypu wyglądały, jakby ktoś próbował rozwalić je kopniakiem. Na samym ich środku ktoś napisał czarnym markerem „Chuj wszystkim w dupę” i zilustrował to nieudolnym obrazkiem, przedstawiającym opisaną czynność.
– Do windy – powiedział Jacek.
Młody zatrzymał się.
– Po co? – burknął.
– Zobaczysz – odparł zirytowanym tonem Jacek. – Nie marudź lepiej, bo ci przyłożę.
Młody zaparł się o ścianę.
– Nic mi nie zrobisz. Znam swoje prawa.
– To zadzwoń po adwokata – poradził Jacek.
Otworzył szare zardzewiałe drzwi i wepchnął młodego do brudnej kabiny. Nacisnął nadpalony przycisk z numerem 10 i winda ruszyła w górę z głośnym jękiem stalowych trybów, zatrzymując się na ostatnim piętrze.
– Wysiadka – powiedział Jacek.
Tym razem młody usłuchał bez awantur.
– Teraz co? – zapytał.
– Będziemy podziwiać widoki. – Jacek pchnął go w kierunku schodów prowadzących na dach.
Prowadził do nich wąski korytarzyk, zaścielony resztkami potłuczonego szkła, zakończony na pół wyrwanymi z zawiasów drzwiami. Gdzieś pod ich nogami miauknął obudzony hałasem kot i szybko zniknął w jakiejś dziurze. Młody posłusznie otworzył drzwi i oczy poraziło im na chwilę jaskrawe światło słońca. Dach pokrywała czarna warstwa smolistej papy, z której wystawały czubki szybów wentylacyjnych jak szare pryszcze z wbitymi drutami anten – przemysłowa akupunktura. Jacek pociągnął młodego prawie do samego skraju dachu. Tam puścił go i usiadł na jednym z szybów.
koniec
« 1 2
17 października 2005

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.