WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Jak błyskawice |
Tytuł oryginalny | With the Lightnings |
Data wydania | 8 sierpnia 2006 |
Autor | David Drake |
Wydawca | ISA |
Cykl | Porucznik Leary |
ISBN | 83-7418-121-4 |
Format | 384s. 115×175mm |
Cena | 29,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Jak błyskawiceDavid Drake
David DrakeJak błyskawice– Przepraszam, mistrzyni – przemówił siedzący po prawej członek delegacji Sojuszu. Był śniadym, ciemnowłosym czterdziestolatkiem, przedstawiającym się jako Markos. Władał akademickim uniwersalnym z chrapliwym akcentem slumsów Pleasaunce. – Uważam, iż zostałem posadzony wyżej, niźli zezwala na to mój status. Proszę o wybaczenie i zamianę miejscami. – Jestem pewna… – zaczęła Adele, lecz zaraz się zmitygowała. – Ach. Nawet gdyby Markos był zwykłym młodszym urzędnikiem, jak utrzymywał, powinien siedzieć wyżej, jako dyplomata. Przy najwyższym stole admirał Lasowska siedziała po prawicy elektora, podczas gdy szef misji Sojuszu z kwaśną miną zajął miejsce po lewej stronie kochanki Waltera. Wysłanniczce Cinnabaru nie tylko okazywano większe względy, także jej mundur z sześcioma rzędami medali i honorowym ryngrafem na szyi całkowicie przyćmiewał stroje cywili z Sojuszu. Przy dwóch środkowych stołach porządek odwrócono. Cioteczny wnuk gwaranta Porry, paw w pełnej krasie, siedział u szczytu, podczas gdy cywil z Cinnabaru zasiadł dwa miejsca poniżej niego; podobnie było z dwoma kapitanami floty przy trzecim stole, gdzie delegat Sojuszu znajdował się powyżej Le Golifa z Aglai, który nie należał do składu cinnabarskiej misji, ale zastępował porucznika Leary’ego. Słusznym było, aby przy czwartym stole średniej rangi pracownik Biura Floty Cinnabaru ratował równowagę, siedząc ponad Markosem; jednak żaden z członków delegacji, na których cześć wydano bankiet, nie powinien siedzieć tak nisko. Stwierdzenie, iż Markos naprawdę winien usiąść poniżej Bibliotekarki Elektora, było niedorzeczne i stanowiło wyraz galanterii, której – Adele doskonale to wiedziała – nie usprawiedliwiała ani jej powierzchowność, ani w ogóle nic. – Tak, dziękuję za tę uprzejmość, sir – dodała, wstając, aby zamienić się miejscami z urzędnikiem. Poradzi sobie ze wszystkim, co mogłoby kryć się za ofertą tego mężczyzny. Najważniejsze, że nie siedziała dłużej koło kupca, najwyraźniej zaproszonego w zamian za dostarczenie jedzenia. Zaczynała nabierać wątpliwości, czy darmowy posiłek wart był kolejnych pięciu minut tej kostromańskiej nudy. Usiadła. Służący zmieniali już nakrycia do następnego dania, nie musiała więc nawet przestawiać talerza. Usłyszała, jak jej poprzedni sąsiad pyta o coś Markosa tym swoim nosowym, jękliwym głosem. – Przepraszam pana – odparł głośno dyplomata. – Jestem głuchy na lewe ucho i w ogóle pana nie słyszę. Kiedy trzy dni temu uczona otrzymała nową, sprawną konsolę danych, przetestowała ją, łącząc się z pałacem i uzyskując dostęp do listy gości zaproszonych na bankiet, w którym również ona miała uczestniczyć. Informacja była zastrzeżona, lecz obejście kostromańskich zabezpieczeń stanowiło dziecinną igraszkę dla uzbrojonej w potężny procesor bibliotekarki. Miała talent do zdobywania danych, a uczyła się w najbardziej zaawansowanym pod tym względem ośrodku ludzkiego wszechświata. Gdy sprawdzała listę, jeszcze nie było na niej Markosa. Delegatem Sojuszu przy czwartym stole powinna być kapitan Cromwell, oficer sił lądowych, która miała zasiąść dwa miejsca poniżej biurokraty z Cinnabaru. Na wysokości drugiego piętra na wewnętrznym balkoniku stał zespół kostromańskich flecistów, grających zarówno na prostych, jak i poprzecznych instrumentach. Ich muzyka odbijała się w rozległym pomieszczeniu wysoką, owadzią nutą. Adele uznała ten efekt za zaskakująco przyjemny dla ucha, gdy mieszał się z gwarem rozmów i brzękiem sztućców. Służący, jasnoskóry blondyn z jednej z ubogich wysp Północy, postawił przed nią kolejne danie. Było to mielone coś na przybraniu z sałaty. Przypuszczała, że to jeden z gadów Kostromy, ale niektóre tutejsze owady również osiągały takie rozmiary. Żebracy nie mają wyboru, a mikroskopijne porcyjki nie zdołały jeszcze zagasić płomieni trzytygodniowego głodu. Kobieta uszczknęła kawałek i odkryła, że mięso pozbawione było smaku, za to sos okazał się intrygująco pikantny. – Pozostaje pani w kontakcie z mistrzynią Boileau? – zagadnął uprzejmie Markos. Adele obróciła głowę. Dyplomata właśnie nabierał kolejny widelec jedzenia, pozornie całkowicie pochłonięty posiłkiem. Zerknął na nią z niewyraźnym uśmiechem. – Jeszcze nie – odpowiedziała mu głośno. – Jak uporządkuję sprawy… – Zdusiła ponury uśmiech. – Dam jej znać, jak wygląda sytuacja. Odkroiła kawałek mięsa, z przyjemnością zauważając, że widelec nie drżał jej w palcach. – Jest pan na Kostromie od niedawna, panie Markos? – dodała. Ponownie zerknęła na niego ze skąpym uśmiechem na wargach, odpowiednim do rozmowy z nieznajomym na bankiecie. Mina Markosa nie zmieniła się, lecz w oczach zatrzasnęły się okiennice. Mundy żuła nieznacznymi ruchami szczęk. Jedzenie smakowało teraz jak trociny. Postanawia, co powiedzieć: prawdę czy kłamstwo. A jeśli to drugie – to które. Och, doskonale znała ten typ ludzi. Dość często odwiedzali zbiory… I drżeli, gdyż nie potrafili samodzielnie korzystać z tak skomplikowanego systemu, a obawiali się prosić o pomoc, ponieważ same pytania mogły stać się orężem przeciwko nim. Tacy ludzie zawsze określali prawdę poprzez możliwą do osiągnięcia korzyść, i nigdy nie miała ona wartości sama w sobie. – Od kilku godzin, mistrzyni – odparł mężczyzna z nutą szorstkiej aprobaty w głosie. – Przyleciałem po południu na Goetzu von Berlichingen. Może widziała pani nasze lądowanie? Statek kurierski. – Przez cały dzień byłam bardzo zajęta w pałacu – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Nie interesuje mnie nic poza biblioteką. Poza tym nie odróżniłabym jednego statku od drugiego. Wróciła do posiłku, żałując, że nie mogła doszukać się w nim smaku. Markos udowodnił, że zna jej przeszłość, i spodziewał się reakcji; zareagowała, dając mu do zrozumienia, że wie coś niecoś o nim. Ze względu na typ człowieka, jakim był, dyplomata zacznie teraz wić się jak robak na haczyku, męczony niepewnością, ile Adele Mundy o nim wie. To powinno powstrzymać go przed zawracaniem jej głowy przez resztę kolacji. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec
Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz
Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski
Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz