Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

T.H. White
‹Rycerz spod Ciemnej Gwiazdy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRycerz spod Ciemnej Gwiazdy
Tytuł oryginalnyThe Ill-made Knight
Data wydania4 sierpnia 2008
Autor
PrzekładJolanta Kozak
Wydawca Solaris
CyklBył sobie raz na zawsze król
ISBN978-83-7590-003-3
Format362s. 140×205mm
Cena39,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Rycerz spod Ciemnej Gwiazdy

Esensja.pl
Esensja.pl
T.H. White
« 1 2 3 »

T.H. White

Rycerz spod Ciemnej Gwiazdy

Pod skośnymi belkami stropu i na wspartych o ściany drzewcach wisiały liczne chorągwie i proporce zdobne w barwy herbowe rodu Ban – dziś herb ten nosi nazwę France Ancient. Chorągwie i proporce zdejmowano przy różnych okazjach ceremonialnych i bojowych. Wzdłuż jednej ściany tkwiły poziomo długie kopie, podparte hakami, żeby się nie spaczyły: przypominały drabinki w sali gimnastycznej. W jednym kącie sterczał na sztorc pęk starych kopii, powyginanych niestety, lub w inny sposób uszkodzonych, które jednak zawsze mogły się jeszcze do czegoś przydać. Wzdłuż całej przeciwległej ściany stojaki na broń i sprzęt zawierały wyposażenie piechoty: kolczugi, żelazne rękawice, włócznie, hełmy bez przyłbic i bordoskie miecze. Król Ban miał szczęście, że mieszkał w Benwick, niedaleko Bordeaux, gdzie wyrabiano owe świetne miecze. Dalej stały opasane rzemieniami baryłki, w których w razie zamorskiej wyprawy wojennej transportowano broń obłożoną sianem – część oręża była jeszcze spakowana po ostatnich ekspedycjach i przyznać trzeba, iż osobliwą tworzyła kolekcję. Nadzorca zbrojowni, wujaszek Dap, rozpakował był jedną z baryłek celem dokonania inwentaryzacji, lecz zrozpaczony poniechał zadania, kiedy stwierdził wewnątrz obecność dziesięciu funtów daktyli i pięciu głów cukru. Co do tego ostatniego, był to zapewne scukrzony miód – chyba że baryłka mieściła prawdziwy cukier, zdobyty przez rycerzy w wyprawach krzyżowych. Wujaszek Dap porzucił przy baryłce spis inwentarza, w którym znalazły się takie, między innymi, artykuły: narzutka lamowana złotem, trzy pary rękawic rycerskich, ornat, mszał, płaszcz, jedna para gaci, naczynie nocne ze srebra, dziesięć koszul jaśniepańskich, kurta skórzana, mieszek figur szachowych. W niszy powstałej między baryłkami mieściła się na wielu półkach „apteka” do kurowania zbroi: ogromne butle oleju z oliwek – dziś za najlepszy do tych celów uważa się olej mineralny, ale za czasów Lancelota nikt nie znał takich specjałów – worki z drobniutkim piaskiem do polerowania, torby ćwieków po jedenaście szylingów osiem pensów za dwadzieścia tysięcy sztuk, nity, zapasowe kółka do kolczug, płaty skóry do wycinania nowych pasów i nakolanników, oraz tysiąc i jeden innych drobiazgów, zdolnych w owych czasach zachwycić rycerza, lecz dla nas – dzisiaj – pozbawionych sensu. Nakolanniki jako żywo przypominały watowane osłony na nogi naszych hokeistów, albo amerykańskich futbolistów. Po kątach, żeby nic nie stało na środku, poupychano urządzenia gimnastyczne, czyli ruchome cele do ćwiczeń z kopią, i tym podobne. Biurko wujaszka Dapa stało przy samym wejściu. Na biurku spoczywały niezastąpione w sadzeniu kleksów gęsie pióra, piasek do posypywania listów, trzcinki do wymierzania kary cielesnej Lancelotowi, gdy głupio odpowiadał, oraz stosy pomieszanych notatek o tym, które puklerze poszły ostatnio pod zastaw – cenną zbroję można było bardzo korzystnie zastawić – którym hełmom przywrócono blask przez staranne wypolerowanie, czyje naramienniki wymagają reperacji, kiedy i komu wypłacono należności. Rachunki były na ogół źle podsumowane.
Mogłoby się wydawać, że trzy lata w jednym pomieszczeniu to bardzo długo dla młodego chłopca, zwłaszcza jeśli wolno mu wychodzić tylko na posiłki, noclegi i ćwiczenia z kopią. Trudno wręcz wyobrazić sobie chłopca, który by to wytrzymał – dlatego od początku warto pamiętać, że Lancelot nie należał do zbuntowanych romantyków. Poeta Tennyson2) i twórcy z kręgu prerafaelitów3) nie zwróciliby pewnie uwagi na dość ponure i niezbyt rozgarnięte chłopię o brzydkich rysach, nie zdradzające się przed nikim z tym, że żyje marzeniami i modlitwą. Mogliby się najwyżej zastanawiać, czemu to dziecko żywi wobec siebie samego głęboką niechęć, która mu nakazuje w tak młodym wieku umartwiać ciało. Mogliby głowić się, dlaczego jest dziwakiem.
Całymi nudnymi miesiącami Lancelot szarżował z tępą włócznią pod pachą na wujaszka Dapa. Zakuty w stal od stóp do głów wujaszek Dap siadał na zydlu, a Lancelot nacierał nań raz po raz kołkowatą włócznią, ucząc się, w które punkty zbroi należy celować. Długie godziny spędzał samotnie pod dachem, ćwicząc ciężarkami, i równie długie na dziedzińcu, gdzie, zanim mu pozwolono tknąć prawdziwą broń, trenował rozmaite techniki rzutu oszczepem, włócznią oraz drągiem. Po roku takiego mozołu awansował do klasy szermierki: zbrojny w miecz i tarczę, atakował pal wbity pionowo w ziemię, co przyrównać można do ćwiczeń bokserskich z gruszką treningową, lub do walki z cieniem. Do tych treningów używał sprzętu ważącego dwa razy tyle co zwykły miecz i tarcza. Za odpowiedni do ćwiczeń z palem uważano miecz o wadze sześćdziesięciu funtów; po takim treningu prawdziwa broń zdawała się lekka jak piórko. Ostatnim stadium szkolenia rycerza była walka pozorowana. Po gorzkich lekcjach samodyscypliny, Lancelotowi wolno było wreszcie zmagać się w niemal prawdziwych potyczkach z bratem i kuzynami. W potyczkach tych obowiązywały ścisłe reguły: na początek – cios stępioną włócznią; po nim – siedem razów płazem miecza, bez prawa do „zwarcia i okładania się klingami, pod groźbą kary, jaką obserwujący walkę sędziowie uznają za stosowną”. Niezgodne z regułami było atakowanie czubkiem miecza. Wreszcie przychodził etap ostrej walki: rozochoconemu treningami chłopcu wolno było zaatakować towarzyszy pełną parą, z mieczem i puklerzem.
Jeżeli nadarzyła wam się okazja przymierzyć staromodny skafander nurka – a był to rutynowy sprzęt Królewskiej Marynarki przed wynalezieniem gumowych kostiumów i swobodnego nurkowania – to wiecie doskonale, dlaczego nurek porusza się powoli. U każdej nogi dźwiga czterdzieści funtów ołowiu, plus jeszcze dwie ołowiane sztaby, po pięćdziesiąt funtów każda, na plecach i na piersi. Do tego dochodzi ciężar samego skafandra i hełmu. Nurek, dopóki nie jest zanurzony, waży w skafandrze dwa razy tyle co bez niego. Przekroczenie liny lub rurki tlenowej leżącej na pokładzie, wymaga odeń takiego wysiłku, jak wspięcie się po ścianie. Gdy go pchnąć w pierś, ołów na plecach sprawi, że runie na wznak. I odwrotnie. Doświadczeni nurkowie umieją radzić sobie z tymi niedogodnościami, często sprawnie schodzą i wchodzą na swoich czterdziestofuntowych stopach po drabince trapu – lecz amator może najdrobniejszą omyłkę przypłacić życiem. Lancelot, niczym nurek starej daty, musiał wyuczyć się zwinności na przekór sile ciążenia.
Rycerz w zbroi nie tylko pod tym względem przypominał nurka.
Pomijając hełm, ograniczenie swobody ruchów i trudności z oddychaniem, potrzebował przy odziewaniu się w zbroję pomocy fachowych asystentów. I musiał ufać owym asystentom, że wykonają wszystko prawidłowo. Podobnie nurek oddaje się w ręce ludzi, którzy go ubierają w skafander. Młodzieńcy owi, niczym dawni paziowie i giermkowie, pełnią swe dzieło z matczyną troskliwością, w skupieniu i z czułym szacunkiem. I nigdy nie zwracają się do delikwenta po imieniu. „Siądź, nurku” – mówią. – „Lewa noga, nurku”. „Nurek Drugi, czy mnie słyszysz przez interkom?”.
Dobrze jest powierzyć życie trosce innych ludzi.

Całe trzy lata. Innych chłopców to nie trapiło, bo mieli dość rozmaitych spraw na głowie – lecz dla brzydala tu zaczynało się i kończyło całe niepojęte, mistyczne życie. Musiał się doskonalić dla Artura w wygrywaniu konkursów i gier, a o teorii życia rycerskiego rozmyślał nawet nocą, leżąc w łóżku. Wyrabiał sobie wówczas własne trzeźwe sądy na setki spornych tematów, takich jak: właściwa długość broni, krój peleryny, wypukłość naramiennika, a także, czy drewno cedrowe lepiej się nadaje na włócznie niż jesion, jak zdawał się uważać poeta Chaucer4).
Oto przykład z zagadnień życia rycerskiego, które w owym młodzieńczym okresie zajmowały Lancelota. Był sobie niegdyś rycerz imieniem Reynaud de Roy. Zmierzył się on na kopie z innym rycerzem, Johnem de Hollandem. Reynaud specjalnie luźno zapiął hełm turniejowy (był to obszerny, wyłożony słomą bęben, nakładany na zwykły hełm rycerski). Trafiony kopią Johna de Hollanda, hełm spadł na ziemię. Innymi słowy: hełm spadł z Reynauda, zamiast Reynaud z konia. Sztuczka tyleż sprytna, co niebezpieczna. Rozprawiało o niej całe rycerstwo: jedni twierdzili, że Reynaud postąpił niesportowo, inni – że zgodnie z duchem walki, lecz ryzykownie, jeszcze inni – że pomysł był przedni.

Trzy lata ostrej dyscypliny nie uczyniły z Lancelota wesołka, skłonnego wyśpiewywać trele-morele. Poświęcił trzydzieści sześć miesięcy życia – a przecież, mając kilkanaście lat, nie planuje się dalej niż do najbliższej niedzieli – dla cudzej idei, pokochał bowiem tę ideę z całej duszy. Przez trzy lata karmił się marzeniami. Pragnął zostać najlepszym rycerzem świata, by zasłużyć na miłość i uznanie Artura. I pragnął jeszcze jednej rzeczy, która w owych czasach wciąż jeszcze była osiągalna: chciał przez swą czystość i doskonałość dokonać choćby najpospolitszego cudu – na przykład uzdrowić ślepca, czy coś w tym rodzaju.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.