WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Cień w środku lata |
Tytuł oryginalny | Shadow in Summer |
Data wydania | 28 stycznia 2009 |
Autor | Daniel Abraham |
Przekład | Agnieszka Sylwanowicz |
Wydawca | MAG |
Cykl | Cena ostateczna |
ISBN | 978-83-7480-116-4 |
Format | 350s. 135×205mm |
Cena | 29,99 |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Cień w środku lataDaniel Abraham
Daniel AbrahamCień w środku lata– A ty uważasz, że szkoła to rodzaj piekła. To nie było pytanie, więc Otah nie odpowiedział. – Jeśli pozostaniesz na tej ścieżce, staniesz się najniższym z najniżej sytuowanych – rzekł Milah. – Zhańbionym dzieckiem bez przyjaciół i sprzymierzeńców. A bez piętna, które by cię chroniło, twoi starsi bracia mogą cię wytropić i zabić. – Tak. – Masz dokąd pójść? – Główna droga prowadzi do Pathai i Nantani. – Gdzie nikogo nie znasz. Otah przyjął postawę zgody. – To cię nie przeraża? – zapytał nauczyciel. – Taką podjąłem decyzję. Ujrzał rozbawienie na twarzy Milaha-kvo. – Rozumiem, ale chyba jest alternatywa, której nie wziąłeś pod uwagę. Nauczyciel sięgnął do swego worka i wyjął szmaciane zawiniątko. Przez chwilę ważył je w zamyśleniu na dłoni, a potem upuścił na śnieg przed sobą. Była to czarna szata. Otah przyjął postawę intelektualnego zapytania. Brakło mu słownictwa, lecz Milah-kvo go zrozumiał. – Andat są potężni, Otahu. Jak pomniejsi bogowie. I nie lubią, kiedy się ich zamyka w jednym kształcie. Walczą z nim, a ponieważ przyjmowane przez nich kształty stanowią odbicie poetów, którzy ich wiążą… Świat jest pełen chętnych ofiar – ludzi godzących się z wymierzanym im okrucieństwem. Andat ukształtowany z takiego umysłu zniszczyłby poetę, który by go związał i uciekł. To, że wybrałeś działanie, jest tym, co znaczą czarne szaty. – A zatem… ci inni… oni wszyscy też opuścili szkołę? Milah się roześmiał. Nawet na zimnie ów śmiech zabrzmiał ciepło. – Nie. Wszyscy podążacie odmiennymi ścieżkami. Ansha usiłował wyrwać Tahiemu-kvo rózgę. Ranit Kiru zadawał zakazane pytania, przyjmował karę i pytał znowu, aż Tahi zbił go do nieprzytomności. Przez wiele tygodni był zbyt obolały, by włożyć jakąkolwiek szatę, lecz same jego sińce były wystarczająco czarne. Każdy z was coś uczynił. To znaczy, jeśli postanowisz przyjąć szatę. Jeśli ją zostawisz, będzie to po prostu zwykła rozmowa. Być może interesująca, lecz banalna. – A jeśli przyjmę szatę? – Dopóki będziesz chodził w czerni, nie zostaniesz wyrzucony ze szkoły. Będziesz pomagał uczyć normalnych chłopców tego, czego sam się nauczyłeś – ufać własnej sile. Otah zamrugał, a pierś przepełniło mu uczucie, którego nie potrafił nazwać. Jego ucieczka ze szkoły nabrała nowego znaczenia. Stała się oznaką jego siły, dowodem odwagi. – A andat? – No i andat – rzekł Milah-kvo. – Zaczniesz się o nich uczyć na poważnie. Dai-kvo nigdy nie przyjął ucznia, który najpierw nie nosił w szkole czarnej szaty. Otah pochylił się i zdrętwiałymi z zimna palcami podniósł strój. Napotkał rozbawiony wzrok Milaha-kvo i mimo woli uśmiechnął się szeroko. Milah-kvo roześmiał się, wstał i objął Otaha ramieniem. To była pierwsza uprzejmość, jakiej doświadczył chłopiec w szkole. – A więc chodź. Jeśli wyruszymy teraz, być może dotrzemy do szkoły przed śniadaniem. Otah przyjął postawę zgody przepełnionej entuzjazmem. – I mimo że tym razem chyba możemy ci to wybaczyć, nie nabierz zwyczaju wykradania jedzenia z kuchni. To denerwuje kucharki. • • • List nadszedł kilka tygodni później i jako pierwszy przeczytał go Milah. Siedział w górnej sali, na chwilę zapomniawszy o uczniach, i powtórnie czytał staranne pismo, czując, jak tężeje mu twarz. Kiedy przeczytał dość, by mieć pewność, że wszystko dobrze zrozumiał, wsunął złożony papier do rękawa szaty i wyjrzał przez okno. Zima się kończyła, lecz odwieczne wiosenne odrodzenie sprawiało na nim ironiczne wrażenie. Usłyszał, że do sali wchodzi Tahi – poznał kroki starego przyjaciela. – Był posłaniec – rzekł Tahi. – Ansha powiedział, że przybył posłaniec od daia-kvo… Milah obejrzał się przez ramię. Na okrągłej twarzy Tahiego odmalowywały się uczucia Milaha. – Właściwie od jego opiekuna. – Czy dai-kvo… – Nie – odparł Milah i wyjął list. – Nie umarł, tylko umiera. Tahi wziął kartki, lecz nie spojrzał na nie. – Na co? – Na starość. Tahi przeczytał list w milczeniu, a potem z westchnieniem oparł się o ścianę. – Nie… nie jest tak źle, jak mogłoby być – powiedział. – Na razie nie. Pojawi się jeszcze w szkole. Może nawet dwa razy. – Nie powinien przybywać – warknął Tahi. – Te odwiedziny to formalność. My sami dobrze wiemy, którzy chłopcy są gotowi. Możemy ich wysłać. On wcale nie musi… Milah odwrócił się, przerywając mu subtelną postawą, wyrażającą jednocześnie prośbę o wyjaśnienie oraz żałobę. Tahi zaśmiał się z goryczą i spuścił wzrok. – Masz rację – rzekł. – Ale świat podobałby mi się bardziej, gdybyśmy mogli ująć daiemu-kvo nieco ciężaru. Choćby na krótko. Milah chciał przyjąć jakąś postawę, lecz zawahał się i tylko skinął głową. – Otah Machi? – zapytał Tahi. – Może. Możliwe, że będziemy musieli go wezwać do Otaha. Ale jeszcze nie teraz. Ledwie włożył szaty. Pozostali wciąż uczą się przyjmować go jak równego. Zadecydujemy, kiedy już się przyzwyczai do władzy. Nie chcę wzywać daia-kvo, dopóki nie będziemy mieli pewności. – Przybędzie następnej zimy bez względu na to, czy będziemy mieli jakiegoś gotowego chłopca, czy nie. – Możliwe. Możliwe też, że tej nocy umrze. Albo my umrzemy. Żaden bóg nie uczynił świata pewnym. Tahi uniósł dłonie w postawie rezygnacji. • • • Była ciepła, późnowiosenna noc; wydawało się, że zapach zieleni przenika cały świat. Otah rozciągnął się z kolegami na wzgórzu leżącym na wschód od szkoły. Obok nich siedział Milah-kvo; wciąż coś mówił, wciąż coś opowiadał. Mówił o andat. – Są jak… urzeczywistnione myśli – powiedział Milah. Wykonywał dłońmi gesty, które nie były formalnymi pozycjami, lecz i tak wywoływały uczucie zachwytu. – Jak oswojone idee przyobleczone w ludzki kształt. Weźcie Wodę Spadającą Na Dół. W Starym Imperium nazywała się Deszczem, a potem na początku wojny ponownie ją schwytał Diit Amra i jej imię zmieniono na Ku Morzu. Lecz myśl, widzicie, była ta sama. A jeśli zdołacie ją utrzymać, to będziecie potrafili wstrzymać bieg rzek. Albo zadbać, by wasze uprawy otrzymywały dosyć wody. Albo sprowadzić na wrogów powodzie. Ona była potężna. – Czy ktoś mógłby ją znów schwytać? – zapytał Ansha, już nie Ansha-kvo dla Otaha. Milah pokręcił głową. – Wątpię. Była chwytana i uciekała zbyt wiele razy. Przypuszczam, że ktoś mógłby znaleźć nowy sposób, by ją opisać, ale… już tego próbowano. Nawet Otaha te słowa przejęły chłodem. Opowieści o andat były jak opowieści o duchach i zawsze kończyły się makabrycznym opisem ceny, jaką płacił niewprawny poeta. – Jaka była jej cena? – zapytał Nian Tomari cichym, pełnym napięcia głosem. – Ostatni poeta, który tego próbował, był starszy ode mnie o pokolenie. Powiadają, że kiedy mu się nie udało, brzuch mu spuchł jak u ciężarnej kobiety. Gdy go rozcięto, był pełen lodu i czarnych wodorostów. Chłopcy w milczeniu wyobrażali sobie tę scenę – krew poety, ciemne liście, blady lód. Dari zabił komara. – Milahu-kvo? – zapytał Otah. – Dlaczego po każdej ucieczce trudniej jest utrzymać andat? Nauczyciel się roześmiał. – Doskonałe pytanie, Otahu. Powinieneś je jednak zadać daiemu-kvo. Odpowiedź by cię przerosła. Otah przyjął postawę akceptacji napomnienia, lecz nie pozbył się ciekawości. Słońce zniknęło za horyzontem i zrobiło się chłodno. Milah-kvo wstał, a oni poszli w jego ślady; w mroku, w ciemnych szatach wyglądali jak upiory. W połowie drogi do wysokich kamiennych budynków Ansha ruszył biegiem, za nim Riit, a potem Otah i pozostali; pędzili pod górę do wielkich wrót, ścigając się o pierwsze miejsce, a przynajmniej o to, by nie być ostatnim. Kiedy przyszedł Milah, byli zarumienieni i roześmiani. – Otahu – odezwał się Enrath, ciemnoskóry starszy chłopiec z Tan-Sadaru – bierzesz jutro z rana trzecią kohortę, żeby przekopała zachodnie ogrody? – Tak. – Tahi-kvo chciał, żeby skończyli i umyli się wcześniej. Po posiłku zabiera ich na lekcję. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Stawka mniejsza niż życie
— Anna Kańtoch
Śladami Martina
— Beatrycze Nowicka