Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 13 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Zoran Krušvar
‹Wykonawcy Bożego Zamysłu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWykonawcy Bożego Zamysłu
Tytuł oryginalnyIzvršitelji nauma Gospodnjeg
Data wydania30 września 2009
Autor
PrzekładAgnieszka Żuchowska-Arent
Wydawca RUNA
ISBN978-83-89595-56-0
Format432s. 125×195mm
Cena29,50
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wykonawcy Bożego Zamysłu – fragment 2

Esensja.pl
Esensja.pl
Zoran Krušvar
« 1 2 3 »

Zoran Krušvar

Wykonawcy Bożego Zamysłu – fragment 2

– Ale, mamo, kiedy ten pan kłamie! – broniła się Marysia oburzona, a potem dalej próbowała wydobyć kilka słów prawdy o istnieniu potworów, o których mówił pan z przedziału: – No to gdzie są te wszystkie potwory, jeśli istnieją naprawdę?
– Tam, na zewnątrz, w lesie. W mroku. Ja je widziałem. – Zastukał palcem wskazującym w szybę okna, za którą przemykał czarny, nocny pejzaż.
Marysia od razu przykleiła się do szyby, pozostawiając zamazane ślady od dłoni i mglisty obłoczek od swojego oddechu. Rozczarowana skonstatowała:
– E, nic nie widać! Jak mógł pan widzieć potwory w ciemności, skoro po ciemku nic nie widać?
– Marysiu, pan sobie z tobą żartuje.
– Nieee, ja mówię poważnie! Spójrz, oto jak mogłem widzieć w ciemności.
Otworzył jedną z walizek i wyjął z niej pudełko, które w przybliżeniu przypominało skrzyżowanie lornetki i kamery wideo, i podał je Marysi. Dziewczynka zachwycona wzięła do rąk niezwykły przedmiot i spojrzała w mrok.
– Ojej, ależ to wszystko dziwne!
– No i sama widzisz, to jest do patrzenia w ciemności. W ten sposób możesz widzieć nawet potwory w lesie.
– Ach, jakie fajne!
– Uważaj, Marysiu, żeby tego nie zniszczyć… to na pewno bardzo drogie – martwiła się pani.
– Bez obawy. Nie tak łatwo to zepsuć – uspokoił ją pan.
– Super! – Marysia była zachwycona, lecz zaraz odwróciła się do pana i powiedziała krytycznie: – Ale nie widać żadnych potworów!
– Uff, to świetnie. To znaczy, że jesteśmy bezpieczni. – Pan roześmiał się głośno.
Mama Marysi była zadowolona z sympatycznego towarzystwa w przedziale, bo do tej pory w pociągach zdarzało im się spotykać różnych dziwaków i natrętów. Ten człowiek był, zdaje się, całkowicie normalny, chociaż mięśnie jego twarzy czasami ulegały dziwnym skurczom.
– Mieszka pan w Rijece? – zapytała go.
– Nie. Jadę tam w sprawach zawodowych.
– Ach. A czym się pan zajmuje?
– Jestem zewnętrznym współpracownikiem w arcybiskupstwie.
– Więc jest pan księdzem?
– Nie, nie jestem księdzem… wie pani, wykonuję dla nich pewne funkcje pomocnicze w terenie. A pani?
– Mój mąż jest właścicielem restauracji, a ja mu pomagam…
– Nie ma to jak prywatne przedsiębiorstwo.
– Ojejku, nawet pan nie wie, jakie to męczące…
Bezmyślne przerzucanie kolejnych zdań trwało jeszcze przez jakiś czas, aż Marysi znudziło się patrzeć przez okno i oddała sympatycznemu panu jego przyrząd do patrzenia w ciemności. Teraz postanowiła trochę podokuczać mamie, więc pan wziął swój przyrząd i zapatrzył się w mrok. Może szukał potwora? Widmo podczerwieni rozlewało się przed jego oczyma, barwiąc mroczny las całkiem nowymi odcieniami. Wraz z rytmicznym drganiem składu wagonów na starym torowisku, pociąg zbliżał się do maleńkiej stacyjki tuż przed Rijeką. Jeszcze kilka takich stacyjek i dotrą do miasta. Spokojny patrol. Spoglądał na zarys widm termicznych, które na przesłonie jego urządzenia pozostawiały ciała personelu kolejowego na stacji i dwojga podróżnych. Nie, jednak trojga… Zdrętwiał. Poczuł jak pocą mu się dłonie, a ślina zbiera się w ustach i spływa do gardła. Wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął z niej różaniec. Podniósł do ust krzyż i pocałował Jezusa. Marysia popatrzyła na swoją mamę. Mama wzruszyła ramionami. Pociąg wjeżdżał na stację. Sympatyczny współpodróżny już się nie uśmiechał – jego twarz miała kolor wosku gromnicy, którą zapala się za duszę zmarłych. Wstał i zgasił światło w przedziale. Mama Marysi zaprotestowała:
– Dlaczego pan gasi…
Przerwał jej dość niegrzecznie.
– Cicho! – wykrzyknął.
W jego głosie nie było już ani krzty uprzejmości. Dał się słyszeć chrzęst zamka w walizce, a potem do przedziału wpadło skąpe światło z zewnątrz, z peronu, przy którym się zatrzymali, i oświetliło lufę strzelby, którą wyciągnął.
– Cicho. Połóżcie się na podłodze, zakryjcie uszy i zamknijcie oczy. Marysiu, nie patrz na to. A pani niech się nie boi. To nie jest napad ani porwanie, nie będę do was strzelał, ale połóżcie się na podłodze dla własnego bezpieczeństwa… I bądźcie cicho!
Skoczył do drzwi i zaciągnął zasłony. Coś mruczał. Przestraszona kobieta myślała, że całkiem zwariował i że mówi sam do siebie, lecz dopiero po chwili zrozumiała, że się modli. To wystraszyło ją jeszcze bardziej. Położyła się na podłogę i spróbowała poprosić go, żeby je wypuścił, ale przerwał jej ostrym syknięciem. Popatrzył przez okno i zobaczył jak troje nowych podróżnych wsiada do ich wagonu.
Dwóch nieważnych i ten trzeci.
Trzeci, którego ciało nie pozostawiało widma cieplnego właściwego dla żywych istot.
• • •
Dotarłem do stacji w samą porę, pociąg właśnie zdążył nadjechać. Oczywiście nie miałem ani biletu, ani najmniejszego zamiaru, żeby za niego zapłacić. To akurat mogłem zawsze rozwiązać na kilka innych sposobów. Ruszyłem z zamiarem, aby mnie nie widziano, spowijając się w cień i mrok. To przydatna umiejętność stać się na tyle niezauważalnym, aby wzrok innych ludzi sam odwracał się ode mnie… tylko, ktoś, kto celowo chciałby mnie zobaczyć, mógłby mnie ujrzeć. To dziwne, ale gdy już pociąg – stary i brzydki, kiełbaskowaty skład wagonów – dotarł do stacji, przez chwilę wydawało mi się, że jednak ktoś mnie obserwuje. Odwróciłem się i nie zobaczyłem nikogo, kto zwracałby na mnie uwagę. Wiatr poruszał niedopałki po peronie niczym dziecko, które strąca puszek dmuchawca. Przepuściłem dwójkę innych podróżnych i wszedłem do pociągu tuż za nimi. Powąchałem go: śmierdział tak samo jak wszystkie. Ten smród chorwackich linii kolejowych jest bardziej rozpoznawalny niż mundury ich pracowników. Ale to i tak nie było istotne. Jeszcze dwie stacje do Rijeki, tam znajdę dobrą i pewną kryjówkę przed wschodem słońca, a już kolejnej nocy wyruszę na solidne polowanie. Przemierzałem wagony, niosąc swój czarny worek przerzucony przez ramię. Pociąg stał na stacji. Ta dwójka podróżnych zaglądała do przedziałów i parła do przodu w poszukiwaniu wolnych miejsc. Szedłem za nimi, jak w transie. Nieuważnie. W pewnym momencie zrozumiałem, że coś jest nie tak. To uczucie, że ktoś mnie obserwuje powróciło, tym razem jeszcze silniejsze.
Przede mną otworzyły się drzwi przedziału. Przedział był ciemny, ale czułem czyjąś obecność.
Ze środka wyskoczył mężczyzna, uderzył ramieniem pierwszego z podróżnych i odepchnął go za siebie, obalając na podłogę. Drugi stał pomiędzy mną a nim, powolny niczym wieczność. Nieznajomy trzymał w rękach strzelbę i już naciskał na cyngiel, kierując lufę w bok od podróżnego, aby go nie zranić.
Nie znałem się na broni, nie bardzo mnie to interesowało. Dla mnie ważna jest tylko lufa, która wyrzuca pociski, nic więcej. A jednak dobrze wiedziałem, co to za strzelba, chociaż nawet nie zdążyłem na nią porządnie spojrzeć. Szybko poszukałem w pamięci: Zmodyfikowana AA12. Strzelba automatyczna. Lufa skrócona dla łatwiejszego transportu i lepszych efektów z bliskiej odległości. Jako amunicję z pewnością wykorzystuje małe stalowe strzałki zamiast zwyczajnych pocisków. Z tej odległości odrywa ofierze głowę i zamienia ją w krwistą kaszę.
Imponujące? Nie trzeba być miłośnikiem broni palnej, żeby to wiedzieć, wystarczyło mieć świadomość, iż jest to standardowe wyposażenie Wykonawcy Bożego Zamysłu. Kurwa jego pierdolona mać.
Nie przeczę; byłem szybki. Byłem jak pieprzona błyskawica. Gdy tylko chmura stalowych strzałek rozwaliła mi lewe ramię (całe szczęście, że celował, trzymając strzelbę jedną ręką, bo drugą musiał odsuwać przypadkowego podróżnego, dlatego nie był zbyt precyzyjny) i obrócił mnie wokół własnej osi, w mojej prawej dłoni już tkwił pistolet. Cisnęła mną siła odrzutu, zatoczyłem się, przez chwilę dotknąłem kolanem brudnej podłogi wagonu, ale nie upadłem. Nie upadłem. Byłem pewien, że nie udałoby się tego dokonać żadnemu człowiekowi. Chwytając równowagę, pobiegłem do wyjścia, podczas gdy moja lewa ręka kołysała się, bezwładnie zwisając wzdłuż ciała, a prawa osłaniała mnie, niczym mój święty sztandar śmierci, wysyłając ślepo pociski z pistoletu. Niestety, podróżny wciąż stał przed Wykonawcą, jakby postawił go tam Bóg w swoim dalekowzrocznym planie, poświęcił jego nic nieznaczące ciało, aby uratować swego wojownika. Wśród wściekłego huku wystrzałów ze strzelby druga eskadra strzałek rozpłatała mi plecy. Gdybym ruszył do skoku choćby o ułamek sekundy później, zostałbym tam, leżąc bezsilnie, czekając tylko na ostatni śmiercionośny cios. A tak byłem już w locie, przebiłem głową szybę i z trzaskiem rozsypujących się mieniących drobinek szkła, zatopiłem się w mroku nocy lądując na torach kolejowych.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Młot na wampiry
— Karina Murawko-Wiśniewska

Wykonawcy Bożego Zamysłu
— Zoran Krušvar

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.