Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michael Grant
‹Gone. Zniknęli. Faza druga – Głód›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGone. Zniknęli. Faza druga – Głód
Tytuł oryginalnyHunger
Data wydania24 lutego 2010
Autor
PrzekładJacek Drewnowski
Wydawca Jaguar
CyklGone
ISBN978-83-76-008-4
Format650s.
Cena34,90
Gatunekdla dzieci i młodzieży, kryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Gone. Zniknęli. Faza druga – Głód

Esensja.pl
Esensja.pl
Michael Grant
« 1 2

Michael Grant

Gone. Zniknęli. Faza druga – Głód

– Wcale nie robi do mnie maślanych oczu.
– Akurat. – Odepchnęła go żartobliwie.
– Tak czy siak, może dobrze bym wyglądał tylko z dwoma włosami – rzucił. Spojrzał na swoje odbicie w szklanych drzwiczkach mikrofalówki.
– Czy znasz znaczenie słowa „narcyz”? – spytała Astrid.
Roześmiał się. Chciał ją złapać, ale zauważył, że przygląda mu się mały Pete.
– No a jak tam Pete?
Astrid zerknęła na braciszka, który przycupnął na kuchennym stołku i niemo patrzył na Sama. A przynajmniej w jego kierunku. Nigdy nie była pewna, na co malec tak naprawdę patrzy.
Chciała powiedzieć Samowi, co się działo z małym Petem, co zaczął robić. Ale chłopak miał wystarczająco wiele kłopotów. A teraz na chwilę, co się rzadko zdarzało,
przestał się martwić.
Później znajdzie się czas, by mu powiedzieć, że osoba obdarzona największą mocą w całym ETAP-ie najwyraźniej… jak brzmiało właściwe określenie na to, co robił Pete?
Tracił rozum? Nie, to nie było to.
Nie istniał odpowiedni termin na to, co się działo z chłopcem. Tak czy owak, to nie był właściwy moment.
– Wszystko z nim w porządku – skłamała. – Znasz Pete’a.

Lana Arwen Lazar mieszkała już w czwartym domu, odkąd przybyła do Perdido Beach. Na początku wybrała budynek, który w miarę jej się podobał. Ale to tam złapał ją Drake Merwin. Potem to miejsce nie wydawało jej się już dobre.
Następnie na jakiś czas wprowadziła się do Astrid. Szybko jednak odkryła, że woli być sama, jedynie w towarzystwie swojego labradora Patricka. Wybrała więc dom w pobliżu placu. Tam jednak zbyt łatwo było do niej dotrzeć. Lana tego nie lubiła. Brakowało jej wtedy prywatności.
Dysponowała mocą uzdrawiania. Odkryła ją w sobie w dniu, gdy zaczął się ETAP, a jej dziadek zniknął. Jechali wtedy jego pickupem i po nagłym zniknięciu kierowcy samochód stoczył się z bardzo wysokiej skarpy. Obrażenia, które odniosła, powinny ją zabić. I niemal zabiły. I wtedy poznała moc, która mogła zawsze drzemać w ukryciu, gdyby nie nagła, straszna potrzeba. Uleczyła siebie. Uleczyła Sama, gdy trafił go pocisk. I Cookiego, gdy miał strzaskane ramię. I wiele innych dzieci po straszliwej bitwie w Święto Dziękczynienia.
Nazywano ją Uzdrowicielką. Wśród bohaterów ETAP-u ustępowała tylko Samowi Temple. Wszyscy ją podziwiali i szanowali. Niektórzy, zwłaszcza ci, których uratowała, darzyli ją czymś w rodzaju czci. Lana nie miała wątpliwości, że taki na przykład Cookie oddałby za nią życie. Dopóki go nie ocaliła, znajdował się w istnym piekle.
Ale kult i nimb bohaterki nie powstrzymywał dzieciaków przed nękaniem jej o każdej porze, w dzień i w nocy, w związku z każdym, najdrobniejszym nawet bólem czy
problemem: ruszającym się zębem, skórą spieczoną na słońcu, obtartymi kolanami, wybitym palcem u nogi. Wyprowadziła się z miasta i mieszkała teraz w hotelu Clifftop.
Hotel stał wtulony w mur ETAP-u, nieprzebytą barierę, która ograniczała ten nowy świat.
– Uspokój się, Patrick – powiedziała, gdy pies szturchnął ją głową, nie mogąc doczekać się śniadania. Lana otworzyła puszkę karmy Alpo, po czym, blokując Patrickowi przejście, wyłożyła połowę zawartości na miskę na podłodze.
– Masz. Kurczę, można by pomyśleć, że nigdy cię nie karmię.
Wypowiedziawszy te słowa, zaczęła się zastanawiać, jak długo będzie w stanie karmić psa. Niektóre dzieciaki zaczęły już jeść psią karmę. Po ulicach kręciły się też wychudłe psy, sama skóra i kości, które grzebały w śmietnikach wraz z dzieciakami, szukającymi odpadków, które same wyrzuciły parę tygodni wcześniej.
Lana była sama w Clifftop. Setki pokoi, zarośnięty glonami basen, przecięty barierą kort tenisowy. Miała balkon, z którego rozciągał się widok na plażę poniżej i zbyt spokojny ocean.
Sam, Edilio, Astrid i Dahra Baidoo – która pełniła funkcję farmaceutki i pielęgniarki – wiedzieli, gdzie jest, i mogli ją znaleźć, gdy naprawdę jej potrzebowali. Dla większości dzieciaków jednak pozostawało to tajemnicą, dzięki czemu Lana odzyskała w pewnym stopniu kontrolę nad swoim życiem.
Popatrzyła tęsknie na psią karmę. Nie pierwszy raz zastanawiała się, jak smakuje. Pewnie lepiej niż przypalone obierki ziemniaków z sosem barbecue, które jadła. Kiedyś w hotelu było pełno jedzenia. Ale na polecenie Sama Albert ze swoją ekipą wszystko zabrał i zgromadził w sklepie Ralph’s. Stamtąd Drake zdołał ukraść znaczną część kurczących się zapasów.
Teraz żywności nie było. Nawet w minibarach w pokojach, wypełnionych kiedyś pysznymi batonami, chipsami i orzeszkami. Teraz został tylko alkohol. Ludzie Alberta zostawili trunki, nie bardzo wiedząc, co z nimi zrobić.
Lana trzymała się z dala od białych i brązowych buteleczek. Jak dotąd.
Właśnie alkohol sprawił, że znalazła się na wygnaniu, z dala od swojego domu w Las Vegas. Wykradła butelkę wódki z domu swoich rodziców, jakoby dla starszego chłopaka, którego znała.
Tak przynajmniej brzmiała oficjalna wersja, którą zdołała wcisnąć rodzicom. Ale i tak wysłali ją na jakiś czas na ranczo dziadka na odludziu, żeby „przemyślała to, co zrobiła”. Teraz, w świecie ETAP-u, Lana była kimś w rodzaju świętej. Sama jednak wiedziała lepiej.
Patrick skończył jeść, gdy zagotowała się kawa. Lana nalała sobie filiżankę, dorzuciła słodzik i trochę śmietanki w proszku. Znalazła te rzadkie luksusy, przeszukując wózki pokojówek.
Wyszła na balkon i pociągnęła łyk.
Włączyła sprzęt stereo, odtwarzacz CD, który był w pokoju. Ktoś, zapewne jakiś wcześniejszy lokator, zostawił w środku starą płytę Paula Simona, a ona ją włączyła.
Była tam jakaś piosenka o ciemności. O miłej ciemności. Brzmiało to niemal jak zaproszenie. Puszczała ją bez końca, raz za razem.
Czasami muzyka pomagała jej zapomnieć. Ale nie ta piosenka.
Kątem oka zauważyła kogoś na plaży. Wróciła do środka i wzięła lornetkę, którą wyciągnęła z porzuconego bagażu jakiegoś turysty.
Dwoje małych dzieci, najwyżej sześcioletnich, bawiło się na kamiennym pirsie, wrzynającym się w morze. Na szczęście nie było fal. Kamienie jednak przypominały miejscami ostrza brzytew, ostre i gładkie. Powinna… Później. Starczy już tej odpowiedzialności. Nie uważała się za osobę odpowiedzialną i drażniło ją, że się ją do tego zmusza.
Wśród mieszkańców ETAP-u rozpowszechniały się dorosłe nałogi. Niektóre niewinne, jak kawa. Inne – trawka, papierosy i alkohol – nie były już tak niegroźne. Lana wiedziała o sześciu osobach, które regularnie piły. Próbowały nakłonić ją do leczenia kaca.
Inni wypalali trawkę z torebek, znalezionych u rodziców lub starszego rodzeństwa. Można było spotkać ośmioletnie dzieciaki, dławiące się papierosowym dymem i próbujące wyglądać na wyluzowane. Raz widziała pierwszoklasistę, który próbował zapalić cygaro.
Tego Lana uleczyć nie mogła.
Chwilami marzyła o tym, by znowu znaleźć się w chacie Jima Pustelnika.
Nie pierwszy raz naszła ją ta myśl. Często wspominała ten dziwny domek na pustyni z budzącym zdumienie trawnikiem – który teraz był już zapewne brązowy i wyschnięty. To tam znalazła schronienie po wypadku. I potem jeszcze raz, na krótko, gdy uciekła przed stadem kojotów. Sama chata doszczętnie spłonęła. Został tylko popiół.
I złoto, ma się rozumieć. Złoto z zapasów Jima Pustelnika mogło stopnieć, ale z pewnością nadal było pod podłogą. Złoto. Z kopalni.
Kopalnia…
Pociągnęła duży łyk ze styropianowego kubka i sparzyła się w język. Ból pomógł jej się skupić.
Kopalnia. Ten dzień utkwił jej wyraźnie w pamięci, tak wyraźnie, jak koszmar senny, którego nie sposób zapomnieć.
Przez cały czas nie wiedziała, że ETAP oznaczał zniknięcie wszystkich dorosłych. Poszła do kopalni w poszukiwaniu pustelnika, z nadzieją, że przynajmniej znajdzie
jego ciężarówkę i dojedzie nim do miasta. Natrafiła na pustelnika u wylotu sztolni. Nie żył. Nie zniknął – był martwy. A to oznaczało, że zginął przed ETAP-em.
Kojoty przyszły za nią i zaciągnęły ją w głąb kopalni.
A tam napotkała… to. Stwora. Ciemność, jak nazywały to kojoty. Ciemność.
Pamiętała wrażenie, że jej stopy są ciężkie jak cegły. Pamiętała, jak jej serce zwolniło i każde jego uderzenie przypominało cios młotem. Pamiętała przerażenie, które sięgało głębiej niż zwykły strach. I słaby, zielonkawy blask, który kojarzył jej się z ropieniem, chorobą, rakiem. Stan snu, który ją ogarnął… ciężkie powieki i pustka w umyśle, poczucie, że coś wdziera się w jej świadomość…
Chodź do mnie.
– Ach!
Zgniotła kubek. Gorąca kawa rozlała jej się na rękę. Pociła się. Oddychała z trudem. Wzięła głęboki wdech i czuła się tak, jakby aż do tej chwili nie pamiętała, jak to się robi.
To wciąż tkwiło w jej głowie, ten potwór z kopalnianej sztolni. Trzymał ją w klinczu. Czasami była pewna, że słyszy jego głos. Halucynacje, bez wątpienia. Na pewno nie sama Ciemność. Była daleko stąd. Głęboko pod ziemią. Nie mogła…
– Nie umiem zapomnieć – szepnęła do Patricka. – Nie mogę się od tego uwolnić.
Przez pierwsze dni po tym, jak opuściła pustynię i dołączyła do tego dziwnego społeczeństwa dzieci, Lana czuła niemal spokój. Niemal. Od początku miała poczucie
niepowetowanej szkody, niewidzialnej rany, której umiejscowienie było nieokreślone z wyjątkiem faktu, że znajdowała się w niej, w środku.
Ta niewidzialna, nierzeczywista, niezabliźniona rana znowu się otworzyła. Na początku dziewczyna mówiła sobie, że to zniknie. Że przejdzie. Że wytworzy się psychiczny strup. Ale jeśli to była prawda, jeśli wracała do zdrowia, dlaczego z każdym mijającym dniem bolało ją coraz bardziej? Jakim cudem te straszliwy głos ze słabego, odległego szeptu przerodził się w uporczywy pomruk?
Chodź do mnie. Potrzebuję cię.
Ten naglący, surowy głos układał się teraz w słowa.
– Dostaję świra, Patrick – zwróciła się do psa. – To jest we mnie i dostaję świra.
koniec
« 1 2
2 lutego 2010

Komentarze

02 II 2010   19:45:25

No, wygląda na to, że kontynuacja trzyma fajny klimat pierwszej części - to dobrze, ale wciąż wątpię, żeby dało się go utrzymać przez te 6 czy ileś części bez zanudzenia czytelnika na śmierć.
Mam nadzieję, że nie. Czekam na 'Głód'.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.