Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Simon R. Green
‹Zwycięzca bierze wszystko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZwycięzca bierze wszystko
Tytuł oryginalnyWinner Takes All
Data wydania8 czerwca 2004
Autor
PrzekładIwona Michałowska-Gabrych
Wydawca Zysk i S-ka
CyklStrażnicy Przystani
ISBN83-7298-595-2
Format236s. 115×183mm
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Zwycięzca bierze wszystko

Esensja.pl
Esensja.pl
Simon R. Green
1 2 3 5 »
Zamieszczemy fragment drugiego tomu cyklu Simona R. Greena „Strażnicy Przystani”. W powieści „Zwycięzca bierze wszystko” spotkamy tytułowych bohaterów tomu pierwszego – Hawka i Fisher.

Simon R. Green

Zwycięzca bierze wszystko

Zamieszczemy fragment drugiego tomu cyklu Simona R. Greena „Strażnicy Przystani”. W powieści „Zwycięzca bierze wszystko” spotkamy tytułowych bohaterów tomu pierwszego – Hawka i Fisher.

Simon R. Green
‹Zwycięzca bierze wszystko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZwycięzca bierze wszystko
Tytuł oryginalnyWinner Takes All
Data wydania8 czerwca 2004
Autor
PrzekładIwona Michałowska-Gabrych
Wydawca Zysk i S-ka
CyklStrażnicy Przystani
ISBN83-7298-595-2
Format236s. 115×183mm
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Wydrążeni ludzie
Wszystkie miasta mają swoje ulubione krwawe sporty. Niektóre wolą tradycyjne okrucieństwa, takie jak znęcanie się nad niedźwiedziami czy walki kogutów, inne zaś folgują swoim instynktom, organizując walki gladiatorów na arenach. Mieszkańcy Przystani ekscytują się najpodlejszym, najkrwawszym ze wszystkich sportów: polityką.
Nadchodził czas wyborów i w całym mieście otwierały się okiennice. Wywieszano transparenty, organizowano parady, przemówienia i wiece, a raz po raz wybuchały nawet zamieszki w starym, dobrym stylu. Ulice pękały w szwach, kieszonkowcy i złodzieje torebek zacierali ręce, a tawerny nie nadążały liczyć zarobionych pieniędzy. Wszelka praca w mieście zamarła, wszyscy bez wyjątku dali się bowiem ponieść zapałowi wyborczemu. Wszyscy – z wyjątkiem stróżów porządku, którzy harowali na dwie zmiany, na próżno starając się ustrzec Przystań przed zamianą w pole bitwy.
Panowała właśnie jesień i pogoda była całkiem miła – za dnia dość ciepło, nocą przyjemnie chłodno. Od oceanu nieprzerwanie wiała bryza, padało zaś dostatecznie często, by ludzie potrafili docenić słoneczne chwile. Wszystko to sprawiało, że ludzie byli niezadowoleni z życia i wychodzili z domów, by dobra pogoda, póki trwała, poprawiła im humory. Dzięki temu na ulicach było tłoczniej niż podczas innych wyborów. Wydawało się, że przed nadejściem wieczoru prawo i porządek pozostaną tylko wspomnieniem. Na szczęście miasto przeznaczało na kampanię wyborczą zaledwie dwadzieścia cztery godziny. Inaczej prosiłoby się o kłopoty, by nie rzec – o wojnę domową.
Hawk i Fisher, małżonkowie i kapitanowie straży miejskiej, wędrowali niespiesznie ulicą Targową, a tłum rozstępował się przed nimi gwałtownie. W okresie przedwyborczym mieszkańcy Przystani nie grzeszyli cierpliwością i byle co wyprowadzało ich z równowagi, nikt jednak nie był dostatecznie głupi, by zadzierać z Hawkiem i Fisher. Istniały szybsze i mniej bolesne sposoby popełniania samobójstwa.
Hawk był wysoki, śniady, niegdyś przystojny. Na prawym oku nosił czarną przepaskę z jedwabiu, a twarz po tej stronie miał pooraną starymi bliznami, bielejącymi na tle ogorzałej cery. Ubrany był w prostą bawełnianą koszulę i spodnie, lecz tym razem włożył również przepisowy mundur strażnika – czarny płaszcz. Zwykle tego nie robił, uniform bowiem przeszkadzał w walce; dziś jednak, gdy do miasta zjechało tylu obcych, płaszcz był symbolem władzy. Hawk nie zdejmował go od rana, choć nie było mu w nim do twarzy. Nigdy zbytnio nie dbał o wygląd, a buty miał wyjątkowo stare i wysłużone; wprawne oko dostrzegłoby jednak, że kiedyś były doskonałej jakości. Na temat pochodzenia Hawka krążyło wiele plotek, zwykle koncentrujących się na tym, czy jego rodzice byli małżeństwem, ale tak naprawdę nikt nic o nim nie wiedział. Przeszłość tego człowieka okrywała tajemnica, a on chciał, by tak pozostało.
Wyglądał dość niepozornie. Nie był umięśniony, a raczej szczupły, choć solidnej budowy, z lekko zarysowanym brzuszkiem. Czarne włosy sięgały ramion; zwykle – wbrew modzie – nosił je zaczesane do tyłu i spięte srebrną klamrą. Skończył dopiero trzydzieści lat, lecz we włosach odcinały się już pasemka siwizny. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak zwykły najemnik, mający za sobą najlepsze lata. Niewielu jednak poprzestawało na jednym spojrzeniu: pokryta bliznami twarz Hawka i chłodny wyraz jego jedynego oka miały w sobie coś, co sprawiało, że nawet najgorszy pijak zatrzymywał na nim wzrok. Zamiast szabli strażnik nosił przy prawym boku topór o krótkim trzonku. Był mistrzem we władaniu tą bronią. Przez lata służby miał mnóstwo okazji, by się wprawiać.
Towarzyszka Hawka, kapitan Fisher, dostosowała się do jego tempa i postawy ze swobodą świadczącą o wieloletniej zażyłości. Izabela Fisher liczyła co najmniej sześć stóp wzrostu i nosiła długi, gruby blond warkocz sięgający do pasa i ozdobiony u dołu kulką z polerowanej stali. Miała nieco ponad dwadzieścia pięć lat i określenie „interesująca” pasowało do niej bardziej niż „piękna”. Surowa, koścista twarz silnie kontrastowała z intensywnym błękitem oczu i wydatnymi ustami. Wydawała się kimś, z kogo przeszłość wypłukała wszystkie ludzkie słabostki. Podobnie jak Hawk miała na sobie bawełnianą koszulę, spodnie i płaszcz. Częściowo rozpięta koszula odsłaniała sporą część biustu, a podwinięte rękawy ukazywały muskularne, pokryte starymi bliznami ręce. Buty Fisher były zniszczone i sprawiały wrażenie nieczyszczonych od lat. Przy lewym biodrze przytroczony miała miecz, na rękojeści którego trzymała swobodnie dłoń.
Hawka i Fisher znano w całej Przystani. Po pierwsze, byli uczciwi, co samo w sobie czyniło z nich ewenement pośród przepracowanych i słabo opłacanych strażników miasta. Po drugie, strzegli pokoju, nie bacząc na koszty. Dopadali złoczyńców i jeśli coś z nich jeszcze zostało, wiedli przed oblicze prawa. Kiedy Hawk i Fisher pojawiali się w pobliżu, wszyscy nagle stawali się praworządnymi obywatelami.
Szli niespiesznie ulicą Targową, wdychając ciepłe powietrze poranka i przyglądając się handlarzom ulicznym. Tłumy, które zjechały do miasta na wybory, oznaczały duże zarobki dla sprzedawców szybkich obiadków i pamiątek, a także dla drobnych magików, oferujących tanie sztuczki i amulety. Obie strony ulicy na całej długości zapełniały stoiska: od tych prowizorycznych, z drewna i płótna poczynając, na podszytych jedwabiem kioskach znanych koncernów rodzinnych, z wyłożonymi koralami markizami, kończąc. Harmider czyniony przez sprzedawców był ogłuszający, a im bardziej tandetny był towar, tym głośniej i bardziej ekstrawagancko go zachwalano.
Wszędzie stały też stoiska z napojami, współzawodniczące z tawernami w oferowaniu taniego alkoholu, reklamowanego tradycyjnym hasłem: UPIJ SIĘ ZA GROSZ, ZALEJ W TRUPA ZA DWA. Mniej odważni zawsze mogli napić się piwa, które dzięki konserwatystom rozdawano za darmo, wychodzili oni bowiem z założenia, że pijany elektorat będzie dla nich łaskawszy niż trzeźwy. Część wyborców zagłosuje na partię konserwatywną z wdzięczności i w nadziei na większą ilość darmowego alkoholu, inni zaś będą zbyt pijani, by stawić prawdziwy opór. A ponieważ ludność była na ogół zbyt pijana, by wywoływać zamieszki, strażnikom ten stan rzeczy również odpowiadał.
Boczne uliczki i alejki także pełne były stoisk. Sprzedawano chorągiewki, fajerwerki, maski i wszelkie możliwe nowinki, które, rzecz jasna, nie były warte nawet połowy żądanej ceny. W poszukiwaniu bardziej wyszukanych dóbr, jak delikatna porcelana czy szkło z elegancko wyżłobionymi wzorami i hasłami wyborczymi, trzeba było się udać na przedmieścia. Podobno Północna Dzielnica prezentowała niegdyś wyższy standard, ale jeśli nawet tak było, nikt już nie pamiętał tych czasów. Obecnie była to najbardziej nieokrzesana, najbiedniejsza i najniebezpieczniejsza strefa Przystani. To wyjaśniało obecność Hawka i Fisher. Po pierwsze, byli najlepsi i wszyscy o tym wiedzieli, a po drugie, i najistotniejsze, narobili sobie w straży tyle samo wrogów co poza nią. W Przystani nawet uczciwość ma swoje granice.
Hawk spoglądał tęsknie na stoisko z kiełbaskami pieprzowymi na drewnianych patykach. Wyglądały całkiem apetycznie, jeśli nie zwracało się uwagi na muchy. Fisher dostrzegła jego zainteresowanie i stanowczo odciągnęła go od stoiska.
– Nie, Hawk. Nie wiemy, z czego zrobiono te kiełbasy. Masz ważniejsze rzeczy do roboty, niż kucać przez resztę dnia w kiblu z opuszczonymi spodniami.
Hawk roześmiał się.
– Pewnie masz rację, Izabelo. To nic; jeśli dobrze pamiętam, tu niedaleko, po prawej, jest tawerna, w której podają świetne obiady z homara dla dwojga.
– Za wcześnie na obiad.
– W takim razie zjemy homara na lunch.
– Ostatnio za bardzo się obżerasz – zauważyła surowo Fisher. – Dziwię się, że nadal możesz zapiąć pasek.
– Każdemu wolno mieć jakieś hobby – stwierdził Hawk.
Przez chwilę szli w milczeniu, rozglądając się wokoło. Ludzie uśmiechali się i machali do nich albo udawali, że ich nie widzą. Hawk i Fisher kłaniali się uprzejmie jednym i drugim, po czym szli dalej. Uśmiechom nie ufali, reszta nie robiła na nich wrażenia. Myśli Hawka dryfowały swobodnie. Był w Przystani od pięciu lat, ale czasem wydawało mu się, że minęło ich już pięćdziesiąt. Jesienią szczególnie boleśnie odczuwał tęsknotę za rodzinnymi stronami. W Leśnym Królestwie o tej porze roku wszystko się zmieniało: wygląd, brzmienie i zapach przygotowującej się na zimę puszczy, kolory liści, przechodzących w odcienie brązu i złota. Hawk westchnął cicho, patrząc na ponure kamienice i brudny bruk ulic Przystani. Był teraz mieszczuchem i musiał się z tym pogodzić.
Powietrzem wstrząsnęła eksplozja i Hawk, nim uświadomił sobie, że to po prostu kolejne fajerwerki, odruchowo sięgnął po topór. Wyborcy w Przystani uwielbiali sztuczne ognie, im głośniejsze i bardziej spektakularne, tym lepiej. Jaskrawe plamy uwydatnionych magicznie kolorów strzelały w niebo, rozpryskując się na tle chmur i zmieniając je w chaotycznie upstrzoną kolorami paletę. Zdarzały się próby tworzenia napisów na niebie, wszystkie jednak zmieszały się z sobą, tworząc nieczytelną plątaninę połamanych linii. Znudzone frakcje poczęły więc używać fajerwerków jako amunicji. Powietrze rozbrzmiewało okrzykami bojowymi, a od czasu do czasu nawet wrzaskami przerażenia, na szczęście jednak sztuczne ognie nie były dość silne, by narobić prawdziwych szkód. Hawk i Fisher tylko spoglądali na siebie i pozwalali, by bitwa toczyła się dalej, dostarczając tłumowi rozrywki.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

I w szaleństwie jest metoda
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.