Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Paul Kearney
‹Królowie heretycy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKrólowie heretycy
Tytuł oryginalnyThe Heretic Kings
Data wydania26 maja 2004
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
CyklBoże Monarchie
ISBN83-89004-63-1
Format384s.
Cena27,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Królowie heretycy

Esensja.pl
Esensja.pl
Paul Kearney
1 2 »
Zamieszczamy fragment powieści Paula Kearneya zatytułowanej „Królowie heretycy”. Jest to drugi tom cyklu „Boże Monarchie” rozpoczętego „Wyprawą Hawkwooda”. Cykl ten ukazuje się nakładem wydawnictwa MAG.

Paul Kearney

Królowie heretycy

Zamieszczamy fragment powieści Paula Kearneya zatytułowanej „Królowie heretycy”. Jest to drugi tom cyklu „Boże Monarchie” rozpoczętego „Wyprawą Hawkwooda”. Cykl ten ukazuje się nakładem wydawnictwa MAG.

Paul Kearney
‹Królowie heretycy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKrólowie heretycy
Tytuł oryginalnyThe Heretic Kings
Data wydania26 maja 2004
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
CyklBoże Monarchie
ISBN83-89004-63-1
Format384s.
Cena27,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Prolog
Ludzie zawsze podążają na zachód. Może ma to coś wspólnego z ruchem słońca? Słońce ich przyciąga, tak jak blask świecy przyciąga ćmę.
Minęło wiele długich lat, a ja wciąż trwam: ostatni z założycieli. Ciało odmawia mi posłuszeństwa, jakby już do mnie nie należało. Świat postarzał się o cztery stulecia, których upływ w mojej krainie był prawie niezauważalny. Ludzie się zmieniają i myślą, że świat zmienia się wraz z nimi. To nieprawda. Świat ledwie ich toleruje, kontynuując swe tajemne obroty.
Teraz jednak w powietrzu daje się wyczuć nową nutę, niby zimowy szept w tej krainie, która nie zna pór roku. Nadchodzą zmiany.
*
Wiedzieliśmy, że kiedyś nastanie ten dzień: przybyli złotoszkarłatnym szlakiem tonącego słońca, na żaglowcach wlokących girlandy wodorostów, uczepione przeżartych przez robactwo kadłubów.
Obserwowaliśmy ich z dżungli: ludzi w pancerzach pokrytych nalotem morskiej soli, z opuchniętymi od szkorbutu twarzami, niosących miecze, piki, a później także cuchnące arkebuzy z syczącym na wietrze wolnopalnym lontem; wychudłych przybyszów z Hebrionu, Astaracu, Gabrionu; morskich wędrowców ze Starego Świata; zaślepionych chciwością rozbójników.
Kiedy my tu przybyliśmy, uciekaliśmy przed czymś. Oni przypłynęli, bo czegoś szukali. Dzięki nam ich żołądki napełniły się strachem, a ich sakiewki nabrzmiały od grozy. Zmieniliśmy ich w zwierzynę i odebraliśmy im wszystko, na co przyszła nam ochota.
Ich statki zgniły na kotwicach, puste i zamieszkane tylko przez duchy. Nielicznych, bardzo nielicznych oszczędziliśmy, aby opowiedzieli o nas w Bożych Monarchiach. Tak powstał mit. Ukryliśmy nasz kraj za zasłoną niewiarygodnych opowieści i ponurych plotek. W słowa prawdy wpletliśmy hiperbole obłędu. Wykuliśmy legendę tak jak kowal wykuwa miecz na kowadle – i zahartowaliśmy ją we krwi.
Ale zmiany są nieubłagane. Przez cztery stulecia czekaliśmy, a nasi ludzie zgodnie z planem przenikali z powrotem na wschód. Są teraz w całej Normannii. Dowodzą wojskami, głoszą kazania, czuwają nad kołyskami dzieci. Niektórzy są zausznikami królów.
Nadszedł czas, aby nasze statki wróciły przez Ocean Zachodni. Abyśmy upomnieli się o naszą własność. Bestia zwycięży. Fortuna kołem się toczy – także dla wilków.
Część pierwsza
Schizma
Jeden
Rok Świętego 551
Dzwon na nieszpory dawno przebrzmiał, ale brat Albrec wolał udać, że go nie słyszy. Z roztargnieniem ogryzał gęsie pióro, aż mokre od śliny kawałki chorągiewki spadały na ławkę. Kiedy tak mrużył oczy w świetle oliwnej lampy, jego twarz przypominała wąski pyszczek ciekawskiego, niedowidzącego szczura. Drżącą dłonią przewracał kolejne kartki leżącego przed nim wiekowego pergaminu. Kiedy rożek jednej ze stronic skruszył się pod dotykiem jego palców, jęknął przejmująco, zupełnie jak pies, który widzi, że pan wychodząc z pokoju nie chce zabrać go ze sobą.
Pergamin zapisano kunsztownymi literami, w dawnych czasach, bo stary atrament zdążył mocno zblaknąć. Księga była tym bardziej niezwykła, że nie było w niej żadnych ozdobnych inicjałów i iluminacji, uważanych za nieodzowne w świętych tekstach Ramusia. Zawierała tylko słowa, nagie, proste, skreślone elegancką ręką i wyblakłe pod ciężarem lat.
Sam pergamin był miernej jakości. Czyżby dawny skryba nie dysponował delikatnym welinem? Jednego bowiem Albrec był pewien: to był manuskrypt – nie jakiś masowy produkt jednej z tych słynnych charibońskich pras drukarskich, lecz najprawdziwszy stary rękopis.
Mimo to miało się wrażenie, że autor dołożył starań, by jego dzieło nie zwracało na siebie uwagi. I chyba mu się udało: zwój niepoukładanych arkuszy znaleziono wciśnięty w szparę w ścianie na jednym z najniższych poziomów biblioteki. Brat Columbar przyniósł go Albrecowi; myślał pewnie, że stary pergamin nada się na bibułę w skryptorium, w Charibonie bowiem nadal powstawały ręcznie pisane księgi. Dopiero na widok bladych, idealnie równych liter zawahał się i postanowił pokazać go pomocnikowi bibliotekarza. A wrodzona ciekawość Albreca nie pozwoliła mu oderwać się od lektury.
Chociaż niewiele brakowało: obiecywał sobie, że zaraz skończy, pójdzie do głównego bibliotekarza, brata Commodiusa, i powie mu o znalezisku, lecz manuskrypt bez reszty przykuł jego uwagę. Siedział i czytał, gdy inni zakonnicy zapewne siadali właśnie do wieczornego posiłku.
Pergamin liczył sobie dobre pięćset lat, był więc niemal równie stary jak sam Charibon, który po upadku Aekiru stał się najświętszym ze wszystkich klasztornych uniwersytetów na kontynencie. Nieznany autor stworzył swe dzieło wkrótce po tym, jak Błogosławiony Ramusio został wezwany do nieba – może samo to wiekopomne wydarzenie miało nawet miejsce za życia skryby!
Albrec wstrzymał oddech. Cienki jak płatek róży pergamin kleił mu się do spoconych palców. Bał się, że jeśli głośniej odetchnie, wiekowe, bezcenne słowa rozmażą się i spłyną z kart, albo rozwieją się jak zdmuchnięte powiewem zefirku ziarnka piasku.
…błagaliśmy go, by nie zostawiał nas samotnych i opuszczonych w mroczniejącym świecie, ale Błogosławiony Święty tylko się uśmiechnął.
– Jestem już stary – powiedział. – Zacząłem dzieło, które wy musicie podjąć. Mój czas dobiegł końca. Wszyscy jesteście ludźmi wielkiej wiary. Zaufajcie moim naukom, złóżcie swój los w ręce Boga i nie lękajcie się niczego. Owszem, nad światem zapada zmrok, ale dzieje się tak z woli ludzkiej, nie zaś Bożej. Można zmienić bieg dziejów; sami tego dowiedliśmy. Pamiętajcie, że historia nie jest czymś, co nas doświadcza, lecz czymś, co tworzymy. Każdy człowiek może zmienić świat. Każdy człowiek ma dar mowy. Nawet jeśli uciszą go ci, którzy nie chcą słuchać, znajdzie się inny, który przemówi, a po nim następny. Prawdę można zagłuszyć, ale tylko na czas jakiś, nie na zawsze…
Reszta pergaminu została oderwana. Albrec przekartkował dalsze, nieczytelne stronice. Łzy napłynęły mu do oczu, kiedy zdał sobie sprawę, że brakujących fragmentów nigdy już nie uda się odtworzyć. Czuł się jak spragniony wędrowiec na pustyni, zmuszony patrzeć, jak ten sam dobroczyńca, który dał mu łyk wody do zwilżenia ust, wylewa w piasek całą kwartę życiodajnego płynu.
Wreszcie wstał z twardej ławki, uklęknął na kamiennej posadzce i zaczął się modlić.
Żywot Świętego. Stary, oryginalny tekst, którego ludzkie oko dotąd nie widziało. Opowiadał historię człowieka imieniem Ramusio, który – jak każdy zwykły człowiek – urodził się i dożył starości, który śmiał się, płakał i cierpiał na bezsenność. Dzieje postaci kluczowej w religii całego zachodniego świata, spisane przez współczesnego jej autora, który – kto wie? – może nawet osobiście znał Świętego…
I nawet jeśli znaczna część dzieła została utracona, świat wiele zyskał. To był prawdziwy cud – i to cud, który przydarzył się właśnie jemu, Albrecowi. Na kolanach dziękował Bogu, że mu go zesłał. Modlił się też do Ramusia, Błogosławionego Świętego, w którym zaczynał dostrzegać istotę ludzką, chociaż – naturalnie – znacznie od siebie doskonalszą; nie stworzoną przez Kościół żywą ikonę, lecz człowieka. A wszystko dzięki temu bezcennemu dokumentowi.
Wrócił na ławkę, wydmuchał nos w rękaw habitu i ucałował swój skromny, drewniany Znak Świętego. Postrzępiony, wyblakły manuskrypt nie miał ceny. Dało się go porównać tylko z Księgą czynów, spisaną przez świętego Bonnevala w pierwszym wieku. Ale jaka część rękopisu przetrwała? Ile naprawdę da się z niego odczytać? Pochylił się nad pergaminem, starając się nie zwracać uwagi na obolałe mięśnie szyi i ramion.
Dzieło nie miało okładki ani strony tytułowej, nie znalazł więc żadnej wskazówki, kto mógłby być jego autorem lub mecenasem. Zdawał sobie sprawę, że pięć wieków wcześniej Kościół nie miał monopolu na wiedzę. Wiele zakątków świata nie zostało jeszcze nawróconych na Prawdziwą Wiarę, a w setkach miast przedstawiciele szlachetnych i zamożnych rodów opłacali skrybów i artystów, którzy kopiowali stare pogańskie księgi – a nawet pisali nowe. Więcej ludzi umiało czytać i pisać. Dopiero w ostatnich mniej więcej dwustu latach, w miarę umacniania się pozycji inicjantów, umiejętność ta zanikła i stała się domeną ludzi wysoko wykształconych. Ponoć wszyscy fimbriańscy cesarze po dziś dzień znali sztukę pisania i czytania, podczas gdy przeciętny król zachodu umiał co najwyżej przeliterować własne imię. Sytuacja zmieniała się wprawdzie, odkąd do władzy dochodziło nowe pokolenie królów, ale monarchowie starszej generacji nadal przedkładali pieczęć nad podpis.
Albrec zamknął i przetarł piekące oczy. Pod powiekami zabłysły mu iskierki. Avila, jego serdeczny druh, z pewnością zauważył jego nieobecność na kolacji i pewnie przyjdzie go poszukać; często beształ Albreca za przegapione posiłki. Ale mniejsza z tym. Kiedy tylko zobaczy ten biblioteczny klejnot…
Rozległo się przytłumione trzaśnięcie zamykanych drzwi. Albrec zamrugał, rozejrzał się i jedną ręką przykrył pergamin arkuszem czystego papieru. W drugą dłoń wziął lampę.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Krótko, ale dynamicznie
— Tomasz Kujawski

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Listopad 2004
— Tomasz Kujawski, Eryk Remiezowicz

Cisza przed burzą
— Tomasz Kujawski

Martin, Erikson i... Kearney
— Tomasz Kujawski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.