Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jak murem w głowę

Esensja.pl
Esensja.pl
Z zagadkowych dla mnie przyczyn większość polskich wydawców broni się rękami i nogami przed nadsyłaniem jakichkolwiek tekstów, zakładając a priori, że debiutant – skoro dotąd nie zadebiutował – musi być grafomanem. Odpowiedzi w stylu „złe są czasy dla powieści” czy też „może pan przysłać, lecz z góry zaznaczam, że nie jestem zainteresowany” najlepiej charakteryzują absurd panującej sytuacji. Paradoksalnie problemem nie jest więc konkurencja (powalczyłbym, owszem, ale gdzie te szranki?), a nakłonienie wydawcy do – choćby przelotnego – rzucenia okiem na wynik cudzej pracy. W efekcie zamiast pisać następną powieść, zamieniam się w akwizytora i wciskam „niechciane”.

Ryszard Dziewulski

Jak murem w głowę

Z zagadkowych dla mnie przyczyn większość polskich wydawców broni się rękami i nogami przed nadsyłaniem jakichkolwiek tekstów, zakładając a priori, że debiutant – skoro dotąd nie zadebiutował – musi być grafomanem. Odpowiedzi w stylu „złe są czasy dla powieści” czy też „może pan przysłać, lecz z góry zaznaczam, że nie jestem zainteresowany” najlepiej charakteryzują absurd panującej sytuacji. Paradoksalnie problemem nie jest więc konkurencja (powalczyłbym, owszem, ale gdzie te szranki?), a nakłonienie wydawcy do – choćby przelotnego – rzucenia okiem na wynik cudzej pracy. W efekcie zamiast pisać następną powieść, zamieniam się w akwizytora i wciskam „niechciane”.
Ilustracja: Aleksander Jasiński
Ilustracja: Aleksander Jasiński
Przyznaję, że pisząc „Bez pamięci”, nie zdawałem sobie sprawy z tego, co dzieje się na naszym rynku wydawniczym. Teraz – po kilku miesiącach odbijania się od zamkniętych bram – wiem coś, w co jeszcze niedawno po prostu bym nie uwierzył. Gdyby problem nie dotyczył mnie, odreagowałbym jakimś opowiadankiem w stylu „Planeta Ziemniak, czyli SF po polsku” i zapomniał o sprawie. Jednak – nie mogę…
O co chodzi…
Z zagadkowych dla mnie przyczyn większość polskich wydawców broni się rękami i nogami przed nadsyłaniem jakichkolwiek tekstów, zakładając a priori, że debiutant – skoro dotąd nie zadebiutował – musi być grafomanem. Odpowiedzi w stylu „złe są czasy dla powieści” czy też „może pan przysłać, lecz z góry zaznaczam, że nie jestem zainteresowany” najlepiej charakteryzują absurd panującej sytuacji. Paradoksalnie problemem nie jest więc konkurencja (powalczyłbym, owszem, ale gdzie te szranki?), a nakłonienie wydawcy do – choćby przelotnego – rzucenia okiem na wynik cudzej pracy. W efekcie zamiast pisać następną powieść, zamieniam się w akwizytora i wciskam „niechciane”. Towarzyszące mi przy tym uczucie upodlenia wynika z faktu, iż powieść, która była dla mnie wszystkim przez okres trzech lat, w tej sytuacji nie różni się od aluminiowej tacki czy zestawu Solingen.
Cierpi na tym nie tylko czytelnik, ale i sam wydawca. Poszukując analogii, dochodzę do wniosku, że cała sytuacja przypomina szewca, który siedzi z założonymi rękami i narzeka, że ludzie chodzą bez butów. Koło się zamyka.
Więc pytam: jak, do ciężkiej @, zadebiutować w tym kraju?! Jak przekonać wydawcę, że ma do czynienia z rzetelnie napisaną powieścią, jeśli ten nawet nie chce jej przejrzeć? (Np. wydawnictwo SuperNowa nie odbiera maszynopisów z poczty; gdyby Reymont przysłał im „Chłopów” – też by go olali.) Oto sposób, w jaki poprawiamy w Polsce „złe czasy dla powieści” – nie wydajemy ich! Cóż… Dość niekonwencjonalna metoda: leczyć anoreksję głodem… Mam się za kogoś, kto nie ulega utartym schematom myślowym, ale taka terapia ewidentnie mnie przerasta.
Skąd we mnie tyle żółci? Ano stąd, iż powieść nie powstała „z marszu”. Nie pisałem jej ani od niechcenia, ani z nudów, dłubiąc drugą ręką w nosie. Mimo swego rozrywkowego charakteru, każdy z poruszanych w powieści problemów został głęboko przeanalizowany. Każda myśl i każde przyjęte założenie poparte były żmudnie zdobywaną na dany temat wiedzą. Któż o tym wie i kogo to obchodzi? Na pewno nie redaktorów, oceniających propozycje wydawnicze. Uważam, że pięć lat studiów medycznych, półki przewertowanych książek z dziedziny psychologii, parapsychologii, psychotroniki, psychiatrii i wreszcie konsultacje z kolegami psychiatrami i psychologami, jakie odbywałem pisząc tę powieść – tłumaczą wzmożoną sekrecję moich nadnerczy i groźny chełbot pęcherzyka żółciowego.
Niestety, powoli przestaję wierzyć w zasadność takiego postępowania (tworzenie w oparciu o rzetelną wiedzę). Żałosna naiwność kazała mi mniemać, iż tekst będzie bronił się sam emanującą zeń prawdą, znajomością tematu. Cóż… Nie wiem, czy stać mnie będzie na tę łatwowierność po raz drugi.
Grog – kim by nie był – na łamach The VALETZ Magazine i ESENSJI apeluje do autorów o poważne traktowanie spraw nauki i utyskuje z powodu wielkości kropki, w jakiej znalazła się polska fantastyka. Jak mogłoby być inaczej w kraju, w którym wydawca odradza potencjalnemu autorowi nadesłanie tekstu, nad którym ten pracował przez trzy lata? W kraju, w którym laury jednego z większych konkursów literackich zbiera powieść opisująca realia oddziału psychiatrycznego, zaś jej autor – piszący w pierwszej osobie z pozycji psychiatry (!) – zna tylko dwa naukowe terminy (syntonia i schizofrenia) i szafuje nimi jak papuga. W kraju, w którym (w listopadzie 2000) osobie pragnącej żyć z pisania proponuje się przesłanie jeszcze gorącej powieści na konkurs, którego rozstrzygnięcie nastąpi w marcu 2003…
Ot – powie ktoś – jęki zawiedzionego grafomana. Może i nim jestem; nie mnie o tym sądzić. Tylko skąd, @, wiedzą o tym panowie redaktorzy, skoro nawet nie przeczytali jednego akapitu mojej powieści? Każdy mógł ją napisać? Owszem – odpowiadam – pod warunkiem, że wcześniej przewertował na ten temat sto dwadzieścia podręczników i naukowych opracowań.
– Jak ktoś chce czytać książki – mówił Sam Hawkins w jednym z tłumaczeń „Winnetou” Karola Maya – to niech sam je sobie pisze.
U nas, @, jest odwrotnie.
koniec
1 lutego 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.