… a dokładnie odcinkiem serii, chodzi bowiem o „Falę upału”, której autorem jest Rick Castle, bohater popularnego serialu. Dziwicie się, że fikcyjna postać napisała książkę? Cóż, „Fala upału” to jedna z tych powieści, których historia powstania jest ciekawsza niż sama treść.
Anna Kańtoch
O książce, która bardzo chciała być filmem…
[Richard Castle „Fala Upału” - recenzja]
… a dokładnie odcinkiem serii, chodzi bowiem o „Falę upału”, której autorem jest Rick Castle, bohater popularnego serialu. Dziwicie się, że fikcyjna postać napisała książkę? Cóż, „Fala upału” to jedna z tych powieści, których historia powstania jest ciekawsza niż sama treść.
Richard Castle
‹Fala Upału›
Na początku był serial „Castle”, opowiadający o perypetiach luzackiego autora kryminalnych bestsellerów (tytułowy Castle), który współpracuje z policją – a konkretniej z pewną piękną, bystrą i seksowną policjantką. Serial odniósł sukces tak duży, że nie tylko z roku na rok przedłużają go o kolejny sezon, ale też ktoś wpadł na pomysł osobliwej reklamy: skoro Castle jest autorem popularnych powieści, to może jego dzieła powinny rzeczywiście ukazać się na rynku? W ten sposób książka, o której w pewnym momencie mówią fikcyjni bohaterowie serialu, trafiła do rąk niefikcyjnych czytelników. Pomysł urokliwy i oryginalny, jednak kryjący w sobie pułapkę, od początku bowiem martwiłam się, czy wynajęty ghostwriter podoła zadaniu stworzenia fascynującej, wciągającej z butami powieści, jaką powinno być dzieło pisarza, który w literackim świecie ma status odpowiednika gwiazdy rocka.
Oszustwo okazało się na tyle sprytne, że do dziś nie udało mi się odkryć, kto NAPRAWDĘ napisał tę książkę (jeśli ktoś wie, będę wdzięczna za informację), sama powieść jednak rozczarowuje. Warto przy tym od razu wspomnieć, że powiązanie „Fali upału” z serialem nie ogranicza się bynajmniej do nazwiska autora – książkowe postacie oraz związki pomiędzy nimi przypominają bowiem do złudzenia to, co znamy z ekranu telewizora. I tak bohaterka „Fali…”, Nikki Heat (szkoda, że polski tytuł gubi grę słów związaną z jej nazwiskiem), to nie kto inny jak Kate Beckett, partnerka Castle’a, zaś sam Castle pojawia się w powieści jako Jameson Rook – wprawdzie nie pisarz, ale cieszący się równie dużą popularnością reporter. Zgadza się niemal wszystko: rodzaj relacji pomiędzy dwójką protagonistów, charakter matki Castle’a/Rooka, to, że zna on największe szychy z partyjek pokera… Mamy nawet w książce odpowiednik serialowej pary Ryan/Esposito. Pomijając więc niewielkie różnice, „Fala upału” mogłaby być po prostu nowelizacją któregoś z odcinków. I tu poniekąd tkwi problem, bowiem tak wyraźne podobieństwo sprawia, że czytelnik bezustannie porównuje książkę z serialem, a to porównanie wypada, niestety, na niekorzyść literatury.
Po pierwsze i najważniejsze: w powieści nie ma właściwie chemii pomiędzy głównymi bohaterami, która to chemia jest jedną z najważniejszych sił napędowych serialu. Autor oczywiście próbował ją wprowadzić, ale wypadło to marnie. Nie wiem, czemu: może zabrakło błyskotliwych przekomarzanek męsko-damskich (o humorze jeszcze napiszę), może to kwestia tego, że w serialu jest czas i miejsce na budowanie relacji Castle/Beckett, w powieści natomiast zostajemy niejako wrzuceni w sam jej środek, gdy pisarz i policjantka już ewidentnie są sobą nawzajem zainteresowani, wątek ten też kończy się zdecydowanie zbyt szybko jak na mój gust. Ponadto książka obnaża banalność głównych bohaterów. Bo, powiedzmy sobie szczerze, obdarzony urokiem osobistym lekkoduch i dzielna kobieta z traumą z przeszłości to nie są charaktery nazbyt oryginalne. W serialu nie ma to znaczenia – tam dzięki charyzmatycznym aktorom i tak odbieramy te postaci jako żywe i interesujące – jednak w książce, w której autor nie może podeprzeć się wdziękiem Nathana Filiona ani urodą Stany Katic, zostaje już tylko sztampa, taka sama jak w tysiącu innych thrillerów.
I szkoda, że tajemniczy pisarz nie zdecydował się wykorzystać żadnej z możliwości, jakie daje literatura. „Pogłębienie” postaci Nikki Heat sprowadza się tu do frazesów o tym, że policjantka boi się związku, choć jednocześnie go pragnie i oczywiście jest twarda, ale wewnątrz miękka i wrażliwa. Gdzieniegdzie nieśmiało przemykają próby stworzenia nastroju, które skutkują jedną całkiem ładną sceną, kiedy w dręczonym upałem mieście nagle gaśnie światło, jednak to trochę za mało, by nazwać powieść udaną. „Fala upału” przez większość czasu wygląda tak, jakby ktoś usiadł, obejrzał film/odcinek serialu, a potem poszedł po linii najmniejszego oporu i po prostu spróbował opisać to, co widział na ekranie. Mamy więc opisy zredukowane do minimum i fabułę opartą na szybkiej akcji oraz ciętych dialogach – czy przynajmniej teoretycznie ciętych, bo humor jest tu w o klasę czy nawet dwie słabszy niż ten serialowy (być może część żartów brzmi lepiej w języku angielskim). Szkoda, bo sama intryga, choć nieco przekombinowana, ma w sobie pewien potencjał.
Wszystko to nie znaczy wcale, że „Fala upału” jest kiepska. Znam znacznie słabsze powieści. Nie, to pozycja po prostu bardzo przeciętna, niewyróżniająca się niczym spośród innych. A przecież cieszące się największą popularnością książki najczęściej mają jednak jakiś „rys charakterystyczny”, choćby i było to coś negatywnego, jak w przypadku (nie)sławnych „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. Biorąc to pod uwagę, nie wydaje mi się, aby Rick Castle miał szansę przy pomocy „Fali upału” wspiąć się na szczyty list bestsellerów. Cóż, najwyraźniej serial to serial, a życie to życie.
Nie wiadomo, kto napisał książkę. Podejrzewa się Andrew Marlowe'a, czyli twórcę Castle'a.
A smaczków dla miłośników serialu jest w książce więcej (wydawnictwo 12 posterunek, kto napisał blurba itp). Zaznaczam, że nie czytałam, więc nie wiem, co jeszcze.