Poczucie humoru to jedna z moich ulubionych cech Białoszewskiego. Może wydawać się śmiesznym to, co piszę, lecz utwory artysty sporo mówią o nim samym. Ktoś powiedziałby zapewne, że każdy pisarz czy artysta zostawia w swoich dziełach, nawet znikomą, ale zawsze, cząsteczkę duszy. Miron poświęcał swoją prozatorską twórczość głównie pamiętnikom i dziennikom. Odzwierciedlał rzeczywistość bez upiększeń: nie stosował ani wielkich metafor, ani niezwykłych porównań, ani wzniosłych epitetów i innych ozdobników. Udało mu się opanować nadzwyczajną sztukę posługiwania się językiem, który dobrze oddaje przyziemność opisywanych przez niego sytuacji, pozostając w dalszym ciągu językiem literackim. Dzięki temu, że pokazuje obraz życia takim, jakim jest, można domyślić się, jaki miał stosunek do danej osoby czy sprawy, jak mógłby się zachowywać w różnych sytuacjach itp.
Mała recencja o wielkiej prozie
[Miron Białoszewski „Małe i większe prozy” - recenzja]
Poczucie humoru to jedna z moich ulubionych cech Białoszewskiego. Może wydawać się śmiesznym to, co piszę, lecz utwory artysty sporo mówią o nim samym. Ktoś powiedziałby zapewne, że każdy pisarz czy artysta zostawia w swoich dziełach, nawet znikomą, ale zawsze, cząsteczkę duszy. Miron poświęcał swoją prozatorską twórczość głównie pamiętnikom i dziennikom. Odzwierciedlał rzeczywistość bez upiększeń: nie stosował ani wielkich metafor, ani niezwykłych porównań, ani wzniosłych epitetów i innych ozdobników. Udało mu się opanować nadzwyczajną sztukę posługiwania się językiem, który dobrze oddaje przyziemność opisywanych przez niego sytuacji, pozostając w dalszym ciągu językiem literackim. Dzięki temu, że pokazuje obraz życia takim, jakim jest, można domyślić się, jaki miał stosunek do danej osoby czy sprawy, jak mógłby się zachowywać w różnych sytuacjach itp.
Miron Białoszewski
‹Małe i większe prozy›
Z Mironem Białoszewskim zetknęłam się po raz pierwszy w szkole. Czytaliśmy na lekcji kilka spośród jego wierszy. To pierwsze spotkanie z twórczością Mirona wcale nie zachęciło mnie do sięgnięcia po którekolwiek z jego dzieł: wszystkie wiersze były niezrozumiałe i poprzysięgłam sobie, że już nigdy nie przeczytam niczego, co wyszło spod pióra tego literata.
Jednak któregoś dnia natchnęła mnie myśl, że być może nie powinnam zniechęcać się do niczego z góry i gdybym poznała bliżej Mistrza Mirona, polubiłabym go trochę bardziej. Pomimo długiego wzbraniania się, w końcu pokonałam swój opór i kupiłam dziewiąty tom „Utworów Zebranych” pt. „Małe i większe prozy”. Nie żałuję tego wyboru.
„Małe i większe prozy” składają się z czterech części: „Dorzutków”, „Konstancina”, „Obmapywania Europy, czyli dziennika okrętowego” oraz „AAAmeryki”.
„Dorzutki” to zbiór dwudziestu jeden opowiadań, wśród których znajdują się zarówno opowiastki pół-fantastyczne, jak i „kartki z pamiętnika”. Rozpoczyna go „Baśka” – wspomnienie Mirona o jego bliskiej znajomej Barbarze Nalepowej, przedwcześnie zmarłej z powodu ciężkiej choroby, z którą łączyły go prawdopodobnie nieco bliższe stosunki towarzyskie niż przyjacielskie. Opowiadanie to odcina się od pozostałych „Dorzutków” nie tylko tematycznie (inne dotyczą głównie jego przyjaciół z czasów kiedy powstawały, przede wszystkim Jadwigi Stańczakowej, niewidomej poetki, późniejszej spadkobierczyni jego rękopisów), czasem akcji itp., ale przede wszystkim sposobem, w jaki zostało napisane. Nie jest „m’ironiczne”. Miron pisał je zupełnie poważnie. Oddaje smutek, jaki towarzyszył jemu i rodzinie Baśki w chwili jej śmierci.
Można się zastanawiać, dlaczego opowiadanie to umieszczono na samym początku i dlaczego Miron je napisał. Może było to dla niego zamknięcie pewnej epoki – żalu po utracie bliskiej osoby i rozpoczęcie życia teraźniejszością (w końcu jej dotyczą pozostałe „Dorzutki”), a może to tylko znaleziony znienacka, przypadkowo dorzucony element książki…
Trzy następne częsci to dzienniki.
W „Konstancinie” Białoszewski spisał swoje wrażenia z pobytu w kurorcie, do którego trafił po przebytym zawale serca. Jak w większości prozy Mirona, w utworze powaga przeplata się ze szczyptą zgryźliwego humoru. „Konstancin” należy jednak uznać za prezent artysty dla swoich przyjaciół, podziękowanie za to, że są i go wspierają. Miron z dużym sentymentem opisuje miejsca w miasteczku, które są mu bliskie, widać też wyraźnie, ile radości sprawiają mu rozmowy telefoniczne z Jadwigą.
Dwa ostatnie dzienniki są zapisami z mironowych podróży do Egiptu i Stanów Zjednoczonych. Obie relacje różnią się pod względem elementów, którym Białoszewski poświęca większość uwagi. W pierwszym przypadku czytelnik poznaje raczej nie kolejne etapy wycieczki statkiem, lecz współtowarzyszy rejsu artysty, natomiast w drugim autor skupia się bardziej na niespodziankach, jakie go spotkały w Stanach. Ameryka oczarowuje Mirona nowoczesnością i swobodą obyczajową.
Całość książki czyta się bardzo przyjemnie. Białoszewski ma lekkie pióro, pisze z dowcipem.
„Wzdłuż kontuaru od prawej strony zaczyna przychodzić mała gruba postać w kapeluszu, z laseczką. Przyglądam się: postać znajoma. Mój ojciec.”
Poczucie humoru to jedna z moich ulubionych cech Białoszewskiego. Może wydawać się śmiesznym to, co piszę, lecz utwory artysty sporo mówią o nim samym. Ktoś powiedziałby zapewne, że każdy pisarz czy artysta zostawia w swoich dziełach, nawet znikomą, ale zawsze, cząsteczkę duszy. Miron poświęcał swoją prozatorską twórczość głównie pamiętnikom i dziennikom. Odzwierciedlał rzeczywistość bez upiększeń: nie stosował ani wielkich metafor, ani niezwykłych porównań, ani wzniosłych epitetów i innych ozdobników. Udało mu się opanować nadzwyczajną sztukę posługiwania się językiem, który dobrze oddaje przyziemność opisywanych przez niego sytuacji, pozostając w dalszym ciągu językiem literackim. Dzięki temu, że pokazuje obraz życia takim, jakim jest, można domyślić się, jaki miał stosunek do danej osoby czy sprawy, jak mógłby się zachowywać w różnych sytuacjach itp.
Może dlatego czytając „Małe i większe prozy” czułam się, jakbym wkradała się w jego myśli i poznawała krok po kroku jego osobowość.
Jaki więc był Miron, gdy pisał utwory z 9 tomu?
Ponieważ umarł 20 lat temu, wszystko, co mogę powiedzieć na ten temat, opiera się jedynie na moich przypuszczeniach. Myślę jednak, że był inteligentnym, obdarzonym dużym poczuciem humoru i fantazją samotnikiem (cenił przyjaciół, ale preferował swoje własne towarzystwo), bo tak można wywnioskować z „Małych i większych próz”.
Dzięki temu, że przeczytałam tę książkę, nie tylko zrozumiałam, że warto czytać dzieła Mistrza Mirona, ale też doszłam do wniosku, że bardzo chciałabym poznać kogoś takiego jak on i zaliczać go do grona swoich znajomych.
Polecam ją każdemu, bez wyjątku.