Znany artysta, zagadka wszech czasów i tajemnicze morderstwa – zarówno blurb, jak i wspomniany z tyłu okładki „Kod Leonarda da Vinci” niedwuznacznie wskazują, że ten właśnie bestseller był inspiracją dla debiutanckiej powieści Jennifer Lee Carrell. Cegiełkę od siebie dołożył też polski wydawca, zmieniając oryginalny tytuł „Interred with Their Bones” na „Szyfr Szekspira”. Wszystko to nie brzmiało zbyt zachęcająco, jednak kierowana przekorą postanowiłam powieść przeczytać – a nuż kopia okaże się lepsza od pierwowzoru, skoro pierwowzór, przyznajmy szczerze, był daleki od ideału.
Anna Kańtoch
Klonowania sukcesu próba kolejna
[Jennifer Lee Carrell „Szyfr Szekspira” - recenzja]
Znany artysta, zagadka wszech czasów i tajemnicze morderstwa – zarówno blurb, jak i wspomniany z tyłu okładki „Kod Leonarda da Vinci” niedwuznacznie wskazują, że ten właśnie bestseller był inspiracją dla debiutanckiej powieści Jennifer Lee Carrell. Cegiełkę od siebie dołożył też polski wydawca, zmieniając oryginalny tytuł „Interred with Their Bones” na „Szyfr Szekspira”. Wszystko to nie brzmiało zbyt zachęcająco, jednak kierowana przekorą postanowiłam powieść przeczytać – a nuż kopia okaże się lepsza od pierwowzoru, skoro pierwowzór, przyznajmy szczerze, był daleki od ideału.
Jennifer Lee Carrell
‹Szyfr Szekspira›
Specjalistka w dziedzinie szekspirologii, Katharine Stanley, reżyseruje właśnie przedstawienie „Hamleta” w teatrze Globe, gdy niespodziewanie odwiedza ją Roz Howard, dawna przyjaciółka i mentorka. Starsza kobieta wręcza Katharine małe pudełeczko, umawia się z nią na później, po czym odchodzi, by zgodnie z regułami zginąć. Tym samym zostawia główną bohaterkę z tajemnicą, którą tutaj reprezentuje żałobna wiktoriańska broszka oraz cztery wybrane wersy autorstwa, jakże by inaczej, Williama Szekspira.
Już zawiązanie akcji budzi spore wątpliwości. Ja wiem, że to początek najklasyczniejszy z możliwych, ale nawet (a może zwłaszcza) pisząc coś takiego wypadałoby zadbać o odrobinę logiki. Skoro Roz miała zamiar spotkać się potem z Katharine i wyjaśnić jej wszystko, to po co ów szyfr-zagadka? A jeśli już wcześniej bała się o swoje życie, to dlaczego przy pierwszej rozmowie nie powiedziała prosto i wyraźnie, co odkryła? I niech mi autorka nie wmawia, że Roz bała się zostać podsłuchana, w takiej sytuacji na upartego wystarczyłoby napisać parę zdań na kartce, zamiast konstruować piętrową zagadkę godną zabawy na obozie harcerskim.
Dalej, niestety, jest jeszcze gorzej. Katharine w towarzystwie ochroniarza Bena (wynajęty zawczasu przez przewidującą Roz zielonooki przystojniak) podróżuje z kraju do kraju i z kontynentu na kontynent, ucieka przed policją (licho wie czemu), a przede wszystkim przekopuje się przez tony opracowań, dokumentów, listów itp. Za nią zaś podąża morderca, który najwyraźniej cierpi na jakąś dziwaczną umysłową przypadłość, bo napotkanych po drodze znajomych Katharine morduje sprawnie i szybko, zaś w przypadku głównej bohaterki ogranicza się do straszenia jej sykiem noża wysuwanego z pochwy oraz złowieszczego cytowania Szekspira. Zresztą słowami słynnego angielskiego poety posługują się tu wszyscy przy lada okazji (albo i bez okazji), jedynym wyjątkiem jest Ben, który jako człowiek oryginalny woli Keatsa.
Schemat akcji „Szyfru Szekspira” da się sprowadzić do czterech punktów: wizyta w bibliotece/muzeum/domu jakiegoś znanego szekspirologa, morderstwo, podróż, chwila na flirt z Zielonookim Przystojniakiem. I znowu: wizyta w bibliotece… etc. Przy czym jeśli komuś się wydaje, że zabójstwa ożywiają akcję, to tkwi w tzw. „mylnym błędzie”, głównie dlatego, że morderstwa tak naprawdę autorki nie interesują – Carrell wykorzystuje je od czasu do czasu po to, by dać czytelnikom do zrozumienia, że główna bohaterka jest w poważnym niebezpieczeństwie, ale to wszystko. Ofiary, śledztwo, pytania, kto zabija i po co – wszystko to, co jest esencją prawdziwego thrillera, tutaj zostało zepchnięte na drugi plan.
A co w takim razie pozostaje na pierwszym planie? Ano, wspomniana już wyżej harcerska zabawa w tropy prowadzące do kolejnych tropów i zagadki ukryte w zagadkach, zabawa zresztą tak absurdalnie zapętlona i długa, że każdy harcerz poddałby się w połowie, a nawet Pan Samochodzik z rozpaczy poszedłby na piwo. Zaś efekt tej zabawy? Cóż, przyznam szczerze, że przytłoczona ilością dokumentów oraz historycznych nazwisk (mniejsza z tym, na ile autentycznych) nijak nie zdołałam zainteresować się pytaniem, kim naprawdę był Szekspir i jaki był finał miłosnego trójkąta sprzed wieków.
„Szyfr Szekspira” grzeszy w wielu punktach, wydumana intryga to tylko jeden z problemów. Równie mocno irytują nienaturalne dialogi (Jeżeli to odpakujesz, musisz podążyć tam, dokąd cię zawiedzie, mówi Roz do Katharine i jej słowa brzmią jak przepowiednia Cyganki ze staroświeckiej powieści), nudna główna bohaterka, bardziej jak z romansu niż z thrillera (choć romansu tu jeszcze mniej niż thrillera, nie ma co liczyć na pikantne czy choćby tylko wzruszające sceny), brak jakiegokolwiek zwrotu akcji, który mógłby czytelnika zaskoczyć, czy wreszcie brak lokalnego kolorytu – Katharine wraz z Zielonookim przemierzają pół świata, ale w opisach Carrell każde miejsce wygląda niemal tak samo. W rezultacie po lekturze człowiek zaczyna doceniać „Kod Leonarda da Vinci”. Dan Brown przynajmniej potrafi podać swoje pomysły w dobrym tempie, podczas gdy przez „Szyfr Szekspira” brnie się jak przez bagno, z każdą stroną coraz bardziej gęste. Stąd też książki nie polecam nikomu, a wielbicielom teorii spiskowych radzę czekać na kolejne klony słynnego „Kodu…”. Jest przecież tyle różnych historycznych postaci i tyle różnych słów kojarzących się z szyfrem czy zagadką… Może choć jedna z tych powieści okaże się ciekawa.