Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Wrześniewski
‹Potwór w szafie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Wrześniewski
TytułPotwór w szafie
OpisAutor pisze o sobie:
Dwadzieścia lat, student drugiego roku w SGH (kierunek finanse i rachunkowość), od bieżącego roku również prawa na Uczelni Łazarskiego. Książkofil zafascynowany literaturą fantasy plus w coraz większym stopniu sf. Interesujący się dodatkowo polityką, ekonomią, prawem (stąd kierunki studiów) oraz w mniejszym stopniu zagadnieniami społecznymi i psychologią. Nie zapominając, nałogowy gracz na Xboxie i nie tylko. Piszący od pięciu lat z licznymi dłuższymi i krótszymi przerwami.
Gatunekgroza / horror, sensacja

Potwór w szafie

« 1 2 3 4 »

Maciej Wrześniewski

Potwór w szafie

– Mamo! Mamo! – krzyczał chłopiec. Jego siostra wybuchła płaczem.
Zostawiłem otwartą szafę i podbiegłem do leżącej na ziemi pani Agnieszki.
– Ale macie wrażliwą matkę – powiedziałem żartobliwym tonem. – Byłaby z niej świetna poetka.
Chryste, kiedyś będę musiał sobie odgryźć jęzor!
– Spokojnie, dzieciaki, nic się nie stało. – Bezczelnie starałem się załagodzić sytuację, zastanawiając się, czy nie wolę jednak mieć do czynienia z psycholami. Klęknąłem, aby sprawdzić puls i oddech. Wszystko w porządku. – Wasza mama zemdlała, nic jej nie będzie. Za dużo strachu i emocji. Minie trochę czasu, zanim się obudzi. A my nie mamy chwili do stracenia. Będziemy musieli sobie poradzić we troje.
Dziewczynka połknęła łzę i pociągnęła nosem. Chłopiec patrzył na mnie z napiętym, niepewnym wyrazem twarzy.
– Jak się nazywacie? Ile macie lat? – zapytałem jak najbardziej przyjaznym tonem.
– Dawid – odparł, spoglądając nieufnie na matkę, nie dowierzając mojej diagnozie. – Mam dwanaście lat.
Pokiwałem głową z aprobatą. Siostra chłopca, niestety, milczała. Dawid wyraźnie się nad czymś zastanawiał. W końcu szturchnął swoją siostrę w bok.
– No powiedz – burknął.
– Mam na imię Alicja – wyszeptała bardziej do siebie niż do mnie.
– Jest o pięć lat młodsza – dopowiedział jej brat.
– Doskonale. – Zatarłem ręce. – Dawidzie, pokaż mi sypialnię waszej matki. Położymy ją na łóżku.
Zdjąłem z ramienia i postawiłem pod ścianą torbę. Pogrzebałem w niej, by ukradkiem wyjąć kilka drobiazgów. Z łatwością podniosłem bezwładne ciało pani Agnieszki. Prowadzony przez chłopca, dotarłem do urządzonego bez gustu pokoju. Nie wnikałem w historię rodziny, ale najwyraźniej od wielu lat nie mieszkał tu mężczyzna.
– Poradzę sobie – powiedziałem. – Alicja potrzebuje twojego wsparcia bardziej ode mnie.
Dawid zamyślił się, obserwując, jak układam kobietę na łóżku. W końcu, wyłamując palce, odezwał się:
– Bo… – Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. – Ona nie jest głupia. Alicja ma problemy ze sobą… tak mówił doktor. To przez te koszmary. Bardzo się boi.
– Rozumiem. Dzisiaj skończymy z tym raz na zawsze. – „Ale okopy nie przesuną się nawet o krok”, pomyślałem gorzko. – Idź już.
Zrobił, jak mu kazałem. Pod głowę zemdlonej wcisnąłem fioletowy jasiek, a na czole położyłem okład z zamoczonego w łazience ręcznika. Na końcu z kieszeni wyciągnąłem niewielką buteleczkę oraz materiał, który nasączyłem shenralem. To anestetyczny narkotyk. Nasi naukowcy wymyślili go ku chwale wielkiej wojny. W niewielkiej dawce powodował głęboki sen, w większej zaś najczęściej śmierć. Przycisnąłem szmatkę do bladych ust pani Agnieszki. Patrząc w ciemny korytarz, policzyłem niespiesznie do pięciu. Po wszystkim zgasiłem światło i wróciłem do pokoju z szafą, zamykając za sobą drzwi.
Uśmiechnąłem się do dzieciaków, po czym przyjrzałem się pokojowi. Ściany, dawniej pomalowane żywą, różową farbą, wyblakłym odcieniem przypominały o swojej dawnej barwie. Kolorowe meble i lalki jednoznacznie wskazywały, do kogo należy pomieszczenie.
– To ciebie nawiedza potwór, prawda, Alicjo? – zapytałem, choć nie było to konieczne.
Spuściła w zakłopotaniu głowę. Pogrążyłem się w myślach, kiedy…
– Ile pan załatwił potworów? – wypalił Dawid.
Nie potrafiłem powstrzymać śmiechu.
– Więcej niż bym chciał, mały. – Podrapałem się po krótkim zaroście i, nie drążąc tematu, zapytałem: – Czy odkąd się pojawił – pokazałem palcem na szafę – widzieliście w domu, jakby to powiedzieć… wędrujące cienie?
– Tak – potwierdził marszcząc nos chłopiec. – Po zmroku… najczęściej, kiedy Alicja nie śpi w swoim pokoju.
– Zuch chłopak – zmierzwiłem potarganą rudą czuprynę. – To, co będzie się wkrótce działo, wyda się wam straszne. Ale to tylko potwór w szafie.
„Dlatego ostatnio naliczyłem trzydziestą pierwszą bliznę.”
Posłałem dzieciakom promienny uśmiech. Usta chłopca wygięły się lekko w odpowiedzi. To dobrze, nawet bardzo dobrze, że stoi twardo na ziemi. Niestety, najbardziej potrzebowałem współpracy dziewczynki. Zaś Alicja, podobnie jak matka, balansowała na cienkiej linie strachu, która w każdej chwili mogła się zerwać, by zrzucić akrobatę w przepaść histerii.
Wyjąłem z torby spray oraz niebieską laskę z krótkim lontem, podobną do dynamitu.
– Za chwilę zrobi się ciemno. Nie bójcie się, cały czas tu jestem – odezwałem się łagodnym, ale poważnym tonem.
Podszedłem do okna, za którym szalała burza.
– Niech zacznie się bal – mruknąłem do siebie.
Zasprayowałem szybę warstwą czarnej farby. Zapanowały ciemności. W mroku słyszałem odległe grzmoty oraz cichy płacz dziewczynki. Niespodziewanie powietrze wypełniło się ładunkami elektrycznymi, a język utonął w metalicznym posmaku krwi.
– Dawid, niech twoja siostra nie podchodzi do tej pieprzonej szafy! Nie pozwól jej!
Odpaliłem benzynową zapalniczką lont i rzuciłem płonącą laskę na podłogę. Po kilku sekundach huknęło. Eksplodowało palące światło. Kiedy otworzyłem oślepione oczy, pokój oblewał słaby, niebieski blask niby w fotograficznej ciemni. Powietrze wypełniał lekki jak pierzaste chmury dym. Dawid mocno przytulał siostrę, nie pozwalając dziewczynce słuchać podszeptów potwora. Odetchnąłem z ulgą.
– Dobra robota, szefie – pochwaliłem małego pomocnika.
Chłopiec uśmiechnął się, ale jego uwagę zaprzątało coś zupełnie innego niż słowa mojego uznania. Podążyłem wzrokiem za spojrzeniem Dawida. Patrzył na szafę. Zniknęły z niej wszystkie przedmioty i ubrania. Wewnętrzną ściankę zastąpiła prostokątna, błyszcząca okruchami gwiazd pustka. Z boków szafy, niczym w „Katedrze” Bagińskiego, rozchodził się pozbawiony liści, rachityczny bluszcz, obejmując swoimi pulsującymi mackami ściany i sufit. Wszystkie te elementy, oprószone chemicznie niebieskim światłem, osnute dymem, wyglądały upiornie.
– Stójcie tam, gdzie stoicie, dzieciaki. Na razie ani kroku dalej – rzuciłem stanowczym tonem.
Podszedłem do torby. Wyjąłem drewnianą, zakrzywioną pochwę oraz duże czarne pudełko, które położyłem na podłodze. Przypasałem orientalny miecz do specjalnej szlufki przyszytej do czarnych dżinsów. Kucnąłem i otworzyłem pudełko. Z piankowego wyłożenia wyciągnąłem berettę model 92 oraz tłumik, który wkręciłem w lufę.
Ilustracja: <a href='mailto:a_wawrzaszek@wp.pl'>Artur Wawrzaszek</a>
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
Ukradkiem spojrzałem na dzieciaki. Przytulone do siebie, stały otwierając szeroko usta i patrzyły na wszystko ogromnymi ze zdumienia oczami. To dobrze. Dopóki obserwowały ukryty, nieznany im dotąd świat, nie interesowały się moim arsenałem.
Kiedy podszedłem do szafy, tafla atramentowego mroku zmarszczyła się. Potwór wyczuł moją obecność, lecz prędzej sam by się wyssał, niż dobrowolnie stanął do walki. Na jego nieszczęście poświęciłem zbyt wiele lat w tej wojnie, pożarłem też zbyt wiele mocy. Stanąłem plecami do drgającej w szafie ciemności.
– Alicjo, będziesz musiała być teraz bardzo dzielna – oznajmiłem z lodowatym spokojem.
Dziewczynka szepnęła bratu na ucho kilka nerwowych słów. Z trudem powstrzymywała łzy.
„Cholera, a jeśli plan się nie powiedzie?”
– Musisz podejść bardzo, bardzo powoli w moją stronę. Cokolwiek zobaczysz, nie skrzywdzi cię. Ale nie możesz biec, nie możesz wykonywać żadnych panicznych ruchów. Krok za krokiem w moją stronę, rozumiesz?
Dziewczynka zamarła. Wtedy Dawid zachował się w prawdziwie zaskakujący sposób. Pogładził siostrę po ramionach i popchnął delikatnie przed siebie.
– Poradzisz sobie, czarodziejko – powiedział jakimś niesamowitym dla mnie tonem. Może było w tym coś, czego nigdy nie zaznałem w dzieciństwie. Elementarna, najprostsza z możliwych miłość między rodzeństwem.
– Alicjo, chodź do mnie – zachęciłem ją gestem wolnej od pistoletu ręki.
Udało się – postawiła pierwszy krok. Wtedy ujrzałem w jej oczach zgrozę. Zaczęło się.
– Cokolwiek zobaczysz za mną, nie bój się! To on cię prześladuje, to on jest twoim strachem! Musimy go pokonać!
Z błękitnych, przerażonych oczu dziewczynki wyczytałem, że kolejny krok postawiła bez udziału woli. Nagle maleńka rączka wystrzeliła do przodu.
– Niech pan uważa! – pisnęła.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.