Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ryszard Lenc
‹Trudna profesja Jonasa Kremmera›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRyszard Lenc
TytułTrudna profesja Jonasa Kremmera
OpisUrodzony w 1955 r. Mieszka i pracuje w Katowicach. Publikował w Akcencie, Frazie, Odrze, Opcjach, Toposie oraz na fundacja-karpowicz.org, opowiadanie.org i www.pan-slawista.pl. Wydał tom opowiadań „Ja, Wittgenstein” (SL im. K. K. Baczyńskiego w Łodzi).
Gatunekobyczajowa

Trudna profesja Jonasa Kremmera

« 1 2

Ryszard Lenc

Trudna profesja Jonasa Kremmera

Aspirant Grogero siedział przy stole za barierkami w pozie sprężonego do działania, czujnego i gotowego na wszystko gliny.
– Chodźcie i wy: Gertrudo i moja śliczna Gabi – krzyknął głośno dziennikarz. – Posłuchacie, co mam do powiedzenia tym okropnym ludziom. Franz, nie udawaj ostrego alzackiego owczarka, bo jesteś ledwie rudym wyliniałym lisem. I schowaj gdzieś, na Boga, miskę z czekoladowym sosem, bo mnie już głowa boli od tego obrzydliwego zapachu. Rőstli, przyjacielu, przestań wreszcie udawać Placido i wystaw ucho przez kratę. Ależ leje – popatrzył w okno. – To, moi drodzy, nie jest zwyczajny deszcz.
Wziął do ręki książkę komisariatu, przekartkował, podniósł leżącą na krześle gazetę, wszedł na biurko stojące pod oknem, uniósł rękę i spojrzał na nich groźnie.
– Dzisiaj jest biblijny dzień prawdy – potrząsnął wskazującym palcem. – Jeden i ten sam aresztant od pięciu lat. To wstyd. Liczba zatrzymań – constans. Drobny pijaczek, panienka, która zbyt długo wystaje na rogu, młodzieniec wyjący o północy pod balkonem nieprzyzwoite piosenki: Romek do jakiejś Julki. Taa. Co miesiąc, co dwa, do aresztu idzie niejaki Jakub Rőstli za, jak czytamy: „uporczywe włóczęgostwo i uchylanie się od obowiązków publicznych”. Pan Rőstli, lat sześćdziesiąt osiem, postrach miasteczka, upiór ratuszowej wieży, domowy serial killer. Killer kaczek, kurczaków i gęsi. Rubryka „Wydarzenia” lokalnego dodatku naszej drogiej „Neue Zeitung” od lat nie widziała niczego, co wydarzeniem zwać by się mogło. Spójrzmy na wydanie sprzed dwóch tygodni. „Trojaczki córki burmistrza”. „Kradzież pięciu i pół funta miodu z pasieki pod przełęczą”. Zauważcie precyzję: pięciu i pół funta. „Koncert dobroczynny dziewcząt z naszego gimnazjum”. Już nas ta wiadomość kręci. Znam to na pamięć, bo też się przykładam do tego – teatralnym gestem schował rękę za plecy. – Na Boga, czy tu się nic nie dzieje? Tych starców i obiboków nie ciągnę na siłę za język, ale pytam ciebie, Gabi. Czy to cię, moja Gabrysiu, nie nudzi?
Ilustracja: <a href='mailto:uradowanczyk@yahoo.com'>Sebastian Wójcik</a>
Ilustracja: Sebastian Wójcik
Dziewczyna, wywołana do odpowiedzi, spojrzała niepewnie najpierw na babkę, potem na Bolta, potem na aspiranta Grogero, jeszcze raz na Bolta, jakby szukała u nich wszystkich ratunku, w końcu wygładziła niewidoczne fałdy sukienki.
– Nudzi, ale tak przecież u nas jest i chyba być musi. Tamtego lata byłam na koncercie Robbiego. Jaki to ładny, zgrabny chłopiec. A jak pięknie śpiewa – dodała pospiesznie. – Szukałam potem jego zdjęcia, pisałam do gazety, do telewizji, ale mi odpowiedzieli, że to „mało poważne zajmować się gwiazdą muzyki pop”. Jakoś tak. W necie też niczego ciekawego nie ma. Jest analiza jego ciekawego głosu, bla-bla, są teksty piosenek i nuty, ale o nim samym cisza. I tak jest ze wszystkim. A może być inaczej. „Klub miłośniczek Robbiego” na przykład. Od razu bym się zapisała do takiego klubu. I naszą babcię także – zaczęła chichotać. Spoważniała, podeszła do okna i opuściła roletę. – Czy to okropieństwo nigdy nie przestanie padać? To nie jest taki sobie deszcz.
– Dobrze mówi mała – z celi dobiegł stłumiony głos wiecznego aresztanta. – Ta siksa mówi prawdę. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Ale gdy jeden raz chciałem, by było inaczej i ukradłem żonie burmistrza piękny sznur pereł – wprost z szyi tej słodkiej paniusi – komisarz Bolt sam, osobiście, we własnej osobie, wytłumaczył mi niewłaściwość postępku i zakazał mówić o napadzie. A mogłem być w gazetach… – rozmarzył się Jakub Rőstli.
– Zakazałem i nie ująłem w raporcie, bo takie mam wytyczne – oburzył się komisarz. – „Nie mówić, nie pisać. Dla dobra ogółu”. Wiesz, jak to jest, Jonas – Bolt zwrócił się do dziennikarza. – Pan Rőstli poniósł zresztą zasłużoną karę, przesiedział pół roku w kantonalnym więzieniu, ale żadnej informacji do mediów nie było. Może zresztą szkoda. To ja ująłem przestępcę. Przyjemnie byłoby oglądać swoje zdjęcie w telewizji. „Komisarz Leon Bolt aresztuje groźnego bandytę” – zerknął pożądliwie na Gabi. – Może to się zmieni? Nic nie rozumiem – Bolt popatrzył na duży zegar wiszący na ścianie – jest 19.45, a naszego ekspresu wciąż nie ma. Może odwołali pociąg? Przecież nigdy go nie kasują, co o tym myślisz, Grogero?
– To się musi zmienić – usłyszeli tubalny głos aspiranta, który przez moment sam był zaskoczony swoją śmiałością i nieoczekiwaną szczerością, i zdawał się nie słyszeć ostatniego pytania szefa. – Więc, więc – otarł usta ręką, a głos mu trochę drżał – nasz pan komisarz powiedział to, co tu myślą wszyscy. Dosyć już chowania się po kątach. Dość krycia przestępstw i przestępców! – Grogero zadziwiająco lekko wstał z krzesła, otwarł drzwi barierki i podbiegł do Kremmera. – Dość już mamy tego. Zaraz panu opowiem, jak…
Nie dokończył jednak zdania, bo do komisariatu – otwierając z hukiem drzwi – wtoczył się ubłocony, przemoczony człowiek.
– Tata? – zaskoczona Gabi podskoczyła do mężczyzny. – Co ojciec tutaj robi o tej porze?
Mężczyzna oparł się ciężko o blat stołu, na którym wciąż tkwił Kremmer.
– Tragedia! Dzwonili z przystanku na przełęczy. Woda podmyła tory, cały skład runął w przepaść. – Ukrył twarz w dłoniach. – Boże, co za katastrofa, co to za tragedia. Tylu ludzi jeździ tym pociągiem. No, nie stójcie tak, trzeba coś robić, gdzieś dzwonić, ratować tamtych… rannych. Róbcie coś, na Boga!
Kremmer zeskoczył na podłogę. Podtrzymał mężczyznę, posadził na krześle. – Żywo, Gabi, nie stój jak to cielę i daj ojcu coś do picia. Koniecznie coś gorącego. Tak, może być czekoladowy mus. I kieliszek koniaku. Biedak ledwo żywy. Nic mu nie będzie, to nerwy. Spokojnie, panie Schwarz, spokojnie. No, Bolt – popatrzył surowo na komisarza. – Coś musisz postanowić. Szybko, przyjacielu. A ja – podrapał się po brodzie – mam swoje pięć minut.
Odszedł na bok, odwrócił się tyłem, wyjął komórkę i wystukał numer.
– Hallo, Otto? Tak, to ja, Kremmer. Cicho, nie przerywaj. Jestem wysoko w górach. Tak, jak zwykle robię objazd, mówiłem: nie przerywaj. Jest katastrofa. Pociągu. Tak, gdzieś tu na przełęczy w górach. Woda porwała tory. Osunięcie ziemi. Tak, i runął w przepaść. Luxtorpeda do stolicy. Czy są zabici? Idioto, na pewno pełno trupów. To stumetrowa ściana. Tak, nie przerywaj, proszę. Słuchaj teraz: przyślesz mi tu ekipę z wozem. No to odwołaj z koncertu. I daj mi koniecznie Pirmina. Robi doskonałe zdjęcia przyrody, będzie miał okazję zmierzyć się z nowym planem. Niech jadą prosto na przełęcz. Ja tam będę… za jakieś pół godziny. Rezerwuj czas na antenie. Co: „Nie da się”? Da się! Musisz to dla mnie zrobić. Nieważne przepisy i durne zalecenia: „Dla dobra ogółu”. Jest wielka katastrofa, duży medialny temat. Krew, kawałki blachy poskręcane z kawałkami ciał. Konieczna będzie identyfikacja DNA. Z nieba leje deszcz. Istny potop. Wiatr i gęsta mgła. Sodoma, Gomora. Widzisz już tę scenografię? Słuchaj, Otto – zniżył głos – jeśli tam są żywi ludzie, może będą akty przemocy, kradzieże. Wyobraź sobie, co to za okazja. Leży gość, nieżywy, a z kieszeni wystaje mu wypchany banknotami portfel. Co to znaczy „hiena”? Przestań mi tu ściemniać. No, mądrzejesz powoli. Na jakiej przełęczy? Jak dojechać? Zaraz, nie wiem, do jasnej cholery. Czekaj, zapytam i zaraz znów zadzwonię. Siedź na telefonie… Co ty, Bolt, zwariowałeś? Bolt! Co wy robicie? Zostawcie mnie, Bolt! Grogero!
• • •
Rano, około dziesiątej, komisarz wypuścił Kremmera z celi. Oddał mu telefon, pasek, dokumenty. W południe wpadnie Gabi – dzielna mała, można na nią liczyć – posprząta celę, zaparzy świeżą kawę. Wywietrzy dobrze komisariat i może wreszcie zniknie zapach migdałów Grogero. Biedny aspirant. Ledwo żywy, przed chwilą powlókł się do domu. Akcja ratownicza jeszcze trwa, ale oni zrobili już swoje. Bolt obejrzał swój mundur. Wyczyści go dopiero, gdy błoto obeschnie. Podartą nogawkę zaceruje żona. Jutro, no, może pojutrze zadzwoni do Rőstliego i zaprosi go znów do aresztu. Trzeba przyznać, że staruszek też się spisał nieźle. I Schwarz nie gorzej. Komisarz podniósł z podłogi książkę zatrzymań i wpisał coś do niej szybko. „A porządek w papierach musi być. Od czego w końcu mamy policję?”.
koniec
« 1 2
19 marca 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Basso ostinato
— Ryszard Lenc

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.