Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Emil Leszczyński
‹Ważka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorEmil Leszczyński
TytułWażka
OpisAutor pisze o sobie:
Urodzony w 1973 roku w Warszawie. Studia: Politechnika Warszawska (Fizyka Techniczna i Matematyka Stosowana), Uniwersytet Warszawski (Dziennikarstwo), Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego (Marketing i Zarządzanie). W latach 90-tych redaktor i autor pism o tematyce komputerowej, m.in. „Top Secret”, „Reset”, „Bajtek”, „Secret Service”. Autor i redaktor programów telewizyjnych „Escape” – Polonia 1, „W sieci” – TVP2. Autor artykułów dla magazynów związanych z fantastyką: „Złoty Smok” i „Magia i Miecz”. Autor artykułów o tematyce motoryzacyjnej dla magazynów „LOGO” i „BMW Trends”. Aktualnie właściciel firmy produkującej standy reklamowe i materiały POS. Pasja: Rajdy, Fizyka, Matematyka i wszystko co nowoczesne.
GatunekSF

Ważka

1 2 »
Wystartowała z pełnym impetem. Włączyło się łopotanie skrzydeł, dzięki czemu mogła miarowo wznosić się nad blokami. Za chwilę wokół niej pojawiły się tysiące innych ważek uruchomionych w tej fali pochodu świątecznego. Wszystkie były takie same, w identycznych białych wdziankach. Wszystkie oprócz Oli, naznaczonej przez Anię.

Emil Leszczyński

Ważka

Wystartowała z pełnym impetem. Włączyło się łopotanie skrzydeł, dzięki czemu mogła miarowo wznosić się nad blokami. Za chwilę wokół niej pojawiły się tysiące innych ważek uruchomionych w tej fali pochodu świątecznego. Wszystkie były takie same, w identycznych białych wdziankach. Wszystkie oprócz Oli, naznaczonej przez Anię.

Emil Leszczyński
‹Ważka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorEmil Leszczyński
TytułWażka
OpisAutor pisze o sobie:
Urodzony w 1973 roku w Warszawie. Studia: Politechnika Warszawska (Fizyka Techniczna i Matematyka Stosowana), Uniwersytet Warszawski (Dziennikarstwo), Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego (Marketing i Zarządzanie). W latach 90-tych redaktor i autor pism o tematyce komputerowej, m.in. „Top Secret”, „Reset”, „Bajtek”, „Secret Service”. Autor i redaktor programów telewizyjnych „Escape” – Polonia 1, „W sieci” – TVP2. Autor artykułów dla magazynów związanych z fantastyką: „Złoty Smok” i „Magia i Miecz”. Autor artykułów o tematyce motoryzacyjnej dla magazynów „LOGO” i „BMW Trends”. Aktualnie właściciel firmy produkującej standy reklamowe i materiały POS. Pasja: Rajdy, Fizyka, Matematyka i wszystko co nowoczesne.
GatunekSF
– Tato, tato, już lecą, patrz! – mały chłopiec wskazał palcem czarną chmurę na horyzoncie. Mocno nacisnął piętami podeszwy elastycznych butów, które wydały delikatny syk i uniosły go kilka centymetrów nad ziemię. Zacisnął ręce na krawędzi szklanego balkonu w kolorze metalicznej zieleni, nadal wpatrując się w chmurę, rosnącą z sekundy na sekundę.
– Robert, chodź tu szybko, nie stój na balkonie, kiedy nadlatują – powiedział mężczyzna po czterdziestce w czarnym garniturze, wiążąc pomarańczowy krawat z plastiku. – Proszę cię, zejdź z balkonu. Rok temu o mało nie wylądowałeś w szpitalu, jak odłamek szkła przeleciał obok twojej buzi. Wiesz przecież, że to świąteczne wariactwo doprowadza ludzi do obłędu – kontynuował, z zadowoleniem kończąc wiązanie krawata. – A właśnie, gdzie jest Ania?
– Tato, nie wiem, pewnie znowu coś psuje – powiedział z żalem chłopiec, nadal wpatrując się w ciemny kształt. Nagle zmienił wyraz twarzy i z fascynacją w oczach dodał: – One są takie piękne. I jak szybko lecą…
– Okej, Robert, poszukaj siostry, a ja zobaczę, ile jeszcze minut zostało do naszego czasu.
Chłopiec z żalem pomaszerował przez balkon do wnętrza mieszkania, znajdującego się na trzydziestym czwartym piętrze olbrzymiego szklanego bloku. Błyszcząca budowla, niczym tafla olbrzymiego jeziora, odbijała niebo i setki okolicznych bloków w dzielnicy urzędników państwowych średniego szczebla.
Wiosenne niebo przesłaniała pulsująca chmura ciemnych kształtów i parła nieubłaganie w stronę szklanych ścian. Zbliżał się moment zderzenia.
– A, tu jesteś, kochanie. Aniu, trzeba przygotować się do święconki – powiedział ojciec, wchodząc do jaskrawozielonego pokoju córki. Króliki, świnki, lalki i pajacyki wirowały na multitapecie w nieprzewidywalnym tańcu radości. Zające toczyły przed sobą jajka pomalowane w różnokolorowe gwiazdki. Dziewczynka siedziała na puchowym srebrzystym dywanie o strukturze celofanu, który, niczym napompowany balon, odkształcał się w miejscu zetknięcia z ciałem. Ania trzymała w rączkach metalową ważkę z przezroczystymi skrzydłami, ubraną w białą szatę z delikatnymi ornamentami wyszytymi złotą nicią.
– Ale tatusiu, Ola nie jest jeszcze gotowa – zaprotestowała, podnosząc urządzenie i pokazując jego bok. Ojciec wyjął ważkę z ręki Ani i przekręcił ją na drugą stronę. Na białym wdzianku widniało zdanie napisane fluorescencyjnym fioletowym flamastrem: OLA, LEĆ WYSOKO.
– Kochanie, mówiłem ci, że ważki to roboty i nie nadajemy im imion. To przecież tylko części elektroniczne. One nie żyją, wykonują jedynie zmechanizowane ruchy.
– Ale tatusiu, to jest Ola. Ona jest moją ukochaną przyjaciółką, a dzisiaj ma bardzo ważne zadanie – dodała nieco zatroskana dziewczynka.
– Kochanie, trzeba będzie ją przebrać szybko w nowe wdzianko, to wybrane na ostatniej telekonferencji osiedlowej parafii. Podjęto na niej uchwałę, że wszystkie ważki noszące święconki będą ubrane w takie same uniformy, żeby rodzice nie urządzali konkursów piękności.
– Ale tato… przecież nasza Ola jest jedyna w swoim rodzaju. A jak się zgubi, to jak ją odnajdziemy, jeśli będzie wyglądać tak samo jak inne? – dodała dziewczynka proszącym tonem.
– Okej, słońce, za chwilę nadejdzie ten moment. Przygotuj ważkę do lotu i poproś szybko brata, żeby zainstalował święconkę. Ja idę zobaczyć, jaki mamy czas.
Wyszedł z pokoju.
Dziewczynka jeszcze chwilę patrzyła na mechaniczną ważkę, pogłaskała ją po główce i wyszeptała do błyszczącego czerwono oka:
– Olu, uważaj na siebie, leć wysoko i wracaj szczęśliwie.
– Robert! Prosiłem cię, żebyś nie stał na balkonie! – krzyknął zirytowany ojciec do chłopca, stojącego znów przy szybie.
– Ale tato, właśnie dolatują! Patrz!
Niebo zaciemniło się od tysiąca kształtów. Zaczęły uderzać z pełnym impetem w ścianę najbliższego z budynków. Zaraz potem następnego. I kolejnych. Olbrzymia fala, zamiast zmieść z powierzchni wyniosłe bloki, znikała w automatycznie otwieranych, wypolerowanych szybach, które pochłaniały wpadające przez nie kształty.
– Tato, a czemu rok temu u Kowalskich nie otworzyła się szyba?
– Nie wiem, Robercie, ale to był nieszczęśliwy wypadek. Musiało nastąpić jakieś spięcie w układzie elektronicznym. Takie rzeczy się zdarzają. I dlatego proszę cię, odsuń się natychmiast od krawędzi – polecił ojciec, po czym delikatnie, lecz stanowczo chwycił chłopca za ramiona i przytulił blisko do siebie.
W tej samej chwili chmura doleciała do ich bloku, a ważki, jedna po drugiej, wpadały do mieszkań sąsiadów. Z przeraźliwym świstem, niczym olbrzymia szarańcza dopadały szyb, te zaś z sykiem otwierały się i zamykały, połykając kolejne roboty.
– Mamy jeszcze dwie minuty do startu, Robert. Podaj ważkę – powiedział ojciec, stojąc przy pulpicie nadawczo-odbiorczym.
– Ale tato, ona ciągle ją trzyma.
Robert wskazał na dziewczynkę tulącą ważkę.
– Aniu, proszę – zwrócił się ojciec do córki – podaj Olę, musimy ją wysłać do kościoła.
– Tatusiu, jeszcze tylko coś jej powiem.
Dziewczynka przyłożyła oko ważki do buzi i wyszeptała:
– Leć, Olu, do mamusi, tam wysoko, do nieba, i powiedz jej, że ją bardzo, bardzo kochamy.
Ze łzami w oczach oddała ważkę ojcu.
– Kochanie, czy coś się stało?
– Myślisz, że mamusia nas widzi? Tam, w niebie?
– Tak, na pewno, kochanie. Czemu pytasz?
– Nie, nic, tatusiu. Wystartuj Olę delikatnie, proszę.
Ojciec umieścił ważkę na platformie, sprawdził na terminalu współrzędne, czas startu i trajektorię lotu. Spojrzał raz jeszcze na odliczany czas, a gdy zegar wskazał zero, szyba uchyliła się i ważka wystrzeliła przed siebie z sykiem.
Wystartowała z pełnym impetem. Włączyło się łopotanie skrzydeł, dzięki czemu mogła miarowo wznosić się nad blokami. Za chwilę wokół niej pojawiły się tysiące innych ważek uruchomionych w tej fali pochodu świątecznego. Wszystkie były takie same, w identycznych białych wdziankach. Wszystkie oprócz Oli, naznaczonej przez Anię.
Sztuczna inteligencja robotów została zaprojektowana tak, aby wykonywały program przelotu według wyznaczonej trasy. Jednak nad tym, jak mają się zachować w trakcie lotu i reagować w sytuacjach krytycznych, czuwał inteligentny algorytm uczący. Zbudowany był w oparciu o progresywne sieci neuronowe; to właśnie dzięki niemu ważki omijały przeszkody i nie zderzały się ze sobą.
Po osiągnięciu bezpiecznego pułapu wyrównały lot i nabierały prędkości. Ich kształty odbijały się w taflach szklanych bloków. Coraz więcej ludzi podziwiało ten majestatyczny, pełen siły spektakl, dostrzegając w nim potęgę ludzkiego umysłu oraz mistyczne symbole. Jedni dobre – widząc w nich anioły. Inni złe – rozpoznając w nich analogię do jednej z plag egipskich – szarańczy, albo wręcz wynalazek diabła. Jednak to sam Kościół zaproponował, by w ten sposób unowocześnić wielkanocny zwyczaj święcenia pokarmów. Przeciwnicy Kościoła dopatrywali się w tym komercjalizacji uroczystości, ale większość wiernych zaakceptowała nową tradycję.
Gdy chmura ważek minęła ostatnie zabudowania, obniżyła swój lot i znacznie przyspieszyła. Zmierzała w kierunku olbrzymiego parku, w którego centrum znajdował się NeoKościół. Monumentalna budowla składała się z czarnych, szklanych sześcianów ułożonych w tesserakt – trójwymiarową siatkę sześcianu czterowymiarowego; inspiracją projektu było „Ukrzyżowanie” Salvadora Dali. Wokół kościoła znajdowały się cztery rozległe, okrągłe pola wyścielone soczyście zieloną trawą, przyciętą przez automatyczne roboty ogrodnicze. Anteny komunikacyjne umieszczone w rogach pól służyły do komunikacji z ważkami.
Chmura ważek zaczęła rozdzielać się na cztery grupy, które z wolna opadały na trawę. Gdy wszystkie znalazły swoje miejsce w wyznaczonym przez program okręgu, odtworzono z głośników nagranie błogosławieństwa święconek. Pod koniec modlitwy wirujące nad polami roboty wysunęły zainstalowane w ich wnętrzach święconki. Niemal w tej samej chwili z trawy wyłoniły się systemy nawadniające, aby rozpylić wodę święconą. Gdy z megafonu dobiegło słowo „Amen”, systemy wyłączyły się. Ważki schowały święconki w swoich wnętrzach i rozpoczęła się sekwencja odlotu.
Podrywały się do lotu wielką falą. W ciągu kilku sekund chmura wzniosła się, oddalając od NeoKościoła i zmierzając w kierunku pobliskiego osiedla.
Ania i Robert przygotowywali się z tatą na wielkanocne śniadanie w domu. Na przezroczystym, podwieszonym na metalowych niciach stole rozstawione były już świąteczne potrawy. Jednak wszyscy stali w drzwiach do balkonu i obserwowali powrót ważek. Wpatrzeni w nadlatującą falę, myśleli o jednym, ale dopiero Ania odważyła się to wyartykułować.
1 2 »

Komentarze

22 IV 2011   08:40:56

Jedna z najpiękniejszych ilustracji w Esensji ever.

22 IV 2011   13:29:24

Fajne opowiadanie.

22 IV 2011   18:37:43

Relaksująca historia na Święta. Wesołych Świąt dla wszystkich.

27 IV 2011   20:40:58

Ciekawe studium komercjalizacji Swiat kościelnych.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.