Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marta Tarasiuk
‹Waga czasu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarta Tarasiuk
TytułWaga czasu
OpisAutorka pisze o sobie:
Prawdopodobnie istota ludzka, rocznik 1991. Najczęstsze miejsca występowania: białostockie księgarnie i antykwariaty. Uzależniona od książek oraz czekolady. Potwornie leniwa, średnio rozgarnięta. Dość często myli lewą rękę z prawą nogą. Jedyna mapa, którą potrafi przeczytać, to ta w galerii handlowej – i to jedynie pod warunkiem, iż jest na niej wielki napis „TU JESTEŚ”. Ma irytujący zwyczaj nieodbierania telefonów, odpowiadanie na maile zajmuje jej całe milenia, a czas wolny (zajęty zresztą też) spędza na robieniu nie tego, co trzeba. Z niewiadomych powodów posiada własną stronę internetową: maerafey.bnx.pl, a przyjaciele zmusili ją do założenia konta na Facebooku.
Gatunekhumor / satyra, SF

Waga czasu

Wszyscy członkowie zespołu naukowego zajęli miejsca przy aparaturze. Nasiliły się wizgi oraz świergoty. Wojskowi oddalili się na bezpieczne pozycje. Padł komunikat o dostarczeniu przez reaktor odpowiedniej ilości mocy.

Marta Tarasiuk

Waga czasu

Wszyscy członkowie zespołu naukowego zajęli miejsca przy aparaturze. Nasiliły się wizgi oraz świergoty. Wojskowi oddalili się na bezpieczne pozycje. Padł komunikat o dostarczeniu przez reaktor odpowiedniej ilości mocy.

Marta Tarasiuk
‹Waga czasu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarta Tarasiuk
TytułWaga czasu
OpisAutorka pisze o sobie:
Prawdopodobnie istota ludzka, rocznik 1991. Najczęstsze miejsca występowania: białostockie księgarnie i antykwariaty. Uzależniona od książek oraz czekolady. Potwornie leniwa, średnio rozgarnięta. Dość często myli lewą rękę z prawą nogą. Jedyna mapa, którą potrafi przeczytać, to ta w galerii handlowej – i to jedynie pod warunkiem, iż jest na niej wielki napis „TU JESTEŚ”. Ma irytujący zwyczaj nieodbierania telefonów, odpowiadanie na maile zajmuje jej całe milenia, a czas wolny (zajęty zresztą też) spędza na robieniu nie tego, co trzeba. Z niewiadomych powodów posiada własną stronę internetową: maerafey.bnx.pl, a przyjaciele zmusili ją do założenia konta na Facebooku.
Gatunekhumor / satyra, SF
Pustynne słońce prażyło niemiłosiernie. Budynki bazy zdawały się falować wraz z rozgrzanym powietrzem. Generał Brown zaklął, ocierając czoło.
– Przeklęta pogoda.
Wysiadł z wojskowej furgonetki. Niemal natychmiast znalazł się przy nim major Jenkins. Generał z zazdrością popatrzył na podwładnego. Młodemu Mulatowi upał zdawał się w ogóle nie przeszkadzać.
– Meldujcie, majorze. Z reaktorem wszystko w porządku?
– Tak jest, sir. Za kwadrans powinniśmy mieć wystarczającą ilość mocy do wykonania eksperymentu.
– Doskonale, Jenkins. Prowadź.
Ruszyli po miękkim jak błoto asfalcie prosto w stronę nieciekawego z wyglądu budynku.
Oficjalnie generał Brown miał osobiście nadzorować rozruch reaktora nowej generacji. Najlepsze kłamstwo to takie, w którym znajduje się ziarnko prawdy. Wiadomość o wysokim prawdopodobieństwie wybuchu jądrowego powinna skutecznie odstraszyć większość pismaków. Resztą zajmą się setki detektorów ruchu, a także patrole, zarówno lądowe jak i powietrzne.
Wsiedli do windy. Major wcisnął guzik najniższego poziomu. Gdy nań dotarli, wsunął w ledwie widoczną szczelinę kartę identyfikacyjną. Zjechali sześć pięter niżej.
Przed wejściem do laboratorium musieli poddać się weryfikacji głosowej. Wreszcie pancerne drzwi rozsunęły się z sykiem. W środku uwijało się osiemnastu ludzi w białych kitlach. Wszyscy, co do jednego – nawet kobiety – okularnicy. Generałowi nie udało się powstrzymać grymasu obrzydzenia. Miał alergię na jajogłowych.
Od jaśniejącego blaskiem kontrolek panelu oderwał się jowialny staruszek.
– Ach, witam, generale.
– Profesorze Nowak…
– Proszę tylko spojrzeć. – Gestem kustosza prezentującego eksponaty staruszek wskazał zawartość laboratorium. Ogromną, większą od kilku hal sportowych przestrzeń w całości wypełniał sprzęt elektroniczny. Maszyny mrugały lampkami, wyświetlały cyferki, obracały zębatkami, wyły, piszczały, bzyczały, szumiały… Generał poczuł, że zaraz dostanie migreny. – Czyż to nie wspaniałe? Wszystko zbudowaliśmy od zera, stosując jedynie najnowsze zdobycze nauki, a kilka technologii wynaleźliśmy całkiem sami. Zwłaszcza induktor temporalny nam się udał. Jednak nie można również zapomnieć o [niedorzecznie długa nazwa, dla zwykłych śmiertelników absolutnie niemożliwa do wymówienia], cudowna maszyna. Coś takiego nie śniło się nawet samemu [sześcioczłonowe imię jakiegoś truposza, o którym Brown nigdy nie słyszał]. Chociaż trzeba przyznać, iż zasada działania okazała się być zaskakująco prosta. Całość opiera się wyłącznie na [wykład brzmiący jakby tłumacz chińsko-perski przekładał go z japońskiego na sanskryt]. To oczywiste, że [sześć zdań, w których nawet przecinki nie były oczywiste]. Każdy rozumie, iż [bełkot, który mógłby pojąć jedynie sam Bóg]. Oczywiście to nie całość wyposażenia. Część segmentów oraz podzespołów znajduje się w sąsiednim pomieszczeniu. Na uwagę zasługuje także kwestia…
– Profesorze! – niemal ryknął wojskowy. Odchrząknął, po czym już spokojniej dodał: – Proszę wyjaśnić, co to tutaj robi. – Wskazał smoliście czarny sześcian rozmiarów dużego telewizora.
Wyraz twarzy naukowca nieodparcie przywodził na myśl zaskoczonego szczeniaczka. Szaroniebieskie oczy były jasne i czyste jak dwie porcelanowe kulki.
– Ale jak to… Przecież pan sam… Ja mówiłem, że faza testów jeszcze nie została zakończona. Lepiej byłoby z czymś mniejszym. No, ale pan się uparł, żeby spróbować przenieść ciężar odpowiadający masie tej pańskiej dywizji. Przecież tu chodzi o setki tysięcy kilogramów! Skąd niby miałem wziąć taki balast? Jak go tutaj zmieścić? Dobrze, że udało mi się dogadać z McPhersonem z tego drugiego tajnego laboratorium, co je tutaj macie. Wie pan, tego, o którym nie powinienem wiedzieć. Tak więc McPherson dał mi trochę tej supersubstancji, nad którą pracują. Prawdziwe cudeńko! W grę wchodzi chyba gęstość albo odległości międzyatomowe, nie do końca się orientuję, to nie moja specjalizacja. Tak czy siak, draństwo jest znacznie cięższe od ołowiu. Ten relatywnie niewielki blok waży dokładnie tyle, co pańska dywizja. Robi wrażenie, hę? Ten McPherson to naprawdę łebski gość, aż trudno uwierzyć, że Amerykanin. Bez urazy.
– Nic się nie stało – zapewnił generał, szczerząc zęby. Starannie zanotował w pamięci, aby po zakończeniu testów na Nowaka i jego doktorantów nasłać urząd imigracyjny, a McPhersona oskarżyć o zdradę tajemnicy wojskowej. – Dobrze, ale w takim razie po co ten drugi sześcian?
– Na wszelki wypadek – do rozmowy włączył się jeden z asystentów profesora. Wyprostowana sylwetka, żywe ruchy, szczera słowiańska twarz, promienny uśmiech, błyszczące oczy, a nawet strzecha złocistych włosów – wszystko aż promieniało dziecięcym entuzjazmem oraz miłością do całego świata. Krótko mówiąc, chłopak wyglądał jak psychopata. – Gdyby Heinlein miał rację…
– Heinlein? – na swe nieszczęście zapytał Brown.
Stary naukowiec jakby tylko na to czekał.
– Teoria Heinleina, bla, bla, akcja i reakcja, bla, bla, trzecia zasada dynamiki Newtona, bla, bla, MV równa się mv, bla, bla, MT równe jest mt, bla, bla, potencjał czasowy, bla, bla, przestrzeń anizotropowa, bla, bla, krzywa tłumienia temporalnego, bla, bla, prosta równoległa do osi czasu, bla, bla.
Generał rzucił Jenkinsowi błagalne spojrzenie, lecz ten jedynie stał regulaminowo wyprostowany i przysłuchiwał się wszystkiemu ze spokojem, którego stoicy mogliby mu pozazdrościć. Pomoc nadeszła z mniej oczekiwanej strony.
– To taka teoria naukowa – zaczął tłumaczyć psychopatyczny doktorant. – Według niej masa zawsze musi zostać zrównoważona. W konsekwencji, kiedy wysyłamy w przeszłość dajmy na to ołówek, w przyszłość musi trafić obiekt o identycznym ciężarze. Od razu zaznaczam, niekoniecznie drugi ołówek. Po prostu coś, co waży dokładnie tyle samo. Nasze badania jeszcze tego nie potwierdziły, ale proszę pamiętać, do tej pory nie przesyłaliśmy niczego większego od jabłka. Przy tak dużej masie jak ta dzisiejsza może dojść do załamania kontinuum czasoprzestrzennego… – Spostrzegł minę generała. – Ekhm, równoważenie masy może okazać się konieczne.
Brown nieco się zaniepokoił.
– To chyba nie będzie miało znaczącego wpływu na przydatność bojową urządzenia, prawda? Przecież można użyć nieco TAŃSZEGO balastu. – Wyraźnie zaakcentował przedostatnie słowo.
Asystent zmarszczył brwi.
– To nie takie proste. Czas to nie przestrzeń, przynajmniej nie w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość – to wszystko pojęcia całkowicie sztuczne. Dla porównania, przed Kopernikiem i jego teorią heliocentryczną ludzie sądzili, że to Słońce krąży wokół Ziemi, ponieważ z powierzchni obracającej się planety właśnie tak to wygląda. Podobnie jest z czasem. Wydaje się, że postrzegamy kierunek jego upływu, ale jedynie dlatego, gdyż jesteśmy w nim zanurzeni. Aby dokładnie zrozumieć naturę omawianego zjawiska, musielibyśmy znaleźć się poza układem, a to niemożliwe. Nawet sporządzenie odpowiedniego modelu czy teorii nie wchodzi w rachubę. Po prostu przekracza to granice ludzkiego pojmowania. Właśnie z tego powodu na razie, podkreślam, na razie nie istnieje sposób, żeby określić, który z obiektów – hipotetyczna dywizja czy balast – trafi w przeszłość, a który w przyszłość.
– A co by się stało, gdyby tej masy nie zrównoważyć?
– Najprawdopodobniej? Powstałaby antymateria, a w najgorszym przypadku: miniaturowa czarna dziura, która wessałaby cały Układ Słoneczny.
– Hmm…
– To jak, panowie? Zaczynamy? – radośnie wtrącił profesor. Wyglądał jak dziecko tuż przed otwarciem bożonarodzeniowego prezentu. Chyba nie rozumiał, iż właśnie pod znakiem zapytania stanęła kwestia finansowania dalszych badań przez armię Stanów Zjednoczonych.
Wszyscy członkowie zespołu naukowego zajęli miejsca przy aparaturze. Nasiliły się wizgi oraz świergoty. Wojskowi oddalili się na bezpieczne pozycje. Padł komunikat o dostarczeniu przez reaktor odpowiedniej ilości mocy. Rozpoczęto odliczanie. Ręka starego profesora coraz bardziej zbliżała się do czerwonego guzika. Na czole Browna perlił się pot. Nie tylko on w napięciu oczekiwał na rezultat. Z dwudziestu osób zebranych w pomieszczeniu oznak zdenerwowania nie okazywały jedynie trzy: jak zawsze regulaminowo spokojny major, po dziecięcemu podniecony Nowak i jego jasnowłosy asystent, który dalej promieniał entuzjazmem oraz miłością.
Wreszcie stało się. Szybko i cicho, bez akompaniamentu huku czy fajerwerków. Generał przysiągłby, że mrugnął zaledwie raz, zamykając oczy na nie więcej niż ułamek sekundy. A jednak, kiedy znów je otworzył, sześcianu już nie było. Tylko jednego. Drugi czarny blok – mający pełnić funkcję balastu – stał na swoim miejscu.
Rozległy się wiwaty. Choć wypowiadane w wielu językach (niektórych bardzo dziwnych i szeleszczących), wszystkie wyrażały to samo. Heinlein się mylił. Żadne równoważenie masy nie jest konieczne. Armia dalej będzie wspierać eksperymenty. Nikt nie zostanie deportowany za Żelazną Kurtynę.
– To kładzie kres wielu zwariowanym teoriom. – Roześmiany doktorant psychopata przysunął się na nieprzyjemnie bliską odległość. Dowódca niemal czuł ciepło bijące z młodego ciała. – Ojej, panie generale, żeby pan wiedział, czegóż to ludzie nie wymyślali! Jedna dziewczyna nawet twierdziła, że wszechświat sam będzie dążyć do równowagi i przyśle nam tu coś z przeszłości. Zabawne, prawda?
Wtem z sąsiedniego pomieszczenia zaczęły dobiegać dziwaczne hałasy, jakby ludzkie krzyki, szczęk stali oraz brzęk tłuczonego szkła. Brown chciał posłać Jenkinsa na zwiad, lecz profesor Nowak go ubiegł.
– Janek – zwrócił się do promieniejącego doktoranta – idź, sprawdź, co się tam dzieje.
Chłopak tylko skinął głową, po czym żwawo ruszył w stronę drzwi. Wszedł. Nie minęła choćby minuta, gdy dosłownie wypadł z pomieszczenia. Ładnym łukiem przeleciał co najmniej półtora jarda, po czym, nieco gorszym stylem, wylądował na podłodze. Zaraz poderwał się na nogi i przywarł plecami do drzwi, usiłując zablokować je własnym ciałem. Już nie roztaczał wokół siebie aury entuzjazmu, zamiast tego był śmiertelnie blady.
– Pamiętacie IX legion rzymski, ten, który około 108 roku zaginął w Brytanii? Już wiemy, co się z nim stało.
koniec
22 września 2012

Komentarze

22 IX 2012   12:22:52

LoL?! Wojskowi wyszli na tym jak Zabłocki na mydle. Dywizja za legion rzymski? Około 10-15tys. żołnierzy, za (może w porywach) 5000legionistów? Domyślam się, że rząd zaprzestał dalszego finansowania projektu.
:D
Samo opowiadanie napisane spójnie, bez zapętleń. W niektórych momentach (szczególnie wykłady profesora!) usta automatycznie przechodzą na tryb "banan". Wyraźnie widać też spore bogactwo językowe.
"Maszyny mrugały lampkami, wyświetlały cyferki, obracały zębatkami, wyły, piszczały, bzyczały, szumiały"
"Nasiliły się wizgi oraz świergoty. Wojskowi oddalili się na bezpieczne pozycje."
Autorka znowu na zakończenia nawiązała do mitulegendy, odmieniając tym samym odbiór treści całego opowiadania.
Jak najbardziej pozytywnie!
Pozdrawiam.

22 IX 2012   13:44:32

Niekoniecznie. O ile się nie mylę dywizja to 5-15 tys. ludzi, a legion rzymski (w teorii) jakieś 5-6 (tak naprawdę najczęściej nie przekraczał 4). Z ilu dokładnie legionistów składał się akurat ten występujący w opowiadaniu, nie wiem. Trudno znaleźć na jego temat jakiekolwiek wiarygodne dane.
Cieszę się, że opowiadanie się podobało.

23 IX 2012   19:31:09

Tekst jest w porządku, Marto. Słusznie czynisz, wspierając klasyczną sf. Oby tak dalej

23 IX 2012   20:01:58

Dziękuję :) Szczerze mówiąc, literaturę sf oraz fantasy kocham równie mocno i wątpię, abym w przyszłości zapragnęła zrezygnować z którejkolwiek.

28 IX 2012   00:11:12

Im dalej w tekst, tym szerszy uśmiech na twarzy. Puenta świetna :-D

28 IX 2012   15:10:30

Ten legion to bajeczka z książek i artykułów pseudonaukowych (oczywiście autorzy nie podają źródeł, bo spisują jedni od drugich). Samo opowiadanie jest za długie, śmiertelnie banalne (ten schemat powielany był już milion razy, ładnie został spastiszowany przez Frederica Browna - "Koniec" czy Sheckleya - "Pijawka"), a to opowiadanie chyba zostało napisane pod wpływem nieco podobnego tekstu Dicka. No i ten stereotypowy dowcip "postmodernistyczny" (Słowianin, Amerykanin niby a propos drenażu mózgów). Te klocki niewiele się różnią od miliona poprzednich, ot, inny odcień kolorystyczny, tu kropka, tam kreska. Nie kupuję tego. Produkcja jest za duża, nie da się wszystkiego przeczytać. Wolę uznanych autorów, mniejsze prawdopodobieństwo, że mi się nie spodoba. A tu - historyjka dla zabicia czasu, ot co.

02 X 2012   16:18:59

Dziękuję, Uniwersie. Cieszę się, że Ci się podobało.

A teraz do Astrala,
No cóż, jestem świadoma, że nie da się wszystkich zadowolić, a moje opowiadanko arcydziełem literatury nie jest. Jest jednak kilka kwestii, które chciałabym wyjaśnić.
IX legion istniał naprawdę, jednak został dość szybko rozwiązany z powodu braku funduszy. Ot, cała historia. Romantyczna legenda narodziła się dopiero w XX wieku, głównie za sprawą Pani Rosemary Sutcliff i jej książki "Dziewiąty legion".
Ze wstydem muszę przyznać, że nie słyszałam o tekście "Koniec" Frederica Browna. Za to natknęłam się na "To jeszcze nie koniec" Fredrica Browna. Dlatego chciałabym zapytać, co dokładnie rozumiesz poprzez "ten schemat"?
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że "Waga czasu" jest długa. Ma niecałe 1500 słów, co daje zaledwie sześć stron maszynopisu znormalizowanego. To naprawdę nie jest dużo. Zrozumiałabym, gdyby ktoś powiedział, że opowiadanie jest "rozwlekłe" albo "dłuży się podczas czytania", ale "długie"? Nie, nie wydaje mi się.
Tak na zakończenie chciałabym zwrócić uwagę na osadzenie opowiadania w czasie. Akcja toczy się przed upadkiem muru berlińskiego. Wtedy na prawdę wielu polaków wyemigrowało do USA. I to z powodów zarówno finansowych, jak i politycznych.

Pozdrawiam i dziękuję za opinię!

PS: Byłabym wdzięczna za podanie tytułu wspomnianego opowiadania Dica. Z chęcią przeczytam.

08 X 2012   16:45:29

"Koniec" Browna pochodzi z (notabene świetnej) książki Martina Gardnera "Zwierciadlany Wszechświat" - ponieważ jest b. krótkie, zostało przytoczone w całości. Miało jeszcze inne przekłady (w prasie).
Dick: "Intruz"/"Sonda przyszłości" (Meddler)
Schemat dotyczy zbitki elementów: szalony naukowiec/wynalazek/karkołomny eksperyment z nieprzewidzianymi skutkami (+głupie wojsko) - klocki można przestawiać w nieskończoność...

I jeszcze trzy cytaty:
"Ten McPherson to naprawdę łebski gość, aż trudno uwierzyć, że Amerykanin." [wszyscy Amerykanie są głupi z wyjątkiem McPhersona?]
"Wyprostowana sylwetka, żywe ruchy, szczera słowiańska twarz, promienny uśmiech, błyszczące oczy, a nawet strzecha złocistych włosów – wszystko aż promieniało dziecięcym entuzjazmem oraz miłością do całego świata. Krótko mówiąc, chłopak wyglądał jak psychopata." [jak Breivik???]
"jasnowłosy asystent, który dalej promieniał entuzjazmem oraz miłością"
Prawdę mówiąc, nie bardzo rozumiem, o co chodzi w tych cytatach, ale może jestem za głupi na to. Wyjaśnienie o czasie akcji, kt. Pani podaje, też mi niczego nie wyjaśnia: dlaczego głupkowaty Polak miałby być psychopatą?
Opowiadanie jest prościutkie, mogłoby być dwa razy krótsze (oczywiście mogłoby być jeszcze dłuższe - rzecz gustu).
Opowiadanie "Koniec" to jakby kontrapunkt tego opowiadania.
Pozdrawiam i życzę sukcesów na niwie twórczej.

28 X 2012   10:11:55

Do Astrala:
W takim razie już wiem, dlaczego wcześniej o owym "Końcu" nie słyszałam. "Zwierciadlany wszechświat" wydany był w 1969 roku (ponad dwadzieścia lat przed moim urodzeniem) i obecnie stanowi rzadko spotykaną pozycję. Sprawdziłam, nawet Książnica Podlaska nie posiada ani jednego egzemplarza. Obawiam się, że zdobycie wspomnianych gazet również nie będzie proste, niemniej popytam. Chciałabym się jeszcze tylko upewnić, na pewno chodzi o Frederica, a nie Fredrica Browna?
A teraz muszę stanowczo zaprotestować. Nikt, absolutnie nikt w moim opowiadaniu nie jest głupi. Po prostu każdy jest specjalistą w swojej dziedzinie (ponadto Nowak i jego ekipa nieczęsto mają okazję wychodzić z laboratorium). Jak zareaguje polonista zapytany o dymorfizm płciowy u Gallus gallus domesticus? Ilu doktorów fizyki potrafi wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie o środki wyrazu artystycznego oraz zabiegi literackie, których użył Edgar Allan Poe w "Zagładzie domu Usherów", aby zbudować nastrój grozy? Czy jeśli magister historii nie zna matematycznej postaci zasady nieoznaczoności, oznacza to, iż jest głupi?
Co się zaś tyczy cytatów, czy ja już gdzieś nie pisałam, że wypowiedzi bohaterów nie są moimi wypowiedziami? Przytoczona kwestia Polaka celowo skonstruowana została w tak, a nie inaczej. Sposób wysławiania się świadczy o osobowości postaci, nie mojej.
Definicja terminu "psychopata" zacytowana ze słownika PWN: "o kimś, kto zachowuje się niezgodnie z przyjętymi normami i budzi lęk w otoczeniu". Wyobraź sobie taką sytuację: siedzisz sobie spokojnie na przystanku autobusowym, gdy nagle czujesz na sobie czyjeś natarczywe spojrzenie. Podnosisz wzrok. Uporczywie wślepia się w Ciebie jakiś obcy facet. Jego zachowanie nie jest wrogie, uśmiecha się niesamowicie szeroko - niemal od ucha do ucha, a jednak większość ludzi czułaby się raczej nieswojo, natomiast nieznajomego uznałaby za psychopatę właśnie.
Dziękuję za komentarz i życzenia.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Łowy
— Marta Tarasiuk

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.