Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Robak-Reczek
‹Spotkanie›

WASZ EKSTRAKT:
100,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Robak-Reczek
TytułSpotkanie
OpisAutorka pisze o sobie:
Piszę „od zawsze” — opowiadania, scenariusze, bajki, wiersze. Myślę, że pozostaje mi tylko życzyć czytelnikom interesujacych wrażeń z lektury moich tekstów.
Gatunekobyczajowa

Spotkanie

« 1 2
• • •
Wieczorem, przy Wiadomościach, prawie już zapomniał o całym wydarzeniu. I tylko sny miał jakieś bardziej niespokojne niż zazwyczaj.
Następnego dnia spotkał jednak tę kobietę na poczcie, gdzie opłacał rachunki. Zagadnęła go i — od słowa do słowa — zgodził się przyjść do niej na kawę. Bardzo go to zdenerwowało. Nie mógł zasnąć po obiedzie. Na godzinę przed wyjściem wyjął z szafy jedyną białą koszulę i uprasował ją niezwykle starannie. Miała nieprzyjemny zapach ubrania, które zbyt długo leżało w szafie. Wyjął też garnitur, ale wydało mu się, że ciemny materiał nie nadaje się na podwieczorek. Ubrał więc wysłużoną, jasną marynarkę. Uczesał resztki włosów. Krytycznie rzucił okiem na swoje ubranie — może być, jest czyste, schludne i jeszcze w bardzo dobrym stanie. Dbał o wszystkie swoje rzeczy, a one odpłacały mu wiernością. Wyszedł z domu, sprawdziwszy uprzednio, czy pozamykał okna. Po drodze kupił jeszcze kwiaty (w kwiaciarni zauważył, że trzęsą mu się ręce). Punktualnie zadzwonił do drzwi. Głos początkowo z trudem przechodził mu przez gardło, ale w sumie wizyta była bardzo miła. Pani Janina potrafiła wciągnąć go w rozmowę. Umiała słuchać, cierpliwie czekała na to, aż znajdzie najwłaściwsze słowo, co czasem trwało chwilę. Wyszedł od niej odprężony i nawet zaprosił ją na swój stały, dłuższy niedzielny spacer.
Po pierwszym spacerze przyszedł następny, potem kolejny podwieczorek i obiad u pani Janiny. Pani Janina w końcu uzyskała w banku rozkład rat na mniejsze spłaty, radziła się też prawnika, jak zabrać się do sprawy o oszustwo. Była miłym towarzyszem niedzielnych spacerów, uroczą gospodynią i stopniowo oswoiła Wiktora ze swoją osobą. Spotykali się, rozmawiali, milczeli wspólnie. Pani Janina polubiła towarzystwo tego poważnego mężczyzny. Czasem wydawał jej się zbyt surowy i dziwaczny, ale kładła to na karb jego starokawalerstwa. Polubiła go szczerze, nie robiła jednak żadnych planów co do jego osoby. Spokojnie pozwalała toczyć się sprawom. On z kolei w ogóle nie zastanawiał się nad charakterem ich spotkań. Znajomość z panią Janiną była mu miła, ale nigdy nie snuł refleksji na ten temat. Wpasował ją w regularny rytm swoich dni.
Lato przechyliło się na drugą stronę, minęła piękna złota polska jesień i nastały pierwsze dni listopada. Pewnej niedzieli, na jednym ze spacerów, które odbywali teraz przed południem, pani Janina zapytała, czy mogłaby odwiedzić Wiktora w jego kawalerskim gnieździe — jak to nazwała. Wiktor zadrżał na tę propozycję. Progi jego mieszkania były ostateczną granicą oddzielającą go od świata. Jego mieszkanko miałoby zostać wydane na pastwę kobiecego spojrzenia? Jego intymność naruszona? Pani Janina musiała widać odczuć coś z tego wszystkiego, co w nim wybuchło, bo zaczęła się wycofywać z pomysłu. Jednak już do końca spaceru wisiało to między nimi. Wiktor przetrawił jednak rzuconą przez jego towarzyszkę myśl i na koniec spotkania sam zaprosił ją do siebie na herbatę.
Po powrocie ze spaceru Wiktor jak zwykle poszedł zrobić sobie herbatę. Czekając, aż zagotuje się woda, wyjął z szafki szklankę. Na małym talerzyku położył kilka ciastek. I wtedy nagle uświadomił sobie, że to jego jedyna szklanka i jedyny talerzyk. Miał tylko jeden zestaw talerzy i jeden sztućców. Nigdy, przenigdy w swoim sześćdziesięcioletnim życiu nie gościł u siebie nikogo. Woda zagotowała się, więc zalał herbatę. Szukał w pamięci sytuacji, w której potrzebowałby dwóch kompletów naczyń. Nie znalazł. Pijąc herbatę postanowił zrobić listę rzeczy, które musi kupić na wizytę pani Janiny.
W poniedziałek kupił wszystko, co zaplanował, wyciągając uprzednio ze schowka w kredensie trochę zaoszczędzonej gotówki. Przyniósł wszystko do domu, umył, osuszył każdą rzecz, oglądając uważnie, podnosząc do światła. We wtorek kupił kwiaty do wazonu. Mieszkanie utrzymywał zawsze w idealnym porządku, ale tego dnia dodatkowo przetarł kurze, zmienił firanki i zasłony na świeże, zmył podłogi. Im bliżej było umówionej godziny piątej, tym bardziej czuł się niespokojny. O czwartej usiadł na krześle, ręce położył przed sobą na stole. Na stole leżał odświętny obrus. Nowo kupione talerzyki i filiżanki na herbatę wyglądały wspaniale. Zegar na komodzie tykał i był to jedyny dźwięk, jaki dało się słyszeć. Nerwowo poprawił mankiety koszuli. Przygładził obrus. Co chwila spoglądał na zegar, wskazówka przesuwała się nieubłaganie w stronę godziny piątej. Wzbierała w nim panika. Rozejrzał się po pokoju. Wszystko było na swoim miejscu, od lat tym samym. Każda rzecz była znana, swojska. Znany krajobraz jego pokoju wydał mu się oazą stałości i bezpieczeństwa. Farba na ścianie nieco już wyblakła, ale malowanie planował dopiero na następny rok. Zegar na komodzie od lat chodził bez zarzutu. Co dwa lata oddawał go przecież do przeglądu. Już wpół do piątej. Coś go dławiło, wziął głęboki oddech. Kiedy kurancik zegara wybił piątą zerwał się w panice zza stołu. Podszedł do okna. Widział z niego kawałek chodnika, którym ona musiała przejść, idąc do niego. Dłonią dotknął czoła. Było zimne i mokre od potu. Poszedł do łazienki umyć ręce. Z powrotem znalazł się przy oknie. Wydawało mu się, że w słabym świetle latarni widzi jej sylwetkę. Powodowany impulsem zgasił światło. W ciemności tykanie zegarka było jeszcze głośniejsze. Usłyszał kroki na klatce schodowej. Zamarł, ale kroki minęły jego piętro. Przyczaił się przy drzwiach. Wreszcie usłyszał pukanie. Serce biło mu jak oszalałe, tętno pulsowało w skroniach. Wstrzymał oddech. Pukanie rozległo się ponownie, głośniejsze. Niemal czuł, jak drzwi wibrują od uderzenia, tak blisko stał. Pukanie powtórzyło się jeszcze dwukrotnie. Pani Janina zapukała po raz ostatni i zapytała niezbyt głośno:
— Panie Wiktorze, jest pan tam? Nic się panu nie stało?
Na myśl, że mogłaby próbować wejść do mieszkania, żeby sprawdzić, czy nic mu nie jest, omal się nie rozpłakał. Ale nadal stał bez ruchu, starając się oddychać jak najciszej. W końcu usłyszał, jak kobieta odchodzi od drzwi. Poczuł, że przez cały ten czas zaciskał szczęki. Teraz rozluźnił je i odetchnął głęboko. Podszedł do okna. Widział, jak pani Janina spogląda w stronę jego okien. Chyba wyczuła jego czujną obecność za firanką. Odwróciła się w końcu i poszła. Wiktor przez chwilę stał jeszcze w ciemności, aż w końcu włączył światło. Uspokajał się stopniowo. Wyniósł niepotrzebną filiżankę i talerzyk. Usiadł w fotelu. Tykanie zegara było spokojne, solidne, jak zawsze.
koniec
« 1 2
23 stycznia 2005

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wędrowny Teatr Lalek Jeremium Patajasz
— Anna Robak-Reczek

Bezpieczna przestrzeń
— Anna Robak-Reczek

Zaufanie
— Anna Robak-Reczek

Czerwcowe
— Anna Robak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.