Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Pindel
‹Bestseller›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Pindel
TytułBestseller
OpisAutor pisze o sobie:
Nowotarżanin, z wykształcenia inżynier, na co dzień pracownik korporacji. Żona mówi o nim, że urodził się zbyt późno, co potwierdzają jego staroświeckie nawyki i awersja do najnowszych zdobyczy technologii. W wolnym czasie chętnie czyta, jeździ na rowerze i wędruje po górach. Pisanie jest dla niego nie tylko odprężającym hobby, ale również sposobem gospodarowania zasobami wyobraźni. Debiutował zbiorem opowiadań „Bez przebaczenia”.
Gatunekrealizm magiczny

Bestseller

1 2 3 8 »
— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

Marcin Pindel

Bestseller

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

Marcin Pindel
‹Bestseller›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Pindel
TytułBestseller
OpisAutor pisze o sobie:
Nowotarżanin, z wykształcenia inżynier, na co dzień pracownik korporacji. Żona mówi o nim, że urodził się zbyt późno, co potwierdzają jego staroświeckie nawyki i awersja do najnowszych zdobyczy technologii. W wolnym czasie chętnie czyta, jeździ na rowerze i wędruje po górach. Pisanie jest dla niego nie tylko odprężającym hobby, ale również sposobem gospodarowania zasobami wyobraźni. Debiutował zbiorem opowiadań „Bez przebaczenia”.
Gatunekrealizm magiczny
Po mniej więcej dziesięciu minutach tępego wpatrywania się w migający kursor Marek nie bez problemu oderwał od niego spojrzenie, przenosząc je na zegar w prawym dolnym rogu ekranu laptopa. Szesnasta siedem. Przyjrzał się stojącym na stoliku dwóm filiżankom, kuflowi po piwie i szklance po whisky. Wszystkie były puste, lecz tego dnia żaden z przyjętych środków dopingujących mu nie pomógł. Potarł dłońmi oczy, próbując pozbyć się spod powiek obrazu migającego kursora.
Najwyższy czas przyznać, że dzisiejszą bitwę przegrałem, uznał.
Zapisał zmiany w tekście, a następnie odpiął ładowarkę i wyłączył laptopa. Spakował wszystkie rzeczy do torby i skierował swoje kroki ku ladzie, aby się rozliczyć. Choć był w tym momencie jedynym klientem kawiarni, nikt z obsługi od dłuższego czasu się nie pofatygował, aby spytać, czy wszystko w porządku, czy chce jeszcze coś zamówić, poprosić o rachunek lub życzy sobie, aby zabrać w końcu wszystkie te puste naczynia zawalające stolik. Przy kasie nikogo oczywiście nie zastał, dlatego dla zabicia czasu zaczął przyglądać się różnym elementom wystroju, nie znajdując w nich jednak niczego interesującego. Po upływie minuty lub dwóch chrząknął głośno, aby dać o sobie znać.
Z kuchni wyłonił się łysiejący właściciel lokalu. Stanisław, o ile Marek dobrze pamiętał.
— A co to, kończymy już na dzisiaj? — spytał, uśmiechając się.
— Ano kończymy.
— I jak tam panu dzisiaj poszło?
Marek zrobił minę jak klasowy osioł zapytany o ocenę z ostatniej kartkówki.
— Prawdę mówiąc, nie poszło. Napisałem jakieś pół strony.
— Uuuu, rzeczywiście kiepsko. Ale wczoraj było lepiej. Ile to pan naskrobał? Trzy strony?
— Dzisiaj je usunąłem. Nie nadawało się. Więc, reasumując, jestem dwie i pół strony w plecy. O ile jutro nie uznam, że dzisiejszy tekst też jest do bani, wtedy będę już trzy strony do tyłu.
Stanisław rozłożył ręce, a jego pobłażliwy uśmiech rozlał się jeszcze szerzej po twarzy.
— Wena — skwitował. — Raz jest, a raz jej nie ma. Nie ma rady, nie ma rady.
A ty mówisz o tym tak, jakbyś napisał w życiu coś więcej niż menu, w którym zamiast „Espresso” można znaleźć „Ekspresso”, a piwo to po angielsku „Bear”, zripostował w myślach Marek.
— Ile się należy? — spytał, chcąc już zakończyć pogawędkę.
— Niech no podliczę… Dwie czarne, piwo i whisky… Whisky była z colą, czy solo? O, widzi pan, za to mnie wena teraz naszła. Z colą, czy solo, dobre, prawda? Musi pan to gdzieś wrzucić w tej swojej książce.
— Nie omieszkam. Solo.
— Solo, solo… Czyli razem pięćdziesiąt pięć.
Marek wygrzebał z portfela dwie pomięte dwudziestki, niewiele lepiej wyglądającą dychę i dorzucił piątkę. O napiwku celowo zapomniał.
— Dziękuję i do widzenia — rzucił i obrócił się na pięcie.
— Do jutra! — usłyszał za sobą. — Pewnie nie powinienem tego mówić, ale dla mnie to nawet lepiej, że panu tak wolno idzie, dawno nie miałem tak dobrego klienta!
Marek posłał mu przez ramię raczej krzywy uśmiech, obiecując sobie już więcej tu nie zaglądać. Z mieszaniną goryczy, złości i ulgi pozostawił drzwi „Fantazji” za sobą.
Musiał jednak przed sobą przyznać, że uczynił poczciwego, głupiego Stanisława kozłem ofiarnym. Nie było przecież winą tego gościa, że on sam boryka się z rodzącą coraz większą frustrację niemocą twórczą. Czas, jaki dał sobie na napisanie swojego przełomowego dzieła, powoli dobiegał końca, a tymczasem fabuła nie dotarła jeszcze nawet do połowy. Co gorsza, to, co do tej pory napisał, momentami wydawało mu się tak słabe, że miał ochotę cisnąć tym do kosza. Widmo porażki coraz częściej zaglądało mu w oczy, a wizja powrotu do szkoły i ponownego użerania się z pozbawioną zapału i ambicji młodzieżą odbierała mu resztki sił.
A przecież stać go było na więcej!
Zamyślił się tak mocno, że omal nie wszedł pod samochód. Kierowca strąbił go, jednocześnie stukając się palcem w czoło, na co Marek odpowiedział przepraszającym gestem. Szybko dobiegł do drugiego krańca jezdni i znowu pogrążył się w myślach.
Przeanalizujmy to, co mamy. Bohater, Jacek, dostaje wiadomość o śmierci ojca, z którym od dzieciństwa nie miał żadnego kontaktu. Mimo wahania udaje się na pogrzeb, na którym spotyka dawno niewidzianych krewnych. Czegoś się dowiaduje, zaczyna drążyć, dociera do od dawna skrywanej, rodzinnej tajemnicy.
Przystanął, położył dłoń na czole, a następnie przeorał palcami twarz.
No dobra, na poziomie szczegółu brzmi to może jak żywcem wyjęte z jakiejś nadawanej w środku tygodnia telewizyjnej serii thrillerów, ale to nic. Większość dzieł tak ma. Rzecz w tym, żeby do głównej osi fabularnej dołożyć interesujące tło. Co uczyniłoby Jacka postacią z krwi i kości? Co nadałoby odpowiedni ton jego relacji z ojcem? Pomyślmy…
Usiłując wprowadzić mózg na najwyższe obroty, nawet nie zauważył, kiedy dotarł do swojego bloku na Wojska Polskiego. Otworzył drzwi i dopiero wchodząc do klatki pochwycił myśl, która mogła stać się zaczątkiem czegoś interesującego.
Załóżmy, że przed śmiercią ojciec zaczął starać się o nawiązanie kontaktu z Jackiem. Robił to uparcie, z niesłabnącą nadzieją, lecz Jacek dusił każdą z takich prób w zarodku. To z kolei zrodzi w nim wyrzuty sumienia, gdy już dotrze do niego wiadomość o śmierci starego.
Wspinał się po schodach powoli, jakby bojąc się, że wejście do mieszkania wytrąci go z rytmu. Przystanął właśnie w połowie drogi między pierwszym a drugim piętrem, gdy usłyszał, jak ktoś jeszcze wchodzi do klatki.
No nie, właśnie teraz?!
W nadziei, że w zaciszu własnego mieszkania ponownie uchwyci rozpoczęty tok myślenia, zerwał się, aby niezauważony czmychnąć przed intruzem.
Było jednak za późno.
— O, pan Marek! — To była Sadowska, około sześćdziesięcioletnia stara panna mieszkająca zaraz pod nim. — Dzień dobry, dzień dobry! Co tam u pana dobrego słychać?
— Dzień dobry, dziękuję, dobrze — rzucił niemal jak z automatu. — Miło panią widzieć, ale właśnie się spie…
— A ja właśnie z zakupów wracam. Upał straszny, okropnie się zmordowałam! Ale było warto, niech no pan popatrzy, co mi się udało na promocji w Jysku upolować. — Sięgnęła do jednej z chyba pięciu reklamówek, jakie trzymała w dłoni i wydobyła z niej jakiś pakunek. — Widzi pan, jaki piękny wzór? W sam raz na lato, będą mi do obrusu pasować.
— Rzeczywiście, bardzo ładne zasłony…
— Jakie zasłony? Przecież to firanki. Coś pan, panie Marku, strasznie zabiegany. Do czego to się pan tak spieszy?
— Piszę właśnie książkę i…
— O, znowu pan pisze? A o czym teraz?
Marek, który w trakcie całej rozmowy usiłował przesuwać się małymi kroczkami ku górze, teraz się zatrzymał. Zainteresowanie sąsiadki mile go połechtało.
— To będzie thriller, ale staram się, aby główna fabuła, oprócz tego, że interesująca, stała się również pretekstem do przeprowadzenia głębszego studium relacji między ojcem a synem.
— Aha — skwitowała Sadowska. — No to powodzenia panu życzę. A niech pan, popatrzy, co tutaj jeszcze mam… Musi pan koniecznie przekazać żonie, żeby zajrzała do tego Jyska, pewno i ona coś ciekawego upoluje. No, wyłaź…
— Oczywiście, przekażę. A teraz naprawdę bardzo panią przepraszam, ale okropnie się spieszę. Do widzenia!
I nie dając Sadowskiej ani chwili na reakcję, pomknął schodami niczym sprinter w finałowym biegu igrzysk olimpijskich. Wpadł do mieszkania i zatrzasnął za sobą drzwi.
Firanki! Nie do wiary!
— Marek, to ty? — Dobiegł go z kuchni głos jego żony, Moniki.
— Ja — odpowiedział. — Ledwo umknąłem szponom starej Sadowskiej.
Zdjął buty, położył torbę na komodzie pod lustrem, a następnie przemierzył krótki korytarz i przystanął w drzwiach kuchni.
— Lepiej przez chwilę mówmy szeptem — rzekł, udając grymas trwogi. — Żeby nie usłyszała, że jesteś w domu. Gotowa tu wpaść i wyciągnąć cię na wielogodzinne zakupy w galerii.
Zajęta krojeniem cebuli Monika odgarnęła z twarzy kosmyk blond włosów. Spojrzała na męża. Oczy jej łzawiły, naturalnie od cebuli, ale Marek dostrzegł w nich również jakieś zmartwienie.
— A co, jeśli akurat miałabym na nie ochotę? — odparła, mimo wszystko przywołując na twarz uśmiech.
— Nie żartuj, przecież tego nie cierpisz, tak samo jak ja.
1 2 3 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wiatr
— Marcin Pindel

Zerwany kwiat
— Marcin Pindel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.