Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Szymon Bokota
‹Płyń›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSzymon Bokota
TytułPłyń
OpisAutor na co dzień zajmuje się tak odległymi światami jak prawo podatkowe i doktorat poświęcony bioetyce. Po godzinach miłośnik muzyki raczej hałaśliwej, sportów walki (świetnie blokuje ciosy twarzą) i przede wszystkim literatury, od reportaży po ostatnio ulubione weird fiction. „Płyń” to jego pierwszy opublikowany tekst.
Gatunekobyczajowa

Płyń

« 1 2 3
Po doprowadzeniu się do względnego porządku – to jest wyrzyganiu jeszcze paru haustów wody – zacząłem odczuwać wżerającą się we mnie wilgoć. Przeniknęła całe ubranie, a wrażenie, że Parucha obmyła też moje wnętrzności i przy okazji zostawiła zarodniki czegoś paskudnego, długo jeszcze nie dawało mi spokoju. Do domu miałem spory kawał, a to, że moi oprawcy ciągle gdzieś tam byli i nie zapomnieli o całym wydarzeniu, nie napawało mnie szczególną radością. Bo jak cała sprawa mogła się teraz potoczyć?
„Synku, co się stało! Zadzwońmy na policję, pokażemy tym łobuzom, że tak nie wolno. A ty usiądź sobie i się zrelaksuj, oczyść ciało, umysł i czakramy”. Albo będzie za bardzo wciągnięta w wideobloga, żeby zauważyć moje pojawienie się. A może siedzi u tego całego Grzesia, który tak samo jak każdy inny oleje ją, kiedy uzna, że było miło, było fajnie, ale jednak Judytka jest ciut pieprznięta i odklejona od świata.
„Młody, nie teraz, umowę dopinam. Taką dużą umowę. Co, jakieś chłopaki ci wkopały? No bywa i tak, sam żeś sobie winny. Trzeba było, jak Clint Eastwood w tej całej trylogii dolarowej, chłodno spojrzeć, splunąć i se pójść. Na pewno by się przestraszyli”. Zaraz, do urodzin daleko, po co miałby odbierać. Też bym się wyrzekł takiego syna.
Jutro przyjdę do szkoły, tam zyskam nową ksywkę, Topielec czy coś, i dalej będę obijany, opluwany, wyzywany i szmacony. Bo dzisiejszy dzień udowodnił, że można ze mną zrobić absolutnie wszystko. A może nie pójdę do szkoły jutro? I już nigdy indziej? Znajdę sznur i gałąź. Bardzo porządne, żeby się nie zarwały pod tuszą i bezosobową potęgą grawitacji. I co to zmieni?
Nic.
• • •
Po prostu tam siedziałem, bez dalszych planów, ale też bez głębszych uczuć. Nie byłem w stanie, po uświadomieniu sobie tego, jak bardzo dałem się zniszczyć i jak bardzo na niczym mi nie zależy, odczuwać dalej jakiegoś przejęcia, zaangażowania w sprawy tego świata. Miałem to gdzieś. Wrócę na noc do domu, będę się włóczył po mieście, a może wsiądę w pierwszy autobus i pojadę w nieznane. To bez znaczenia.
O, wlekli się powoli w moim kierunku, jakby nie do końca pewni, czy biec, czy zawrócić, a może zapaść się pod ziemię. Widziałem na tych twarzach, pokrytych młodzieńczymi pryszczami i starym jak świat skurwysyństwem, pewną panikę. Tak daleko nigdy się nie posunęli. Pewnie nie zamierzali, tylko ich poniosło. Nie udało im się nigdy do tego stopnia przekroczyć granic – swoich i moich. W końcu każdy z nich miał być za parę lat inżynierem, wiceprezesem, mecenasem, innym brudem tego świata. A tu prawie skasowali jakiegoś grubego śmiecia.
No i co teraz, chłopaki? Dobijecie mnie, zawiniecie w folię i porzucicie w lesie? Nie, takie rzeczy to widzieliście tylko w serialach. Pogrozicie, żebym się nie wygadał, bo jak nie, to mi wpierdolicie? No kurwa, co za nowość. Przeprosicie jak dzieci i obiecacie nie robić mi ziaziu i kuku, ale żebym nie mówił pani wychowawczyni? Zapraszam do negocjacji.
O, prowodyr Paciu tym razem trzyma pysk na kwintę i za bardzo nie wie, jak użyć swojego złotego języka. Pawlacz, ten który zaczął zabawę, za to spogląda to po reszcie, to po mnie. Unikają jego wzroku, na mnie patrzą tak, jakbym był przeźroczysty, a za mną rozpoczynało się pasmo górskie, a nie Parucha.
– Janek, trochę przedobrzyliśmy, ale to były takie wygłupy, kumasz gościu? – wypluł pośpiesznie Pawlacz.
– W porządku, stary? – zagadnął inny, jakbyśmy byli kumplami i mnie niechcący sfaulował na wuefie.
Milczałem.
Nie dam się ugłaskać, nie dam się zastraszyć. Bo już i tak nie mam tutaj niczego do stracenia. Jeżeli teraz się ugnę, to najdalej za tydzień znowu mnie jakoś załatwią. Podnoszę się powoli z ziemi, tak, aby nie widzieli, co trzymam w prawej ręce. Spodoba im się, jestem przekonany. Co będzie potem – nieważne.
Bo jedyne, co mam, to kawał szkła, który leżał na brzegu. Może zostawili go tu lokalni żule. A może został razem ze mną wyrzucony z rzeki jako drugi śmieć. Pasował do Paruchy. Podobnie mdła, brudna, brązowawa barwa. Brak klarownej tafli. Jeżeli mogło być coś bardziej nieczystego od topienia się w tym ścieku, to było to jedynie wbicie tego szklanego brzeszczota w czyjąś szyję.
– To między nami okej, mordo? Możesz, bo ja wiem, na piwko z nami skoczyć, żebyś widział, że cię lubimy i tak tylko, dla beki, ci dopierdalaliśmy. Ale to serio nie na poważnie, okej?
– Dajcie… mi chwilę. Muszę odetchnąć.
– Spoko.
Zbieram siły, bo będę miał tylko jedną okazję, zanim naprawdę mnie zabiją. To i tak nie ma prawa skończyć się dobrze, więc niech chociaż ja nie będę tym najbardziej poszkodowanym. Co będzie potem? Nie będzie żadnego „potem”.
W końcu się uspokoiłem, nieco wyprostowałem i jeszcze raz poprawiłem uchwyt na nierównych krawędziach szkła. Ostre.
– Pawlacz, podamy sobie łapę na zgodę? – zagaiłem, oceniając odległość.
– No spoko. – Jest zaskoczony, ale podchodzi. Debil.
– Pawlacz…
– Co?
– Płyń.
I wbiłem mu to szkło, ten brudny sztylet w policzek. Zszokowany, od razu się przewrócił. Klęczał przede mną, kryjąc twarz w dłoniach, a spomiędzy palców ciekły mu strużki krwi. Patrzyłem na niego przez chwilę, w wyrazie miałkiej satysfakcji, a Pawlacz kwilił jak ciężko ranne zwierzę. Ta blizna zostanie z nim na całe życie. Musi. Może przebiłem jakiś nerw, jakiś mięsień? Już nigdy się nie uśmiechnie. Może. Taką miałem odpłatę – równie żałosną, co oprawcy.
Spojrzałem, już spokojny, bez emocji, na pozostałych. Coś w nich zastygło, pękło. Nie czułem nic. Nie odczuwałem nawet tej instynktownej, pierwotnej radości z wygranej. Nawet ulgi. Po prostu patrzyłem, patrzyłem, patrzyłem. Nie obchodziło mnie, co się dzieje w ich umysłach, coraz bardziej przypominali mi kukły. Czułem tylko coraz mocniej, coraz bardziej czułem, że coś ze mnie ucieka. Dusza, strach, wszystko jedno.
Według niektórych fizyków istnieje multiwersum, gdzie nieskończona ilość światów różni się mniejszymi lub większymi detalami. W jednym z nich Adolf Hitler rozpoczął karierę malarską zamiast światowej kaźni. W kolejnym kryzys kubański nie skończył się deeskalacją konfliktu, a nuklearnym oczyszczeniem. W następnym Beatlesi nagrali o jedną płytę więcej. W innym jakiś zupełnie przeciętny człowiek w zupełnie przeciętnym kraju podrapał się lewą, a nie prawą ręką. Nie sądzę jednak, aby istniała rzeczywistość, w której nie uderzyłbym kogoś brudnym kawałkiem szkła.
koniec
« 1 2 3
14 listopada 2020

Komentarze

14 XI 2020   12:59:52

Tekst bardzo dobry, zionie swego rodzaju ponutym wyrachowaniem, charakterystycznym dla psychopatów, którzy są zwykle przecież bardzo inteligentnymi ludźmi. Oby więcej panie Szymonie!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.