Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jerzy Bogusławski
‹Krzesło łaski Barabasza›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJerzy Bogusławski
TytułKrzesło łaski Barabasza
OpisRocznik 1986. Absolwent Automatyki i Robotyki Politechniki Gdańskiej, pożeracz wszelakiej wiedzy dotyczącej nowinek astrofizycznych, kwantowych oraz elektronicznych. Publikuje od 2016 roku, głównie na portalu Nowa Fantastyka pod pseudonimem „NoWhereMan”, ale także w „Silmarisie”, „Szortalu”, „Białym Kruku” oraz Fantazmatach.
GatunekSF

Krzesło łaski Barabasza

Jerzy Bogusławski
« 1 2 3 4 5 »

Jerzy Bogusławski

Krzesło łaski Barabasza

Adrenalina opada po kilku przecznicach. Wtedy dopiero czuję zmiażdżony nos, opuchnięte lewe oko, obite ciało. Za cały ubiór mam zakrwawione spodnie od piżamy. Za to nikt mnie nie ściga – na razie. W mieście pełnym kamer, dronów i mediów społecznościowych taki stan rzeczy nie potrwa długo.
Czemu to zrobiłem? I tak czy siak mnie przecież znajdą, bo przecież dokąd mam uciec?!
Podskakuję, gdy opływa mnie kałuża nanitów czyszczących.
– Czy nic panu nie jest? – pyta łagodny głos ze srebrnej tafli.
– Ja…
Stopami czuję ostry chłód nanitów. Pomaga to szybko wymyśleć wymówkę.
– Okradziono mnie. Potrzebuję… potrzebuję…
Spoglądam w dal, na wzbijającą się ku niebu windę orbitalną. Nagła myśl rozjaśnia mrok beznadziei, gdy zaczynam kojarzyć akurat tę stronę megakonstrukcji.
– Daleko do hotelu dla międzygwiezdnych? – pytam.
– Jedna dziesiąta klika.
Blisko. Kolejny cud. Ruszam przed siebie, a nanity płyną za mną, pytając raz po raz o chęć zgłoszenia napadu. Przestają, gdy zirytowany wyrażam zgodę.
Nie wierzę w jakiegokolwiek boga, ale zaczynam się modlić o jeszcze jeden cud.
• • •
Nowy ubiór dostaję w jednym z automatycznych kiosków. Za darmo wydano mi także środek przeciwbólowy. Ot, postęp Vatersona w praktyce.
A potem, słaniając się na nogach, staję przed typowym na Hosariusie wieżowcem z egzostali i szkła. Hotel dla międzygwiezdnych – symbol prestiżu, który dla mnie, szczególnie w świetle Karła, jawi się niczym wielki stolec.
Co ja sobie pomyślałem. Że tak po prostu wejdę do Angeli, jak gdyby nigdy nic?!
Nagle czuję kogoś za plecami. Kolana mi miękną zupełnie, gdy napotykam współczujący wzrok niebieskich oczu Emmanula.
– Proszę… – szepczę.
Dryblas chwyta mnie za ramię i bez słowa wprowadza do środka. Idziemy korytarzami, nie niepokojeni ani przez drony strażnicze, ani ochroniarzy.
Za drzwiami apartamentu Angeli oślepia mnie blask ciepłej bieli. Stopniowo wyłania się z niego pomieszczenie bez okien i lamp, wypełnione czarnymi meblami. Ich nienaturalny, do bólu symetryczny kształt przyprawia o dreszcze.
– Połóż go i przynieś opatrunek – słyszę.
Z podłogi wyrasta czarna jak smoła sofa. Emmanul kładzie mnie bez słowa i w okamgnieniu znika z mojego pola widzenia.
W końcu, gdy resztki adrenaliny się ulatniają, odpływam w sen.
• • •
Kiedy odzyskuję świadomość, Angela siedzi przy biurku. Złotymi oczami lustruje to mnie, to figurkę człowieka ze zniszczonymi skrzydłami.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
– Ile… – próbuję mówić, ale ból szczęki jest nie do zniesienia.
Emmanul podaje mi szklankę, gdy jego pani odstawia rzeźbę i podchodzi bliżej. Siada na ciemnym fotelu, który wyrósł z podłogi.
– Szejt próbował cię aresztować? – pyta.
Ledwie kończę kiwać głową, a z ust kobiety wyrywa się soczyste przekleństwo, o jakie nigdy bym jej nie podejrzewał.
– Il… Ile byłem…
– Dostatecznie długo, by nanity wyprały mój bisior i wysprzątały podłogę.
Dotykam czoła, ramion. Czuję jedwabistą fakturę plastrów regenerujących. Chcę wstać, ale nogi mam jak z waty.
– Musi… Mu…
Angela mówi coś do Emmanula. Ten podaje mi smartpad.
„Wiesz, o co chodzi?” – piszę.
– Powiedziałeś wczoraj to, co chcieli usłyszeć – odpowiada, jakby stwierdzała najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
„To znaczy?”
– Potwierdziłeś, że Łapiduchy rozmawiały z Vatersonem. Tylko o to chodziło Szejtowi.
Czyli rząd chce je wrobić. Pewnie dlatego, że bez handlu z innymi gwiezdnymi narodami nie utrzyma tempa rozwoju technologicznego. A oprócz zero-iksów Hosarius nie ma nic do zaoferowania. By więc się wybielić, zrzucą winę na kogoś innego.
„Dlatego odwlekałaś sprawdzenie tego rytuału? Wiedziałaś, że tak się to skończy?”
Kolejne kiwnięcie.
„Współpracujesz z Łapiduchami?”
– Każdy zero-iks ma z nimi kontakty. Jedni niewielkie, inni… spore.
Powinienem się domyśleć od początku.
„Rząd wiedział?”
Teraz dla odmiany pokręciła głową.
Niepokojąca myśl uderza mnie niczym rozpędzone auto. Nie ma mowy o złapaniu Łapiducha, podobnie jak o ukaraniu Angeli. Pierwsi są zbyt potężni, ona zbyt cenna. W takim razie…
„Potrzebują mnie jako kozła ofiarnego, prawda?”
Kiwa głową.
Wiedziałem! Nie chcą mi płacić, więc mam pełnić rolę Vatersona do końca, aż do egzekucji. Ciekawe, który szaleniec z rządu na to wpadł? Może pewien opasły pachołek?
„Pośrednik i przełożeni z gildii się o mnie upomną”.
– Niestety nie – mówi Angela przepraszającym tonem.
„Dlaczego? Ktoś ochrania ten rząd?”
– Też nie.
„Więc czemu nikt się o mnie nie upomni?!”
– Bo… – wzdycha, chowa głowę w dłoniach i nią kręci. – Nie, nie uwierzysz, jak to powiem.
„Nie mów zagadkami”.
– Dlatego zamiast mówić, wolę, byś tego doświadczył.
„Ja wolę, byś po prostu mnie wywiozła z tej planety. Masz koneksje. Nawet z Łapiduchami! Jesteś zero-iks!”
Przy ostatnich słowach wręcz walę w smartpad.
– Nie mogę – odpowiada smutno.
Rzucam urządzenie w kąt. Emmanul staje tuż przy mnie, gdy wskazuję ją oskarżycielsko palcem.
– Tylko to jedno przywrócenie – słyszę. – Potem zrozumiesz wszystko.
Przełykam ślinę. Boję się tego „potem”, ale po raz kolejny nie mam wyboru.
• • •
Pokój zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Z bieli wyłoniły się monolity, poznikały meble. Nanity oblazły Angelę. Gdy z niej zeszły, zamiast bisioru miała na sobie kombinezon oraz hełm.
Leżę na sofie, próbując opanować drżenie. Jeszcze ten jeden raz. Jedyny, ostatni…

Mrok. Samotność. Zimno.
Wiszę zawieszony w świetle Karła, niczym okaz w formalinie. Czemu nie przyjąłem oferty Łapiduchów?
Pytanie, na które znam odpowiedź. Aż za dobrze.
Przecież nigdy nie dali mi wyboru. Ani oni, ani współobywatele z Hosariusa.
Błysk. Ból ogarnia klatkę piersiową, potem każdą inną część ciała. Zaraz oszaleję! Czemu?! Czemu?!
– Schrzaniłeś, Szejt. W tym stanie nie możemy go pokazać.
Wyłączcie ten ból! Słyszycie?! Błagam!
– Tak się kończy oszczędzanie na kosztach, panie ministrze.
Gdybym mógł, odgryzłbym palce!
Gdybym mógł, odciąłbym nogi!
Zatrzymajcie ten ból!
– Dobra, jak chcesz. Ściągnij zero-iksa z prawdziwego zdarzenia. Ręczysz za to głową.

Krzyczę do zdarcia gardła. Zwijam się w kłębek, wciskam palce w usta. Emmanul chwyta moje dłonie, nie pozwalając mi ich odgryźć.
Potem ból ustaje. Leżę bezwładny, niezdolny do poruszenia choćby palcem. Dryblas sadza mnie jak bezwładną lalkę.
– Co… widziałem? – pytam na tyle stanowczo, na ile pozwalają chrypa i boląca żuchwa.
– Pierwszą próbę wygnania kozła ofiarnego – odpowiada Angela.
Piorunuję ją wzrokiem.
– Może lepiej będzie, jak ja to powiem? Panna Faustina bywa strasznie zagadkowa ze swymi łapiduszymi powiedzeniami.
Szeroko otwieram oczy, gdy patrzę za siebie.
Jest coś przerażającego w minie stojącego w drzwiach Szejta. Jakby napawał się moim bólem.
Zrywam się, chcę sięgnąć po coś do obrony, ale jedynie z hukiem spadam z kanapy, wywołując salwy śmiechu.
– Mam tu cały oddział. – Sofa znika, pozwalając grubasowi podejść i przykucnąć przy mojej głowie. – Od czego by tu zacząć?
Pluję na niego. W odpowiedzi Szejt chwyta moją głowę i patrzy prosto w oczy.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.