Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ryszard Dziewulski
‹Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRyszard Dziewulski
TytułEcha Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
OpisOpowiadanie „Skarb Cyrusa” stanowi zamkniętą całość, ale jest również wstępem do powieści interaktywnej „Echa Achelonu”, prezentowanej na łamach serwisu FANTAZIN. Do uczestnictwa w zabawie, jaką jest tworzenie interaktywnej powieści, zapraszamy w imieniu pomysłodawców.
Gatunekfantasy

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa

« 1 2

Ryszard Dziewulski

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa

– Zdjęta z wisielca przy świetle księżyców. A wcześniej trza wziąć czarną kurę, która jeszcze nigdy nie zaznała koguta, uśpić ją tak, aby nie zagdakała ani razu, stanąć o północy na rozsta…
– Robota stygnie! – przerwał mu szwagier w pół słowa. – Z gadania dzieci nie będzie.
Minęli cztery piece alchemiczne różnej wielkości, wszystkie z zamkniętymi spływami, którymi rozpuszczone substancje ściekały do podstawianych naczyń. Przez chwilę krążyli po wnętrzu bez słowa, jednak nie mogąc utrzymać w sobie zdziwienia, Kacper sam przerwał milczenie.
– Kryształy miłosne! Też jakby podobne… Cała kopa! Weźże z jeden dla swojej Anaelli.
– Eee…
– Wrzuci toto do ognia, a z dymu wyłoni się postać jej ukochanego.
– Eee…
– Co! Strachasz się, żeby tam Nonphelixa nie zoczyła?
– Zamilcz, szwagier, bo u mnie tłuczek w garści! A i to wiedz, że teraz Anaella, nie chwaląc się, w inne precjozo wpatrzona.
Nie chcąc rozdrażniać Walvoorda, Kacper zmienił temat.
– A to musi być strunofon do przyzywania rosałek…
– O! Kamienne księgi…
– Młynki wróżebne…
– Wielki trójnóg. I szklana kula z ryjkiem…
– Ileż tu butli z barwnymi płynami…
– A ten pękaty Graal na ziemi…
– …To przecie nocnik.
– Nie do wiary – stół ma nogi z humskich kręgosłupów…
– Patrz, szwagier! Rzeźbione zydle… – Kacper przysiadł na jednym z rozstawionych wokół stołu siedzisk. – Na YouPetera! Z miętkim poddupiem!
– Co się dziwować… – Walvooord zbliżył się do najobszerniejszej z półek, na której rozrzucone były zwoje i pergaminy. – Mistrz Sendivogius korzonkami żyje, a przecie i kościste dupsko chce posiedzieć… – przybliżył pochodnię, oświetlając rzędy grubych, oprawnych w skórę ksiąg z metalowymi okuciami. Wyjął zza pazuchy płaski drzeworyt i począł porównywać go z inskrypcjami na grzbietach.
– Korzonkami, powiadasz… – zaglądając w rozstawiona na stole półmisy, Kacper uśmiechał się od ucha do ucha. – Coś mi się widzi, że ten-to korzonek jeszcze rankiem po lesie hasał. – Oderwał kawał udźca i wbił w niego zęby.
– Hm… Nie ma.
– Jak to? – przerwawszy na chwilę przeżuwanie, Kacper podszedł do szwagra i, łypnąwszy mu przez ramię na drzeworyt, sam począł przeglądać księgozbiory.
– Najzwyklej. Nie ma.
– Myślisz, że karczmarz pokpił znak na drzeworycie? Bają, że jedno oko ma z kamienia.
– Nie z kamienia, jeno bielmem mu zaszło od ciągłego zerkania na sakiewkę. A inskrypcji nie pokpił, boć przecie zeszłej zimy całą noc się w nią gapił, kiedy pijany Cyrus we własnych rzygach spał.
– A wierzysz to mu? O? Ta runa – jakby trochę podobna…
– Nie, jużem sprawdzał. A co ja mam mu wierzyć czy nie wierzyć? Dał nam robotę, dał nam drzeworyt, a że cyrusowej księgi u alchemika nie ma – nie nasza przewina. – Splunął na ziemię, patrząc przed siebie na stertę rękopisów, rozrzuconych opodal kotary. – Ale swoją zapłatę od karczmarza odbierzem.
– Pierwej mu drugie oko skamienieje. Jeszcze nam każe zwrócić za gambryn, któregośmy się na zgodę ożłopali. A po prawdzie, tom nie wiedział, że masz zamiar do karczmarza wracać.
– A bo, widzisz, gdybyśmy cyrusową księgę znaleźli i oddali karczmarzowi, tobyśmy kiepami byli. Ale że księgi u alchemika nie ma, przeto po zapłatę pójdziemy, bo bieda nie z naszej przyczyny. Pewnikiem Sendivogius jeno przy gorzałce dworował, że Cyrus z nim księgę w kości przegrał. Karczmarz, pierdoła, dał wiarę, a my tu głową za darmo szafujem.
– Hej! – zgodził się Kacper. – Tedy weźmy którąśkolwiek z tych ksiąg, żeby dowód mieć, żeśmy basztę nawiedzili.
– Dla lichej zapłaty tak się ośmielać? Nie, księgi nie tkniem. Bierz jedną z tych manuskrypcyj. Najmniejszą. Ani się alchemik spostrzeże. Głowy mniej narazim, a dowód dla karczmarza tenże sam.
Podeszli do kotary. Kacper schylił się, wybrał najmniejszy, nadpalony kawałek manuskrypcji i schował za pazuchę.
– A… jak karczmarz nie zechce zapłacić?
Walvoord zerknął na tłuczka.
– Zechce.

Mistrz Sendivogius stał w progu, ogarniając wzrokiem rozrzucone wokół szczapy. Zadumał się.
– Widać, są jeszcze tacy – mruknęła Helvecja Koptyjka, mijając pozostałe przy futrynie szczątki drzwi – którzy nie lękają się twojej magii.
Alchemik drgnął. Rzuciwszy za siebie gniewne spojrzenie, ruszył energicznym krokiem w stronę wnętrza. W świetle jeszcze nie wygasłych pochodni zmierzał wprost do jednego z czterech pieców. W wielkim rozdrażnieniu stanął przed tym, na którym spoczywał pokaźny kształt okryty szarym płótnem. Podniósł jego połę i zajrzał pod spód. Odetchnął. Wziął się pod boki i, zupełnie nieoczekiwanie, roześmiał się na cały głos.
– Cóż cię tak rozbawiło, Sędziwuju? – zapytała Helvecja, przeglądając się w zwierciadle.
Alchemik spoważniał.
– Nie nazywaj mnie tak.
– Phh… – wzruszyła ramionami. – Sendivogius czy Sędziwuj – mnie tam w łożnicy za jedno.
– Nie o łożnicę idzie, ale o twoje przywyki. Nazwiesz mnie tak kiedy przy kmiotach i utrapienie gotowe.
Helvecja przysiadła na łożu z futer i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– A bo to jeden Sędziwuj w Achelonie?
– Po co kusić biedę? Cham chamu nie rówien i nigdy nie wiada, co któren zmiarkować potrafi.
– Czego ty jesteś najlepszym dowodem.
– Proszę cię, Helvecjo… – Sendivogius przełknął ślinę, by nie wybuchnąć. – Na ten raz wystarczy mi zwady z karczmarzem. Nie musisz mi przypominać…
– Czy wiesz, że ilekroć jesteś wzburzony, przemawiasz jak kmiot? Cóż ci po tym, jak cię wołają, skoro nie potrafisz się miarkować?
– Więc może ogłosimy, żem cherlawy pomiot kowalski, któren nawet do dźwigania młota się nie nadał? Pomnij, że gdyby nie moja zręczność i fach, do dzisiaj byś się swoim urodzeniem jeno oblizać mogła. I nie dręcz mnie więcej, bo w jednej kolasce jedziem!
– Mmm… – mruknęła Helvecja przewracając się na łożu. – Uwielbiam w tobie tego zwierzaczka… Do walki gotów, jeno ząbków mało.
– Dajże wreszcie spokój – rzekł alchemik pojednawczo, zerknąwszy przelotnie na smukłe nogi, widoczne pod obwisłą połą sukni.
– Więc, podejrzewasz, karczmarz chciał cię okpić?
– A któżby inny? Tylkom jemu zdradził moją z Cyrusem przygodę.
– A więc to prawda, żeś w kości o księgę grał?
– Jako żywo. A… A ty skąd o tym wiesz?
– I wygrałeś?
– Wygrałem.
Helvecja zmrużyła oczy i spojrzała przenikliwie.
– Lepiej nie spytam, co stało na drugiej szali…
– Na… na drugiej?… – Sendivogius zapłonął na twarzy. – Jak to co? Ten… Księga Inwokacji. – Próbując ukryć zmieszanie począł zawieszać na kołkach cęgi i sita, a zaraz potem układać trójnogi i miechy służące podsycaniu ognia.
– Znając Cyrusa…
– No, nie tylko. Bo jeszcze ta, y… Księga Amuletów, Księga Zwoju i Rajski Ogród Mądrości.
Podniosła się z posłania. Siedząc, patrzyła na alchemika z coraz to większą podejrzliwością.
– Pokaż.
– Co?
– Cyrusową Księgę.
– Nie da rady.
– Dlaczego?
– Bo z dymem poszła.
– Spaliłeś?…
– A po cóż mi te bazgroły, skorom je raz odliterował? Sama powiedz, czym źle zrobił – ruchem głowy wskazał potrzaskane wrota. – Gdyby nie to, już i aptekarz znałby tajemnicę skarbu, bo przecie do niego by karczmarz poleciał na czytanie.
– Więc co w niej było?
Sendivogius, zadowolony, że rozmowa idzie w inną stronę, doskoczył do pieca.
– To! – Zdarł szare płótno i spojrzał z dumą na swoje dzieło.
Helwecja zbliżyła się do ostro połyskującego odbitym światłem płomieni cudacznego kształtu.
– Budowałeś w zgodzie z radami Cyrusa?
– Otóż właśnie.
– A cóż to jest, jeśli wolno wiedzieć?
– Alembik, jeno nie byle jaki! Bo posłuchaj… – tu Sendivogius ujął swą słynną różdżkę z ufiksowanym na szczycie okiem i jął pokazywać. – Owoż ten zamykany kocioł, wkopany w osobliwą piaskową łaźnię, nie kończy się jedną rurą, jak to w innych alembikach. Nie jest to nawet jeden kocioł, a cztery „pelikany” połączone tak, że destylat z pierwszego spływa do drugiego, z drugiego do trzeciego i tak dalej. Zamiast czapy z ruchomą szyjką, Cyrus obmyślił chłodnik. To to dziwo u góry. W nim to się wszystkie pary skraplają, zanim do sąsieckich pelikanów zlecą. Trza tylko zimną wodę ze strumienia podprowadzić. O! Tu wlata, tam wylata.
Helvecja pokiwała głową.
– Ot i cała twoja alchemia… Gorzałka!
– I to baryłka dziennie! Zważ, że takiego alembika nie ma nawet książę Behemot! A transmutacją gorzałki w złoto – zajmiesz się ty. Na targowisku.
W oczach Helvecji pojawiły się łzy. Dłużej nie mogła ich taić. Płynęły po policzkach, gdy zebrała się na odwagę, by spojrzeć mu w oczy.
– Dobrze wiem, że była tylko jedna „rzecz”, za którą Cyrus wymieniłby swą księgę… – Ruszyła w stronę wyjścia, lecz zatrzymała się w potrzaskanych wrotach. – A kto grywa o swoją kobietę, nie jest wart, by mu plunęła w twarz.

Chwilę po tym, jak Sendivogius wybiegł za Helvecją, w całej baszcie panowała cisza, mącona jedynie trzaskiem płonących pochodni. Bezruch zakłóciło dopiero falowanie kotary, obok której rozrzucone były rękopisy. Dwie krasnoludzkie głowy – jedna czarna jak smoła, druga biała jak śnieg – wychynęły zza ukrycia. Upewniwszy się, że alchemik pognał za Koptyjką, obaj bez słowa pochwycili alembik Cyrusa. Zbiegłszy z nim po schodach, minęli otwarte na roścież główne wrota baszty i przepadli w ciemnościach.
koniec
« 1 2
1 czerwca 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski

Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim

Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.