Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Natalia Kaszuwara
‹Mroczne nasienie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorNatalia Kaszuwara
TytułMroczne nasienie
OpisAutorka jest studentką I roku germanistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Od kilku lat pisze opowiadania, głównie fantasy, choć zdarzały się też inne gatunki. Interesuje się językiem niemieckim i czeskim oraz literaturą, głównie europejską.
Gatunekfantasy

Mroczne nasienie

1 2 3 6 »
– Nawet o nim nie słyszałem! – zawołał Harawaszcz. – Co mam ci powiedzieć, co? Nie więzimy za politykę, tacy idą od razu do piachu. Mogliście zapytać nadzorcę więzień, zanim tak mądrze go zabiliście. Nie mamy spisu powszechnego więźniów. Większość skazanych siedzi w kamieniołomach, robotę odwalają. Tu tylko zasłużeni mieli okazję mieszkać.

Natalia Kaszuwara

Mroczne nasienie

– Nawet o nim nie słyszałem! – zawołał Harawaszcz. – Co mam ci powiedzieć, co? Nie więzimy za politykę, tacy idą od razu do piachu. Mogliście zapytać nadzorcę więzień, zanim tak mądrze go zabiliście. Nie mamy spisu powszechnego więźniów. Większość skazanych siedzi w kamieniołomach, robotę odwalają. Tu tylko zasłużeni mieli okazję mieszkać.

Natalia Kaszuwara
‹Mroczne nasienie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorNatalia Kaszuwara
TytułMroczne nasienie
OpisAutorka jest studentką I roku germanistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Od kilku lat pisze opowiadania, głównie fantasy, choć zdarzały się też inne gatunki. Interesuje się językiem niemieckim i czeskim oraz literaturą, głównie europejską.
Gatunekfantasy
Miasto ucichło wreszcie po długim płaczu. Deszcz gasił płonące budynki, które powoli przestawały skwierczeć po przegranej bitwie. Krzyki i jęki, rozbrzmiewające uporczywie pod sklepieniem nieba przez ostatnie dni, znikły gdzieś, odbijając się ostatnim echem wśród ruin. Całe miasto pokryło się szarym pyłem, wdzierającym się do nosów, gardeł i oczu nielicznych, którzy mieli odwagę wyjść na ulicę. Wróg nie oszczędził niczego co lśniło i kwitło w palącym słońcu płaskowyżu Derennte. Krew zastygła na murach w fantazyjnych wzorach. Wokół unosił się zapach zgnilizny, w upalnym klimacie trupy rozkładały się wyjątkowo szybko. Z kałuż krwi spoglądały na ocalałych wykrzywione, rozorane mieczami twarze. W ich oczach krył się jakiś wyrzut, usta otwierały się w ostatnim przekleństwie. Gdzieś z daleka słychać już było dudnienie tysięcy kroków.
Zazwyczaj Karhal zostawiał kilkuset żołnierzy w mieście i szedł dalej, ale tym razem było inaczej. Dla Otherny warto było zrobić wyjątek. Otherna była celem. Marzeniem. Niezdobytym szczytem, na który cała armia spoglądała już od dawna z uczuciem niewypowiedzianej tęsknoty. Sam Karhal na sześć dni przed wkroczeniem do stolicy zabronił bardom śpiewać. Nie chciał słuchać o zwycięstwie, zanim nie był go całkowicie pewny. Siadywał w ciszy przy ogniu i rozmyślał.
Nie był młody; w jego wieku niejeden przestawał już myśleć o wojnie i zajmował się jakimś spokojniejszym rzemiosłem. Taki był naród Thallonitów – żyli szybko, za młodu paląc się do walki, i umierali w wieku pięćdziesięciu lat, wyplatając koszyki z wikliny i paląc fajki. W szeregach Karhala wielu było czternastolatków, którzy ledwie mogli dźwigać ciężkie tarcze. On sam pośród nich czuł się staro. Szacunek, jaki budził, zaczął go powoli męczyć. Rozstępujący się na sam widok wodza żołnierze byli mu obcy, tak samo jak obce były pieśni o zwycięstwie. Każde zdobyte miasto było tylko częścią planu. Ostatecznym zwycięstwem stała się dopiero Otherna.
Spalona, tonąca w krwawym błocie, ale jakże piękna, pomyślał wódz, przestępując bramę główną. Tylko tutaj słońce lśniło prawdziwym ogniem. Tak właśnie wygląda zwycięstwo, stwierdził Karhal. To nie korony, nie oddanie podbitego ludu, nie hołdy i nie wysokie zamki. Zwycięstwo to jedyne w swoim rodzaju poczucie, że oto zaczyna się coś nowego. Kronikarze wyglądają przez okno, widzą inny świat – i opisują go. Karhal wiedział, że w jego rodzinie niejeden marzył o takim zwycięstwie. Od lat walka z Athernitami przynosiła jednak spełnienie marzeń tej drugiej strony.
Karhal nawet nie czuł już nienawiści. Wiedział, że jakaś garstka ocalała z rzezi, lecz nie dbał o nich. Najważniejsze, że zginął ostatni członek królewskiego rodu oraz sam król. Tylko to się liczyło. Nikt poza nimi nie mógł zagrozić Thallonitom. Byli niepokonani, odkąd przekroczyli zachodnią granicę Athernu i zaatakowali „niezdobyty” Qull.
Wódz nie wydawał rozkazu, by zabijać każdego, lecz Thallonici nasiąkli przez lata nienawiścią tak silną, że nie mógłby im zabronić zemsty. Większość z nich wiedziała, gdzie mieszkają mordercy ich ojców i dziadków. Sam Karhal przyznawał im to prawo, choć nigdy nie powiedział tego otwarcie. Nie było w nim okrucieństwa, choć niewiele miał także współczucia dla ofiar. Warto, warto było, myślał, spoglądając na piętrzące się stosy trupów, czekające na spalenie. Warto było przemierzyć cały ten suchy kraj, by dotrzeć do Otherny. Warto było zdobyć te ziemie. Nie dla Thallonu nawet. Nawet nie dla chwały, nie dla pieśni. Warto było po prostu zobaczyć wschód słońca nad najpiękniejszą ze stolic świata, mając świadomość, że oto weszło się w jej posiadanie.
– Twój tron, Otherno – mruknął Karhal. – Tylko dla mnie.
Przyspieszył, spoglądając na jasną, błyszczącą kopułę królewskiego pałacu i z rozkoszą wsłuchał się w jęk ulicznego bruku.
Odgłos maszerujących kroków budził miasto do życia.

Ciemność. Podobno jestem ślepy i nie ma to dla mnie znaczenia. Podobno światło to tylko mój wymysł. Nie wiem, komu wierzyć i nawet się nad tym nie zastanawiam. Nikt zresztą do mnie nie przychodzi już od wielu godzin; zastanawiam się, czy wydali na mnie wyrok śmierci? A skoro śmierci – to czy musi to być śmierć głodowa? Nie traktowali mnie dobrze, ale chleb i woda co dzień czekały na mnie w przyzwoitych ilościach. Jestem ślepy, ale czuję, że coś się zmieniło. Coś jest nie tak.
Zeszłej nocy słyszałem kroki. Nerwowe kroki. Cały pałac nimi dudnił. Ciemność. Ktoś krzyczał. Jakieś kobiety płakały. Zdawało mi się, że słyszałem huk. To było dziwne; w Othernie sztuczne ognie pokazywano tylko raz na rok, w noc Świętej Uilen. Nie spodobało mi się to. Nie lubię, kiedy o mnie zapominają, choć powinienem się już przyzwyczaić. Zapomniano o mnie już dawno. Zostawiono w ciemnościach, pogrzebano. Za co, mogę się tylko domyślać. Żadne przebłyski wspomnień nie docierają do ciemnego, ponurego lochu.
Teraz ktoś idzie. Doskonale to słyszę. Jego kroki są jakieś inne, lżejsze. To ktoś obcy. Żaden ze znanych mi strażników. Mam nadzieję, że mi wszystko wyjaśni.
– Jest obłąkany, panie – mówi ktoś. – I ślepy. To ostatni z więźniów. Żaden ze strażników nie wie, za co tu trafił. Oszczędziliśmy go, tak jak kazałeś.
– W porządku. – Ma spokojny, niski głos.
Wszedł. Czuję tu jego obecność. Jest ode mnie sporo młodszy. Nie pachnie ładnie. Nazwano go panem, ale widać przebył długą drogę piechotą, nie w karecie czy lektyce. Podejrzewam, że jest wojownikiem, ale nie znam go. Nigdy u mnie nie był.
– Nazywam się Karhal – odzywa się. – Jestem nowym władcą Athernu.
Nie wiem, co powiedzieć. Nie przypomina mi ani króla, ani młodego księcia. Ich głosy kiedyś słyszałem, były inne.
– Nie jesteś stąd – mówię. – Prawda?
– Jestem władcą Thallonu – odpowiada. – Podbiłem te ziemie.
Drżę. Nie lubię nazwy tego kraju. Nie pamiętam dlaczego, ale coś we mnie krzyczy, kiedy o nim myślę. Odwracam się do niego plecami. Nie mam nic do samego Karhala, o nie. Od początku poczułem coś na kształt sympatii do tego człowieka. Ale nie chcę słuchać o Thallonie. Nie pamiętam, gdzie to państwo leży ani jakie konflikty miało z Athernem, ale na sam dźwięk tego słowa czuję skurcze trzewi. Nie chcę wiedzieć.
– Jak masz na imię? – pyta Karhal.
Prycham. Robi mi się głupio. Wydaje mi się, że coś takiego powinienem wiedzieć. Nie chcę go zawieść, ale muszę powiedzieć prawdę.
– Nie pamiętam – burczę pod nosem. – Jestem obłąkany, nie słyszałeś?
– Nie sądziłem, że aż tak – mówi łagodnie. Wstaje; słyszę nerwowe kroki. Niecierpliwi się trochę. – Pewnie nie wiesz też, za co tu trafiłeś?
– Niestety – odpowiadam. – Tu też ci nie pomogę.
Karhal śmieje się cicho. Dociera do niego absurd tej sytuacji. Tak sądzę. Jestem prawie pewien, że pociera dłonią czoło i zastanawia się, co ze mną zrobić. Jestem tylko szaleńcem, mógłby mnie zabić. Tylko po co? Nie zagrażam nikomu. Wypuścić też mnie nie może. Nie wpłynęłoby to dobrze na żołnierzy. Jakże to, cóż to za wódz, wkracza do tej wymarzonej Otherny i pierwsze, co robi, to uwalnia starego obdartusa? To zakrawa na szaleństwo, a Thallonici pewnie gardzą szaleńcami. Coś mi mówi, że nigdy nie żywili szacunku względem wiary i tajemnych mocy, które przecież były szaleństwem.
– Zabiłeś kogoś? – pyta.
– Nie. – Tego akurat jestem pewien.
– Może uwięzili cię z powodów politycznych?
– To możliwe.
Wzdycha. Wciąż się zastanawia. Też bym się zastanawiał. Prawie mu współczuję. Wygląda na mądrego człowieka. Wygląda, co ja mówię… zachowuje się dość mądrze. Gdyby przyjął, że jestem więźniem politycznym, mógłby mnie wypuścić. To naturalna sprawa. Amnestia. Ale nie mogę go zapewniać, że tak jest. Nie jestem pewien. Niczego już nie jestem pewien.
Taki już mój los: przez lata nikt mnie o nic nie pytał, więc ja nie odpowiadałem. A skoro nie musiałem odpowiadać, nie rozmawiałem także sam ze sobą. Nie analizowałem zachowań ludzi i ich słów, bo nie doświadczałem ich w ogóle. Niemy Harn do samej śmierci podawał mi posiłki. Nawet gdyby chciał, nie odezwałby się. A jego następcy otrzymali surowy zakaz rozmów ze mną. Podobno pod karą śmierci. Nie wiem nic na ten temat, nie chcę wiedzieć. Jestem tylko obłąkany i to przez lata tłumaczyło wszystko. Ale może były to powody polityczne? Nie wiem.
Karhal przechadza się tam i z powrotem. Zastanawiam się, czemu mnie nie zabił od razu. Czyżby przezorny król kazał umieścić jakieś ostrzeżenie na spróchniałych drzwiach lochu? Może ten Thallonita zwęszył jakiś sekret?
– Co byś zrobił – zaczyna znów powoli – gdybym teraz cię wypuścił?
Dobre pytanie. Co ja bym zrobił? Nie widzę, nie mam grosza przy duszy, nie pamiętam nawet własnego imienia. Co można zrobić z takim człowiekiem?
– Nie wiem – mruczę pod nosem. – Nie mam dokąd pójść.
1 2 3 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Co widzą umarli
— Natalia Kaszuwara

Powrót
— Natalia Kaszuwara

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.