Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Łukasz Sowa
‹Trudna decyzja pogromcy smoków›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorŁukasz Sowa
TytułTrudna decyzja pogromcy smoków
OpisAutor pisze o sobie:
Autor urodził się w Stalowej Woli w 1981r., zaś na stałe mieszka w Rzeszowie. Z wykształcenia jest anglistą, zaś pisanie traktuje jako pewnego rodzaju odskocznię od rzeczywistości. To jedna z form kształtowania świata i gimnastyka wyobraźni. Wolne chwile spędza przy szachownicy, lubi grać na gitarze, czytać książki, a przede wszystkim gaworzyć ze swoim synkiem.
Gatunekfantasy

Trudna decyzja pogromcy smoków

1 2 »
Usiadłem z powrotem koło swej wybranki. Dziękowała mi, całowała po rękach i zaciągnęła do swej komnaty. Dokładnie zaciągnęła, bo chcąc zapomnieć o tych wydarzeniach, zwiększyłem tempo spożywania trunków. Ależ skąd bym się spodziewał, że smoki jeszcze istnieją. Całe dzieciństwo wmawiano mi, że to bajki. Smoki przydawały mi się w jednej sytuacji. Zacofane dziewki bez wyjątku jakoś tak wilgotniały, gdy siedział obok nich pogromca smoków.

Łukasz Sowa

Trudna decyzja pogromcy smoków

Usiadłem z powrotem koło swej wybranki. Dziękowała mi, całowała po rękach i zaciągnęła do swej komnaty. Dokładnie zaciągnęła, bo chcąc zapomnieć o tych wydarzeniach, zwiększyłem tempo spożywania trunków. Ależ skąd bym się spodziewał, że smoki jeszcze istnieją. Całe dzieciństwo wmawiano mi, że to bajki. Smoki przydawały mi się w jednej sytuacji. Zacofane dziewki bez wyjątku jakoś tak wilgotniały, gdy siedział obok nich pogromca smoków.

Łukasz Sowa
‹Trudna decyzja pogromcy smoków›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorŁukasz Sowa
TytułTrudna decyzja pogromcy smoków
OpisAutor pisze o sobie:
Autor urodził się w Stalowej Woli w 1981r., zaś na stałe mieszka w Rzeszowie. Z wykształcenia jest anglistą, zaś pisanie traktuje jako pewnego rodzaju odskocznię od rzeczywistości. To jedna z form kształtowania świata i gimnastyka wyobraźni. Wolne chwile spędza przy szachownicy, lubi grać na gitarze, czytać książki, a przede wszystkim gaworzyć ze swoim synkiem.
Gatunekfantasy
Smok był ogromny, jak to smok. Obrzydliwy jak… Nawet bardziej obrzydliwy, niż wszelkie baśniowe wyobrażenia o smokach by na to wskazywały. Cuchnący, jakby wytarzał się w swoich odchodach. Lepki śluz pokrywał łuskowaty pancerz poczwary. Stało sobie tak bydlę przed grotą i rozglądało się. A ja stałem za skałą i patrzyłem na smoka z przerażeniem. Miałem go ubić. Pokonać potwora niczym jakiś baśniowy bohater, by zdobyć przychylność… i nie tylko – jakiejś dziewki mającej wysoko postawionego ojczulka. Stałem tu przez swoją własną głupotę. Przez nieumiejętność gryzienia swojego języka po kilku, może kilkunastu kuflach złotego napoju. Stałem tu ja, Ravandil, zwykły i prosty rycerz, który ze smokami potrafił sobie radzić równie dobrze, jak z babami. Nijak, ma się rozumieć. Z tą różnicą, że w życiu do niejednej białogłowy smalić cholewki już próbowałem, a smoka żem nawet na oczy nie widział. A jak się tu znalazłem?
Trzy księżyce temu we dworze, do którego trafiłem całkiem przypadkowo, było dość obfite ucztowanie. Gdzieżby samotny rycerz mógł odmówić sobie kufla piwa i pochędożenia. I owszem zachędożyłem sobie. Nie myślcie, że było łatwo. Biedny rycerz niemało musi ruszać głową, by niewiasta wyraziła chęć dzielenia łoża. Ale uwierzcie, są takie dni, w zasadzie bardzo często się zdarzają, że rycerz zrobi wszystko, by osiągnąć cel, a później puka się klingą w hełm i powtarza sobie, że jest najdurniejszym człowiekiem świata. Jednak w moim przypadku nauka na błędach nie wchodziła w grę.
Rozpoczęło się ucztowanie. Jadło, wino, piwo, najcudniejsze kobiety świata, rycerskie pojedynki. Nie będę opisywał tutaj wszystkiego, bo każdy potrafi wyobrazić sobie dobrą hulankę. Więc streszczę trochę moją opowiastkę. Po kilku kuflach piwa zapijanego najzacniejszymi winami człowiek nabiera chęci. Zaczyna się rozglądać bez świadomości, że obrazy przetwarzane przez jego łeb w rzeczywistości bardzo się różnią od rzeczywistych. Ale komuż to przeszkadza – przecie nagle nie otrzeźwieje. Dopiero rano, ale kto by tam myślał tak przyszłościowo. Tak więc zacząłem się rozglądać. I znalazłem tę jedyną, najcudniejszą piękność. Chcielibyście wiedzieć, jak wyglądała? Ciężko mi sobie przypomnieć, bo najbardziej zapadł mi w pamięć jej obraz z następnego dnia, o którym mówić nie zamierzam. Tak czy inaczej, wówczas musiała być przecudna. Po prostu wyobraźcie sobie kobietę z waszych snów, taką, za noc z którą oddalibyście wszystko. To ona. Tak właśnie wyglądała. I co byście zrobili? Może w waszych stronach jest inaczej, ale u nas rycerze zawsze musieli mieć dobrą gadkę. Nie myślcie, że improwizowaną. Wszystko miałem wcześniej opracowane. Historię o mnie samym, najdzielniejszym z dzielnych, najmężniejszym i najodważniejszym rycerzu tego świata. I to wszystko obleczone w wykwintne słowa, którymi sama królowa by nie pogardziła. Niektórych z tych słów sam nie rozumiałem, ona pewnie też, ale przynajmniej brzmiały dostojnie. Ale wróćmy do tematu. Z uniesioną głową i dumnie wypiętą piersią podszedłem do damy mego serca. Ukłoniłem się i zapytałem:
– Czy zacna dama pozwoli, by skromny rycerz dotrzymał jej towarzystwa? Byłby to dla mnie najwyższy zaszczyt.
Być może „zacna dama” to zbyt przesadzone określenie, sądząc po rumieńcach na jej licach. Pierwszy etap za mną. Siedzę tuż przy przepięknej pani.
– Pozwól pani, że się przedstawię. Jam Ravandil herbu Smoczy Ząb.
Wszystko gra, tak jak miało być. Słysząc, to jej oczy się powiększyły. Teraz czekać tylko na pytania, a później już jakoś pójdzie.
– Smoczy Ząb powiadacie?
– A jakże. Mój pradziad był największym zabójcą smoków na świecie. Sam utłukł ze pięćset bestyj. I tak już zostało. Trudnimy się tym od pokoleń.
– Ach.
Plan działa. „Ach” padło dokładnie w momencie, w którym się tego spodziewałem.
– Ciężko mi dorównać wynikiem do mych przodków. Bestyj teraz mało. Bezrobocie, rzec by można. Przemierzam więc świat, pomagając utrapionym i nękanym przez smoki dworom.
– Och, prawdę li gadacież dzielny woju?
– A jakże. Ta klinga – spojrzałem na miecz przypasany u mego boku – ma na sobie posokę więcej niż stu bestyj. A bestyje te niczym z koszmarów. Nie chciałbym przerazić szanownej damy opowieściami tak straszebnymi.
– Och.
„Och” też tu miało być. Dotąd plan się sprawdzał. Ale tylko dotąd. Teraz nastąpił nieoczekiwany zwrot w akcji.
Panna wstała nagle, wlazła na stół, potrącając dzban z winem. Pech. Wino wylało mi się na nogawice. W moim przypadku zawsze było jakoś tak, że za jednym pechem następował następny i następny. Takie przeznaczenie widocznie. Powróćmy do mojej damy. Tak więc panna stojąca na stole krzyknęła:
– Ludzie! Ludzie! Wybawienie dla nas!
Na sali zapanowała nagła cisza. Chcielibyście zobaczyć, jaką miałem minę? To sobie wyobraźcie wielkie oczy, zatrzaśnięte usta i wciągnięte policzki – grymas, który zawsze pojawia się na twarzy kogoś, kto palnie jakieś głupstwo i chciałby cofnąć czas o kilkanaście sekund.
– Prawdziwy zabójca smoków uraczył nasz dwór!
W komnacie zawrzało, a wszystkie oczy skierowały się na mnie.
– Oto zacny pan Ravandil, smokobójca. Wybawienie! Wybawienie! Prowadźcie pana do króla!
Zanim się zorientowałem, stałem w królewskiej komnacie, a w dłonie wciśnięte miałem pięć miechów złota, jako zaliczkę. I jak zwykle obietnicę ręki córki króla. Stały związek nie interesował mnie zbytnio, lecz nie wypadało odmówić. Coś później wymyślę, póki co mam gorszy problem. Wróciłem do sali balowej. Wszyscy patrzyli na mnie jak na boga jakiego czy co. Damy uśmiechały się i klaskały w ręce. Usiadłem z powrotem koło swej wybranki. Dziękowała mi, całowała po rękach i zaciągnęła do swej komnaty. Dokładnie zaciągnęła, bo chcąc zapomnieć o tych wydarzeniach, zwiększyłem tempo spożywania trunków. Niby cel osiągnąłem, ale kosztem nieco większym niż miałem w planach. Ależ skąd bym się spodziewał, że smoki jeszcze istnieją. Całe dzieciństwo wmawiano mi, że to bajki. Smoki przydawały mi się w jednej sytuacji. Zacofane dziewki bez wyjątku jakoś tak wilgotniały, gdy siedział obok nich pogromca smoków.
I tak znalazłem się tu. Dzielny Ravandil, dygoczący ze strachu, schowany za skałą i z przerażeniem patrzący na smoka. Co byście zrobili na moim miejscu? Nie wiedziałem nawet, czy to coś zieje ogniem tak jak w bajkach. Mam tak tu stać i czekać, aż sobie zionie, żeby się dowiedzieć, czy zionie? A jeśli nie zionie, ile będę czekał na zionięcie. Zaczynam coś bredzić, na co mam bardzo dobre usprawiedliwienie. Zacząłem przypominać sobie bajki. Jak ci rycerze z bajek gromili bestie. Tak, tak, wypychanie sarny siarką, lustra i tym podobne. Problem był tylko taki, że nie miałem ani siarki, ani lustra, ani sarny. Jedynie miecz i kuszę. Czy jakikolwiek bajkowy bohater pokonał smoka mieczem? Nie przypominałem sobie. Zazwyczaj były to przemyślane pułapki i podstęp. Jak to się mawia, jestem w krowiej gnojówce po sam nos. Czy mam go posmyrać bełtem czy pogilać klingą? Hmmm… Nie, nie, tu trzeba podstępu. Dlaczego w bajkach zawsze to było takie proste? Dłonią walnąłem się w policzek. Jeszcze raz oceniłem sytuację na trzeźwo. Wyglądała tak: ucieknę i zhańbię me imię, co wiąże się z tym, że już nigdy nie pokażę się na żadnym dworze, nie spojrzę w oczy żadnej kobiecie, zostanę pustelnikiem bez imienia i nazwiska. Drugie wyjście to wyjść i dać się pożreć bestii. Mój dziadek mawiał, że najważniejsze w życiu to mieć wybór. Moi drodzy, jeśli ucieknę jak tchórz, już nigdy o mnie nie usłyszycie. Jeśli wyzwę smoka do walki, na pewno się nie spotkamy, ale może ktoś zaśpiewa pieśń o mężnym Ravandilu, smokobójcy, najdzielniejszym rycerzu, który… chciał sobie tylko zachędożyć. Ciekawe perspektywy. Do umierania jakoś mi się nie śpieszyło. Czasy, gdy rycerze z uśmiechem na ustach ginęli tylko po to, by pozostać w pamięci jakiejś dziewki, choćby ta pamięć miała trwać godzinę, dawno minęły. To były czasy „och i ach”, wówczas jedna uroniona łza kobiety potrafiła namieszać w męskich łbach do tego stopnia, że gotowi byli dać się zeżreć lub poszatkować byle komu lub czemu. Gdyby się zastanowić, wychodziło na to, że smoki były mniej szkodliwe niż ślepa miłość. I że też ja musiałem wpakować się w takie tarapaty! Być może jest to moja ostatnia lekcja z cyklu „uczymy się na własnych błędach” i oto czeka mnie egzamin ostateczny, do którego nie czułem się przygotowany. Pomyślałem, że ta sytuacja wymaga nieco więcej optymizmu. Przecież nieraz już znajdowałem się w przeróżnych tarapatach i jeszcze żyję. Faktem jest, że akurat w tarapatach ze smokiem na czele znajdowałem się pierwszy raz, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.
1 2 »

Komentarze

18 III 2010   22:40:56

Haha, dobry tekst! :D

27 V 2010   17:49:21

W charakterze komentarza pozwolę sobie zacytować,
bo mam skojarzenia:
"Tak jak pieczarka kwitnie wiadomo na czym, tak pisarz dojrzewa na fascynacjach lekturowych. Nie ma pisarza, który nie żyje fascynacją lekturową. Więc jeśli mam przywilej i tę przyjemność, by przysłużyć się komuś jako ta inspiracja kulturowa – czyli inaczej mówiąc: jako to tworzywo dla pieczarki – ależ proszę bardzo!" A. Sapkowski
(cytat pochodzi ze strony http://pl.wikiquote.org/wiki/Andrzej_Sapkowski)

Całkiem fajna pieczarka! :):)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Eksperyment Tasalina
— Łukasz Sowa

Z diabłem za pan brat
— Łukasz Sowa

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.