Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Łukasz Sowa
‹Trudna decyzja pogromcy smoków›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorŁukasz Sowa
TytułTrudna decyzja pogromcy smoków
OpisAutor pisze o sobie:
Autor urodził się w Stalowej Woli w 1981r., zaś na stałe mieszka w Rzeszowie. Z wykształcenia jest anglistą, zaś pisanie traktuje jako pewnego rodzaju odskocznię od rzeczywistości. To jedna z form kształtowania świata i gimnastyka wyobraźni. Wolne chwile spędza przy szachownicy, lubi grać na gitarze, czytać książki, a przede wszystkim gaworzyć ze swoim synkiem.
Gatunekfantasy

Trudna decyzja pogromcy smoków

« 1 2

Łukasz Sowa

Trudna decyzja pogromcy smoków

Smok leniwie rozglądał się po okolicy, od czasu do czasu otwierając paszczę i chwaląc się trzema rzędami ostrych jak zęby smoka zębów. Moja mokra od potu dłoń zaciskała się na rękojeści miecza. Bełt w kuszy niecierpliwie czekał na swoją kolej. Rzuciłem okiem na przestrzeń dzielącą mnie od poczwary, by w głowie wyrysować sobie plan działania. Kilka niedużych skał i kilkanaście drzew, między którymi bestia na pewno się nie przeciśnie, lecz przeszkodą dla ognistego uśmiechu będzie to żadną. A może poczekać do zmroku, aż zaśnie? Nagle zdałem sobie sprawę, że każda kolejna myśl nie wnosi nic nowego do planu, po za tym, że o kilka chwil teoretycznie przedłuża mój żywot. Przez głowę przeszedł mi obraz rycerza, który tak długo obmyśla plan zabicia smoka, że umiera z głodu. Po chwili jednak zdałem sobie sprawę, że umysłowo jest jednak coraz gorzej, więc trza się brać do roboty. Wziąłem głęboki oddech, stanąłem sztywno na nogach między najbliżej obok siebie rosnącymi drzewami.
– Ty spaskudzony i zaśmierdziały odchodami poczwarze! Wyzywam cię, bestio niemyta! Ty przerośnięty jaszczurze ty! – krzyknąłem, po czym splunąłem na ziemię, prezentując tym samym pogardę dla mego przeciwnika. Poczułem, jak nogi zaczynają mi dygotać, bo smok powoli odwrócił się w moją stronę i przyglądał się, przechylając łeb z zainteresowaniem. W jednej chwili pożałowałem swych słów. Tak wzgardzić przeciwnikiem, który ma niemałą przewagę nade mną już na wstępie. Zęby zaczęły mi zgrzytać jak nigdy. Z każdą sekundą dygotałem coraz bardziej, a smok jakoś nie kwapił się mnie zeżreć. I to było najgorsze – oczekiwanie. Zacząłem tracić panowanie nad sobą. Zapocona dłoń tak mocno dzierżyła rękojeść, że przestałem ją czuć. A smok gapił się na mnie, jakby chciał zapytać: „Te obelgi to jedyne, na co cię stać?”. Być może czekał na jakiś dalszy ciąg. Najdziwniejsze jest to, że w takich sytuacjach, zamiast nabierać wściekłości, człowiek mięknie. Zdaje sobie sprawę ze swej głupoty i czeka na nieuniknione. Przez myśl przeleciało mi całe moje życie w kilka sekund, zatrzymując obrazy pięknych pań, które miałem przyjemność spotkać na moment dłużej. Przypomniałem sobie słowa, które rzuciłem potworowi w twarz, i odczułem chwilową radość, że nic z tego nie zrozumiał, bo jeszcze przed pożarciem wyśmiałby mnie. Może da się jakoś załagodzić sytuację. Ach, ileż to w takich sytuacji myśli przychodzi człowiekowi do głowy, a decyzje bywają naprawdę ciężkie, zwłaszcza jeśli wszystkie sprowadzają się do tego samego. Szkoda tak młodo umierać, ale co tam. Nie ma wyboru.
Drżącą ręką uniosłem miecz i pochylony, powoli ruszyłem w stronę bestii. Smok prychnął i skłonił łeb. Przyśpieszyłem kroku. Jeszcze kilka sążni. W jednej chwili opuścił mnie strach. Patrzyłem prosto w oczy poczwary i zmierzałem w jej kierunku. Im bliżej do niej podchodziłem, tym pewniejszy siebie byłem. Dygotanie ze strachu ustało. Powróciła władza w rękach. Czułem każde żłobienie rękojeści. Pewnie szedłem naprzód. Z klingą wysuniętą przed siebie stopniowo przyśpieszałem, a gdy byłem już około dziesięciu sążni od poczwary, biegiem ruszyłem do ataku. Szybki, perfekcyjny zamach i cięcie wprost między oczy gada. Poleciałem do przodu, straciłem równowagę. Klinga nie zatrzymała się na paszczy smoka. Pociągnęła mnie i runąłem na ubitą ziemię. Przeturlałem się kilka razy, odwróciłem i wstałem z bronią skierowaną w stronę, gdzie jeszcze przed sekundą była poczwara. Była, bo teraz jej nie było. Obejrzałem się dookoła. Spojrzałem w górę, czy nie odleciała. Całkowicie zgłupiałem. Przy upadku musiałem uderzyć się w głowę i coś mi szwankuje. Pewnie nie widzę tego, czego nie chcę zobaczyć, a wielka obślizła paszcza jest już nade mną.
Zamknąłem oczy i byłem pewien, że jak je otworzę, będę w momencie bycia zjadanym. Otworzyłem. Przede mną w chmurze dymu rysowała się jakaś postać. Śmiała się i klaskała w ręce. Tego już za wiele. Pogubiłem się całkowicie.
– No i wreszcie da mi spokój z tą maskaradą – usłyszałem.
– Eee?
– Nic, nic, wstawaj, mężny pogromco smoków.
Chmura okrążająca postać rozwiała się. Ujrzałem siwego człowieka w niebieskich szatach z wielkim uśmiechem na twarzy.
– Wstawaj, wstawaj, mój wybawco.
– Ja? Wybawca?
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię poznałem. Jestem Tasarin, złośliwi znajomi mówią na mnie: wiedźma, a ty mów, jak chcesz, może być nawet „dupa nie czarodziej”, bo to też się coraz popularniejsze staje. Ale nie ma czasu. W drogę.
– Dupa, nie czarodziej?
– Dokładnie, żeby zaoszczędzić ci czasu, może być nawet samo „dupa”. Mam to w du… Idziesz czy nie?
Powoli wstałem.
– Po twoich przydomkach śmiem wnioskować, żeś czarodziej. I na ile mi rozum podpowiada, zacza… odczaro… wyczarowałeś stąd smoka?
Tasarin wybuchł grzmiącym śmiechem.
– Można tak powiedzieć, w zasadzie to ty mnie wybawiłeś. Koniec ze śmierdzącymi glutami i palącym oddechem. Drogi rycerzu, nie wiem, jak ci się odwdzięczyć… więc pewnie ci się nie odwdzięczę, ale król coś tam dla ciebie już szykuje.
– Ale…
– Wiem, wiem, nic nie rozumiesz. Nie dziwię ci się. Sprawa jest tego typu, że cała ta królewska familia wymyśliła sobie, że córka króla musi wyjść za najdzielniejszego rycerza na świecie, takiego, który najpaskudniejszej i największej na świecie bestyi się nie ulęknie, a za jej rękę pójdzie w bój z potworem. Więc król, jak tylko jakiś rycerz przybywał do dworu, a uwierz mi, prawie każdy przed damami prześciga się w liczbach zabitych smoków, choć żaden z nich smoka w życiu… eee, co tam. Tak czy inaczej, musiałem zamieniać się co chwila w smoka i czekać na takiego, co na bestię mężnie z klingą ruszy, i to ma być ten jedyny mąż – książę naszej księżniczki.
Tasarin śmiał się i poklepywał mnie po plecach.
– Odkąd to sobie ubzdurał, byłem już smokiem trzydzieści pięć razy przed tobą, czyli razem trzydzieści sześć, z czego kilka razy wyszła mi żaba, raz nosorożec, raz wiewiórka i kilka razy coś jeszcze innego.
– Ach, rozumiem teraz, panie du…
– Nie przerywaj. W twoim przypadku całkiem ładny okaz ze mnie wyszedł.
– Nie mogłeś kogoś innego zamieniać w smoka?
– Tylko siebie umiem. Ale jak się nie przymkniesz, chętnie spróbuję na tobie. Rozumiesz, teraz, mężny Ravandilu, skąd moja radość. Koniec ze smokami. Król da mi wreszcie święty spokój, chyba że dla zabawy z damami dworu będzie mi kazał zamieniać się w mysz.
– No myszy to chyba we dworze nie brakuje.
– No nie brakuje, ale żadna z nich nie fruwa i nie gada. Swoją przyszłą już poznałeś, prawda?
– Eee… a są jakieś inne nagrody?
– No, mój drogi rycerzu, po tym, coś pokazał, sam rozumiesz. Przecież pół roku na takiego czekał. Ale proszę, zgódź się, bo w przeciwnym razie znów będę musiał zamienić się w coś, tylko że tym razem cię zeżreć, a naprawdę nie gustuję w ludziach.
– Tak myślałem. A gdybym uciekł? Nie zamieniłbyś mnie w coś… w coś, co szybko biega?
– Już widać zamek. Konni po ciebie jadą. Ja znikam, mój wybawco, nieraz się jeszcze spotkamy. Najlepszego na nowej drodze życia.
– Zacze…
Czarodziej klepnął mnie w plecy i zniknął w chmurze pyłu.
Takiego powitania jak w zamku to ja jeszcze w życiu nie miałem. Może nie będzie tak źle. Księżniczka może najpiękniejsza nie jest, ale za to niektóre dworki całkiem przyzwoite. Moja historia nie zakończyła się tak, jakbym chciał, ale chyba w życiu każdy jakoś tak kończy inaczej, niżby mu się to wcześniej wydawało. Mam nadzieję, że jeszcze o mnie usłyszycie. A teraz pora na zabawę. A niech się wino leje, panny tańcują. Jeno głupi by narzekał.
koniec
« 1 2
9 marca 2010

Komentarze

18 III 2010   22:40:56

Haha, dobry tekst! :D

27 V 2010   17:49:21

W charakterze komentarza pozwolę sobie zacytować,
bo mam skojarzenia:
"Tak jak pieczarka kwitnie wiadomo na czym, tak pisarz dojrzewa na fascynacjach lekturowych. Nie ma pisarza, który nie żyje fascynacją lekturową. Więc jeśli mam przywilej i tę przyjemność, by przysłużyć się komuś jako ta inspiracja kulturowa – czyli inaczej mówiąc: jako to tworzywo dla pieczarki – ależ proszę bardzo!" A. Sapkowski
(cytat pochodzi ze strony http://pl.wikiquote.org/wiki/Andrzej_Sapkowski)

Całkiem fajna pieczarka! :):)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Eksperyment Tasalina
— Łukasz Sowa

Z diabłem za pan brat
— Łukasz Sowa

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.