Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Trębicki
‹Astronom z Aaraaf›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Trębicki
TytułAstronom z Aaraaf
OpisGrzegorz Trębicki znany z łamów Esensji, jako autor wierszy oraz opowiadań publikowanych w Fenixie, w tym numerze ujawnia się nam jako autor ciekawej powieści. Dodać trzeba, że jedna z jego powieści „Sztuka odejścia” czeka już na druk w wydawnictwie Prószyński. Poniższy fragment powieści „Astronoma z Aaraaf” to naprawdę zaledwie okruch opowieści, bowiem rzecz pomyślana jest na cztery tomy noszące wspólne miano „Teraia”, z czego trzy pierwsze tomy („Astronom z Aaraaf”, „Strzała Świtu” oraz „Lśniące miasto”) są już gotowe. O samym utworze autor pisze tak: „jest to utwór o nieco mieszanej przynależności gatunkowej, bardziej chyba jednak powieść fantasy niż cokolwiek innego. Jednym z głównych wątków jest przeniesienie bohaterów z naszego świata do alternatywnego, co samo w sobie nie jest rzecz jasna zbyt oryginalne, tyle, że punktem wyjścia jest tutaj nasza, że sie tak wyrażę „rzeczywistość polityczno-społeczna” końca lat dziewięćdziesiątych. Innymi słowy - dark fantasy po polsku. Oczywiście, już po przeniesieniu, każda z postaci zachowuje się całkowicie odmiennie od pozostałych (przeciwnie niż choćby w takim „Fionowarskim gobelinie” Kaya). Powieść koncentruje się nie tyle na walce pomiędzy dobrem i złem (już prędzej pomiędzy tęsknotą a codziennością, czy tez pomiędzy mitem a opowieścią), co na konflikcie pomiędzy bohaterami i ich sposobami widzenia świata."
Gatunekfantasy

Astronom z Aaraaf – fragment

« 1 2 3 4 7 »

Grzegorz Trębicki

Astronom z Aaraaf – fragment

Przez chwilę obaj mężczyźni milczeli, popijając massil i słuchając harfiarza, który właśnie rozpoczął kolejną piosenkę.
– A ty, stary przyjacielu… – podjął Tabiri. – Czy do twoich uszu także doszły jakieś interesujące nowiny?
– Na Wybrzeżu spadły ceny owoców. Był wyjątkowo dobry urodzaj. Mówią, że w Samirze i na Wyspach Zatoki bardzo wzrósł popyt na broń, nie mam jednak pojęcia, kto i po co miałby ją skupywać. Stąd też wzięło się moje pytanie o Manilów i groźbę wojny. Początkowo podejrzewałem, że być może kryją się za tym sekretne plany naszego władcy…
– Nie – pokręcił głową wysoki kupiec. – Nie sądzę – zmarszczył brwi. – Słyszałem jeszcze jedną, lecz tym razem bardzo niepewną pogłoskę… – powiedział z wahaniem.
Jemin utkwił w nim pytający wzrok.
– To tylko plotki z północnego zachodu, jakie przyszły wraz z którąś z karawan. Mówią, że pośród górskich ludów trwa wojna. Że Uegowie ruszyli na wschód…
– Przypuszczasz, że to może mieć jakiś związek? To tylko prymitywne plemiona, wobec których nawet Manilowie wydają się ludźmi cywilizowanymi. Czemu miałoby nas obchodzić co dzieje się wśród dalekich przełęczy na krańcu świata? Jedynie tutaj, na południu, Góry Zmierzchu stykają się z granicami Hamanu. Stąd zaś nie dotarły żadne niepokojące wieści.
– Nie wiem, po stokroć nie wiem, drogi przyjacielu. Zważ jednak – dodał z namysłem Tabiri – że niektórzy spośród uczonych mędrców twierdzą, że Góry Zmierzchu zajmują obszar większy niż Haman, Kraje Wybrzeża, Północne Pustkowia i Bahrana razem wzięte. Wiadomo tylko, że ciągną się aż do zachodnich brzegów kontynentu, nikt tych brzegów jednak nigdy nie widział na własne oczy i nie wiadomo nawet, jak bardzo są od nas odległe. My zaś dla swej wygody połowę świata nazwaliśmy jego krańcami.
– Nie ma takiego miejsca, do którego kiedyś nie dotrze wreszcie jakiś obrotny kupiec – stwierdził lakonicznie Jemin. – Kto wie, może będziesz to właśnie ty, Tabiri. Mnie brakuje odwagi, wolę przetarte szlaki, ty zaś… Czasem mam wrażenie, że podróżujesz nie dla zysku, lecz z ciekawości.
– Cóż, jedno nie wyklucza drugiego – odparł pogodnie jego rozmówca. – Ale Góry Zmierzchu… Spójrz, jak dobrze znamy wyspy południa. Nasi żeglarze dotarli w miejsca, gdzie nie widać już na niebie Pucharu Władców, dalej nawet niż sam Mindaj. Byli też tacy, choć mniej liczni, którzy wyruszyli z Kenoksy, Gilaju lub innych portów Kraju Wybrzeża na wschód, okrążyli pół kontynentu, przedarli się przez niebezpieczne morza północy, popłynęli Białą Rzeką do Bahrany i w końcu powrócili do Aaraaf lądem, z północnego wschodu. Nikomu jednak z tych, którzy wyruszyli na zachód, aby morzem opłynąć Góry Zmierzchu, nie udało się tego dokonać. Jedni zawrócili, przestraszeni sztormami, inni zaś przepadli bez wieści.
– Podobno tamtejsze wody są wyjątkowo burzliwe… – zauważył Jemin.
– Podobno – mruknął drugi kupiec popijając ze swego kufla.
– Ach, Tabiri, Tabiri! – roześmiał się gruby mężczyzna. – Manilowie, Góry Zmierzchu, krańce świata… Nie zazdroszczę ci twoich przygód. Wolę spokojne życie na szlaku łączącym Nal-Harat z Aaraaf. Dziękuję za wieści ze stolicy. Chyba zmienię plany i dziś jeszcze ruszę drogą przez Zurę, by przed świtem dojechać do Królewskiego Traktu…
Twarz Tabiriego raptownie pobladła. Odstawił kufel na stojący za nim stół i przez dłuższą chwilę przyglądał się Jeminowi z wyraźnym wahaniem.
– Nie rób tego – rzekł wreszcie. – Nie przejeżdżaj przez Puszczę Sedam. Na wszystkie świętości nie jedź przez nią po zmierzchu. Na rozstaju skręć w lewo, szlakiem na wschód. Dotrzesz do Traktu w Mehel, nadłożywszy co najwyżej pół dnia drogi.
– Puszcza Sedam? – drugi kupiec popatrzył na tamtego z niedowierzaniem. – Już nasi pradziadowie przestali tak nazywać to miejsce. Na Najwyższego, cóż to za puszcza, którą można przejść na piechotę w niecały dzień. Przecież nie rozmawiamy już o Górach Zmierzchu, Północnym Pustkowiu, Bahranie czy innych odległych krainach. Przejeżdżałem tamtędy dziesiątki razy!
– Jednak nie rób tego teraz – powtórzył swą przestrogę Tabiri. Na jego twarzy malowała się absolutna powaga. – Jest tam… niebezpiecznie. Z początku nie wiedziałem, czy ci mówić, ale…
– Zbójcy? – prychnął lekceważąco Jemin. – Z moim pocztem nic mi nie grozi.
– Nie, to nie zbójcy – westchnął jego rozmówca. – Owszem, działała tam jakiś czas temu niewielka banda, ale już dawno słuch po niej zaginął.
– Tym lepiej.
– Nie jestem pewny. Bo potem zaczęli ginąć także inni ludzie. Najpierw jakiś starzec zbierający zioła, później mężczyzna, który nocą szedł z wioski do wioski. Krewni szukali ich i niczego nie znaleźli. Nawet najmniejszego śladu.
– Może drapieżne zwierzęta…
– Jakie drapieżne zwierzęta? Lisy, zukuri? A przedwczoraj bogaty kupiec z pocztem. Też przejeżdzał przez las nocą. Tym razem zorganizowano poszukiwania z udziałem strażników. Znowu niczego nie znaleźli, ale mieli na tyle rozumu, by zakończyć przed zmierzchem. Teraz już na długo przed zachodem słońca nikt spośród tutejszych wieśniaków nawet nie zbliża się do lasu. Wczoraj wieczorem znów ponoć przepadło jakieś dziecko. Jeminie, ja… Ja tamtędy dzisiaj jechałem. W środku dnia, lecz samotnie. Tam się… coś zmieniło. Tam coś jest. Do tej pory się boję.
– Ty – wyszeptał lekko strwożony Jemin. – Nieustraszony Tabiri, zdobywca nowych szlaków? Boisz się przejechać przez las Sedam?
Wysoki kupiec niechętnie przytaknął. – Obawiałem się, że tak zareagujesz. Nigdy nie czułem się równie niezręcznie. I wstydzę się swojego lęku. Wiesz, co by było gdyby inni o tym usłyszeli. Wahałem się, czy ci o tym powiedzieć. Ale… Nie chciałbym byś zginął, Jeminie, choć kiepsko się z tobą robi interesy. A wiem, nie pytaj mnie skąd, lecz wiem, że nikt kto teraz odwiedzi to miejsce nocą, nie zobaczy już więcej słońca. Poprzedniego dnia miałem zły sen…
Ariel omal nie wypuścił kufla. Na szczęście obaj mężczyźni zbyt byli pochłonięci rozmową, by to zauważyć.
Mój sen, pomyślał. Moje koszmary.
– Zły sen? – spytał ze zdziwieniem gruby kupiec.
– Tak, Jeminie – w głosie Tabiriego pojawiła się nuta przeszywającego zimna. Ariel poczuł promieniujący od tamtego strach. Przez plecy przebiegły mu dreszcze. Znał ten strach. Jego własne koszmary nieoczekiwanie również powróciły i nabrały realności.
– To nie był zwykły zły sen – ciągnął Tabiri. Widać było, że mówienie o tym nie sprawia mu przyjemności i że jak najszybciej chciałby o wszytkim zapomnieć. – Przyśnił mi się, zanim wkroczyłem do Sedam. Nie powinienem był tego robić. Wiem, że dziś w nocy powróci, ale jestem już zbyt zmęczony, by ruszać w dalszą drogę. Pytałeś, czy sądzę, że dzieje się coś niezwykłego. Manilowie, dziwna wizyta królewskiego astrologa, plotki z Aaraaf. I teraz las Sedam. Jeszcze dwa dni temu ja sam powiedziałbym ci, że prastare, mroczne legendy wokół puszczy Sedam to tylko przesąd, ale dziś… Któż więc może powiedzieć co przyniesie jutro? Co zdarzy się, gdy na niebie zalśni Mroczna Gwiazda? Cóż… Co będzie, to będzie. Może Stwórca nie przesądził jeszcze o zagładzie świata. My zaś, Jeminie, uważnie obserwujmy znaki, lecz jeszcze uważniej ceny – roześmiał się nieco wymuszenie.
Gruby kupiec nawet się nie uśmiechnął. – Przekonałeś mnie powiedział. – Nie będę tamtędy jechał. Ani w dzień ani w nocy.
Ja również, dodał w myślach Ariel. Mnie też przekonałeś. Las Sedam. Legenda. Mroczna Gwiazda. Zły sen. Strach.
Wtem spostrzegł, że Tabiri patrzy wprost na niego, najwyraźniej dostrzegłwszy bladość jego twarzy. Domyślił się, że ich podsłuchiwałem, pomyślał Ariel i odwrócił się w stronę harfiarza, udając, że nie zauważa stanowczego wzroku wysokiego kupca.
Tymczasem starzec właśnie skończył kolejną ze swych bezpretensjonalnych piosenek, odłożył harfę i wziął do ręki podany mu przez młodego pomocnika kufel. Pociągnął kilka długich łyków, jednocześnie omiatając salę swym zamglonym, niewidzącym wzrokiem. Ariel drgnął, gdy wydało mu się, że puste spojrzenie starca zatrzymało się właśnie na nim.
– Zaśpiewaj coś nowego – zażądał jeden z podróżnych. – Coś modnego. Podobno byłeś niedawno w Aaraaf… Co teraz śpiewa się w Lśniącym Mieście?
Kilka głosów poparło ten pomysł, do koszyka wpadło parę monet.
Harfiarz nie poświęcił temu wszystkiemu najmniejszej nawet uwagi. Trudno było stwierdzić, czy cokolwiek w ogóle do niego dotarło. Spokojnie dopił massil, odłożył kubek i sięgnął po swój instrument.
Ariel poczuł dreszcz, gdy usłyszał ostry, przejmujący jęk harfy. To nie będzie piosenka miłosna, pomyślał odruchowo. Starzec wyprostował się i zaśpiewał, znów spogladając gdzieś daleko przed siebie:
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.