Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 6

« 1 9 10 11

Alan Akab

Więzień układu – część 6

Na zakończenie zajrzał do prowadzonej od dwóch lat historii szkolnych konfliktów. Właściwe słowa, wpadając do właściwych uszu, potrafiły rozbić niemal każdy sojusz. Odgrzebana po latach sprawa często sprawiała, że grupy szły na pięści. Anhelo lubił deptać po odciskach; Arto szczerze dziękował mu za głupotę w robieniu wrogów, zastanawiając się jak to zorganizować. Zamierzał pociągnąć za każde włókno, jakiego mógł sięgnąć. Straci przez to wiele znajomości, może nawet zyska wrogów, lecz nie takich, którzy zechcą go zabić. Musiał ich tylko przekonać, że żywy jest dla nich bardziej użyteczny.
Plan nie dawał gwarancji powodzenia. Najważniejszym czynnikiem niepewności było pytanie, które wszyscy będą sobie zadawać. Dlaczego ten mały młodszak, ten Arto co tak wiele potrafi, poszedł na pierścienie z Anhelem? A potem, gdy się dowiedzą, zapytają siebie – dlaczego chronił tego Nowego, dzieciaka, który jest nikim? Jeśli uznają, że mięknie…
Jego przyszłość zależała od reakcji wszystkich uczniów, tych samych, którzy, dobrze o tym wiedział, nie byli w stanie zrozumieć motywów jego postępowania.
• • •
Rossie wróciła późno, nawet jak na nią. Iwen niespecjalnie się dziwił odgłosom kłótni, jakie przez ostatnich dwadzieścia minut dochodziły do jego uszu z dużego pokoju. Drzwi były zamknięte, lecz tym razem nawet nie musiał przytykać uszu, by wszystko słyszeć. Znów było o niebezpieczeństwie, lecz pojawiły się też nowe elementy, dotyczące stacji. Rodzice jeszcze raz wyjaśniali jaka jest a jaka nie jest Ziemia i stacja, zwłaszcza podczas zaciemnienia i kto tu jest rodzicem, a kto jeszcze dzieckiem. Jak zwykle, skończyło się na niczym.
Wreszcie Ros weszła do pokoju, zamykając za sobą drzwi i wprowadzając blokadę. Nie to żeby rodzice kiedykolwiek próbowali za nią iść, po prostu lubiła w ten sposób stawiać na swoim. Musiało jej brakować trzaskania starymi, ziemskimi drzwiami.
– Niezła przemowa – stwierdził.
Ros łypnęła na niego wściekłym spojrzeniem.
– Znowu podsłuchiwałeś?
– Nie musiałem – uśmiechnął się dziko. – Nie tym razem.
– No to się ciesz – odparła. – Przynajmniej miałeś darmową zabawę. Na pewno nie taką, jak w szkole, ale zawsze.
To było podłe i poniżej pasa. Zamilkł, czując jak zbiera mu się na płacz. Moja wina, powtórzył, i jeszcze siostra będzie mi to wypominać.
– Niech to gwiazdy, tak mi przykro – Ros spostrzegła swój błąd. Podeszła do niego i przyklękła. – Przepraszam, mały, naprawdę…
– Daruj sobie – odpowiedział z żalem. – Powiedziałaś to. Zadowolona?
– Byłam wściekła! Nie na ciebie, tylko na nich – wskazała gdzieś za siebie. – Ten twój kapitan… Żyje?
– Żyje – odpowiedział, aż nadto głośno. Ros siadła obok niego. Podciągnęła kolana pod brodę. Już nie wyglądała tak dorosło. Znowu stała się małą dziewczynką, równie wystraszoną jak on sam.
– Wiem co mówią o tym starszaku, Iw. Same paskudne rzeczy. Nie wierzę, że chodzę z kimś takim do tej samej szkoły! Na Ziemi dorośli już dawno by go zabili.
– Albo dali medal i zrobili kapitanem w akademii – głupie, beznadziejnie głupie stwierdzenie, ale całkiem możliwe, że tak by się stało.
– A ty wpadłeś w jego łapska i mówiłeś mi, że jakoś to będzie! Teraz widzę, że nie zaczepiłam go ani o dzień za wcześnie. Na pewno o kilka dni za późno.
– Jak coś mu się stanie, będziesz za to winna.
– Winni będą ci, którzy pozwalają takiemu chodzić po korytarzach – popatrzyła na niego. – Źle oceniłam tego twojego Arto. Może z wierzchu lubi wyglądać na… chama, ale… Może nie jest takim dzieciakiem, za jakiego go wzięłam.
Chama? Znowu miała lekcję historii?
– Nie wiem dlaczego to zrobił – przyznał. – To, co Anhelo z nim wyprawiał… Należało się mi.
– A niby za co tobie się to należy, co? Bo pochodzimy z Ziemi!? – prychnęła wściekle. –Słuchaj, Iw. Arto zrobił to, co powinien zrobić prawdziwy, dorosły mężczyzna, czyli bronić swoich towarzyszy i przyjaciół.
– Wcale nie musiał!
Nie krzyknął tylko dlatego, że rodzice by to usłyszeli, lecz w środku wciąż się gotował.
– Tak czy inaczej, podziękuj mu ode mnie, i przeproś. Także za to, że się stąd wynosimy.
– Co? – Iwen zsunął się z łóżka i klęknął przed nią – Wynosimy…?
Ros się zmieszała.
– Nic ci nie powiedziałam. To wielka, wielka tajemnica, rozumiesz? Nie wiem na pewno, ale… Słyszałam jak tato pytał mamę, czy złożyła już podanie o zgodę na transfer na Marsa. Myślę, że dziadek, ten dziadek, maczał w tym palce. Najdłużej za miesiąc opuścimy stację. Tyle tylko wiem. Może… Może ojciec chce szukać pracy tam, gdzie go jeszcze nie znają… w każdym razie długo tu nie zostaniemy.
Kłamie. Iwen to widział. Potrafił to poznać niemal przez sen. Ona coś wie i teraz kłamie, bo powiedziała za dużo.
– Mówiłaś rodzicom, co? – spytał – Dlatego chcą stąd…
– Nic im nie mówiłam, ty uparty, zakuty młodszaku! – powiedziała dziwnie ostro, łapiąc go za dłonie. – Nie opuściliśmy Ziemi bez powodu, to wszystko, ale to już wiesz, bo nie raz o tym rozmawialiśmy. Bądź więc tak miły i skup się na tym, by do tego czasu przeżyć, dobrze?
Dziwne. Dotąd ciągle powtarzała, by się zastanowił i powiedział o wszystkim rodzicom. Teraz nagle chciała, by wytrzymał…
– Możesz mi pomóc?
– Oczywiście! Tobie i twojemu szlachetnemu, acz wciąż troszkę głupiemu kapitanowi – odepchnęła od siebie jego dłonie. Wstała. – Za kogo mnie masz, za siostrę bez serca? My, dziewczyny, mamy swoje sposoby, zwłaszcza na starszaków.
– Będziecie się z nimi bić? – sama myśl wprawiła go w osłupienie. Babska bitwa…?
– Po co od razu bić? – Ros uśmiechnęła się łobuzersko – Każdy walczy jak może. Ciekawe, jak znoszą post – zachichotała i wyszła. Oczywiście, z ręcznikiem. Pod prysznic. Nie wie o nowym limicie wody? Nieważne.
Miesiąc. Najwyżej miesiąc. Mógł mieć nadzieję. Lecz co z Arto? Powiedzieć Ros, że był u nich, w domu? A jeśli uzna, że skoro coś już powiedzieli, to ona może dokończyć?
I kto tu kogo chroni?
Był zupełnie skołowany. Już samo poczucie winy wystarczało, by czuć się paskudnie. Radziło sobie całkiem nieźle, cały dzień wyżerając go od środka, a jakby było tego mało, miał jeszcze zagadki. Co Ros wiedziała? Wierzyła, że naprawdę może pomóc czy też… Na próżnię, chyba nie chce mnie poświęcić dla jakiegoś nie wiadomo czego, co wymyślili rodzice?
Nie, oczywiście, że nie. To przez szkołę tak zaczynam myśleć. Głupi pomysł.
Właśnie, szkoła. Arto da sobie radę. Jest u siebie. Gdy zniknę, znikną jego kłopoty. Ma je przeze mnie. Choć po dzisiejszym…
Czym dla siebie byli? Przyjaciółmi, tak powiedziała Ros. Chciał w to wierzyć. Mogła sobie mówić, że Arto zrobił to z obowiązku. Iwen wiedział jak wygląda w tej szkole obowiązek. To musiało być coś więcej.
koniec
« 1 9 10 11
1 czerwca 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.