Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 6

« 1 7 8 9 10 11 »

Alan Akab

Więzień układu – część 6

– Siedzisz sam, bo nie podobasz się Kosie i mówisz za dużo?
– To wystarczy, by wystraszyć ludzi. Na dole wywalali mnie z roboty, byle nie słuchać co mówię. Tu ludzie są bardziej tolerancyjni, lecz mają ziemską mentalność. To ich gubi. Ci, którym moje gadanie nie jest na rękę, nie mogą mnie stąd legalnie usunąć, więc wysyłają na mnie swoich małych szpiegów. Myślą, że jak ktoś mówi, że system mu się nie podoba to zaraz pobiegnie podkładać bombę. Ot i cała historia. Nie potrzeba wielkiej przestrzeni, by mnie wyizolować – popatrzył uważniej na Wilana. – Dziwię się, że chcesz ze mną rozmawiać.
Wilan sam się temu dziwił. Obrócił lekko głowę, zahaczając wzrokiem o siedzących po drugiej stronie lokalu współpracowników. Dostrzegł ich ukradkowe spojrzenie.
– Nigdy nie próbowałeś siedzieć cicho? – spytał, odwracając się do nich tyłem.
Lerszen powiódł wzrokiem za jego spojrzeniem, by zaraz potem wbić je w swoje dłonie.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– Co jest warte gadanie jednego człowieka? – uśmiechnął się gorzko. – Gdybyś wiedział jak ten system zżera ludzi, pomimo tej rzekomej swobody… Popatrz na nas, popatrz na naszą pracę. Bezrobotni studenci mówią, że jesteśmy elitą. Że mamy pacę nie dlatego, że jesteśmy bardziej wytrzymali, czy mamy doświadczenie, lecz jesteśmy dość sprytni i inteligentni, by ją utrzymać. Jednak ci z góry, z zarządu korporacji, nie pozwalają byśmy czuli się jak elita. Gdy jesteś poniżany przez warunki pracy, nie czujesz się wyróżniony. Nie stawiasz żądań – wyprostował się, splótł dłonie. Uniósł głowę, spoglądając na Wilana. – Masz do mnie sprawę? Nie jestem osobą, z którą gawędzi się bez powodu.
Wilan poczuł się zmieszany, jakby to była jego wina. W ledwie dostrzegalny sposób Lerszen zmienił się w uważnego i czujnego słuchacza.
– Wyjaśnisz mi o co chodzi z zakazem dostępu do reaktorów? Dlaczego…?
– Ach tak, wezwanie do gabinetu. Zleceniodawcy krzywo patrzą na opóźnienia, ale to tylko wymówki. Oni też podlegają pewnym narzuconym im regułom. Koncesjonowanie budowy gwiazdolotów to tylko jeden z elementów całości, która stanowi podstawę funkcjonowania obecnego systemu. Jak myślisz, dlaczego miasta kolonialne są takie niewielkie?
Gdy tylko rozmowa zaczęła schodzić na kolonie, Wilan zaczął się nerwowo rozglądać. Nie był pewien czy chciał o tym rozmawiać. Automaty pewnie kręciły się w pobliżu, ale machnął na nie ręką. Niech podsłuchują. Nikt nie zarzuci mu winy.
– Nie znam wszystkich powodów – przyznał. – Czy tanie statki kolonizacyjne i te zakazy mają z tym coś wspólnego? Znowu chodzi o przemysł? O to, by nie powstała konkurencja dla Układu? Duże miasta to duży potencjał gospodarczy, zapotrzebowanie, które trzeba zaspokoić. Reaktory to energia. Duże miasta potrzebują dużo dużych reaktorów.
– Tak. Energia jest kluczem do rozwoju, a Rząd jest twardym klucznikiem. Nie chodzi tylko o przemysł. Duże miasta łatwiej kontrolować niż dziesiątki niewielkich osad, porozrzucanych po całej planecie. Wystarczy, że zamiast kilkunastu małych reaktorów kolonia dostanie jeden duży. Niech teraz wybuchnie tam rewolta. Gdy przylecą okręty, żołnierze nie będą musieli uganiać się za partyzantami. A niech sobie biegają po planecie! Wszystko, co istotne dla przetrwania kolonii, znajduje się w jednym miejscu. Terroryści? Tam, na zewnątrz, podkładanie bomb pod cokolwiek poza garnizonami, to własnoręczne podrzynanie sobie gardła. Mając tak zaawansowaną elektronikę i dziesiątki dział wymierzonych z orbity prosto w miasto, wojsko z łatwością przywróci kontrolę nad kolonią.
– Teoretycznie, koloniści mogą robić z planetą co zechcą – zauważył Wilan. – Nic im nie broni budować czegokolwiek z dala od miasta…
– Ale to skazuje ich na energię słoneczną – odparł Lerszen. – Bateria takich ogniw mogłaby zasilić farmę lub małe miasteczko, lecz nie ośrodek przemysłowy. Orbitalne elektrownie też niewiele pomogą. Te technologie są mało wydajne, od wieków nikt nie próbował ich rozwijać. Koloniści próbują je odświeżyć, unowocześnić, lecz jak na razie straty na liniach przesyłowych są ogromne. Brak im technologii, by przemieszczać energię, a nie mają jej dość, by pozwolić sobie na straty. Często liczą każdy megawat, jaki uzyskują.
Wilan kiwnął głową ze zrozumieniem. Mając ograniczoną liczbę reaktorów, rozsądnie było skupić je i przemysł na jednym miejscu, by straty były jak najmniejsze. Jednak to sztucznie stłaczało ludzi w miastach, nie pozwalało im rozsypać się po powierzchni planety, która, jak Arakin, pozostawała dzika i niemal bezludna.
Dotąd nie interesował się jak to działa. To był błąd. Może też miałem ziemską mentalność, pomyślał, lecz czas się jej pozbyć i przejrzeć złożoność systemu.
– Energia jądrowa nie jest żadną alternatywą – ciągnął Lerszen. – Kiedyś była podstawą podboju kosmosu, lecz dziś to rozwiązanie tylko dla upartych. Jest tak mało wydajna, że… Równie dobrze koloniści mogliby latać na drewnie.
Uśmiechnął się. Wiedział, to nie było śmieszne, raczej tragiczne, a jednak całkowicie się zgadzał ze stwierdzeniem Lerszena. Tej technologii nie rozwijano odkąd ludzkość nauczyła się budować reaktory słoneczne. Za dużo odpadków, za dużo pracy przy oczyszczaniu rudy. To nie to samo co wycięcie bloku lodu z jakiegoś księżyca lub komety o nieco czystszym składzie, czy destylacja brudnej wody. Nie to samo co wlanie jej do dziury i filtrowanie wydmuchiwanego powietrza. Energia z reaktorów słonecznych była zupełnie czysta.

Wilan zapomniał o Rubiu i jego towarzyszach. Stoczniowy komputerowiec wytłumaczył mu jak prosty i skuteczny był ekonomiczny mechanizm kontroli kolonii. Dziel i rządź – mówili starożytni. Władze Układu dzieliły i rządziły skutecznie od kilku wieków, rozprowadzając konieczne dla istnienia kolonii systemy, lecz niechętnie dzieląc się sposobami ich wytwarzania. Trzymając w garści technologie produkcji komór fuzji – najbardziej istotnego i złożonego elementu reaktora – Ziemia kontrolowała nie tylko przemysł, lecz całą infrastrukturę i transport kolonii. Teoretycznie koloniści mogli budować tyle kosmolotów ile chcieli. To gwarantowały im prawa kolonialne. Lecz nawet kosmolot potrzebował źródła zasilania. Oczywiście – reaktora słonecznego.
Cała cywilizacja opierała się na fuzji. Niestety, wśród gwiazd brakowało technologii, które by umożliwiały wytworzenie precyzyjnych, molekularnie dopasowanych warstw o atomowych grubościach. Najmniejsza usterka w strukturze wystarczyła, by zaburzyć impuls grawitacyjny, ściskający cyklicznie plazmę do rozmiarów koniecznych do zainicjowania i utrzymania syntezy. Pole magnetyczne ulegało odkształceniu, plazma docierała do ścianek urządzenia i wszystko próżnia brała. Wilan zaczął się zastanawiać, czy przy swoich umiejętnościach byłby w stanie sam zbudować komorę. Kto wie, może z odpowiednimi narzędziami, i z pomocą fachowców…
Lerszen spojrzał na zegarek. Wstał.
– Czas na mnie – oznajmił. – Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze porozmawiamy, o ile nie wystraszą cię tematy moich opowieści – kiwnął głową w stronę współpracowników, po czym ruszył do wyjścia.
Wilan odwrócił się. Rubio słabo starał się ukryć swoje ukradkowe spojrzenia. Ostatnie było bardziej znaczące niż ukradkowe. Porzucił stolik Lerszena i dosiadł się do nich.
– Co się stało, Rubio – zagadnął. – Popsuł ci się humor?
– Dziwię ci się. Ostrzegałem cię przed Lerszenem.
Według Wilana, w swojej ostrożności Rubio posuwał się o wiele za daleko. Spojrzenia Kandera i Palo uzmysłowiły mu jak szybko ta paranoja zaraża pracowników.
– Nie widzę zagrożenia. Zamkną mnie za samą rozmowę?
– Za rozmowę nie – zauważył Palo. – Ale nie słuchaj go za często, bo będziesz miał kłopoty.
– Bo co? Puszczą za mną automaty? Jesteśmy na stacji, nie na Ziemi. Tu można i mówić, i słuchać. Nie wyglądał groźnie, prawda? Macie konkretne dowody?
– Dowody? – z tonu głosu Pala Wilan wywnioskował, że nie mieli.
– Nie traktujecie go za ostro? – starał się. by jego głos brzmiał tak samo neutralnie jak zwykle. – Za długo żyliście na Ziemi. Boicie się każdego słowa, które pochodzi z zewnątrz, a nie z mediów. Nie lepiej wiedzieć co się dzieje? To nie przestępstwo.
– Może, lecz takie mamy czasy – Rubio pociągnął z torebki. – Wypada być ostrożnym, nawet jeśli do przesady.
– Rób co chcesz, Wil – Kander zwykle mało mówił, lecz takiego tematu nawet on nie potrafił przemilczeć. – Ale nie przesadzaj. Nie chcielibyśmy stracić przełożonego.
Gadali jak pijany technik nad przeciekającym reaktorem. To nie była zmowa milczenia. Ludzie nie chcieli się narażać i na swój sposób mieli rację. Taka wiedza w niczym nie pomaga, jedynie utrudnia życie. Lecz jeśli to potrwa dłużej, podejrzenia zaczną zżerać cały zespół.
– Polityka nie może być jedynym tematem, na jaki Lerszen chce rozmawiać. Nie musicie go unikać, po prostu powiedzcie mu, że nie chcecie o tym mówić. Lerszen jest w zespole, powinien nauczyć się współpracować. Nie zrobi tego, gdy będzie sam.
« 1 7 8 9 10 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.