Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 6

« 1 8 9 10 11 »

Alan Akab

Więzień układu – część 6

– Mawiają, że ma własnych znajomych – odparł Rubio. – Minąłeś się z jednym w drzwiach.
Wilan wzruszył ramionami. Każdy ich miał. Od czasu do czasu każdy człowiek, mający dość impulsów i woli, załatwiał sobie coś, czego, teoretycznie, załatwiać nie powinien.
– Trudno mu się dziwić, skoro nawet wy trzymacie się od niego z daleka. Was najmniej bym o to posądzał.
Wszyscy trzej zamilkli, zainteresowani trzymanymi w rękach woreczkami. Wilan postanowił przerwać tę niezręczną ciszę, zanim uznają, że trzyma stronę Lerszena.
– Rubio, wiesz coś o sprawie z Hemulem? – spytał. – Podobno Kosiarze mieli wobec niego jakieś podejrzenia. W co się wpakował?
– Nie patrz na mnie – odparł Rubio. – Nic o tym nie wiem.
– Sądzimy, że nie miało to nic wspólnego ze stocznią – dodał Palo.
Pomyślał o tym, co odkrył, o możliwych związkach z Hemulem i o tym komu mógł się okazać niewygodny. Lerszen też nie musi być tak niewinny jak uważał.
– Dlaczego nic nie powiedział?
– Cała sprawa przeciągnęła się dłużej niż zwykle. W końcu… – Rubio pokręcił głową. Szybko zapomniał o Lerszenie. – Wiem, że żona go porzuciła. Zabrała dziecko i gdzieś poleciała. Nieźle go to przynitowało.
– Twardo się trzymał – przyznał Palo. – W pracy nic nie było po nim widać.
– Podobno oskarżenie było poważne – dodał Rubio. – Tak słyszałem.
– Nie słyszałeś nic ponadto? – spytał Wilan.
– Nikt nic więcej nie wie. Trochę to dziwne.
– Dziwniejsze niż Lerszen?
Rubio spojrzał na niego, zastanawiając się czy żartuje, czy znów mu coś wypomina.
– Powiedziałbym, że tak samo.
Tak samo? Przeglądając dane z perceptorów, z kilku tygodni poprzedzających włamanie, Wilan nie znalazł nic, do czego można by się było przyczepić z czymś aż tak poważnym, by usprawiedliwić zwolnienie. Za zaniedbania Hemulowi groziła najwyżej nagana, nic więcej. Nie brał żadnych narkotyków, nawet tych legalnych, nie wspominając o handlu.
Co innego Kosa mogła znaleźć? Nic nie przychodziło mu do głowy.
• • •
Arto wszedł do swojego pokoju. Usiadł na łóżku, lecz zamiast odprężenia poczuł dotkliwy chłód. Polecił komputerowi podwyższyć temperaturę i włączyć muzykę, taką starą, sprzed wieków, nie te nowoczesne hałaśliwe kawałki, którymi dorośli próbowali się ożywić przy pracy. Znał sztukę rozluźniania się i wyciszania umysłu. Była to kolejna z rzeczy, które czyniły go lepszym w walce, lecz czasem to nie wystarczało.
Ostrożnie położył się na plecach, jak najmniej zginając się w pasie. Ból zelżał gdy tylko przestał się poruszać, lecz wróci, gdy spróbuje ściągnąć zbroję. Postanowił, że jej nie zdejmie. Nie miał na to siły i nie wiedział czy rano zdoła ją na siebie naciągnąć – jeśli się obudzi.
Wziął w ręce leżący przy łóżku kawałek gęstej żelmasy. Bawił się nim bezwiednie, gapiąc się w sufit i zastanawiając nad tym co się wydarzyło. Pragnął zemsty. Oczyma wyobraźni widział jak oddaje Anhelowi ból, który ten mu zadał. Oddał się tej kuszącej myśli. Chwilę pastwił się nad dobrze związanym wrogiem, pozwalając oglądać go w akcji nieodłącznym, równie dobrze związanym kompanom Anhela. A potem byłaby ich kolej… Zrozumiał dlaczego jajcogłowi tak chętnie oddawali się niespełnionym marzeniom o zemście. To przynosiło spokój, lecz u niego pogłębiało jeszcze poczucie bezsilności, ani na milimetr nie przybliżając do czegokolwiek.
Spojrzał na kawałek żelmasy, z zaskoczeniem stwierdzając, że zamienił bryłkę w coś na kształt pistoletu. Zmiął ją w kulę i odłożył. Zemsta swoją drogą. Może poczekać. Najważniejsze to dożyć odpowiedniej okazji.
Usłyszał cichy dźwięk. Spojrzał na ścianę. Lili wychyliła się zza obluzowanej kratki szybu wentylacji, szykując się do zeskoku na łóżko. Nie wiedział którędy tam wchodziła, lecz na pewno nie dostawała się tam z domu. To była jej droga powrotna.
– Jesteś wreszcie. No chodź! – gdy skoczyła, ujął ją delikatnie i postawił na swoich udach.
Kotka usiadła i nadstawiła głowę do podrapania. Chwilę potem ułożyła się i zaczęła lizać, cicho pomrukując. Pomyślał, że uczniowie w szkole przypominają czasem koty. Niektóre schodzą innym z drogi, a niektóre, te silniejsze, przeganiają słabsze z miejsca na miejsce. Też miały swoje zasady, podobne do zasad szkoły. Nie zbliżaj się do nieznanych kotów. Schodź silniejszym z drogi. Kryj się, jeśli widzą cię nieznajomi.
Kot nie był silnym zwierzęciem, lecz zawsze dawał sobie radę – bo był sprytny. Znał drogi ucieczki i liczne, bezpieczne kryjówki. Arto tę naukę zastosował do siebie. Dzięki temu w miarę bezboleśnie przetrwał pierwsze, najtrudniejsze miesiące szkoły. Czuł, że teraz powinien opanować inną kocią lekcję.
– Tyle muszę się od was nauczyć – szepnął, drapiąc Lili pod brodą. – Powiesz mi skąd mam wiedzieć kiedy się wycofać? Ty to wiesz, prawda? – westchnął. – Szkoda, że nie potrafisz mi powiedzieć.
Czuł, że to dobrze, iż zwierzęta są w pobliżu ludzi. Były czymś innym od maszyn, automatów i chłodnego plastiku ścian stacji. Zwłaszcza koty. Lubił je za to, że potrafiły radzić sobie ze wszystkim. Co by się nie działo, kot zawsze wychodził cało. No, prawie zawsze. Kto jak kto, on wiedział o tym doskonale.
Nie każdy je lubił. Kuleczki latającego kociego moczu, w miejscach, gdzie urządzały sobie toalety, nie były czymś, co dało się lubić. Lecz na wszystko był sposób. Automaty wychwytujące wodę okazały się doskonałym rozwiązaniem także i tego problemu. Same koty były dość sprytne i inteligentne, by poradzić sobie ze zdobywaniem wody. Szybko uczy się celnym uderzeniem łapą zmuszać dozowniki wody do wyrzucenia kulki cieczy. Były też użyteczne, tępiły szczury i inne drobniejsze szkodniki, nawet muchy. Nic dziwnego, że dorośli tolerowali koty. Tu i ówdzie instalowali przystosowane do kocich potrzeb dozowniki. Ludzie i zwierzęta nauczyli się żyć obok siebie, w nowych warunkach.
Kilka pokładów poniżej tego, na którym mieszkał, znajdował się opuszczony zaułek, a w nim stary, nieużywany, od dawna nie naprawiany kawał systemu wentylacji, jeszcze z czasów wielkiej przebudowy stacji. Szeroki szyb przebijał się tam przez ścianę nośną stacji – płytę grubą na kilkanaście metrów, sięgającą aż do samego rdzenia, utrzymującą na sobie ciążenie pokładów. Pozostawiono ją nietkniętą, by nie osłabiać konstrukcji. Na stacji było wiele takich miejsc. W nich, nie niepokojone przez nikogo, dzikie koty zakładały swoje legowiska.
Obserwacja lokatorów tego kawałka szybu dawała Arto wiele do myślenia. Zwrócił na nich uwagę, gdy trafił do szkoły i zderzył się z jej twardymi, niepisanymi zasadami. Koty pomogły mu je uznać. Miały podobne; to tam zaobserwował, jakie przynoszą korzyści. Tyle że nawet kot miał swojego ulubionego towarzysza zabaw. Dzieci w szkole – nie.
Kotka ziewnęła szeroko i zwinięta w kłębek na jego nogach. Zazdrościł jej tak prostego życia. Najbardziej podziwiał koty za to, że nic nie było w stanie ich zmusić do zrobienia tego, czego nie chciały. Ludzi łatwo było oszukać i nakłonić do działania. Tym zamierzał się zająć jutro. Liczył, że Anhelo ma więcej wrogów niż przyjaciół.
Ostrożnie położył kotkę na łóżku. Pokręciła się chwilę dookoła, pokazując swoje niezadowolenie, po czym zasnęła na nowo. Przesiadł się na krzesło i uruchomił konsolę. Nie docenił przebiegłości, siły i uporu przeciwnika. Dał czas Anhelowi, by zareagował pierwszy, by zaczął wojnę na swoich zasadach. Teraz Arto zamierzał wprowadzić własne. W grę wchodziły dwa wyjścia z sytuacji. Albo jemu i Iwenowi przydarzy się wkrótce tragiczny wypadek, albo Anhelo trafi do akademii. Skupił się na tym drugim.
Wyświetlił listę mrówek. Mało kto dostrzegał, że mały młodszak może, bez zwracania na siebie uwagi starszych, wejść tam, gdzie nie mogli inni. Wyposażony w sprzęt i wiedzę starszych uczniów mógł wypełnić zadanie z pozoru niemożliwe do zrealizowania. Arto potrafił znaleźć informatora i pośredników, przez których potrzebne informacje spływały do jego uszu, choć nikt nie potrafił zlokalizować źródła przecieku.
Ustalił kto z kim będzie się komunikował i w jakich okolicznościach. Gdy skończył, wyciągnął na wierzch listę dłużników ze starszych klas. Bogata kolekcja nazwisk mogła się okazać ich jedyną szansą na przeżycie, lecz musiał ostrożnie rozważyć komu ile powiedzieć. Jedno niewłaściwe słowo mogło zamienić potencjalnego sojusznika w urażonego wroga.
Listę otwierały nazwiska kilku jedenastaków. Twarz wykrzywił mu dziki, złośliwy uśmiech. Aż dotąd uznawał te przysługi za martwe. Ciężko by było nakłonić tak starszych starszaków do zrobienia czegokolwiek dla kogoś tak nieistotnego jak on, lecz w nowej sytuacji wypełnienie jego prośby będzie tym, czym dla niego wyciśnięcie podatku od dwojaka. Dla nich mogło się okazać przyjemnością samą w sobie. Miał też wielu stałych klientów. Jedna z grup miała tylko dwóch jajcogłowych. Była wyjątkowo silna w swojej kategorii, lecz uzależniona od dobrego korektora. Zdawali wyłącznie dzięki niemu. Byli też inni. Może brat Rejkerta dałby się namówić na rozbicie systemu Niebiańskich Wrót? Kolekcja chętnych do wdarcia się do ich systemu była więcej niż bogata…
« 1 8 9 10 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.