Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 8

« 1 19 20 21

Alan Akab

Więzień układu – część 8

Najwyższą, pomyślał Arto. Nagroda jest bezcenna, lecz kara… Za próbę ucieczki rodzice od razu pójdą do kopalni. Wszystko co mają zostanie skasowane.
Nie musiał tam być, by wiedzieć jak to wygląda. Praca do granic wytrzymałości i pogarda strażników. Kopalniaki. Kopalniane głupki… Praca w kopalni nie wymagała bystrego umysłu. Kiedyś pracowali tam niezbyt inteligentni robotnicy fizyczni, w poszukiwaniu pracy przemierzający cały Układ. Dziś trafiali tam wszyscy, którzy złamali prawo, nie tylko prawdziwi przestępcy, lecz powiedzenie pozostało.
– Oczywiście. Życie w naszych warunkach też czegoś uczy, panie Hall…
– Proszę, Wilan. Nie panie Hall. Po prostu Zefred. Zef. Skoro już mamy za sobą tę część, nazwałbym to, właściwego interesu, powinniśmy zostawić ten oficjalny ton.
– Dobrze, panie… Zefred. Nie wiem czy… Jak ma się pański strój do bezpieczeństwa operacji?
– Urodziłem się w Układzie, na tej stacji, Wil. Dla mnie od jej opuszczenia minęło ledwie parę lat. Komputer wciąż ma mnie w pamięci. Dopóki ktoś nie zauważy, że wróciłem, w co wątpię, będzie widział we mnie zwykłego cywila. Gorzej gdy coś zwróci jego uwagę, lecz póki nikt się tego nie czepi…
– A kamuflaż optyczny…? – spytała matka.
– Łatwo go wykryć. Emisja energii przyciągnęłaby uwagę automatów.
– Zastanawiam się… czy nie przysłał was Absolom? – stwierdził nagle ojciec.
Przez krótką chwilę panowała cisza.
– Nie. Koloniści stamtąd są, można powiedzieć, bardzo niechętnie widziani w Układzie.
– A wielu… jest stąd?
– Tylko ja i dwóch innych. Proszę zrozumieć, stąd trudno się wyrwać, a jak już się uda, nikt nie chce wracać. Lecz my wiemy jak wygląda tu życie. Wielu z nas robi to ze zwykłej sympatii. Nie każdy myśli tak trzeźwo jak ja, lecz tu nie ma miejsca na emocje.
– I… Absolom nie ma z tym nic wspólnego?
– Wspiera nasze starania, pośrednio – po raz pierwszy w głosie gościa Arto usłyszał wahanie. – Status kolonii jest niepewny, władze wolą nie drażnić Ziemi. Ale są inne kolonie, które widzą swoją przyszłość inaczej niż Ziemia. Które dążą do tego, bardzo powoli, by stać się niezależne i niepodległe. To… zwykła ludzka natura. Ruchy na rzecz Otwartego Kosmosu wyrastają z samego jej wnętrza.
– Ile to już trwa? To nie jest wasza pierwsza próba?
– Robiliśmy to już kilka razy. Nie spodziewam się, by Ziemia się tym chwaliła. Zaczęliśmy gdy sto lat temu zaczęto ograniczać przyjęcia studentów spoza Układu. Wtedy były to pojedyncze osoby, złapane w ostatniej chwili. Lecz gdy dwadzieścia lat temu Ziemia ogłosiła, że tylko Zewnętrzniacy, którzy zrzekną się statusu kolonisty mają prawo studiować w Układzie, musieliśmy zareagować bardziej stanowczo. Nowe zarządzenie sprowadzało się do tego, że można było studiować tylko gdy pozwoliło się zniewolić, jak ci, którzy się tu urodzili.
– Jak my.
– Niestety.
– A Sodomia?
– Sodomia?
– To przecież ośrodek naukowy. No i są inne stacje badawcze…
– …tylko tam nie uczą studentów. Każdy taki ośrodek jest pod ścisłą kontrolą Floty. Naukowców mamy pełno, brakuje nam inżynierów. Co nam po teoretykach zdolnych opisać zasadę działania reaktora? Potrzebujemy kogoś, kto go zbuduje.
– Rozumiem…
Znów chwila ciszy. Tym razem ciszy pełnej napięcia.
– Zapewne będziecie mieli do mnie jeszcze wiele pytań – powiedział gość – lecz póki co…
Gość zamierzał wyjść. Arto postanowił, że musi go zobaczyć. Wyrwał słuchawkę z ucha i szybko otworzył drzwi, by zdążyć przed rodzicami. Ktoś, kto potrafił modulować głos na pewno usłyszałby szczęk zamka. Zostawił drzwi otwarte, zakradł się do schodów i położył na podłodze. Światło było zgaszone. Skrył się tak, by pozostać w ukryciu nawet gdy się zapali.
Drzwi na dole otworzyły się. Arto lekko wychylił głowę, w napięciu czekając aż gość pojawi się w korytarzyku. Rodzice odprowadzali go w milczeniu, po ciemku. Arto tylko na moment dostrzegł jego twarz. Nawet się nie zdumiał. Zbyt był pewien tego, co zobaczy.
To był ten sam człowiek, który go śledził i obserwował. Człowiek od kartki. Jeśli to, co mówił im na dole było prawdą, był gotów przed nim klęczeć. Lecz to nie wyjaśniało, dlaczego go śledził. Jeśli myślisz, że coś komuś powiem, pomyślał, to nie wiesz o mnie niczego.
Kolonista powiedział coś cicho do ojca. Podszedł do drzwi i nagle, niby zupełnie od niechcenia, rzucił spojrzenie w górę schodów. Spojrzenie było szybkie, lecz spoczęło dokładnie na Arto, jakby wiedział, że tam jest i chciał się tylko upewnić. Odwrócił się równie szybko i wyszedł z domu. Rodzice zamknęli za nim drzwi.
Czy nieznajomy naprawdę go widział? Czy mógł go dostrzec w ciemności?
Cofnął się i po cichu wrócił do pokoju.

Mijały minuty, a on siedział i myślał. Kolonista coś planował. Wiedział więcej niż mówił, to Arto rozumiał, lecz czego chciał od niego? Po co zadał sobie trud obserwując go i zbierając informacje tak dokładne, że wiedział aż tyle? Czuł się przez to nagi, jakby Zefred przejrzał jego umysł na wylot, wybierając sobie to, co mu się przyda, a co nie.
Czuł się… Właśnie tak, czuł się manipulowany. Tylko że dotąd to on manipulował innymi…
To nic. Dopóki to miało służyć rodzicom, nie miał nic przeciwko. Pomylił się. To nie statek ojca miał posłużyć do ucieczki, lecz nie rozumiał po co ojcu były potrzebne komory. Nieważne. Jest inny statek, a ten nieznajomy kolonista przyleciał, by wszystko przygotować. Tylko… czy na pewno nie chce po prostu wciągnąć rodziców w pułapkę?
Przypomniał sobie karteczkę, leżącą w szafce, w bezpiecznej skrytce. Gdyby tego chciał, mógłby to zrobić już dawno. O rodzicach musiał wiedzieć równie dużo co o nim. Ich łatwiej było obserwować, nie byli tacy czujni. Czy mając Arto w garści nie zechce ich szantażować, by wymóc wypełnienie umowy? Kolonista musiał wiedzieć o szkole – dość, by kontrolować go tą wiedzą, sprawić, by nakłonił rodziców do wyjazdu. Kolonista nie wiedział pewnie, że gotów był to zrobić i bez szantażu. Przecież nie czytał w jego mózgu.
A może?
Nie! Skarcił się za tak głupie myśli. Skanowanie wymagało unieruchomienia i wprowadzenia człowieka w odpowiedni stan umysłu. Wiedziałby, że jest skanowany, nie wierzył, by dało się to zrobić tak, by nic nie zauważył. Jakby się nie głowił, dochodził tylko do jednego, bardzo niewygodnego wniosku. Musiał zaufać koloniście. Za wszelką cenę musiał dotrwać chwili, gdy rodzice opuszczą stację. Postanowił działać, i to działać ostro.
koniec
« 1 19 20 21
14 sierpnia 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.