Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 8

« 1 18 19 20 21 »

Alan Akab

Więzień układu – część 8

Dawne stocznie zostały siłą zamienione na doki i porty dla dużych statków, ośrodki przemysłu zredukowano do roli wsparcia w produkcji drobiazgów. Udawanie dobiegło końca. Ziemia wysłała komisarzy kolonialnych, by w każdym systemie utworzyli gubernie. Lecz komisarze zbyt gorliwie wypełniali zalecenia Ziemi, nie spełniając oczekiwań lokalnych społeczności. Pod naciskiem kolonistów Ziemia pozwoliła obierać mieszkańcom kolonii władze według własnego uznania. To ostatnie, pyrrusowe zwycięstwo kolonistów rozbiło ich jedność, stając się przyczyną powstania kalejdoskopu mniej lub bardziej utopijnych form rządzenia. Powstał szereg monarchii i oligarchii, jak technokratyczny rząd Sodomii, lecz w większości kolonie rządziły się demokratycznie. Ziemi było wszystko jedno kto rządzi, jak długo nowo obrana władza uznawała jej zwierzchnictwo. Lecz na tym wolność kolonistów się kończyła.
Od tej chwili nic już nie było takie, jak dawniej.
Zaczęły powstawać bariery. Najpierw te łagodne – wysokie ceny biletów, zakazy prawne, służba graniczna. Potem zaczęto kontrolować stacje, zamieniając je w jedyne drzwi na planetę. Wreszcie sięgnięto po lokalizatory. Gdy powstała pierwsza bariera, zatrudnienie w Układzie sięgało stu procent, lecz nauka nie stała w miejscu. Roboty stawały się inteligentniejsze, zręczniejsze, sprawniejsze; zaczęły wypierać ludzi. Automatyzacja uczyniła kolejny krok naprzód. Główny rynek zbytu znajdował się na zewnątrz Układu, więc lokalne bezrobocie przestało mieć znaczenie ekonomiczne, ograniczając się jedynie do społecznego. Drastycznie wzrosło, niemal z dekady na dekadę, zamieniając Układ w to, czym był obecnie – w rachunek wystawiony potomkom przez historię za krótkowzroczne decyzje przodków. Teoretycznie nawet dzisiaj można było odlecieć z Układu, i to całkowicie legalnie. Bilety na takie podróże, w jedną czy obie strony, były do kupienia w wolnej sprzedaży. Lecz co z tego, skoro każdy kosztował więcej niż przeciętny człowiek spodziewał się zarobić przez całe swoje życie? Ci, których było na nie stać byli tak bogaci, że nawet nie myśleli o opuszczeniu Układu.

Mruknięcie i przeraźliwe sapnięcie ogłuszyły Arto. Wyrwał słuchawkę z ucha i zaczął masować je dłonią. Hałas sprawił mu prawdziwy ból. Niemal przestał słyszeć na lewe ucho.
Kotka zeskoczyła na łóżko.
– Lili, ciszej! – syknął szeptem. – Ja przez ciebie ogłuchnę!
Kotka zmrużyła oczy. Polizała tylną łapę, zeskoczyła z łóżka i położyła się na nieaktywnym panelu projektora. Zaczęła się tam kłaść, gdy była mała. Lubiła słabe ciepło, wydzielane przez panel podczas pracy.
Arto kilka razy uderzył dłonią w ucho. Nie ogłuchł, lecz by dalej słuchać rozmowę, musiał przełożyć słuchawkę do drugiego ucha.
– …nie staramy się powstrzymywać kolejnej fali emigracji, pani Waspers – mówił wyjaśniający głos Halla. – My się chcemy przygotować. Wiemy co znaczą miliardy ludzi napływających w poszukiwaniu nowego życia. Podczas Pierwszej Fali wraz z nimi napływał sprzęt. Tak samo na początku Drugiej Fali, gdy rządy Ziemi, Marsa, Związek Jowiszowy, niepodległe miasta Wenus i Sojusz Saturna były od siebie niezależne i zbijały miliony na wyposażaniu i wysyłaniu kolonistów. Wtedy koloniści mieli dość impulsów, by inwestować w swoją przyszłość, lecz pod koniec przybywali do nas już tylko biedni, niewykształceni ludzie, z gołymi rękoma, chęcią do pracy i nadzieją na lepsze życie. Tym razem byłoby tak samo. To nie tylko pogrążyłoby Ziemię i Układ, ale nas wszystkich. To byłaby katastrofa dla całego naszego gatunku.
– Od kiedy to wolność jest katastrofą? – oburzył się ojciec.
– Od kiedy nas nie stać, by ją zapewnić. Ludzie by uciekli. Układ straciłby moc produkcyjną, lecz zatrzymałby niezbędne dla naszego przetrwania technologie. Zostalibyśmy sami przeciwko hordom nędzarzy! Nie mamy zbiorników, musimy uprawiać ziemię. Takimi metodami nie zdołalibyśmy wykarmić tylu ludzi. Już pod koniec Drugiej Fali na planetach Wewnętrza panowała nędza. Dla ich dobra, musimy ich powstrzymać, przez jakiś czas.
– Kolonie naprawdę są tak zatłoczone? – spytała matka.
– Stłoczone, tak bym to nazwał. Kontrolując technologię, Ziemia zmusza nas do życia w wielkich miastach. Nie pozwala na zagospodarowanie planety, nie mówiąc o układzie planetarnym. Tylko na Ziemi żyje ponad trzydzieści miliardów ludzi, lecz najbardziej zaludniona kolonia liczy sobie niewiele ponad sto milionów obywateli. Układ mądrze zrobił, jednocząc się przeciwko kolejnej Fali Emigracji. Podróże międzygwiezdne stały się zbyt tanie. Bez jedności nie dałoby się ich kontrolować.
Trzydzieści miliardów… Arto słyszał, że Ziemia z powodzeniem pomieściłaby znacznie więcej, lecz znaczną część jej powierzchni zajmowały na wpół automatyczne fabryki. Przypomniał sobie WIR. Na dole było niemal tak samo ciasno, jak tutaj.
– Tylko że rząd nie poprzestał na tym – zauważył ojciec. – Zaczął także kontrolować przepływ towaru.
– To gwiaździście łatwiejsze od zamknięcia wszystkich kolonii, jak zrobili to z Układem – znowu gość. – O wiele łatwiej jest zamknąć jeden, najważniejszy układ planetarny i za jego pomocą trzymać kolonie za gardło niż pilnować wszystkich ludzi na wszystkich światach. Ziemia woli się zadowalać Prawami Kolonialnymi. U was już od Pierwszej Fali istniał złożony system kontroli migracji. Wystarczyło go rozbudować.
– Taki układ nie jest stabilny – zauważył ojciec. – Istnieją granice ludzkiej tolerancji. Panie Hall, powiem szczerze. Nie wierzę, aby to wszystko przetrwało kolejne dwieście lat.
– Nie pan jeden tak uważa. Każdy, kto jest świadomy polityki Ziemi nie ma wątpliwości czym się to skończy. To taniec na włóknie. Po jednej stronie czeka rewolucja w Układzie, a po drugiej bunt wśród kolonii. Jeden fałszywy krok oznacza koniec Rządu i dominacji Układu nad ludzkością. Niech pan spróbuje zmusić dorosłych ludzi do wszczepienia lokalizatorów, a będzie pan miał tu rewolucję. Dlatego istnieją luki, wentyle bezpieczeństwa, które pozwalają wam jakoś żyć, nie myśląc o całej tej maszynerii. My wykorzystujemy te luki. Staramy się przygotować na nadchodzący upadek, lecz nasze przygotowania potrwają bardzo długo.
– Właśnie. Usłyszeliśmy wiele, poza tym jednym. Dlaczego my i… za jaką cenę? – w głosie ojca brzmiała nieskrywana obawa.
– Nie chcemy niczego wielkiego. Pewne kolonie mają plan, bardzo ważny dla przyszłości całego naszego gatunku – głos spoważniał, stwardniał. – Potrzebujemy specjalistów, by na czas odbudować to, co tutaj wkrótce legnie w gruzach. Głupotą było uzależnienie istnienia całej ludzkości od jednego układu planetarnego. My naprawiamy tę głupotę. Jest subtelna różnica między kontrolowaniem czegoś, a całkowitym panowaniem. Ziemia nie traktuje kontroli jako celu samego w sobie, raczej jako narzędzie do dominacji. Gdy straci kontrolę, straci też nad nami panowanie.
Arto nadstawił ucha. To było to, co chciał usłyszeć. Rodzice byli potrzebni w koloniach! Co więcej, kolonie oferowały im to, o co tutaj było tak trudno. Dawały im pracę.
Oczywiście, pomyślał ze smutkiem, nie potrzebowali dzieci. Mają za dużo ludzi, a zbyt mało sprzętu, by się rozwijać. Nie zechcą ryzykować wyciągnięcia go ze stacji.
– Mówi pan Ziemia, panie Hall – zauważyła matka – a nie Układ.
– Sama pani wie kto naprawdę o wszystkim decyduje. Tylko w teorii Ziemia jest równorzędnym partnerem Wspólnoty Słonecznej. W praktyce to ona narzuciła Prawa Emigracyjne i wymusiła akceptację Praw Kolonialnych. Rząd Układu i jego Rada jest tylko marionetką Ziemi.
– Panie Hall – drżącym głosem odezwał się ojciec. – Jeśli nas stąd wywieziecie, zbuduję tyle reaktorów, ile dam radę.
– Wiemy to, panie Wilan – głos gościa wciąż wydawał się chłodny, pozbawiony emocji. – Dlatego was wybraliśmy. Lecz nie po to, byście państwo robili to, co potraficie, lecz nauczyli tego innych. Zanim posuniemy się dalej, chcę by zrozumieli państwo jeszcze jedną rzecz. To wszystko wiąże się z ogromnym ryzykiem, dla nas i dla was. Mamy bardzo ograniczoną liczbę miejsc. Nie będę ukrywał, nie jesteśmy organizacją dobroczynną, jak ruchy na rzecz Otwartego Kosmosu. To rodzaj umowy. Gdy wykształcą państwo studentów, będziecie wolni od zobowiązań. Jeśli zechcecie kontynuować pracę, z radością ją wam damy. Wierzymy w waszą dobrą wolę współpracy. Jeśli zdecydujecie się zrezygnować, wciąż…
– Obiecuję i słowa dotrzymam – ojciec przerywał mu w pół słowa. – Mogę nawet podpisać umowę.
– Rozumiemy wagę waszego zamierzenia – dodała matka. – Praca, dla mnie…
Rodzice zapewniali gościa o swojej lojalności, a Arto znowu poczuł smutek. Nie dlatego, że się rozczarował. Już dawno przyzwyczaił się do myśli, że zostanie. Słowa Halla na krótko dały mu nadzieję, lecz równie szybko ją rozwiały. Przecież, gdyby było miejsce dla niego, ojciec nie kazałby mu iść do pokoju. Pozwoliłby rozmawiać…
– Nie o to chodzi. Gdyby były jakiekolwiek wątpliwości co do państwa intencji, propozycja nie zostałaby złożona. Dużo ryzykujemy, więc nasza kontrola też jest dokładna. Jakiekolwiek podejrzenia…
– Rozumiem, rozumiem – zapewnił ojciec. – Więc oczekujecie, że wszystko będzie wyglądać normalnie, aż do czasu gdy…? – urwał.
– To jest niezbędne – potwierdzenie było bardzo stanowcze. – Musimy zsynchronizować działania wielu grup, a każda z nich składa się z wielu osób. Jeśli choć jedna zwróci na siebie uwagę Kosy, może to narazić nie tylko grupę, lecz cały projekt. Gdy się zgodzicie, będziecie musieli zacząć bardzo uważać na wszystko, co robicie. Gramy o bardzo wysoką stawkę.
« 1 18 19 20 21 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.