Klasyka kina radzieckiego: Dobry wojak Swiatkin [Leonid Bykow „Szli żołnierze” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl To wcale nie miał być ostatni film w aktorskim i reżyserskim dorobku Leonida Bykowa. A jednak takim się stał. Dwa lata po premierze dramatu wojenno-obyczajowego (sic!) „Szli żołnierze” twórca ten zginął bowiem w wypadku samochodowym. Dobrze chociaż, że – chociaż nieświadomie – pożegnał się z widzami obrazem, który autentycznie wzrusza i na długo pozostaje w pamięci.
Klasyka kina radzieckiego: Dobry wojak Swiatkin [Leonid Bykow „Szli żołnierze” - recenzja]To wcale nie miał być ostatni film w aktorskim i reżyserskim dorobku Leonida Bykowa. A jednak takim się stał. Dwa lata po premierze dramatu wojenno-obyczajowego (sic!) „Szli żołnierze” twórca ten zginął bowiem w wypadku samochodowym. Dobrze chociaż, że – chociaż nieświadomie – pożegnał się z widzami obrazem, który autentycznie wzrusza i na długo pozostaje w pamięci.
Leonid Bykow ‹Szli żołnierze›EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Szli żołnierze | Tytuł oryginalny | Аты-баты, шли солдаты… | Reżyseria | Leonid Bykow | Zdjęcia | Władimir Wojtienko | Scenariusz | Boris Wasiljew, Kirył Rapoport | Obsada | Leonid Bykow, Władimir Konkin, Jelena Szanina, Leonid Baksztajew, Jewgienija Urałowa, Gija Awaliszwili, Bogdan Bieniuk, Nikołaj Grińko, Otabek Ganijew, Iwan Gawriliuk, Władimir Gierasimow, Margarita Koszeliewa, Wano Jantbelidze | Muzyka | Gieorgij Dmitrijew, Bułat Okudżawa | Rok produkcji | 1976 | Kraj produkcji | ZSRR | Czas trwania | 82 min | Gatunek | dramat, wojenny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Praca na planie filmowym nie należy do łatwych. Często – zwłaszcza dla reżysera – wiąże się z ogromnym stresem, który z jednej strony może prowadzić do depresji, z drugiej – do zaburzeń w układzie krążenia. Wielu wybitnych twórców filmowych borykało się z chorobami serca, niejeden zmarł z powodu zawału. Ukrainiec Leonid Fiodorowicz Bykow (1928-1979) – bardzo popularny w Związku Radzieckim zarówno jako aktor (między innymi „ Ochotnicy”, 1958), jak i reżyser („ Zajczik [Nieśmiały w akcji]”, 1964; „ Tylko «starcy» idą w bój”, 1973) – kręcąc „Szli żołnierze”, swój ostatni ukończony, jak się potem okazało, obraz, przeszedł drugi w swym życiu groźny atak. Wykaraskał się z niego, ale od tej pory żył w przekonaniu nadchodzącego końca. Zmarł jednak nie dlatego, że odmówił mu kooperacji najważniejszy organ ludzkiego organizmu, lecz w wyniku wypadku samochodowego. W przerwie zdjęć do groteskowo-fantastycznego „Przybysza” postanowił odpocząć na swej daczy pod Kijowem; kiedy wieczorem 11 kwietnia 1979 roku wracał do domu, próbował minąć na drodze traktor z kultywatorem i nieszczęśliwie zderzył się czołowo z ciężarówką, a następnie wylądował na drzewie. Tym samym ostatnim jego dziełem stał się wspomniany powyżej dramat „Szli żołnierze”, do którego zdjęcia powstawały prawdopodobnie w grudniu 1975 i w kwietniu 1976 roku. Premiera odbyła się natomiast 25 kwietnia 1977 roku. Do końca roku film oglądnęło w radzieckich kinach prawie 36 milionów widzów, co dało mu w podsumowaniu siódme miejsce. Biorąc pod uwagę fakt, że oba poświęcone Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej dzieła Leonida Fiodorowicza, a więc także „ Tylko «starcy» idą w bój”, nie były wielkimi widowiskami batalistycznymi na miarę Jurija Ozierowa („ Wyzwolenie”), Timofieja Lewczuka („ Dwa lata nad przepaścią”) czy Siergieja Bondarczuka („ Oni walczyli za Ojczyznę”), to wyniki, jakie osiągały, musiały zaskakiwać. Co w takim razie było magnesem przyciągającym widzów do kin? Zaryzykuję stwierdzenie, że ich… normalność, zwykłość, by nie powiedzieć – szarość. O to zadbali dwaj doświadczeni scenarzyści: pisarz Boris Wasiljew („ Tak tu cicho o zmierzchu”, „ Kuter Iwana”) oraz Kirył Rapoport („ Oficerowie”). Głównymi bohaterami „Szli żołnierze” są młodszy lejtnant Igor Susłin, który dopiero co ukończył szkołę oficerską i został wysłany na front, aby dowodzić swoim pierwszym oddziałem, oraz jefrejtor (starszy szeregowy) Wiktor Swiatkin, zaprawiony w bojach żołnierz, który mimo wieku i doświadczenia wciąż nosi jeden z najniższych stopni w Armii Czerwonej. I nie jest to przypadek. Swiatkin, podobnie jak „dobry wojak Szwejk”, potrafi bowiem swym filozoficznym podejściem do życia, śmierci i wojny wyprowadzić z równowagi każdego. Dla początkującego dowódcy taki podkomendny to prawdziwe utrapienie – na wszystko ma gotową inteligentną odpowiedź i można mieć pewność, że po otrzymaniu rozkazu zada przynajmniej kilka pytań zbijających z pantałyku. Jest zbyt mądry, aby bez szemrania wykonać durny rozkaz, zbyt beztroski, aby przejąć się groźbami, i jednocześnie zbyt cwany, aby przyłapać go na czymś, co kwalifikowałoby go do postawienia przed sądem. Biedny ten Susłin, który musi sobie poradzić z kimś takim, prawda? Fabuła „Szli żołnierze” rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. Punktem wyjścia są wydarzenia współczesne, rozgrywające się wczesną wiosną 1974 roku. Świętujący właśnie awans na stopień podpułkownika Konstantin Swiatkin otrzymuje kartkę pocztową, która jest zaproszeniem na spotkanie związane z rocznicą śmierci jego ojca. Przysyła ją nieznana mu zupełnie Anna Wielenstowicz, której ojciec miał polec tego samego dnia w tym samym boju. Kostia, choć obowiązków mu nie brakuje, postanawia, a jego dowódca wyraża na to zgodę, wybrać się do położonej gdzieś w zachodniej części Związku Radzieckiego wsi Podbiednia. W pociągu zupełnie przypadkowo spotyka tajemniczą Annę, która – jak się potem okazuje – jest córką młodszego lejtnanta Susłina. Dlaczego nosi inne nazwisko? Bo jej matka – pielęgniarka w szpitalu wojennym – która spędziła z Igorem tylko jedną noc, na kilka godzin przed jego śmiercią, nie zdążyła z oczywistych powodów wyjść za niego za mąż. By jednak widz nie pomyślał sobie, że kobiety radzieckie były rozwiązłe, dowiaduje się, że oboje znali się dobrze już wcześniej – ze szkoły i Komsomołu. Na spotkanie do Podbiedni przybywają również inni potomkowie żołnierzy, którzy polegli w walce z Niemcami 18 marca 1944 roku. Składają kwiaty i zapalają znicze pod upamiętniającym bój pomnikiem, który jest jednocześnie typową „bratnią mogiłą”, o której w jednej ze swoich pieśni tak śpiewał Wołodia Wysocki: „Na bratnich mogiłach nie może stać krzyż / A wdowy nie ronią łez wcale” (ten fragment został zresztą zacytowany). Rozmowy z innymi stają się też pretekstem do rekonstrukcji ostatnich godzin życia ich ojców. Tym sposobem pojawia się druga płaszczyzna czasowa. Z początku lekki ton filmu z czasem zmienia się, aby zakończyć prawdziwie mocnym i przytłaczającym akcentem. Bykow, stroniący od pełnej rozmachu batalistyki, i tym razem nie uległ pokusie. Zawarł jednak w finale dzieła scenę, która na długo pozostaje w pamięci. Która ściska za gardło i rwie serce. To widok samotnie stojącego z ostatnim granatem w dłoni Swiatkina, który patrzy na zbliżającą się nieuchronnie Śmierć pod postacią niemieckiego czołgu – „Tygrysa”. Nie ma już niefrasobliwego Szwejka w mundurze krasnoarmiejca, jest świadomy swego losu i gotowy ponieść ofiarę żołnierz. Byle tylko wróg nie przeszedł! To właśnie było siłą Bykowa i zdecydowało o sukcesie obu jego obrazów o wojnie: uczynienie herosów ze zwykłych ludzi, pełnych wad, ale za to dających się lubić. Rolę Wiktora reżyser – nie bez powodu – zarezerwował dla siebie; w Igora Susłina wcielił się Władimir Konkin („ Romanca o zakochanych”, miniserial „ Gdzie jest Czarny Kot?”), natomiast w pielęgniarkę Kimę Wielenstowicz – młoda Jelena Szanina (rock-opera „Junona i Awoś” Marka Zacharowa). W sekwencjach rozgrywających się w 1974 roku pojawiają się z kolei między innymi Leonid Baksztajew (1934-1995) jako Konstantin, zmarła nie tak dawno Jewgienija Urałowa („ Rita”) jako Anna, Nikołaj Grińko („ Cienie zapomnianych przodków”, „ Dwadzieścia dni bez wojny”) w roli przełożonego Swiatkina-juniora oraz Margarita Koszeliewa („ Pion”, „ Ucieczka «Mercedesa»”) jako Liubasza, żona Konstantina. Za zdjęcia odpowiadał znany nam już dobrze Władimir Wojtienko („ Dwa lata nad przepaścią”, „ Tylko «starcy» idą w bój”), a za symfoniczną ścieżkę dźwiękową – Gieorgij Dmitrijew. Choć możemy w niej usłyszeć również tytułową balladę (współ)autorstwa Bułata Okudżawy.
|