Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mykoła Maszczenko
‹Bohdan Zenobi Chmielnicki›

EKSTRAKT:20%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBohdan Zenobi Chmielnicki
Tytuł oryginalnyБогдан-Зиновій Хмельницький
ReżyseriaMykoła Maszczenko
ZdjęciaSerhij Bordeniuk
Scenariusz
ObsadaWołodymyr Abazopulo, Wiktor Kruczyna, Serhij Dżyhura, Lilia Kuzniecowa, Ołena Stohnij
MuzykaMychajło Czemberżi
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiUkraina
Gatunekdramat, historyczny, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

East Side Story: Chmielnicki wiecznie żywy
[Mykoła Maszczenko „Bohdan Zenobi Chmielnicki” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Polacy mają już od dawna utrwalony w swojej narodowej świadomości portret Bohdana Chmielnickiego. Zawdzięczają go Henrykowi Sienkiewiczowi, który barwnie odmalował ukraińskiego hetmana na kartach „Ogniem i mieczem”. Obraz ten utrwalił jeszcze film Jerzego Hoffmana i godna pochwały kreacja Bogdana Stupki. Zupełnie inaczej na postać tę spojrzał jednak Mykoła Maszczenko w dziele zatytułowanym „Bohdan Zenobi Chmielnicki”. Tyle że „inaczej” wcale nie znaczy ciekawiej.

Sebastian Chosiński

East Side Story: Chmielnicki wiecznie żywy
[Mykoła Maszczenko „Bohdan Zenobi Chmielnicki” - recenzja]

Polacy mają już od dawna utrwalony w swojej narodowej świadomości portret Bohdana Chmielnickiego. Zawdzięczają go Henrykowi Sienkiewiczowi, który barwnie odmalował ukraińskiego hetmana na kartach „Ogniem i mieczem”. Obraz ten utrwalił jeszcze film Jerzego Hoffmana i godna pochwały kreacja Bogdana Stupki. Zupełnie inaczej na postać tę spojrzał jednak Mykoła Maszczenko w dziele zatytułowanym „Bohdan Zenobi Chmielnicki”. Tyle że „inaczej” wcale nie znaczy ciekawiej.

Mykoła Maszczenko
‹Bohdan Zenobi Chmielnicki›

EKSTRAKT:20%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBohdan Zenobi Chmielnicki
Tytuł oryginalnyБогдан-Зиновій Хмельницький
ReżyseriaMykoła Maszczenko
ZdjęciaSerhij Bordeniuk
Scenariusz
ObsadaWołodymyr Abazopulo, Wiktor Kruczyna, Serhij Dżyhura, Lilia Kuzniecowa, Ołena Stohnij
MuzykaMychajło Czemberżi
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiUkraina
Gatunekdramat, historyczny, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Mykoła (Nikołaj) Maszczenko od dawna już stawiał sobie za punkt honoru realizację filmu o Bohdanie Chmielnickim. Dość powiedzieć, że pierwsze przymiarki zaczął dziewiętnaście lat temu, a same zdjęcia ciągnęły się przez długich siedem lat. Nie byłoby to zapewne możliwe, gdyby reżyser nie był jednocześnie dyrektorem generalnym i kierownikiem artystycznym kijowskiego Studia Filmowego imienia Aleksandra Dowżenki, w którym obraz powstał. Jeśli wierzyć oficjalnym danym, jego produkcja kosztowała 12 milionów hrywien, co – jak na warunki ukraińskiej kinematografii – jest kwotą astronomiczną. Film ostatecznie ukończono przed dwoma laty, ale do dystrybucji skierowano dopiero w tym roku. W maju pokazano go na festiwalu w Cannes. Trudno jednak podejrzewać, by ściągnęły nań tłumy, skoro prezentowany był jedynie w pawilonie ukraińskim. Biografia Chmielnickiego była pierwszym kinowym dziełem Maszczenki po siedemnastu latach przerwy. Wcześniej reżyser ten dał się poznać widzom w Związku Radzieckim m.in. jako twórca telewizyjnej ekranizacji (1975) jednej z najważniejszych powieści socrealistycznych – „Jak hartowała się stal” Mikołaja Ostrowskiego. Za największe jego osiągnięcie należałoby jednak uznać debiutancki dramat „Chcę wierzyć” (1965) – film podejmujący niezwykle aktualny dzisiaj w Polsce temat zdrady, donosicielstwa i „prawd ostatecznych” zawartych w archiwalnych dokumentach. Doświadczenie zawodowe Maszczenki i autorytet, jakim cieszy się w swojej ojczyźnie, predestynowały go jak chyba mało kogo do roli reżysera epickiej opowieści o jednym z największych bohaterów narodowych Ukrainy. Ale być może właśnie zbyt długi odpoczynek od bezpośredniej pracy na planie, brak dystansu do swego bohatera bądź też presja, jaką musiał odczuwać, spowodowały, że „Bohdan Zenobi Chmielnicki” stał się nie tyle nawet artystyczną porażką, co spektakularną katastrofą.
Michał Hruszewski, wybitny ukraiński historyk, autor najpopularniejszego w kraju naszych wschodnich sąsiadów życiorysu hetmana, stwierdził kiedyś: „Osobista biografia Chmielnickiego jest równie uboga w realia i niewątpliwe fakty, jak i niezmiernie bogata w legendy” (słowa te przytoczył polski historyk Janusz Kaczmarek w książce „Bohdan Chmielnicki”, Ossolineum 2007). Nie mógł oczywiście znać tej opinii Henryk Sienkiewicz, który w „Ogniem i mieczem” stworzył najbardziej wyrazisty portret kozackiego wodza w polskiej literaturze, ale poniekąd tłumaczy ona zmyślenia i nieścisłości, jakie znalazły się na kartach „Trylogii”. I chociaż w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, dzięki żmudnym naukowym badaniom, wiemy o Chmielnickim znacznie więcej, to jednak wciąż wiele faktów z jego życia ginie w mroku dziejów. Po dziś dzień nieznane są chociażby data i miejsce urodzin przyszłego hetmana. Nie wiemy, kim była jego matka; ba! jej imienia nie podało żadne źródło historyczne. Być może właśnie z tych powodów Maszczenko nie zdecydował się na to, aby opowiedzieć całe życie swego bohatera. Skupił się jedynie na trzech niezwykle dla Chmielnickiego ważnych latach – 1649-1651. W tym samym czasie rozgrywa się akcja Sienkiewiczowskiego „Ogniem i mieczem”, które w 1999 roku przeniósł na duży ekran – zamykając tym samym swoją filmową „Trylogię” – Jerzy Hoffman. I chociaż obraz ten trudno uznać za udany, to spośród wielu ról aktorskich na pewno w pamięć zapada kreacja Bogdana Stupki, który – jak na największego aktora ukraińskiego w dziejach i przyszłego ministra kultury swego kraju przystało – wcielił się w postać zaporoskiego hetmana. Można tylko żałować, że – kompletując obsadę do swego obrazu – Maszczenko nie przekonał go do swoistej „powtórki z rozrywki”. W efekcie Chmielnickiego zagrał niejaki Wołodymir (Władimir) Abazopuło, który nie jest godzien nawet czyścić butów Stupce.
Akcja „Chmielnickiego” rozpoczyna się w lipcu 1649 roku. Antypolskie powstanie kozackiej ludności trwało już ponad rok i wiele zapowiadało, że może zakończyć się sukcesem. Wojska Rzeczypospolitej zostały już bowiem w poprzednim roku trzykrotnie rozgromione przez Kozaków – pod Żółtymi Wodami, Korsuniem oraz Piławcami. Nie udał się wprawdzie hetmanowi marsz w głąb Polski – dotarł zaledwie pod Lwów i Zamość – ale wcale nie oznaczało to, że będzie bardziej skłonny do zawarcia trwałego pokoju. Miru z Chmielnickim nie chciał zresztą najpotężniejszy polski pan na Ukrainie, kniaź Jeremi Wiśniowiecki. Ostatecznie latem 1649 wojna rozgorzała na nowo. Sprzymierzone z chanem krymskim Islamem III Girejem (w filmie gra go Biljal Biljałow), wojska kozackie dotarły wówczas pod Zbaraż i obległy twierdzę, której bronił Wiśniowiecki. I właśnie od szturmu na zbaraską warownię rozpoczyna się film Maszczenki. To zresztą jedyny udany fragment filmu, który i tak jednak – choć pewnie polskiemu widzowi trudno będzie to sobie wyobrazić – wypada bardzo blado w porównaniu z wizją zaprezentowaną przez Jerzego Hoffmana. Później jest już bowiem coraz gorzej. Fabuła rwie się co rusz, chronologię wydarzeń diabli biorą, a aktorzy prześcigają się w konkurencji: „kto zrobi z siebie na ekranie większego wariata”. Jakby tego było mało, wszyscy bohaterowie – zamiast ze sobą gawędzić, wydawać rozkazy czy też najnormalniej w świecie sprzeczać się – wygłaszają patetyczne tyrado-oracje. Mają gdzieś swoich rozmówców, chcą być słyszani i rozumiani jedynie przez potomnych. Przoduje w tym oczywiście sam Chmielnicki, który w każdej sytuacji – na przemian marszcząc czoło i wytrzeszczając oczy (a czasami robiąc jednocześnie obie te rzeczy) – tokuje jak polityk na wiecu wyborczym. Zdania typu: „Gdzie jest nasz język i wiara, tam będzie Ukraina!” są w filmie Maszczenki regułą, nie wyjątkiem. Na dłuższą metę jest to nie do zniesienia.
Widza nad Wisłą zapewne najbardziej zainteresuje obraz Polaków w „Chmielnickim”. Główne skrzypce w polskim obozie gra, wykreowany na głównego oponenta hetmana, kniaź Jeremi. W „Ogniem i mieczem” całkiem nieźle poradził sobie z tą, niełatwą przecież – pełną sprzeczności i moralnej dwuznaczności – postacią Andrzej Seweryn, w filmie naszych wschodnich sąsiadów Wiśniowiecki (w tej roli Wiktor Kruczina) przedstawiony został jako bawidamek, psychopata i śmierdzący tchórz. Prawdą jest, że Ukraińcy nie mają zbytnich powodów, by lubić księcia (ze zbuntowanymi Kozakami poczynał sobie bowiem okrutnie, posuwając się nawet do wbijania na pal), ale sugerowanie, że był panikarzem, który w obliczu pojedynku z Chmielnickim nieomal popadł ze strachu w obłęd – jest zwyczajnym kłamstwem. Nie lepiej sportretowany został król Jan Kazimierz (gra go Sergij Dżigurda), choć może dzięki temu, że na ekranie pojawia się znacznie rzadziej, nie pozostawia po sobie aż tak złego wrażenia. Całkowitym przeciwieństwem histerycznych i wiarołomnych Polaków jest oczywiście główny bohater filmu. To prawdziwy mąż stanu, postać ze spiżu. Srogi, ale sprawiedliwy; mesjasz owładnięty ideą budowy niepodległego państwa ukraińskiego. Prawda była, niestety, trochę inna. Chmielnicki potrafił bowiem być nie mniej okrutny od Wiśniowieckiego. Jako wódz odnosił wprawdzie sukcesy militarne, ale jako polityk poniósł całkowitą klęskę. Ukraina nie dość, że nie wybiła się na niepodległość, to na dodatek – wykrwawiona wieloletnimi wojnami – stała się niebawem ofiarą konfliktu polsko-rosyjskiego. A wcale tak być nie musiało. Nadzieje na pokojowe uregulowanie stosunków Rzeczypospolitej z Kozakami dawała bowiem zawarta latem 1649 roku ugoda zborowska. Odpowiedzialność za jej niedotrzymanie spada zarówno na Polaków, jak i owładniętego wielką ambicją Chmielnickiego.
Historii z obrazu Maszczenki uczyć się w każdym razie nie można. Reżyser bardzo się o to zresztą postarał. Siedzący przed ekranem uczeń lub student, śledząc kolejne wydarzenia, mógłby nawet popaść w lekką schizofrenię. Po walkach o Zbaraż (lipiec 1649) akcja przeskakuje bowiem o ponad dwa lata do przodu. W międzyczasie, pod koniec czerwca 1951, pod Beresteczkiem ma miejsce jedna z największych lądowych bitew XVII wieku. Na ekranie jednak jej nie widzimy. Zapewne dlatego, że tchórzliwi Polacy, na czele z Janem Kazimierzem i Jeremim Wiśniowieckim, stłukli tam Kozaków i Tatarów na kwaśne jabłko, zmuszając do panicznej ucieczki z pola bitwy. Kolejnym dokładniej przedstawionym epizodem jest więc dopiero świętowanie przez Chmielnickiego wraz z polskimi szlachcicami zawarcia ugody białocerkiewskiej (grudzień 1651). Tuż po tym jednak, nie wiedzieć czemu, akcja przeskakuje nagle kilka miesięcy… wstecz (luty, a potem maj 1651). Czasami można odnieść wrażenie, jakby za stołem montażowym siedziała osoba kompletnie nieznająca scenariusza i dowolnie sklejająca ścinki taśmy filmowej. Gdy tylko jakiś wątek zaczynał się rozwijać, następowało cięcie. Jako przerywniki posłużyły natomiast montażyście sceny batalistyczne. Choć określenie ich tych mianem jest zdecydowanie na wyrost. Nie wiem, na co przeznaczono wspomniane wcześniej 12 milionów hrywien, ale na pewno nie na statystów i efekty specjalne. Zdecydowana większość tzw. scen batalistycznych to zbliżenia kłębiącej się garstki poprzebieranych w stroje z epoki facetów, na dodatek ze wszystkich stron po kolei. I tak aż do znudzenia. Nie zabrakło również obowiązkowego spowalniania kadrów w wybranych momentach. Po co, trudno stwierdzić. Jaki bowiem jest sens pokazywać w zwolnionym tempie, że żołnierz macha szabelką, skoro nie dowiadujemy się nawet, jaki był skutek tego machania? Operatorowi Sergijowi Bordenjukowi zdarzyła się zresztą jeszcze większa wpadka: filmowanie pleców Kozaków nieskładnie biegnących szturmować most. Jakim cudem nie wywalono tego ujęcia w montażu, wie chyba tylko sam Pan Bóg.
„Bohdan Zenobi Chmielnicki” to dzieło kuriozalne – zarówno w warstwie artystycznej, jak i ideologicznej. Ot, skręcona na sowiecką modłę agitka. Na jej tle przyzwoicie wypada nawet „1612” Władimira Chotinienki. O „Ogniem i mieczem” nie ma co wspominać, bo to poziom, o którym Maszczenko może co najwyżej pomarzyć. Zapewne olbrzymim wyróżnieniem był dla reżysera fakt, że jego film uświetnił przypadające 24 sierpnia, czyli w kolejną rocznicę oderwania się Ukrainy od Związku Radzieckiego, obchody święta niepodległości. Boję się tylko, że osobom, które dały się skusić i zasiadły tego dnia przed telewizorami, ta wątpliwa atrakcja długo jeszcze będzie się odbijać patriotyczną czkawką.
koniec
31 sierpnia 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Co nam w kinie gra: Monster
Kamil Witek

17 V 2024

„Czy przeszczepiając człowiekowi mózg świni, będzie on jeszcze człowiekiem czy już świnią?” – zdanie wypowiedziane przez jednego z nastoletnich bohaterów „Monstera” spokojnie mogłoby posłużyć za oś scenariusza w filmie Davida Cronenberga.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Co tam dolary, gdy można zarabiać ruble!
Sebastian Chosiński

15 V 2024

Przyznaję, że filmowymi ekranizacjami powieści Brunona Jasieńskiego „Człowiek zmienia skórę” zająłem się nie „po bożemu”, bo od końca. Najpierw przedstawiłem pięcioodcinkowy miniserial z 1978 roku, a dopiero teraz zabieram się za nakręconą dwie dekady wcześniej dwuczęściową kinową epopeję autorstwa Rafaiła Perelsztejna.

więcej »

Fallout: Odc. 8. Optymizm też bywa zabójczy
Marcin Mroziuk

13 V 2024

Z zainteresowaniem obserwujemy, jak rodzeństwo MacLeanów niezależnie od siebie poznaje prawdę o Krypcie 31. A choć obecna sytuacja Lucy i Norma wygląda zupełnie inaczej, to każde z nich staje przed trudną decyzją. Kolejnych cennych wyjaśnień dotyczących działalności Vault-Tec dostarczają zaś widzom wspomnienia Coopera Howarda.

więcej »

Polecamy

Nurkujący kopytny

Z filmu wyjęte:

Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.