Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Richard Garfield
‹King of Tokyo›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKing of Tokyo
Data produkcji2011
Autor
Wydawca IELLO
CyklKing of Tokyo
EAN3760175510328
Info2-6 graczy, od 12 lat
Cena119.95,-
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Król może być tylko jeden
[Richard Garfield „King of Tokyo” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Co łączy Godzillę, King Konga i Krakena? Wszystkie są oczywiście olbrzymimi potworami, siejącymi wokół siebie zniszczenie. Jeśli ktoś ma ochotę przekonać się, jak to jest być budzącą postrach bestią, wystarczy zagrać w „King of Tokyo”.

Jakub Małecki

Król może być tylko jeden
[Richard Garfield „King of Tokyo” - recenzja]

Co łączy Godzillę, King Konga i Krakena? Wszystkie są oczywiście olbrzymimi potworami, siejącymi wokół siebie zniszczenie. Jeśli ktoś ma ochotę przekonać się, jak to jest być budzącą postrach bestią, wystarczy zagrać w „King of Tokyo”.

Dziękujemy sklepowi Rebel.pl za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.

Richard Garfield
‹King of Tokyo›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKing of Tokyo
Data produkcji2011
Autor
Wydawca IELLO
CyklKing of Tokyo
EAN3760175510328
Info2-6 graczy, od 12 lat
Cena119.95,-
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Japończycy uwielbiają gigantyczne potwory. Stolica Tokio stawała się areną ich walk w niezliczonych serialach, grach i komiksach. Wszystko zaczęło się od filmu „Godzilla – król potworów” wyprodukowanego w 1954 r. Co ciekawe początkowo tytułowa bestia miała być… gigantyczną ośmiornicą. Jeszcze wcześniej, bo w 1933 r. nakręcono w Stanach Zjednoczonych „King Konga”. Dziś dzieła te ogląda się z przymrużeniem oka, jednak w tamtych czasach efekty specjalne, jakie można było zobaczyć na ekranie, były szczytem ówczesnej techniki.
W grze „King of Tokyo” każdy wciela się w jednego z sześciu gigastworów i prowadzi walkę o panowanie nad miastem. Po wyborze postaci dostajemy jej figurkę oraz planszę, na której należy ustawić wskaźniki punktów życia na 10, a zwycięstwa na 0. Na środku stołu kładziemy główną planszę przedstawiającą Tokio z miejscem dla jednego potwora (w przypadku gry dla 2-4 osób) lub dwóch (przy 5-6 osobach). Obok układamy stos kart mocy, z którego należy odsłonić trzy.
Gracz w swoim ruchu rzuca sześcioma kośćmi, po czym ma prawo wszystkie lub tylko część z nich dwukrotnie przerzucić. Uzyskane wyniki wskazują czynności, jakie podejmie nasza bestia. Na poszczególnych ściankach znajdują się symbole ataku, energii, leczenia oraz numery 1/2/3. Cyfry pomagają w osiągnięciu zwycięstwa, przy czym należy wyrzucić co najmniej trzy takie same, by otrzymać punkty. Każdy symbol pioruna pozwala na pobranie kostki energii (którymi można m.in. płacić za karty), łapa – na atak i zadanie rany, a dzięki sercom odzyskamy utracone punkty zdrowia.
Bardzo istotny wpływ na grę ma fakt, że potwór znajdujący się w Tokio zadaje obrażenia wszystkim pozostałym, a monstra poza miastem atakują wyłącznie bestię w metropolii. Gdy osoba kontrolująca gigastwora w Tokio otrzyma rany, musi zadecydować, czy nadal chce tam pozostać, czy wpuści na swoje miejsce atakującego. Przebywanie w aglomeracji ma swoje plusy i minusy. Za każdym razem gdy zdobywamy nad nią panowanie, otrzymujemy jeden punkt, jeśli zaczynamy swoją turę w stolicy, to dodatkowe dwa punkty. Niestety tracimy także możliwość leczenia się, a więc nie da się tam przebywać w nieskończoność.
Po wykonaniu akcji związanych z rzutem, gracz ma możliwość zakupić odkryte karty, płacąc za nie odpowiednią ilością energii. Jeśli żadna z nich nie przypada nam do gustu, zawsze można je wymienić kosztem dwóch znaczników energii. Kart jest aż 66, a każda z nich daje nam unikalną moc. Dzielą się one na mające na nas trwały wpływ oraz działające jednorazowo w momencie wejścia do gry. Zdolności są naprawdę różne, a ich siła wzrasta proporcjonalnie do kosztu. Będziemy mieć możliwość m.in. rzucania dodatkową kością (gdy wyrośnie nam następna głowa), kolejnych przerzutów (np. w wyniku zwiększenia rozmiarów naszego mózgu) czy pochłaniania jednego obrażenia (w momencie nałożenia pancerza). Należy także dodać, że wśród kart znajdziemy liczne odniesienia do filmów klasy „z”, wiele z nich zostało potraktowanych bardzo humorystycznie, jak „On ma młode!”, „Zwrot akcji” czy „Powodujemy, że tylko rośnie w siłę!” .
Zawartość pudełka z grą
Zawartość pudełka z grą
Tak to się kręci, dopóki w grze nie pozostanie żywa tylko jedna bestia bądź gdy któraś zdobędzie dwadzieścia punktów zwycięstwa. Wszystko proste i klarowne. Zasady gry można wytłumaczyć w przeciągu dwóch minut. Niektórym trudność może sprawiać anglojęzyczny tekst na kartach, jednak wystarczy, że jedna osoba będzie je tłumaczyć na bieżąco w miarę ich pojawiania się na stole i problem z głowy. „King of Tokyo” to prawdziwy małpi gaj dla miłośników gier imprezowych. Figurki są duże, całość bardzo kolorowa i ciesząca oczy. W pudełku znajduje się bardzo dobrze zaprojektowana wypraska, dzięki czemu nic w środku się nie przesuwa. Rozgrywka jest dość krótka i przeważnie nie przekracza pół godziny, a ponadto na tyle emocjonuje, że zdarzało mi się grać po 3-4 razy z rzędu, a mimo to współgracze wołali o jeszcze. Jak przystało na przedstawiciela tego typu zabaw, gra nie za bardzo działa na dwie osoby. Pewnym mankamentem jest fakt, że czasem niektóre osoby mogą dość szybko odpaść z rozgrywki i pozostaje im wtedy tylko przyglądać się z boku. Nie przeszkadza to w niczym, gdyż sama obserwacja sprawia nie raz frajdę, gdy słyszy się pokrzykiwania zadowolenia prowadzących i widzi grymasy na twarzy tych, których szczęście opuściło. Cena gry wydaje się nieco zbyt wysoka w porównaniu z zawartością. W tym przypadku płacimy jednak bardziej za sam pomysł, a ten jest genialny w swej prostocie. Godziny zabawy i uśmiechy na obliczach znajomych zrekompensują nam ten wydatek z nawiązką.

Wrażenia z gry:

Kamil Sambor: Spodziewałem się ciekawszej rozgrywki. Jesteśmy potworami i powinniśmy siać radosną demolkę, a tu gra wymaga czasami bardzo ostrożnych i niebrawurowych zagrań, ba – wręcz trzeba się modlić, by nie wypadł nam atak i byśmy czasami nie byli zmuszeni wejść do Tokio i wystawić się na odstrzał z naszym niskim poziomem życia. Oczywiście jest mnóstwo zabawy podczas kupowania kart zmieniających właściwości stworów i tych chwil, gdy możemy cieszyć się z bycia królem Tokio i zadawaniem ran wszystkim jak popadnie, a czasami będziemy mogli rzucić pociągiem czy zjeść budynek. Dla takich momentów warto pograć w „King of Tokyo”. Dla mnie 70% z racji nie do końca wykorzystanego tematu, ale na pewno warto poturlać od czasu do czasu w tę prostą grę.

Justyna Lenda: Na początku zaintrygowało mnie to, że w tej grze na planszy jest tylko jedno pole, względnie dwa. Rzeczywiście mechanizm rozgrywki okazał się dość interesujący, dla przykładu: atak z miasta, który dosięga wszystkich przeciwników, wprowadza fajny rozmach, a humorystyczne karty są dodatkowym elementem odrobinę poszerzającym rozgrywkę. Gra jest losowa, ale to dodaje jej smaczku – nie oszukujmy się, kto wyobraża sobie gigantycznego potwora, który skrupulatnie przewiduje efekty swoich ataków. Z drugiej strony możliwe jest nieangażowanie się w bezpośrednie walki, a skupienie się na rzutach kośćmi. Moim zdaniem gra jest efektowna, prosta i przyjemna, zasługuje na 80%. Polecam miłośnikom kości, fanom Godzilli i jej pobratymców oraz wszystkim, którzy szukają atrakcyjnej i jednocześnie nieskomplikowanej pozycji.

koniec
16 marca 2012

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Zapiski niedzielnego gracza: Wolność i swoboda
Miłosz Cybowski

14 IV 2024

„Broforce” nie jest grą nową, ale lubię do niej wracać – ta brutalna platformówka nabija się z popkulturowych klisz w sposób podobny do filmowej serii „Expendables”. Robi to jednak o wiele lepiej. I zabawniej.

więcej »

Krótko o grach: Rodzina jest najważniejsza
Miłosz Cybowski

6 IV 2024

„Dziedzictwo: Testament Diuka de Crecy” jest jedną z tych gier, które w świetnym stylu łączą ze sobą temat z mechaniką. Rozbudowa drzewa genealogicznego naszej rodziny, aranżowanie udanych mariaży i dbanie o kolejnych potomków naprawdę wciąga.

więcej »

Erpegi ze starej szafy: Nie ma wody na pustyni
Miłosz Cybowski

17 II 2024

„Don′t Drink the Water” Matta Cuttera to solidna, nieskomplikowana przygoda, która świetnie oddaje klimat Martwych Ziem.

więcej »

Polecamy

Wyrzuty sumienia kanciarza

W świecie pdf-ów:

Wyrzuty sumienia kanciarza
— Miłosz Cybowski

Więcej, ciekawiej i za darmo
— Miłosz Cybowski

Starzy Bogowie nie śpią
— Miłosz Cybowski

Typowe miasto
— Miłosz Cybowski

Gnijący las
— Miłosz Cybowski

Roninowie pod zaćmionym słońcem
— Miłosz Cybowski

Księga wiedźmich czarów
— Miłosz Cybowski

Pancerni bez psa
— Miłosz Cybowski

Słudzy Pana Rozkładu
— Miłosz Cybowski

Mali, brzydcy i zieloni
— Miłosz Cybowski

Zobacz też

Tegoż twórcy

Jeszcze więcej potworów
— Agata Hanak

Złoto, złoto, złoto
— Jakub Małecki

Potwornie wciągająca gra
— Agata Hanak

Tegoż autora

Cnota umiaru
— Jakub Małecki

Coś dla koneserów
— Jakub Małecki

Escape room domowej roboty
— Jakub Małecki

Wielki spęd bydła
— Jakub Małecki

Gnom jaszczurowi wilkiem
— Jakub Małecki

Ukryte piękno
— Jakub Małecki

Precyzja w cenie
— Jakub Małecki

Po trupach do celu
— Jakub Małecki

W koło Macieju
— Jakub Małecki

Podnieś i dostarcz
— Jakub Małecki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.