Dziękujemy wydawnictwu FoxGames za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
‹Kostki zostały rzucone!›
Do ręki bierzemy garść dwunastu kości: sześć białych i sześć pomarańczowych. Na każdym boku kostek znajduje się inny symbol. Po rzuceniu nimi musimy wykazać się refleksem i spostrzegawczością, by zlokalizować znak, który występuje równocześnie w dwóch kolorach. Kiedy to zrobimy, krzyczymy szybko, co to za symbol i sprawdzamy, czy mieliśmy rację. Jeśli tak – dobra nasza: zabieramy wszystkie (czyli nie tylko te dwie różnokolorowe) kostki zawierające ten symbol. Następnie rzucamy pozostałymi sześcianikami i walczymy o kolejne zdobycze.
Runda toczy się do momentu, aż na wyturlanych kościach zabraknie powtarzających się symboli. W takiej sytuacji pierwsza osoba która to dojrzy i krzyknie „nie ma!”, zgarnia całą pozostałą pulę. Następnie zapisujemy wyniki (każda zdobyta kość to jeden punkt) i przystępujemy do kolejnej rundy. I tak trzy razy, a wygrywa ten, komu uda się zgromadzić najwięcej punktów.
Gra jest szybka i bezlitosna: jeżeli bowiem się pomylimy (wykrzykując symbol, który się nie powtarza), aż do końca rundy nie możemy nic mówić. Musimy zatem być nie tylko bystrzy, ale też unikać pomyłek. Jest to szczególnie trudne w grze na więcej osób, kiedy wszyscy z zacięciem pochylają się nad wyturlanymi kośćmi. Przestoje zdarzają się bardzo rzadko (zwykle wtedy, kiedy wszyscy po kilka razy po cichu sprawdzają, czy faktycznie mogą krzyknąć „nie ma!” i zgarnąć całą pulę) i na jedną partię wystarczy kilka minut.
Nie jestem też do końca przekonany, czy „Kostki zostały rzucone” nadaje się w pełni do rozgrywek między dziećmi i dorosłymi. Z jednej strony starsi o wiele szybciej potrafią dostrzec powtarzające się symbole, ale nie jest to wcale regułą i do zwycięstwa potrzeba zarówno spostrzegawczości, jak i odrobiny szczęścia. Dodajmy do tego, że gra, choć szybka, potrafi także szybko się znudzić i nie potrafi zatrzymać na dłużej. Warto dodać, że najmłodsi bardzo szybko znajdą inne zastosowania dla wszystkich tych kostek, choćby jako dodatek do już posiadanych
„Story Cubes”.
Przyznaję też, że w przeciwieństwie do „Voodoo”, stosunek ceny do frajdy sprawianej przez grę jest nieco niewspółmierny i dodatkowy wariant rozgrywki nie zmienia jej podstawowych cech, bo nadal musimy szukać powtarzających się symboli.