Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStar Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast
Data produkcji29 marca 2002
Producent Raven Software
Wydawca LucasArts
Dystrybutor Licomp Empik Multimedia
InfoWymagania sprzętowe: Pentium II 400MHz, 128MB RAM, 16 MB akcelerator 3D
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk

(Moc)ny produkt
[„Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Otworzyłem oczy… była noc. Powinno być ciemno… szum pracujących wiatraków komputera nieco mnie uspokoił.

Bartosz Kotarba

(Moc)ny produkt
[„Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast” - recenzja]

Otworzyłem oczy… była noc. Powinno być ciemno… szum pracujących wiatraków komputera nieco mnie uspokoił.

‹Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStar Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast
Data produkcji29 marca 2002
Producent Raven Software
Wydawca LucasArts
Dystrybutor Licomp Empik Multimedia
InfoWymagania sprzętowe: Pentium II 400MHz, 128MB RAM, 16 MB akcelerator 3D
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
SETI się liczy… wszyscy śpią… jest noc. Jednak cały czas coś mi nie pasowało. Spojrzałem na zegarek – 3:27. Tak, godzinę temu położyłem się do łóżka. Spałem snem sprawiedliwego, udało mi się wreszcie skończyć „Jedi Knight II”. Wskazówka zegara przeskoczyła na 3:30… Jest noc. Powoli, jakby zza mgły, docierały do mnie bodźce… W pokoju było jasno, w każdym razie zbyt jasno jak na 3:30. No i jeszcze ten dźwięk. Nienawidzę komarów. Tylko bzyczą i bzyczą. Coś było nie tak… Bzyczenie było zbyt intensywne, a jego źródło nie zmieniało swego położenia.
Odwróciłem głowę. Obraz, który ukazał się moim oczom, był absurdalny, to, co zobaczyłem, było po prostu niemożliwe.
– Wiem, myślisz pewnie w tej chwili, że to niemożliwe.
Milczałem. To musiał być sen.
– Wiesz, jak się nazywam, śledziłeś całą sytuację od wielu dni… – kontynuowała postać stojąca naprzeciwko mnie.
– Tak, ale przecież to nieprawda… To tylko gra… To rozrywka… – rozsądek protestował. To nie mogła być prawda!
– Ale, jak widzisz, stoję tu przed tobą i potrzebuję twojej pomocy. Zaginęła moja przyjaciółka…
– …Jan Ors – dokończyłem
– Właśnie, została porwana przez…
– …Desanna – ponownie dokończyłem, wciąż nie wierząc w to, co się właśnie działo. Zamknąłem oczy i po chwili je otworzyłem. Nic… nic się nie stało! Przede mną wciąż stał człowiek, który walczył po obu stronach tego mrocznego konfliktu. Początkowo oszukiwany przez Imperium, obwiniając Rebelię za śmierć rodziców, walczył po ciemnej stronie. Potem, kiedy odkrył, że prawdziwym mordercą był Dark Jedi – Jerec, przeszedł na stronę Rebelii i zaczął się szkolić na wojownika Jedi. Kiedy jednak ciemna strona prawie przeciągnęła go na stronę Imperium, oddał miecz świetlny Luke’owi Skywalkerowi na przechowanie i zawiesił działalność…
Stał przede mną Kyle Katarn – główny bohater gry, którą skończyłem kilka godzin temu. Ocknąłem się z zadumy…
Kyle, jakby nie zauważając kuriozalności zaistniałej sytuacji, kontynuował – Luke mówił, że jesteś prekognitą, że pomożesz. Jesteś nim?
– Taaak – moja odpowiedź była chyba najmniej przekonywającym przytaknięciem, jakie słyszałem. – Tak, jestem prekognitą, tak jakby. Można powiedzieć, że widziałem przyszłość.
Kyle skinął głową, jakby tylko na to czekał. – Widzisz, nie wiem, co dalej robić, a wiem, że czasu mam coraz mniej. Ona musi przeżyć…
– Ale przecież uratowałeś Jan… – zacząłem, ale natychmiast ugryzłem się w język. – Chciałem powiedzieć, miałem wizję, że ją uratujesz – dokończyłem, postanawiając grać narzuconą mi rolę.
Kyle wyraźnie poweselał, choć wciąż jego oblicze wyglądało na zatroskane.
– Zatem musimy już iść – powiedział i odwrócił się w kierunku lekko fosforyzującego błękitnego kręgu tworzącego, jak mogłem się domyślać, jakąś formę bramy. Ale między czym? Rzeczywistością a grą?
Za dużo grasz Bartoszu… za dużo, już ci się na mózg rzuca. Co może być po drugiej stronie? – zastanawiałem się, tępo wpatrując się w świecącą bramę.
Zwyciężyła ciekawość i po chwili przekroczyłem błękitny krąg w ślad za moim przewodnikiem.
Lekki zawrót głowy, chwilowa ciemność i już staliśmy pośrodku pokładu Doomgivera.
Stałem w pięknie wymodelowanym wnętrzu statku! Jak w grze… Rozejrzałem się, a przez głowę przewijały mi się sceny z gry, kiedy przechodziłem ten poziom. Potem przypomniała się notka prasowa przeczytana kiedyś na internetowej stronie gry: „gra wykorzystuje zmodyfikowany silnik Quake III Team Arena”. Faktycznie, wyglądało to wszystko pięknie. Do uszu docierała spokojna muzyka. To dziwne, ale Kyle jakby jej nie słyszał. Usłyszeliśmy szybkie kroki. Błysnął miecz i Kyle już biegł w kierunku nadchodzących szturmowców. Miecz, podobnie jak otoczenie, wyglądał bardzo efektownie otoczony delikatną niebieską poświatą; wypalał dziury w ścianach, kiedy mój towarzysz zahaczał nim o otaczające nas ze wszystkich stron stalowe płyty. Nagle sylwetka Kyle’a rozmyła się, a ja ledwo dostrzegałem jego ruchy. Po mniej więcej dwóch sekundach żaden z pięciu szturmowców nie stał już na nogach.
– Przyzwałeś moc prędkości? – zapytałem, choć byłem prawie pewien, że jej użył. Była ona jedną z ośmiu dostępnych w grze, zatem i tu zapewne z niej skorzystał.
– Oczywiście, jest bardzo przydatna w walce, szczególnie przeciwko poważniejszym przeciwnikom, nie takim jak ci… Wprawdzie usiłują walczyć, potrafią się czasem wycofać, skutecznie się ostrzelać, ale w porównaniu z Mocą…
– Nie mają szans – dokończyłem.
– Właśnie, nie mają szans. Stanowili większy problem, kiedy jeszcze nie opanowałem Mocy, kiedy nie miałem miecza, lecz teraz są jedynie ofiarami zła, którym nasączyło ich Imperium.
Faktycznie, przypomniałem sobie początki gry. Pierwsze pięć misji aż do porwania Jan wypełniała nieustająca strzelanina ze szturmowcami. Dopiero po odbyciu szkolenia w Akademii Jedi na Yavin i odzyskaniu świetlnego miecza gra nabrała tego gwiezdno-wojennego smaczku. Walki na miecze, używanie coraz potężniejszych mocy (każda z nich miała przecież trzy poziomy, a każdy następny sprawiał, że moce stawały się potężnym orężem w rękach wprawnego gracza). Właśnie Moc i doskonałe opanowanie walki mieczem sprawiały, iż gracz stawał się niezwykle groźnym przeciwnikiem nawet dla dużych oddziałów szturmowców i kilkuosobowych grupek Dark Jedi.
– Musimy zejść na niższy poziom – Kyle wyrwał mnie po raz kolejny z zadumy i obaj szybko pobiegliśmy w kierunku widocznej na końcu korytarza windy.
– Teraz uważaj po lewej, tam powinna być wieżyczka – powiedziałem, a oczy Kyle’a wyraźnie zadawały pytanie, skąd to wiem.
– Pamietasz? Prekognita…- przypomniałem, licząc na to, że Kyle zaakceptuje to wytłumaczenie. Nagle muzyka nabrała tempa i stała się bardziej dynamiczna. Doskonale dopasowana, nieprzeszkadzająca, oddająca klimat uniwersum Gwiezdnych Wojen – taka była muzyka w grze, tu wydawała się jeszcze potężniejsza, a jej moc dodałaby skrzydeł nawet najtchórzliwszym wojownikom. Zmiana dynamiki sugerowała, że zaraz coś się stanie…
– Uważaj – powiedziałem i z lekkim niepokojem zacząłem się rozglądać.
– Wiem, wieżyczka.
– Nie, to nie to… Możliwe, że jest tu gdzieś jakiś Dark Jedi – tłumaczyłem, rozglądając się jednocześnie w poszukiwaniu jakichś oznak zbliżającego się niebezpieczeństwa.
W tym momencie wypadł zza rogu napastnik z czerwonym mieczem świetlnym. Kyle błyskawicznie zaatakował Mocą, rzucając przeciwnika o ścianę, a następnie szybko doskoczył do niego i zadał kilka szybkich pchnięć. Tamten najprawdopodobniej chciał zastosować duszenie i, niczym Lord Vader w filmie, osłabić tym mojego towarzysza. Pchnięcie na ścianę skutecznie wybiło mu to z głowy, a prędkość, z jaką poruszał się Katarn, stawiała teraz przeciwnika w bardzo niekorzystnej sytuacji.
Kyle walczył najprawdopodobniej stylem niebieskim, przynajmniej tak był on określany w grze. Był to jeden z trzech stylów. Niebieski charakteryzował się szybkimi, acz lekkimi uderzeniami, czerwony powolnymi, lecz niezwykle silnymi, a żółty stanowił formę pośrednią ich obu. Szybki piruet i kolejne uderzenie Kyle’a trafiło w cel. Przeciwnik jednak trzymał się całkiem nieźle, a przed moimi oczami migały tylko dwa miecze, rozświetlając korytarz i krzesząc skry na wszystkie strony przy każdym spotkaniu obu ostrzy. Po kolejnej wymianie ciosów Kyle szybko odskoczył, przebiegł po ścianie i, odwracając się, zaatakował napastnika mocą przyciągania. Ten, lekko zdezorientowany, poddał się Mocy i teraz zmierzał w kierunku Kyle’a z dużą szybkością, zupełnie nie kontrolując swego lotu. Wiedziałem, że jest zgubiony. Szybki piruet i Kyle praktycznie zdekapitował w powietrzu lecącego przeciwnika.
Patrzyłem z podziwem na rozgrywający się przede mną pojedynek. Różnorodność ciosów, kombinacji, piruetów i przedziwnych figur – imponowała. Kyle doskonale opanował sztukę szermierki mieczem świetlnym. I znów przed oczyma stanęły mi liczne pojedynki rozegrane przeze mnie w grze. To właśnie one stanowiły o tym, że” Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast” był pozycją, która przykuwała na wiele godzin do komputera. Tryb single player, a tym bardziej multi, sprawiał, że gracz wciąż chciał rozgrywać kolejne pojedynki, unicestwiając wrogów przy pomocy miecza i potężnej Mocy.
Znów biegliśmy, a ja czułem się coraz bardziej zmęczony. Wiedziałem, że niedługo czeka nas spotkanie z niebezpiecznym przeciwnikiem. Gdzieś w czeluściach tego statku czaił się admirał Fyarr, jeden z najpoważniejszych wrogów w całej grze, a zatem zapewne i tutaj. Kolejne korytarze, kolejni przeciwnicy. Kyle praktycznie nie korzystał z innej broni niż miecz. Mimo że, jak przypuszczałem, miał dostęp do co najmniej kilku typów broni palnej, granatów itp., mój towarzysz pozostawał wierny „broni białej”. Im więcej czasu spędzałem z Katarnem, tym bardziej się przekonywałem, że ta rzeczywistość pokrywa się z realiami gry komputerowej firmy Raven Software ukończonej przeze mnie tejże nocy. Różnego rodzaju strzelby laserowe, pociski energetyczne i cały ten arsenał był niczym w porównaniu z mieczem. W rękach wprawnego Jedi stawał się bronią ofensywną i defensywną. Odbijanie pocisków przeciwnika i kierowanie ich w niego samego było na porządku dziennym tak w mojej grze, jak i w codzienności Kyle’a.
Kolejne pomieszczenie pełne trupów zostało za nami. Kolejne małe zwycięstwo w tej wojnie. I znów pomyślałem o materiałach wyczytanych na jakimś WWW: 24 misje, 8 różnych światów, Kyle zapewne już odwiedził większość z nich. Był już w Bespin (zwanym Miastem w Chmurach), musiał być też na bagnistym Yavin, skoro przeszedł szkolenie w akademii Jedi. Czekał go jeszcze powrót do tego miejsca. Dreszcz przeszedł mi po plecach na samo wspomnienie morderczego wyzwania, z którym ten biedak musiał się jeszcze zmierzyć. Pięknie wymodelowane bagniste Yavin, pojedynki z Dark Jedi i na końcu…
– A więc jesteś!!! – głośny krzyk wyrwał mnie z zadumy, a ja z przerażeniem zorientowałem się, że dotarliśmy do momentu spotkania z krzyczącym właśnie do Kyle’a admirałem Fyarrem. Pojedynek rozpoczął się niemal natychmiast. Katarn uwijał się jak w ukropie, lecz admirał wciąż naciskał, wykorzystując pole siłowe, które otaczało jego zbroję. Kyle skoczył, uchodząc poza zasięg admirała. Nagle stałem się jedynym przeciwnikiem dla rozwścieczonego oficera Imperium. Przez moją głowę przebiegła jedna myśl – to koniec!
Nie miałem broni, a nawet gdybym miał, bez użycia Mocy nie miałem najmniejszych szans próbować się z tym mocarzem. W oddali usłyszałem miarowe piszczenie. To chyba jakiś sygnał alarmowy wyłączonego przez Katarna pola siłowego statku. Fyarr zbliżył się do mnie i wiedziałem, że za momencik jego wielkie opancerzone ręce, uwalniając potężny ładunek elektryczny, zakończą mój byt. Usłyszałem krzyk Kyle’a nadlatującego z lewej strony. Próbował uniemożliwić admirałowi atak. Niestety, było za późno. Poczułem przepływającą przez moje ciało elektryczność, a potem została już tylko ciemność. I ten miarowy piszczący alarm…
Budzik darł się wniebogłosy, jakby chciał obwieścić nie tylko mnie, ale i wszystkim moim sąsiadom, że zaraz spóźnię się na zajęcia…
koniec
1 grudnia 2002

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Zapiski niedzielnego gracza: Wolność i swoboda
Miłosz Cybowski

14 IV 2024

„Broforce” nie jest grą nową, ale lubię do niej wracać – ta brutalna platformówka nabija się z popkulturowych klisz w sposób podobny do filmowej serii „Expendables”. Robi to jednak o wiele lepiej. I zabawniej.

więcej »

Krótko o grach: Rodzina jest najważniejsza
Miłosz Cybowski

6 IV 2024

„Dziedzictwo: Testament Diuka de Crecy” jest jedną z tych gier, które w świetnym stylu łączą ze sobą temat z mechaniką. Rozbudowa drzewa genealogicznego naszej rodziny, aranżowanie udanych mariaży i dbanie o kolejnych potomków naprawdę wciąga.

więcej »

Erpegi ze starej szafy: Nie ma wody na pustyni
Miłosz Cybowski

17 II 2024

„Don′t Drink the Water” Matta Cuttera to solidna, nieskomplikowana przygoda, która świetnie oddaje klimat Martwych Ziem.

więcej »

Polecamy

Wyrzuty sumienia kanciarza

W świecie pdf-ów:

Wyrzuty sumienia kanciarza
— Miłosz Cybowski

Więcej, ciekawiej i za darmo
— Miłosz Cybowski

Starzy Bogowie nie śpią
— Miłosz Cybowski

Typowe miasto
— Miłosz Cybowski

Gnijący las
— Miłosz Cybowski

Roninowie pod zaćmionym słońcem
— Miłosz Cybowski

Księga wiedźmich czarów
— Miłosz Cybowski

Pancerni bez psa
— Miłosz Cybowski

Słudzy Pana Rozkładu
— Miłosz Cybowski

Mali, brzydcy i zieloni
— Miłosz Cybowski

Zobacz też

Tegoż autora

Powrót księcia
— Bartosz Kotarba

Piraci: Przed monitorem pod czarną banderą
— Bartosz Kotarba

Cisza i mrok
— Bartosz Kotarba

Koszykarskie święto
— Bartosz Kotarba

Wsteczny przełom
— Bartosz Kotarba

Cierń i duch
— Bartosz Kotarba

Łowca z otchłani
— Bartosz Kotarba

Cywilizowany produkt
— Bartosz Kotarba

Mroczna atmosfera
— Bartosz Kotarba

Wreszcie coś się ruszyło
— Bartosz Kotarba

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.