Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marek S. Huberath
‹Vatran Auraio›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułVatran Auraio
Data wydania10 lutego 2011
Autor
Wydawca Wydawnictwo Literackie
ISBN978-83-0804-569-5
Format500s. 123×197mm
Cena44,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Vatran Auraio

Esensja.pl
Esensja.pl
Marek S. Huberath
« 1 2

Marek S. Huberath

Vatran Auraio

20.
Termin vyleta Ajfrid wyliczył na podstawie notatek i położenia słońca. Co warte rachunki, skoro każdy nocelj jest cieplejszy od poprzedniego, lodowce się cofają, a miejscowe życie coraz wcześniej wraca do doliny…? Kiedyś żylet skończy się klęską, jeśli on sam albo ktoś z jego następców nie znajdzie dokładniejszych reguł. Jante uznał, że Ajfrid powinien przespać we wsi trzy noce poprzedzające vylet. O tej porze pióra mogły nie ochronić przed agresywnymi organizmami. Jednak odmowa gościny byłaby obrazą. Za dnia krył się więc w piwniczce koło vyletan bazinu albo wychodził wysoko w dolinę. Dotarł aż pod Prvni Urav. Przystanął przy białej, suchej wancie. Pewnie każdy tutaj przysiadał, bo tylko tego jednego miejsca nie pokrywała gęsta szara poduszeczka organizmów. Szorstki kamień był wygrzany słońcem. Styrman wyrywał się białą strugą spomiędzy wąskiej skalnej bramy i spadał niemal pionowo w dół, burząc się i pieniąc. Pod wieczór oszalała woda waliła z hukiem, jakby chciała rozerwać ciasne skalne łożysko. Chłodna orzeźwiająca mgła niosła się od wodospadu. Ajfrid przetarł dłonią twarz. Tu było bezpieczniej: może zimno, ale czysto. Poniżej wodospadu nurt zwalniał, rozlewał się wśród ciemnych głazów. Na jednym z nich przysiadła ptyca. Śnieżnobiałe zwierzątko rozłożyło na boki wszystkie pary wąskich, puszystych skrzydełek, jedną przy drugiej; opuściło głowę, a czułki przycisnęło do ciała, dzięki czemu przypominało formą białą literę „te”.
– Co ty tu robisz tak wcześnie? – powiedział do niej. „Może przetrwała w jakiejś norce cały nocelj? Mało jest zimujących stworzeń. Ovaja zimują. Czyżby ta kruszynka zaliczała się do wyjątków?”, pomyślał. Znieruchomiała ptyca chwilę grzała się do słońca. Zaraz jednak ożywiła się i tylnymi odnóżami już przeczesywała pierzaste skrzydła. Przy kolejnych ruchach biały puch opadał przygnieciony i zaraz znowu się podnosił. Skrzydełka były wystrzępione, na tułowiu brakowało sporo futerka. Przeświecała błyszcząca brązowa skóra. Zadowolona Tyca pokręciła głową w prawo i lewo, ukazując duże, opalizujące w słońcu modre oczy, i zaraz rozpostarła skrzydła na pełną rozpiętość, a potem ułożyła je w dwa wachlarzyki. Miała ich cztery pary. Pokrytym białymi włoskami odwłokiem poruszała w górę i w dół, nerwowo powęszyła witkowatymi czułkami i zerwała się do lotu. Zatoczyła w powietrzu jeden łuk, potem drugi i zniknęła między kamieniami rozlewiska Styrmana. Długo jej nie było widać.
Ptyci nie nurkują”, pomyślał zaciekawiony.
Poszedł w ślad zwierzątka, skacząc z wanty na wantę. Ptyca energicznie przechadzała się nad samą wodą i coś starannie zbierała z brunatnej płycizny przy brzegu. Wybierała jedną po drugiej brunatne drobinki, przednimi łapkami unosiła przed oczy, a następnie wsadzała do pyszczka. Posilała się bardzo szybko, co chwilę bacznie się rozglądając. Obie pary głaszczków ruszały się rytmicznie, odwłok rozdymał się i kurczył w takt oddechów. Dojrzała zbliżającego się Ajfrida i zerwała do lotu. Zaraz przysiadła po drugiej stronie Styrmana. „Bjali ptyci są mięsożerne?”, zdziwił się. „Cóż ona tam znalazła?”
Brunatna ławica była złożem martwych czerwonych drobinek. Straciły kolor i śmierdziały serem. Ptyca żywiła się wysokobiałkową, rozkładającą się masą. Niestety, oprócz martwych organizmów w innych miejscach rozlewiska odłożyły się całe kolonie żywych czerwonych drobinek. Niektóre przypominały bąble, podnoszone wydzielanymi gazami. Już tak wysoko woda Styrmana została skażona. Nawet wdychanie pyłu wodnego pod Prvni Uravam mogło zaszkodzić.
Ajfrid wrócił na przyjazny kamienny fotelik i wystawił się do słonka. Pióra wzięły się energicznie do pracy i wkrótce poczuł się posilony. Nagle coś zasłoniło mu światło. Zaskoczony wzdrygnął się, jednocześnie otwierając oczy.
– Ach, to ty…! Chodzisz po lodowcu?
– Do lodowca daleko – odpowiedziała Alica. – Byłam tylko przy Dlni Jazyru. – Miała na sobie zielony wyszywany kubraczek i pasiastą spódnicę do pół łydki. Włosy spięła chustką, żeby wiatr ich nie targał.
„Pożyczają sobie z Braborką ubrania?”, pomyślał ubawiony.
– A ja zbieram łopatą ser z czerwonych ziarenek. Będzie na zimę, a na razie nakarmię ptyci, jeśli jakie tu przylecą. Rzecz jasna łopatą moich myśli.
– Trudno odpowiadać, gdy tak żartujesz.
– To obowiązek. Auraio powinien mówić zagadkami.
– Jeśli ludzie się poznawają, powinni rozmawiać o zrozumiałych dla dwojga, wspólnych rzeczach, a nie nabierać się nawzajem – skarciła go.
– Ty mnie poznajesz?
– Rozmowa powinna służyć poznawaniu się. Ja poznaję różnych ludzi.
– Tak.
– Nie siedź tu długo, wracaj do wsi, bo cię dorwie jaki porok, a bez ciebie wszyscy przepadniemy – rzuciła i znikła na ścieżce tak nagle, jak się pojawiła.
Spojrzał za nią z uśmiechem. „Strofuje, a jednocześnie aż tak chwali”, pomyślał.

Ucieczki z osady nie pomogły. W drugim dniu infekcja zaatakowała. Dostał gorączki, głowa puchła, a z nosa się lało. „Ileż razy trzeba im powtarzać, że miejsce auraio jest na Prevaju?”, myślał gderliwie. „Byle tylko na tym się skończyło”
• • •
69.
Alica przespała noc przykryta cienkim pledem. Długo nie mogła usnąć. W mroku snuły się szare postaci. Wyszły jednak z półsnu, nie z urojeń. Potem znikły. Zmarzła nad ranem, nie mogła dospać poranka. Ajfrid długo rozmyślał, niepokój nie pozwalał zasnąć. Mieli przekroczyć próg bez powrotu. Alica zmieni się w inną istotę.
– Kiedy zaczniemy? – spytała.
– Po jedzeniu. A teraz pochodź sobie na golasa. Przyzwyczaj się, że od dzisiaj już tylko tak będziesz chodzić.
– Przyzwyczaiłam się już wcześniej. Zresztą ty wyglądasz na grubo odzianego. Mojej nagości też nikt nie zauważy.
– To odczucie jakby futra, nie odzieży. Trzeba garścią podnosić pióra do góry.
– Przyjemne odczucie?
– Z początku to morderczy ból, swędzenie nie do zniesienia, wysoka gorączka. Podobno może zabić. Potem boli mniej, a jak pióra wyrosną, to przyjemne uczucie. Kiedy zaś pióra cię karmią, to już reakcja skóry zadziwia. Nie wszyscy to lubią.
– A ty?
– Ja polubiłem. Jakby skóra rozgrzewała się miejscami, potem stygła i znowu rozgrzewała się, a pod skórą przepływał prąd, niby nurt Stryrmana.
– Taki zimny?
– Właśnie. No, bierzmy się do roboty.
Alica spojrzała z obawą.
– Właśnie tym przyrządem?
– Znalazłaś go przecież.
– To może zrobić dziury głębokie na paznokieć.
Pokręcił głową.
– Na dwa, najwyżej na trzy milimetry.
– Ale ranę można okropnie rozerwać.
– O, tym się ustawia ostrza na średnicę pióra, a one mają po trzy, najwyżej cztery milimetry średnicy. To nie są duże rany, ale i tak bolą nieznośnie. Raczej pieką, niż bolą.
– To ty go czyściłeś z rdzy, nie Braborka?
– Tak.
Patrzyła w milczeniu. Jednak jej wzrok pozostał badawczy, przenikliwy, nie uciekał w głąb myśli, w chorobę.
– Dalej się mnie boisz?
– Z początku bałam się ciebie. Teraz już nie. No, może trochę. Jesteś stary, wiesz wszystko.
– Różni nas tylko jeden nocelj. Poza mną ty tutaj jesteś najstarsza.
– Ale to nie to samo.
– Ciebie pewnie też się już boją.
– Nie muszą.
– Mnie też nie.
– Ale ty jesteś vatran auraio.
– Bierzmy się do roboty. Od jutra ty będziesz vatran auraica i na pewno ciebie też wszyscy będą się bali.
– To chyba nigdy nie będzie to samo. Pamiętam przecież, jak byłeś vyletnikam i chodziłeś z Gatą, a ja byłam ledwie patnocljnicu, na którą nawet nie spojrzałeś.
– Już mi kiedyś to mówiłaś. Po prostu przyzwyczaj się, że jest już inaczej.
koniec
« 1 2
3 stycznia 2011

Komentarze

07 I 2011   22:29:06

Super wiadomosc. Huberatha smiało można kupować w ciemno (nie psując sobie zabawy czytając jakies fragmenty).
Nigdy nie schodzi poniżej pewnego, wysokiego poziomu.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Czerwiec 2015
— Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek

Człowiek składa jaja tylko raz
— Mieszko B. Wandowicz

Tegoż twórcy

Sympozjum ostateczne
— Konrad Wągrowski

Balsam dojrzałej lektury
— Marcin Zwierzchowski

Sekretarz Diabła
— Magdalena Sperzyńska

Łamigłówki Marka S. Huberatha
— Magdalena Śniedziewska

Pierwszy czytelnik
— Artur Długosz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.