Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adam LeBor
‹Protokół budapesztański›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułProtokół budapesztański
Tytuł oryginalnyBudapest Protocol
Data wydania8 czerwca 2011
Autor
PrzekładMaria Kabat
Wydawca Sonia Draga
ISBN978-83-7508-341-5
Format450s.
Cena39,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Protokół budapesztański

Esensja.pl
Esensja.pl
Adam LeBor
« 1 2 3 »

Adam LeBor

Protokół budapesztański

Ręka Miklosa uginała się pod ciężarem srebrnej tacy, wypełnionej kieliszkami szampana. Pękała mu głowa, serce waliło jak oszalałe, kolana pulsowały z bólu, jednak starał się koncentrować tylko na swojej pracy. Kolację serwowano w piwnicy hotelu Savoy. Na ścianach wisiały ciężkie, czarne zasłony. Wszędzie paliły się świece, a ich wosk kapał na obrusy. Pianista grał fragmenty Wesołej wdówki Ferenca Lehara, ulubionej operetki Hitlera. W chłodnej sali przebywało około dwudziestu osób. Niektórzy mieli na sobie czarne mundury SS, inni szare, wojskowe, wielu było też ubranych po cywilnemu. Kobiety drżały z zimna w cienkich koktajlowych sukienkach. Nieco z boku, z dala od towarzystwa, stało dwóch mężczyzn w garniturach. Nie pili szampana. Ich akcent wskazywał, że pochodzili z Zurychu.
Miklos przystanął obok słynnej budapesztańskiej aktorki, rudowłosej, w błękitnej jedwabnej sukni. Rzuciła Miklosowi zdziwione spojrzenie, dwoma łykami opróżniła kieliszek szampana i natychmiast wzięła następny, nerwowo rozglądając się wokół.
Kierownik sali skinął na Miklosa. Inni kelnerzy zaczęli wnosić potrawy. Aladar Nagy, kamerdyner rodziny Farkasów, zajmujący się ich miejską rezydencją, piętnastopokojową willą w alei Andrássyego, był niskim, grubawym mężczyzną o okrągłej twarzy i brązowych oczach.
– Powinna cię pamiętać. Nieraz obsługiwałem ją przy kolacji w twoim domu – wymamrotał.
– Tak. Kiedy jeszcze mieliśmy dom. – Miklos uśmiechnął się ponuro.
Willa rodziny Farkasów została zarekwirowana przez Niemców w marcu, dzień po rozpoczęciu inwazji. Nagyego zwolniono, szybko jednak znalazł nową posadę w hotelu Savoy. Tam załatwił Miklosowi pracę kelnera. Dzięki temu Miklos miał dostęp do dobra, które w zimie w Budapeszcie miało największą wartość – jedzenia.
– Co z twoim ojcem? – spytał Aladar.
Baron Lajos Fakras, przyjaciel – jak mu się niegdyś zdawało – admirała Horthyego, został aresztowany po tym, jak przejęto jego dom i od tamtej pory słuch po nim zaginął. Rodzina otrzymała wprawdzie kilka tygodni później pocztówkę z Austrii, z miejsca zwanego Mauthausen, jednak nie była ona napisana jego ręką.
– Żadnych wieści. – Pokręcił głową Miklos.
– A Ruth?
Miklos uśmiechnął się.
– Żyje, chociaż czasem zastanawiam się, jakim cudem. Za każdym razem, kiedy przynoszę jej coś do jedzenia, ona zaraz to rozdaje innym. A jak u twoich?
– Wysłali mi syna na front – powiedział Aladar łamiącym się głosem – Szesnastoletni chłopak. Dali mu karabin z pierwszej wojny światowej. A on przecież w życiu nie strzelał. Jego matka ciągle płacze.
Miklos pokręcił głową i położył dłoń na ramieniu Aladara. Po chwili znowu zaczął krążyć pomiędzy gośćmi. Powietrze było gęste od papierosowego dymu, zapachu perfum i oparów alkoholu. Pokój wypełniał głośny, lekko histeryczny śmiech. Miklos przyglądał się kobietom i mężczyznom obżerającym się przy stole. Poczuł, że ślina napływa mu do ust. Podano gęsie wątróbki, chrupiące smażone ziemniaki, pieczone kaczki z warzywami, grube befsztyki w kremowym sosie z zielonym pieprzem. Pomiędzy naczyniami z jedzeniem stały butelki znakomitego wina. A w miejscu oddalonym stąd o zaledwie minutę marszu znajdowali się ludzie będący o krok od śmierci głodowej.
Pułkownik Vautker przywołał go skinieniem ręki, po czym nalał sobie duży kieliszek czerwonego wina.
– Cóż, niebawem będą tu pewnie Rosjanie. Szepniesz o mnie dobre słówko? Opowiesz im, jak cię uratowałem przed strzałokrzyżowcami? Może mi się to przydać.
– Oczywiście, proszę pana. Pomogę, jak tylko będę mógł – przytaknął, zachowując kamienny wyraz twarzy.
Vautker zwrócił się do rudowłosej aktorki siedzącej obok niego, a ona uśmiechnęła się zachęcająco, kiedy położył rękę na oparciu jej krzesła.
Miklos wycofał się do hotelowej kuchni. W pomieszczeniu było gorąco, duszno, śmierdziało tłuszczem i gotowanymi potrawami. Ściany zaczęły falować – Miklos czuł, że jeszcze chwila, a zemdleje. Nalał sobie szklankę wody i usiadł, czekając, aż goście skończą posiłek i zaczną, jak zwykł mawiać pułkownik Vautker, „prowadzić wieczorne interesy”. Drzwi sali zostały zamknięte po tym, jak wyszli z niej kelnerzy, niosąc na tacach resztki z kolacji. Miklos sięgnął po kaczą nóżkę, niemal nietkniętą. Jednak chudy, zgarbiony człowieczek sprzątnął mu ją sprzed nosa i z tryumfującym wyrazem twarzy wsadził do kieszeni.
Coś w nim pękło. Miklos poderwał się gwałtownie, zaciskając prawą pięść. Chudy chwycił kuchenny nóż. Aladar stanął pomiędzy nimi. Położył dłoń na piersi Miklosa, a drugą rękę wyciągnął w stronę chudego mężczyzny – ten posłusznie oddał mu nóż.
– Wystarczą nam te walki, które rozgrywają się na zewnątrz – powiedział Aladar. – Tu nie będziecie się bić, jeśli chcecie przyjść na kolejną zmianę. A teraz podajcie sobie dłonie na zgodę.
Zrobili tak, jak im kazał. Aladar wziął Miklosa pod ramię i odszedł z nim na bok.
– Nie martw się. Starczy i dla ciebie. Chodź.
Aladar podziękował reszcie obsługi i polecił im rozejść się do domów. Każdemu dał pakunek z resztkami. Miklos zrobił trochę miejsca na stole i usiadł do posiłku, składającego się z kurczaka i ziemniaków. Przeżuwał każdy kęs powoli i dokładnie. Jego żołądek, przywykły do jedzenia w getcie, z trudem trawił takie rarytasy. Aladar nalał sobie i jemu po kieliszku czerwonego wina.
– Jak myślisz, ile jeszcze czasu im zostało? – zapytał.
– Niewiele, dzięki Bogu. Rosjanie otoczyli miasto. Nie brakuje im amunicji, jak słychać. Odcinają kolejne drogi zaopatrzenia Niemcom. Słyszałem, że niektórzy generałowie rozważali kapitulację, ale Hitler im na to nie pozwala. Strzałokrzyżowcy uciekają na zachód. Rosjanie zajmują miasto, dom po domu, pokój za pokojem. To kwestia tygodni, może dni.
Aladar pokiwał głową.
– Nie pałam miłością do komunistów, chciałbym jednak, żeby to wszystko już się skończyło i żeby mój syn wrócił do domu. Co zrobicie, kiedy Ruscy tu dotrą?
Miklos wzruszył ramionami.
– Spróbujemy odbudować nasze życie.
– Zostaniesz tu? Po tym wszystkim?
– Oczywiście. Przecież jesteśmy Węgrami – odparł Miklos, ostrożnie nabijając na widelec kawałek kurczaka i ziemniaczany talarek. – Ale co wyprawiają ci szaleńcy? Przyjęcie, w takiej chwili?
– Tak, to dziwne. Ci dwaj Szwajcarzy w garniturach przyjechali kilka dni temu. – Aladar zrobił krótką pauzę. – Dzisiaj rano mieliśmy niezłe przedstawienie. Musieliśmy wywrócić cały hotel do góry nogami.
– A to dlaczego?
– Zginęły jakieś ważne dokumenty. Garniaki dostały ataku histerii.
– I co, odnaleziono je? – zapytał Miklos.
Aladar uśmiechnął się i dolał mu wina.
– Pij, pij. Niedługo zostanie już tylko wódka.
Rozdział 1
Budapeszt, zima, czasy współczesne
Alex Farkas poderwał się gwałtownie na łóżku, nagle obudzony ze snu. Był mokry od potu, a serce biło mu jak oszalałe. Leżał w półmroku, próbując uspokoić oddech, wsłuchując się w odgłosy z ulicy.
– Czemu mnie obudziłeś? Miałam taki ładny sen – usłyszał pełen pretensji zaspany kobiecy głos. – Krzyczałeś, coś się stało?
Alex usiadł na łóżku i potrząsnął głową, próbując odegnać od siebie senne wizje.
– Nie, nic, w porządku – odpowiedział, w myślach tłumacząc sobie jednocześnie, że to już nie jest sen, że to się dzieje naprawdę. Jej ciepłe ciało obok jego, jej potargane blond włosy.
Zsofi Petcsardy przeciągnęła się i oparła na łokciu, aby przyjrzeć mu się dokładniej. W jej zielonych oczach było widać niepokój.
– Nie wyglądasz za dobrze. Wyglądasz tak, jakbyś właśnie zobaczył ducha – to mówiąc, odwróciła się po butelkę wody mineralnej stojącej przy łóżku i podała mu ją. Woda była ciepła i niezbyt świeża, mimo to wypił ją duszkiem.
Spojrzał na zegarek.
– Dzięki. Zsofi, przepraszam, ale o ósmej wieczorem muszę być w Kulturze, a potem spotykam się z dziadkiem, więc…
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
– To tak mi się odwdzięczasz za to, że się tobą opiekuję?
Wyrzucasz mnie?
– Jeśli chcesz, możesz tu na mnie poczekać – zaproponował, całując ją w czubek głowy.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.