WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Neonowy Dwór |
Tytuł oryginalny | The Neon Court |
Data wydania | 17 czerwca 2011 |
Autor | Kate Griffin |
Przekład | Michał Jakuszewski |
Wydawca | MAG |
Cykl | Matthew Swift |
ISBN | 978-83-7480-216-1 |
Format | 448s. 135×202mm |
Cena | 39,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Neonowy DwórKate Griffin
Kate GriffinNeonowy DwórZawahała się. A potem wsunęła dłoń w moją rękę. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek przedtem dotknął ciała psychopatycznej suki. – Dokąd pójdziemy? Uniosłem głowę. Podążyła za moim spojrzeniem. Coś przeleciało nad nami i przez chwilę nie padał na nas deszcz. Usłyszeliśmy stukot kropel uderzających o plastik. Przytuliłem Odę i poczułem, że deszcz znowu zaczął lać na moją zwróconą ku górze twarz, zmywając warstwę sadzy. Kobieta oddychała szybko i płytko, ale nie odsunęła się ode mnie. Usłyszałem deszcz tłukący o skórę bębna szelest plastiku powietrze poruszane potężnymi skrzydłami i zobaczyłem to, gdy blask ognia padł na jego brzuch. Sunęło ku nam po niebie, powolne, ociężałe i niepowstrzymane jak tankowiec zsuwający się z góry. Skrzydła miało utkane z bieli, oranżu i błękitu, z jego uchylonego dzioba wypadały rozwijające się wstęgi plastiku. Było większe od orła, ale mniejsze od odrzutowca, szersze niż autobus i dłuższe niż samochód. Gdy opadało ku nam, zauważyłem, że z jego brzucha zwisają luźne plastikowe uchwyty, a skóra faluje i łopocze na wietrze. Napisano na niej:… dla mam, które… …każdego pensa… …dziękujemy za zakup w… …najwyższa jakość… …pamiętaj o recyklingu plastikowych opakowań… Jego skrzydła składały się z wydętych reklamówek, podobnie jak reszta ciała, zwiniętych z przodu jak płaty nośne samolotu i skierowanych do tyłu szeroko ziejącymi otworami. Ów więcej niż orzeł zbliżał się ku nam, wyciągając szpony z plastiku. Usłyszałem, że Oda zaczerpnęła głośno tchu. Wyciągnąłem rękę i poczułem, że sucha powierzchnia toreb musnęła moje palce. Złapałem za uchwyt i wsunąłem w niego nadgarstek. Oda zrobiła to samo. Uniosłem się w górę tak gwałtownie, że myślałem, że ręka wyrwie mi się ze stawu barkowego. Uderzyłem kolanami o otaczającą dach barierkę, tak mocno, że aż zakręciłem się wkoło pod wpływem impetu. Plastik wpijał mi się w skórę. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mi dreszcz. Zamknąłem odruchowo oczy, ale gdy świat umknął nam spod stóp, otworzyliśmy je znowu. Nad czarną przepaścią majtały dwie pary nóg. Na dole migotały niebieskie światła. Wszyscy strażacy zwracali głowy w stronę ognia, nikt nas nie zauważył. Pożar ogarnął cały wieżowiec. Budynek spłonie doszczętnie. Płomienie buchały z okien jak bluzgi z ust satanisty. Dotarły już na parter i na najwyższe piętro. Gmach zaczynał się powoli przechylać, zapadać się w miejscu, gdzie zaczął się pożar, jakby był zbyt zmęczony, by walczyć. Zginie. Ogień go pochłonie, nie pozostawiając niczego oprócz czarnych kości. Widziałem, że w oknach na niższych piętrach metal żarzy się czerwonym blaskiem. Żaluzje wyginały się pod wpływem gorąca. Widziałem baraki budowlane i znaki ostrzegawcze ustawione wokół placu. Potem wzbiliśmy się wyżej, niesieni przez przywołanego przeze mnie orła z plastikowych toreb. Mknęliśmy pod prąd deszczu, unosząc się na buchającym od budynku cieple. Widzieliśmy rozpościerające się pod nami miasto, galaktykę świateł, nieskończoność wolframowych gwiazd rozsianych na ściągniętym na dół niebie, płynące rzeki czerwonych świateł hamulcowych oraz białych reflektorów, srebrne błyski sypiące się spod kół pociągu, horyzont cienia w miejscu, gdzie nocne niebo spotykało się z nocnym miastem, czystą, świetlistą magią miasta nocą, tak piękną, że moglibyśmy stanąć w płomieniach od jej mocy, i zobaczyliśmy… Zobaczyłem na dachu jakąś postać. Plastikowy orzeł obracał się powoli w powietrzu, jak palce harfistki poruszające się po strunach. Płonący mężczyzna wybiegł z drzwi. Płomienie trawiły jego stary wystrzępiony wełniany kapelusz, brudny płaszcz i spodnie, podarte buty, schodzącą na szyję brodę oraz sterczące zza uszu włosy. Krzyczał i łapał się rozpaczliwie za twarz, jakby próbował zedrzeć z siebie skórę i ugasić ogień krwią. Patrzył na nas i krzyczał. Umierał za długo, a gdy śmierć w końcu nadeszła, to nie było tak, że światło po prostu zgasło. Nie przestawał walczyć, dopóki gardło nie skurczyło mu się tak bardzo, że nie był już w stanie krzyczeć. Jego ciało zwaliło się w kałużę, nie przestając płonąć. Z dachu wokół niego buchała para. Sauna w kostnicy. My również zamknęliśmy oczy. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Miasto, magia, Matthew Swift
— Beatrycze Nowicka
Londyńska litania
— Beatrycze Nowicka
Trzy miasta i trzej magowie – część druga
— Beatrycze Nowicka
Czarnoksiężnik w cudzych butach
— Anna Kańtoch
Zemsta w rytmie miasta
— Anna Kańtoch