Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Kate Griffin
‹Neonowy Dwór›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNeonowy Dwór
Tytuł oryginalnyThe Neon Court
Data wydania17 czerwca 2011
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMatthew Swift
ISBN978-83-7480-216-1
Format448s. 135×202mm
Cena39,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Neonowy Dwór

Esensja.pl
Esensja.pl
Kate Griffin
1 2 3 5 »
Prezentujemy fragment powieści Kate Griffin „Neonowy Dwór”. Książka będąca trzecim tomem cyklu, którego bohaterem jest czarnoksiężnik Matthew Smith, ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Kate Griffin

Neonowy Dwór

Prezentujemy fragment powieści Kate Griffin „Neonowy Dwór”. Książka będąca trzecim tomem cyklu, którego bohaterem jest czarnoksiężnik Matthew Smith, ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Kate Griffin
‹Neonowy Dwór›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNeonowy Dwór
Tytuł oryginalnyThe Neon Court
Data wydania17 czerwca 2011
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMatthew Swift
ISBN978-83-7480-216-1
Format448s. 135×202mm
Cena39,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Wstęp
Przywołanie Matthew Swifta
W którym wróg prosi o pomoc ostatnią osobę, której ktokolwiek by się spodziewał, pożar prowadzi do czegoś więcej niż drobne poparzenia, a w Sidcup wybucha wojna.

Nagle odniosłem wrażenie, że słyszę kroki w ciemności za sobą.
Kiedy się odwróciłem, umilkły.
• • •
Byłem właśnie w samym środku zdania. Mówiłem:
– …„smok” to zapewne zbyt dosłownie biologiczny sposób opisu…
I wtedy ktoś zacisnął mi na gardle pięść Boga, unieruchamiając mnie, a wszechświat stanął na głowie.
W świecie była dziura, a ja nie miałem palców, by chwycić się jej brzegów.
Wpadłem do środka.
• • •
Obudził mnie dzwoniący w kieszeni telefon.
Wyciągnąłem rękę, włączyłem go i przysunąłem do ucha, nie unosząc głowy, na wypadek gdyby tylko dzięki unieruchomieniu mogła nadal pozostać przytwierdzona do ciała. Czułem suchość w gardle. Podejrzewałem, że ma to coś wspólnego z tym całym dymem.
– Słucham?
To była Penny, moja uczennica. Jej głos był zbyt spokojny i opanowany. To znaczy, że się bała.
– Zniknąłeś – powiedziała.
– Hę?
– No wiesz… hej, trzask, łubudu, pa, pa.
– Hę?
– Nie żyjesz?
– To ma być żart?
Przetoczyłem się na plecy, czując, że wszystkie żebra wpijają mi się w skórę, jakby były zapakowane próżniowo. Coś wilgotnego i lepkiego przemieściło się pode mną z dźwiękiem przypominającym odrywanie rzepa. Musnąłem to palcami. Pachniało solą i żelazem. Miało gęstość płynnego miodu.
– To, co się stało, do licha? – zapytała Penny.
Oblizałem wargi. Smakowały węglem drzewnym.
– Przywołano mnie – wychrypiałem. Dlaczego tak trudno było tu oddychać? – Jakiś skurwysyn mnie przywołał. Mnie.
Ciemnoszary dym gęstniał z każdą chwilą, napływając do środka przez szczelinę pod drzwiami. Za jego kłębami dostrzegałem niewyraźnie ściany, szare i spękane. Jedynym kolorowym elementem były napisy nabazgrane na nich tanią farbą w sprayu.
ANARKIA NA WIEKI
JG TU BYŁA
ZAKAZ ZABAWY W BOGA
ratunku
PATRZYMY NA CIEBIE
– Zadzwonię do ciebie – zapewniłem i przerwałem połączenie, nim moja uczennica zaczęła przeklinać.
Oczy mnie piekły. W pokoju było za gorąco, światło widoczne za tumanami dymu gorzało zbyt jasno. Gdzieś za wybitym oknem padał deszcz, intensywny szum wody mącił ciszę londyńskiej nocy. Dźwignąłem się na ręce i kolana. W uszach mi dzwoniło. Coś ciepłego skapywało mi do ucha, a potem spływało w dół po szyi. Pomacałem się po głowie i wyczułem krew krzepnącą we włosach oraz guza. Popatrzyłem na podłogę i na tę samą lepką substancję na palcach. Na tle skóry wydawała się niemal czarna, ale w bladym sodowym świetle odbijającym się od podbrzusza nocnych chmur i blasku czegoś nieznanego po drugiej stronie buchającego zza drzwi dymu była niewątpliwie szkarłatna.
Z pewnością była to krew.
Ale nie moja.
To przynajmniej było miłe odkrycie, towarzyszyła mu jednak przykra świadomość, że krew nie była moja, ponieważ nic, co straciło jej tak wiele, nie mogłoby przeżyć. Cienki dywan nasiąknął nią całkowicie, rozprysła się po szczątkach kanapy, z której wypruto wyściółkę, pozostawiła również ślady dłoni na pomazanej farbą ścianie za niskim piecykiem gazowym i cmentarzem potłuczonych butelek po piwie. Była świeża i wydawała się chłodna tylko dlatego, że temperatura otoczenia gwałtownie rosła.
Ktoś namalował na podłodze zanurzonym w krwi palcem parę krzyży. Jeden był mniejszy od drugiego i umieszczono go w lewym górnym kwadrancie większego brata. Gdyby przyjrzał mu się ktoś wtajemniczony, mógłby się dopatrzyć miecza, nie krzyża, choć w przypadku rysunku wykonanego krwią na dywanie to rozróżnienie miało raczej akademicki charakter. Nie było jednak wątpliwości, że to starożytny symbol londyńskiego City i nieprzypadkowo również znak, który pewien szalony skurczybyk, wydając ostatnie tchnienie, wyciął na wewnętrznej powierzchni mojej prawej dłoni. Piętno Nocnego Burmistrza.
Dotarłem do okna i podciągnąłem się w górę wsparty na łokciach, czując przy tym chrzęszczące szkło pod rękawami anoraka, i wyjrzałem na zewnątrz. Księżyc w kwadrze rozpływał się na granicy deszczowych chmur, zabarwionych na pomarańczowo przez sodowe światło latarń palących się na dole. Na horyzoncie widniał szereg wzgórz o szczytach porośniętych drzewami i stokach nierówno poprzecinanych wstęgami autostrad. Strugi deszczu przesłaniały wszystko: prostokątne sylwetki budynków wznoszących się między sklepikami z chińszczyzną na wynos oraz przystankami autobusowymi; bladożółtego węża pociągu zmierzającego do jaskrawo oświetlonego dworca; ciemniejszy obszar publicznego wrzosowiska na niskim wzgórzu, okrążanym przez maleńkie świetliki samochodów, odbicia świateł telewizorów za zasłoniętymi oknami; wielkie kwadraty osiedli komunalnych o jaskrawoniebieskich albo czerwonych przyporach, jakby ich intensywne barwy mogły zamaskować brzydotę tego, co się na nich wspierało. Nie widziałem jednak żadnych charakterystycznych obiektów, które powiedziałyby mi coś więcej niż tylko to, że to anonimowe przedmieście, nieznana mi część miasta. Ale nadal moje miasto.
Potem spojrzałem w dół. Ziemia była daleko. Chodnik lśnił od deszczu czarnym blaskiem, jak ciemna strona Księżyca podczas zaburzeń atmosferycznych. Plac zabaw z zardzewiałymi, rozklekotanymi huśtawkami. Mały zabłocony placyk porośnięty trawą, służący jako wybieg dla psów; stojak na rowery, któremu nikt się nie odważył powierzyć swojego pojazdu. Szereg garaży o drzwiach pomazanych graffiti – od mniej lub bardziej prawdziwych dzieł sztuki aż po zwyczajowe inicjały pozostawione przez szukające zabawy dzieciaki. Niebieska furgonetka skręciła w wąską uliczkę odchodzącą od podwórka na dole i zniknęła mi z oczu. Łuna ognia tam, gdzie powinny być tylko białe światła reflektorów, a gdzieś niedaleko dźwięk alarmów przeciwpożarowych i odgłos płomieni atakujących drzwi.
Kłęby dymu przelatywały mi nad głową, podekscytowane wizją otwartej przestrzeni, czekającej na nie za wybitym oknem. Osłoniłem usta szalikiem i włożyłem na plecy tornister. Sięgnąłem do kieszeni po telefon. Okrwawione palce ślizgały się po klawiszach. Zdążyłem nacisnąć dwie pierwsze dziewiątki, nim na mojej kostce zacisnęła się czyjaś dłoń.
Podskoczyliśmy instynktownie, odkopując rękę na bok i sięgając po moc z sieci, by cisnąć nią w niewidocznego wroga. Włosy stanęły nam dęba, a serce pędziło jak silnik samochodu, który zaraz eksploduje. Spojrzałem pod nogi, spodziewając się śmierci, bólu, końca, stopu, przerażenia, czegoś bezimiennego, czego do tej chwili nie potrafiłem sobie wyobrazić. Zobaczyłem rękę. Skóra na grzbiecie dłoni była ciemna jak palone kakao, a od spodu różowa. Zbroczyła ją krew. Za dużo zbyt świeżej krwi. Ręka niknęła w długim czarnym rękawie. Głowa okryta biało-zieloną chustką, która zsunęła się w połowie, odsłaniając stare ślady po poparzeniach. Twarz. Okrągła, inteligentna i gniewna. Wykrzywione usta, oczy zaciśnięte z bólu, sieć blizn na lewej stronie przypominająca mapę ruchomych piasków na pustyni. Znałem ją. Nie raz już żałowałem, że ją widzę. Noc zmierzała do punktu kulminacyjnego.
– Odo? – wycharczałem. Z oczu ciekły mi łzy, a na języku czułem smak węgla.
Oda – zawodowa morderczyni, fanatyczka, święta kobieta albo psychopatka, co kto woli – spojrzała nam w oczy.
– Pomóż mi – wyszeptała spękanymi, spowitymi obłokami dymu ustami.
• • •
– Wiesz co, dopóki cię nie poznałam, byłeś całkiem fajny – oznajmiła Penny Ngwenya, czarnoksiężniczka (uczennica) i była strażniczka ruchu, pewnego pogodnego wieczoru, gdy wędrowaliśmy razem przez Spitalfields.
W normalnej sytuacji mógłbym jej odpowiedzieć nieuprzejmie, ale Penny, kobieta, której gniew omal nie zniszczył całego miasta, nie dbała zbytnio o normalność.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Ogniu krocz ze mną
— Beatrycze Nowicka

Uciekający czarnoksiężnik 3
— Anna Kańtoch

Tegoż twórcy

Miasto, magia, Matthew Swift
— Beatrycze Nowicka

Londyńska litania
— Beatrycze Nowicka

Trzy miasta i trzej magowie – część druga
— Beatrycze Nowicka

Czarnoksiężnik w cudzych butach
— Anna Kańtoch

Zemsta w rytmie miasta
— Anna Kańtoch

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.