Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lee Child
‹Umrzeć próbując›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUmrzeć próbując
Tytuł oryginalnyDie Trying
Data wydania21 czerwca 2004
Autor
PrzekładPaulina Braiter
Wydawca ISA
CyklJack Reacher
ISBN83-7418-003-X
Format512s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Umrzeć próbując

Esensja.pl
Esensja.pl
Lee Child
1 2 »
Zapraszamy do lektury dwóch pierwszych rozdziałów sensacyjnej powieści Lee Childa „Umrzeć próbując”. To druga wydana przez ISĘ książka z Jackiem Reacherem w roli głównej.

Lee Child

Umrzeć próbując

Zapraszamy do lektury dwóch pierwszych rozdziałów sensacyjnej powieści Lee Childa „Umrzeć próbując”. To druga wydana przez ISĘ książka z Jackiem Reacherem w roli głównej.

Lee Child
‹Umrzeć próbując›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUmrzeć próbując
Tytuł oryginalnyDie Trying
Data wydania21 czerwca 2004
Autor
PrzekładPaulina Braiter
Wydawca ISA
CyklJack Reacher
ISBN83-7418-003-X
Format512s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Gdybym miał wymienić wszystko, w czym mi pomogła, powstałaby lista dłuższa niż ta książka. Powiem zatem po prostu: dla mojej żony Jane. Dziękuję.
1
Nathana Rubina zabiła odwaga. Nie długotrwała, stanowcza odwaga, dzięki której zdobywa się medale na wojnie, lecz nagły przebłysk, oślepiający ułamek sekundy, który sprawia, że człowiek ginie na ulicy.
Wyszedł z domu wcześnie, jak to czynił zawsze sześć dni w tygodniu, pięćdziesiąt tygodni w roku. Skromne śniadanie, odpowiednie dla krępego, pulchnego mężczyzny, który mimo przekroczonej czterdziestki stara się utrzymać formę. Długa wędrówka wyściełanymi wykładziną korytarzami domu nad jeziorem, odpowiedniego dla mężczyzny, który w każdy z trzystu dni pracy zarabia tysiąc dolarów. Kciuk dotyka przycisku otwierającego drzwi garażu, przekręcenie kluczyka uruchamia cichy silnik kosztownego, importowanego samochodu. Płyta ląduje w szczelinie odtwarzacza, wóz skręca tyłem na żwirowy podjazd. Zwolnienie hamulca, cichy szczęk przekładni biegów, naciśnięcie pedału gazu – tak oto rozpoczęła się ostatnia, krótka jazda jego życia. 6.49 rano. Poniedziałek.
Przez całą drogę do pracy miał zielone światła. To właśnie stało się jedną z przyczyn jego zgonu, bo gdy wjechał w osłonięte miejsce za budynkiem, do końca preludium Fugi b-moll Bacha brakowało jeszcze trzydziestu ośmiu sekund. Nathan Rubin wysłuchał jej do ostatniego grzmotu organów. Oznaczało to, że gdy wysiadł z samochodu, trzej mężczyźni znaleźli się dość blisko, by mógł do pewnego stopnia zinterpretować ich działanie. Zerknął na nich zatem, a oni jednocześnie odwrócili wzrok i zmienili kurs, razem, niczym tancerze bądź żołnierze. Nathan Rubin ruszył w stronę budynku, potem jednak zatrzymał się i obejrzał przez ramię. Trzej mężczyźni stali przy jego samochodzie. Sprawdzali drzwi.
– Hej! – krzyknął.
Był to krótki uniwersalny okrzyk zdumienia, gniewu i wyzwania, odruchowy dźwięk, jaki wydaje z siebie uczciwy, naiwny obywatel, gdy dzieje się coś niespodziewanego. Instynktowna reakcja, która staje się przyczyną śmierci uczciwego, naiwnego obywatela.
Nathan ruszył z powrotem do wozu. Tamci mieli przewagę trzy do jednego, ale racja była po jego stronie, co sprawiło, że napiął mięśnie w nagłym przypływie pewności siebie. Maszerował ku nim; czuł się oburzony, sprawny i groźny.
Cóż za złudzenie. Miękki mieszkaniec przedmieścia w żadnym razie nie zdołałby sobie poradzić w podobnej sytuacji. Jego sprawność pochodziła wyłącznie z siłowni, nie miała znaczenia. Twarde mięśnie brzucha poddały się po pierwszym brutalnym ciosie. Twarz skoczyła w przód i w dół, twarde kostki zmiażdżyły wargi i strzaskały zęby. Mocne ręce pochwyciły go i przytrzymały w powietrzu, jakby nic nie ważył. Wyrwano mu z ręki kluczyki, poczuł ogłuszające uderzenie w ucho. Do ust napłynęła mu krew. Wylądował na asfalcie, ciężkie buty zaczęły kopać go w plecy, potem w brzuch, w głowę. Jego umysł spowiła czerń, niczym ekran telewizora w samym środku burzy. Świat po prostu zniknął; zwinął się, tworząc cienką, rozżarzoną linię, a potem zgasł.
I tak Nathan umarł z powodu ułamka sekundy szaleńczej odwagi. Ale nie wtedy. Umarł znacznie później, gdy po ułamku sekundy odwagi nastąpiły długie godziny panicznego, dławiącego strachu, a potem ciągnące się w nieskończoność minuty obłąkańczej, rozwrzeszczanej paniki.
• • •
Jacka Reachera ocaliła ostrożność. Ostrożność przywołana przez słabe echo z przeszłości. Miał bogatą przeszłość, a echo pochodziło z jej najgorszej części.
Odsłużył trzynaście lat w wojsku i tylko raz został ranny – nie kulą, lecz odłamkiem kości szczęki sierżanta piechoty morskiej. Stacjonował wówczas w Bejrucie, w bazie amerykańskiej obok lotniska. Na ulicy wybuchła bomba ukryta w ciężarówce. Reacher stał przy bramie, sierżant piechoty morskiej był sto metrów bliżej wybuchu. Nie zostało z niego nic poza owym odłamkiem kości, który uderzył stojącego sto metrów dalej Reachera i niczym pocisk przeszył mu brzuch. Chirurg wojskowy, który zszywał ranę, powiedział później, że Reacher miał szczęście. Prawdziwa kula w jamie brzusznej byłaby jeszcze gorsza. To właśnie echo usłyszał teraz Reacher i bardzo uważał na każde słowo, ponieważ trzynaście lat później stał bez ruchu, a z odległości pięciu centymetrów celowano mu z pistoletu prosto w brzuch.
Pistolet, dziewięciomilimetrowy automat, nowiusieńki, naoliwiony, trzymany nisko, wymierzono wprost w starą bliznę. Facet, który z niego mierzył, chyba wiedział, co robi. Broń była odbezpieczona, lufa nawet nie drgnęła, zero napięcia, palec na spuście gotów do wykonania ruchu. Reacher dostrzegł to natychmiast. Skupił uwagę na owym palcu.
Stał obok kobiety; trzymał ją pod rękę. Nigdy wcześniej jej nie widział. Kobieta wpatrywała się w identyczny dziewięciomilimetrowy pistolet, z którego celowano w jej brzuch. Jej napastnik był bardziej spięty niż Reachera. Wydawał się niespokojny, zdenerwowany, jego broń drżała. Miał obgryzione paznokcie. Drobny nerwus. Cała czwórka stała na ulicy, troje niczym posągi, czwarty przestępował lekko z nogi na nogę.
Znajdowali się w Chicago, w centrum miasta, na ruchliwym chodniku, w poniedziałek, ostatni dzień czerwca. Jasne słońce, ładny, słoneczny, letni dzień. Wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy, w sposób, którego nie dałoby się przygotować nawet za milion lat. Reacher spacerował ulicą, nigdzie się nie wybierał, nie szedł ani szybko, ani wolno. Miał właśnie minąć wyjście pralni chemicznej, gdy drzwi otwarły mu się tuż przed nosem i na chodnik pod jego stopy wypadła stara, metalowa kula. Reacher uniósł wzrok i ujrzał stojącą w wyjściu kobietę. Niewiele brakowało, a upuściłaby naręcze dziewięciu worków z pralni. Dochodziła trzydziestki – ciemnowłosa, spokojna, ładna, ubrana w dość drogie ciuchy. Coś było nie tak z jej nogą, musiała doznać jakiegoś urazu. Jej dziwna pozycja świadczyła, że cierpi. Popatrzyła na niego prosząco. Odpowiedział spojrzeniem mówiącym: nie ma sprawy i podniósł metalową kulę. Jedną ręką odebrał kobiecie dziewięć worków, drugą wręczył laskę. Torby zarzucił na ramię, czując, jak dziewięć drucianych wieszaków wrzyna mu się w palec. Kobieta wsparła kulę o chodnik i wsunęła przedramię w specjalny wygięty uchwyt. Reacher podał jej rękę, zawahała się, potem skinęła głową zawstydzona, a on ujął ją pod ramię i odczekał chwilkę. Wiedział, że pomaga, ale czuł się dziwnie. Odwrócili się razem, by odejść. Reacher sądził, że przejdzie z nią kilka kroków, aż kobieta odzyska panowanie nad sobą, potem wypuści jej rękę i odda ubrania. Kiedy się jednak odwrócił, ujrzał tuż przed sobą dwóch mężczyzn, którzy trzymali w rękach dziewięciomilimetrowe pistolety automatyczne.
Cała czwórka zamarła, stając twarzą w twarz, parami, niczym cztery osoby jedzące razem kolację w ciasnej kabinie w restauracji. Dwaj trzymający broń mężczyźni byli biali, dobrze odżywieni, zachowywali się z lekką, wojskową precyzją. Byli też nieco do siebie podobni – średni wzrost, krótkie brązowe włosy, potężne muskularne dłonie. Wielkie, bezmyślne twarze, nieciekawe, różowe rysy, napięcie w twardych oczach. Nerwowy facecik był niższy, zupełnie jakby większość energii zużywał na zmartwienia. Obaj mężczyźni mieli na sobie koszule w kratę i popelinowe kurtki. Stali tuż obok siebie. Reacher, który znacznie przewyższał wzrostem pozostałą trójkę, mógł rozejrzeć się wokół, patrząc nad ich głowami. Stał jednak zaskoczony, z ubraniami kobiety zarzuconymi na ramię. Kobieta wspierała się na kuli; milczała. Dwaj mężczyźni celowali do nich z broni. Reacherowi wydawało się, że stoją tak bardzo długo, wiedział jednak, że to mylące uczucie. Prawdopodobnie minęło zaledwie półtorej sekundy.
Mężczyzna stojący naprzeciwko Reachera był chyba przywódcą. Spokojnie wodził wzrokiem pomiędzy Reacherem i kobietą. W końcu skinął bronią, wskazując krawężnik.
– Do wozu, suko – polecił. – I ty, dupku.
Mówił z naciskiem, lecz cicho, władczo, praktycznie bez akcentu, może z odrobiną kalifornijskiego. Przy krawężniku czekał na nich samochód – wielki, czarny, drogi wóz. Kierowca pochylał się nad przednimi siedzeniami; wyciągając rękę, starał się zwolnić zamek w drzwiach. Mężczyzna naprzeciw Reachera ponownie skinął bronią. Reacher nawet nie drgnął. Spojrzał w prawo, w lewo i uznał, że ma jeszcze półtorej sekundy, by dokonać wyboru. Dwaj faceci z pistoletami automatycznymi niespecjalnie go martwili. Z powodu prania dysponował wprawdzie tylko jedną wolną ręką, uznał jednak, że bez trudu załatwiłby ich obu. Problemy kryły się obok i za jego plecami. Zerknął w okno pralni, korzystając z niego niczym z lustra. Dwadzieścia metrów dalej chodnikiem przelewał się gęsty tłum. Kilka zbłąkanych pocisków z łatwością znalazłoby cel. Bez dwóch zdań. Oto problem za jego plecami. Problem obok to nieznana kobieta. Nie miał pojęcia, jak zachowałaby się w takiej sytuacji. Ma niesprawną nogę. Z pewnością zareagowałaby z opóźnieniem, poruszyła się powoli. Nie zamierzał wdawać się w walkę, nie w tym otoczeniu, nie z kimś takim u boku.
Mężczyzna mówiący z lekkim kalifornijskim akcentem wyciągnął rękę i chwycił przegub Reachera, obciążony dziewięcioma workami z praniem. Pociągnął go do samochodu. Palec wskazujący nadal czekał na swoją chwilę; Reacher obserwował go kątem oka. Wypuścił rękę kobiety, podszedł do wozu, cisnął worki na tylne siedzenie i wsunął się za nimi. Kobieta wylądowała obok niego, potem do środka wgramolił się nerwusek i zatrzasnął drzwi. Przywódca wsiadł z przodu, po prawej. Trzasnął drzwiami. Kierowca pchnął dźwignię biegów i samochód potoczył się cicho ulicą.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Śmiertelne skutki uczynności
— Artur Długosz

Tegoż twórcy

Reacher Yojimbo
— Konrad Wągrowski

Motel na uboczu
— Konrad Wągrowski

Jack Reacher wysiada z autobusu
— Konrad Wągrowski

W duchu Alistaira Macleana
— Konrad Wągrowski

Pogodne wyłamywanie palców
— Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Marzec 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Alicja Kuciel, Jarosław Loretz, Paweł Micnas, Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Wewnętrzny smutek Reachera
— Konrad Wągrowski

Gdzie kucharek sześć…
— Anna Kańtoch

Sekcja specjalna zawsze lojalna
— Marcin Łuczyński

Tajemnica małego miasteczka
— Artur Długosz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.