Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michael J. Sullivan
‹Królewska krew. Wieża elfów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKrólewska krew. Wieża elfów
Tytuł oryginalnyThe Crown Conspiracy. Avempartha
Data wydania18 października 2011
Autor
PrzekładEdward Szmigiel
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklOdkrycia Riyrii
ISBN978-83-7648-951-3
Format736s. 125×195mm
Cena45,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Królewska krew. Wieża elfów

Esensja.pl
Esensja.pl
Michael J. Sullivan
« 1 2 3 4

Michael J. Sullivan

Królewska krew. Wieża elfów

– Może im pomaga. Dowiedziałem się, że to bardzo inteligentny jegomość. Może to on planuje schadzki ukochanej siostry i zajmuje się przekazywaniem korespondencji? To wygląda bardzo źle, Wiktorze. Oto córka markiza popierającego imperialistycznego króla zadaje się z rewolucjonistą i spotyka z nim w rojalistycznym królestwie Melengaru, podczas gdy wszystko to organizuje jego syn. Wielu mogłoby to uznać za rodzinną zmowę. Co by powiedział na ten temat król Ethelred? My wiemy, że jesteś lojalny, ale inni mogą w to powątpiewać. Źle ulokowane uczucia niewinnej dziewczyny mogą zszargać honor twojej rodziny.
– Oszalałeś – odparował Wiktor. – Myron poszedł do opactwa, kiedy miał zaledwie cztery lata. Alenda nigdy z nim nawet nie rozmawiała. Ta cała konfabulacja to bez wątpienia próba wywarcia na mnie nacisku, abym zmusił ją do poślubienia ciebie. I znam powód. Nie zależy ci na niej. Chcesz jej posagu, doliny Rilan, która tak ładnie graniczy z twoją ziemią. O to ci właśnie chodzi. A także o podniesienie swojego statusu poprzez to małżeństwo. Jesteś żałosny.
– Żałosny, tak?
Archibald odstawił kieliszek i wyjął spod koszuli klucz, który miał zawieszony na srebrnym łańcuszku na szyi. Wstał i podszedł do gobelinu przedstawiającego scenę uprowadzenia jasnowłosej szlachcianki przez jadącego konno caliskiego księcia. Odchylił tkaninę, odsłaniając ukryty sejf. Przekręcił klucz w zamku i otworzył metalowe drzwiczki.
– Na dowód tego mam plik listów napisanych własnoręcznie przez twoją cenną córeczkę. Świadczą one o jej dozgonnej miłości do odrażającego wiejskiego rewolucjonisty.
– Jak je zdobyłeś?
– Ukradłem. Chciałem poznać rywala, więc kazałem ją śledzić. Zorganizowałem przechwycenie jej listów posyłanych do opactwa. – Wyjął z sejfu plik pergaminowych kartek i rzucił go Wiktorowi na kolana. – Proszę! – powiedział z nutą triumfu w głosie. – Poczytaj o knowaniach swojej córki i sam zdecyduj, czy na małżeństwie ze mną wyszłaby lepiej, czy nie.
Wrócił na swoje miejsce i uniósł kieliszek w zwycięskim geście. Wygrał. W celu uniknięcia politycznej zguby Wiktor Lanaklin, wielki markiz Glouston, rozkaże córce poślubić hrabiego. Markiz nie miał wyboru. Gdyby wieść o tym dotarła do Ethelreda, możliwe, że zarzucono by mu nawet zdradę. Imperialistyczni królowie żądają, aby ich szlachcice mieli takie same poglądy polityczne i okazywali takie samo posłuszeństwo Kościołowi jak oni. Archibald wątpił, aby Wiktor naprawdę sympatyzował z rojalistami czy nacjonalistami, ale każda oznaka niewłaściwych przekonań byłaby dla króla wystarczającym powodem do okazania swojego niezadowolenia.
W końcu Ballentyne będzie miał pogranicze, a z czasem być może uzyska kontrolę nad całą marchią. Dzięki Chadwick i Glouston zyska też nie mniejsze wpływy na dworze niż książę Rochelle.
Spoglądając teraz na siwego starca w wykwintnym stroju podróżnym, Archibald nieomal mu współczuł. Dawno temu markiz cieszył się opinią mężczyzny inteligentnego i odważnego, co częściowo wynikało z jego tytułu, gdyż człowiek o godności markiza nie był zwykłym szlachcicem jak hrabia. Do jego obowiązków należało strzeżenie królewskich granic, czemu podołać mógł tylko zdolny, czujny przywódca zaprawiony w boju. Czasy jednak się zmieniły i Warric miało pokojowo nastawionych sąsiadów. Tym samym wielki strażnik się rozleniwił, a jego siły zmalały, bo przestał ich potrzebować.
Kiedy Wiktor otwierał listy, Archibald rozmyślał o swojej przyszłości. Markiz miał rację. Chodziło mu o ziemię, którą by zyskał wraz z jego córką, ale myśl o zaciągnięciu Alendy do łóżka też sprawiała mu niemałą przyjemność, ponieważ dziewczyna była naprawdę atrakcyjna.
– Archibaldzie, czy to jakiś żart? – spytał Wiktor.
Wyrwany z zadumy hrabia odstawił kieliszek.
– Jak to?
– Na tych pergaminach nic nie ma.
– Co takiego? Oślepłeś? To… – Archibald urwał, zobaczywszy puste kartki w ręku markiza. Chwycił garść listów i pospiesznie je otworzył. Ujrzał jedynie kolejne czyste pergaminy. – To niemożliwe!
– Może napisano je znikającym atramentem? – zadrwił Wiktor.
– Nie… nie rozumiem… To nie są nawet te same pergaminy!
Zajrzał do sejfu, ale nic tam nie było. Jego konsternacja przerodziła się w panikę. Otworzył gwałtownie drzwi i zaniepokojonym głosem zawołał Bruce’a. Zbrojny wbiegł z dobytym mieczem.
– Co się stało z listami, które miałem w sejfie?! – wrzasnął Archibald do żołnierza.
– Ja… nie wiem, milordzie – wyjąkał Bruce, po czym schował miecz do pochwy i stanął na baczność przed hrabią.
– Jak to: nie wiesz? Czy dziś wieczorem schodziłeś z posterunku?
– Oczywiście, że nie.
– Czy ktokolwiek wchodził do gabinetu podczas mojej nieobecności?
– Nie, milordzie, to niemożliwe. Tylko ty masz klucz.
– To gdzie, na litość Maribora, są te listy? Osobiście je tu włożyłem. Czytałem je, kiedy przyjechał markiz. Nie było mnie tylko przez kilka minut. Jakim cudem mogły zniknąć?
Archibald myślał gorączkowo. Trzymał listy w ręku całkiem niedawno. Zamknął je w sejfie pod kluczem. Był o tym przekonany. Gdzie więc się podziały?
Wiktor dopił koniak i wstał.
– Jeżeli pozwolisz, Archie, pójdę już. To była koszmarna strata mojego czasu.
– Wiktorze, zaczekaj. Nie odchodź. Listy naprawdę istnieją. Zapewniam cię, że je miałem!
– Naturalnie, Archie. Przy następnej próbie szantażu proponuję przygotować lepszy blef.
Markiz wyszedł z komnaty i zniknął na schodach.
– Lepiej rozważ moje słowa, Wiktorze! – krzyknął za nim Archibald. – Odnajdę te listy. Na pewno! Przywiozę je do Aquesty! Pokażę na dworze!
– Co mam zrobić, milordzie? – zapytał Bruce.
– Zaczekaj, głupcze. Muszę pomyśleć.
Przeczesał drżącą ręką włosy i zaczął krążyć po komnacie. Obejrzał dokładnie kartki. Pergamin rzeczywiście trochę się różnił od tego, na którym powstały wielokrotnie przeczytane przez niego listy. Choć nie miał wątpliwości, że schował je do sejfu, zaczął zaglądać do szuflad i przerzucać papiery na biurku. Dolał sobie koniaku i podszedł do kominka. Zerwał siatkę i pogmerał pogrzebaczem w popiele w poszukiwaniu tlących się skrawków pergaminu. Sfrustrowany, wrzucił puste listy do ognia. Wychylił kieliszek jednym haustem i usiadł ciężko na krześle.
– Przecież tu były – powiedział zbity z tropu. Powoli coś zaczęło mu świtać w głowie. – Bruce, ktoś musiał je ukraść. Złodziej nie mógł uciec daleko. Przetrząśnij cały zamek. Zabezpiecz każde wyjście. Nie wypuszczaj nikogo, ani personelu, ani strażników. Nikt nie może stąd wyjść. Przeszukaj każdego!
– W tej chwili, milordzie – odpowiedział Bruce, po czym dodał: – A co z markizem, milordzie? Jego też mam zatrzymać?
– Oczywiście, że nie, idioto! On nie ma tych listów.
Archibald wpatrywał się w ogień, słuchając cichnącego odgłosu kroków zbiegającego po schodach Bruce’a. W głowie kłębiło mu się sto pytań bez odpowiedzi. Łamał sobie głowę, ale nie potrafił odkryć, w jaki sposób złodziej zdołał tego dokonać.
– Wasza lordowska mość? – wyrwał go z zamyślenia nieśmiały głos stojącego w drzwiach majordomusa.
Archibald spiorunował go spojrzeniem i służący zaczerpnął głęboko powietrza, zanim ośmielił się ponownie odezwać.
– Milordzie, przykro mi, że cię niepokoję, ale na dziedzińcu jest jakiś problem, który wymaga twojej interwencji.
– Jaki problem? – warknął Archibald.
– Nie znam szczegółów, ale ma to związek z markizem, sir. Mam cię poprosić, abyś przyszedł. To znaczy, uniżenie poprosić…
Na schodach Archibald się zastanawiał, czy przypadkiem staruszek nie padł martwy, zanim zdążył wyjechać z zamku. I nie byłoby to wcale takie straszne. Wkrótce jednak okazało się, że markiz żyje, ale jest wściekły.
– Nareszcie, Ballentyne! Co zrobiłeś z moim powozem?!
– Czym?
Bruce zbliżył się do Archibalda i szepnął mu na ucho:
– Wasza lordowska mość, wygląda na to, że nie ma powozu i koni markiza.
Archibald uniósł palec w kierunku Lanaklina.
– Zaraz do ciebie przyjdę, Wiktorze – oznajmił głoś­no, a następnie szepnął do Bruce’a: – Jak to: nie ma?
– Nie wiem, sir, ale strażnik przy bramie twierdzi, że markiz i jego woźnica, a raczej dwóch ludzi, którzy na nich wyglądali, już wyjechali przez frontową bramę.
Hrabiemu zrobiło się nagle niedobrze. Odwrócił się do czerwonego ze złości Lanaklina.
koniec
« 1 2 3 4
19 października 2011

Komentarze

22 X 2011   00:50:48

Dziękuję za ten fragment. Dzięki niemu wiem od czego trzymać się z daleka.

26 X 2011   18:35:41

Czytałam i podobało mi się. Na pewno kupię po polsku.

30 XII 2011   19:32:50

Michael J. Sullivan na pierwszy rzut oka nie stworzył niczego oryginalnego. Złodzieje na planie głównym, jako przebojowi bohaterowie, to już powszechny wzór w książkach fantastycznych, a jednak. Wchodząc głębiej w powieść czytelnik może się przekonać, że pozory często mylą, a to, co może się wydawać już przeżytkiem, zawsze przez kogoś o świeżym pomyśle zostanie wybite na wyższy poziom. Royce i Hadrian należą właśnie do takich postaci, które mimo powszechnego fachu są całkowicie oryginalne i mogą dla wielu być wzorem cnót. Dwaj bohaterowie zaskakują na każdym kroku swoją pomysłowością, dowcipem oraz inteligentnymi, przemyślanymi dialogami.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Ich dwoje
— Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Las w podziemiach, w lesie lisz
— Beatrycze Nowicka

Rzuć przez okno sercem, gdy twoje złamane
— Beatrycze Nowicka

Przyczajony Hadrian, ukryty Royce
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.